poniedziałek, 27 października 2014

Puk, puk

Jest tu jeszcze ktoś? :)

Sporo czasu minęło od mojej ostatniej aktywności na bloggerze, ale naprawdę potrzebowałam tego czasu na regenerację. Teraz jest już o niebo lepiej niż te dwa miesiące temu... Mimo woli dalej czasem wracam do tego, co się stało, bo inaczej jeszcze nie potrafię, ale wiem też, że będzie to we mnie siedziało do końca życia, choć pewnie z czasem będę odczuwała mniejszy ból na myśl tego, co się stało. Długo zastanawiałam się nad tym, czy jeśli Wam powiem, co się stało, to lepiej będzie Wam zrozumieć dlaczego tak Was zaniedbałam i tego bloga, do którego szczególnie ciężko mi było wrócić ze względu na jego treść i tego, co się teraz w nim dzieje, bo po prostu rana w moim sercu była za świeża. Jednak stwierdziłam, że nie chcę burzyć Waszej błogiej nieświadomości tego jak ciężko jest przejść pewne rzeczy, kiedy jest się dorosłym, a w duchu wciąż czuje się nastolatkiem. Nawet nie wiecie jak zazdroszczę Wam tej czystości jaką w sobie macie. Tych błahych problemów, miłosnych rozterek, walki z rodzicami i ich nadopiekuńczością. Gdybym mogła oddałabym wszystko, co mam żeby cofnąć się w czasie i znów poczuć ten zew młodości i słuchać narzekań rodziców o spóźnienia czy marne oceny w szkole. Często nie doceniamy wtedy naszych mam i ojców uważając, że zależy im tylko na dobrych ocenach, czy że po prostu chcą nam zatruć naszą młodość, ale uwierzcie mi, że kiedy trzeba to staną za Wami murem i zrobią wszystko, żeby Wam pomóc. Czasami się nie czuje ich miłości, ale ona jest. Ja prawdziwą miłość od mojej mamy poczułam właśnie dwa miesiące temu, kiedy obydwie siedziałyśmy i płakałyśmy. Czuła mój ból i przeżywała go razem ze mną. Wspierała mnie cały czas i nie zamęczała gadaniem, że kiedyś o tym zapomnę, czy że będzie kiedyś lepiej, bo wiedziała, że mi to nie pomoże. Nie przeżyłabym tego, gdyby nie ona. Nawet mój chłopak nie był w stanie mnie wesprzeć tak mocno jak Ona, choć to może wzięło się z tego, że ta cała sytuacja dotyczyła też i jego... Chce Wam tylko powiedzieć, żebyście doceniały to, co macie. Że trzeba cieszyć się w życiu każdą chwilą i korzystajcie ile możecie z tego, że jesteście wciąż na tyle młode, by się bawić, korzystać z beztroskości, którą macie i patrzeć na świat jako na ten piękny nie widząc go z tej drugiej, brzydkiej strony.

Nie długo widzimy się na nowym rozdziale, który postaram się naskrobać w wolnej chwili. Trzymajcie się ciepło w te zimne dni :)
Kocham Was i dziękuję za ciepłe słowa, które od Was usłyszałam <3 Jesteście niezastąpione i cieszę się, że Was mam! <3

wtorek, 26 sierpnia 2014

Hej...

Nie wiem nawet jak zacząć, bo mam pustkę w głowie. Od razu powiem, żeby nie robić niepotrzebnego zamieszania i stresu, że nie usuwam, ani nie zawieszam bloga, spokojnie.
Chciałabym powiedzieć tylko o dwóch rzeczach.
Pierwsza jest taka, że irytuje mnie fakt, który zauważyłam nie tylko u siebie, ale i na innych blogach, że niektóre Anonimki nie potrafią zrozumieć, że bloggerki mają też życie poza opowiadaniami i żyją rzeczywistością, więc logiczne jest, że czasami trzeba na rozdział poczekać dłużej. Tak ciężko to zrozumieć? Jeżeli Anonimku Ci to przeszkadza, siłą Cię nie trzymam i jeśli Cię zabraknie, to płakać nie będę. Wiem, że mam oddane Czytelniczki, które rozumieją fakt, iż nie mam kilkunastu lat, tylko już niestety 22 i dwoma nogami chcąc niechcąc stoję już w świecie dorosłych gdzie obowiązki, które mam już mnie przygniatają, a to dopiero początek.
Drugą rzeczą jest to, że cholernie Was przepraszam za ten brak odzewu z mojej strony. Nie chcę Was zagłębiać w temat, ale jestem teraz w takim dole od jakiegos czasu z pewnego powodu, że nie mam siły do niczego. Już nie wiem sama, co ze sobą zrobić żeby było lepiej... Mam tak wielki żal do świata, do swojego życia i samej siebie, że tego nie ogarniam. Gdybym miała możliwość spotkać mój los, to wychłostałabym go po gębie i zapytała: "co ty do cholery wyprawiasz z moim życiem?!" Codziennie rano muszę się zmuszać żeby wstać z łóżka i iść do pracy z głową pełna jednej myśli i ciągle zmagam się, żeby chociaż trochę zatuszować spuchnięte oczy od nocnego płaczu... Już nie wiem jak sobie poradzić, więc musicie jeszczw trochę na mnie poczekać. W sobotę zaczynam urlop i jadę na tydzień nad morze z moim chłopakiem i mam nadzieję, że tam się oderwę i odpoczne psychicznie od wszystkiego. Dajcie mi jeszcze trochę czasu na dojście do siebie i trzymajcie za mnie kciuki. Będzie dobrze, bo musi być. I tego sie trzymam.a raczej sie staram.

Kocham Was i dziękuję tym, co są i rozumieją <3

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 64.

Zanim jednak zaczął grać jeszcze się odezwał.
- Jej tytuł to heartbreak story – uśmiechnął się. Zrobiłam zaciekawioną minę, bo tytuł nie był zbyt radosny. Tym bardziej, że jak mówił napisał tę piosenkę dla mnie – Po prostu posłuchaj – dodał widząc moją konsternację. Nacisnął pierwsze klawisze, a wraz z nimi zaczął śpiewać.

She was staring at the window
And the snow it was falling
Seemed like everything I used to know
It was crumbling

She cannot cope and it hurts inside her mind
Couldn’t let it go, let it go
Couldn’t bear to ever be alone
She wondered how this had happened

Wiedziałam, że słowa piosenki nawiązują do sytuacji z… Marcinem. Byłam pod wrażeniem tego jak Nath bardzo wczuł się w moją sytuację i to, jak wtedy odczuwałam to rozstanie. Momentalnie przypomniałam sobie te chwile rozstania z byłym i zrobiło mi się ciężko na duchu. Moje serce w tym momencie koił głos Nathana i dźwięki pianina. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w najpiękniejszy dla moich uszu dźwięk

He gave You up and then he let you down
And all the trust is broken now
You can’t remember how it used to be
Doesn’t have to be a heartbreak story
Just say You’ll let me in Your heart
I should’ve been there from the start

Otworzyłam oczy i spojrzałam na Nathana. Myślałam, że ta piosenka będzie o moim rozstaniu. Coś w stylu pomocy zapomnienia całkowicie o mojej przeszłości. A po ostatnich wersach miło się rozczarowałam! To było tak niesamowite uczucie, że rozczuliłam się i poczułam łzy w moich oczach, po czym uśmiechnęłam się szeroko do bruneta, który kontynuował patrząc mi prosto w oczy.

I promise you as long as you’re with me
There’ll never be a heartbreak story

Girl there is no need to hide away
What’s done is done now
Tangled up you and I lay
Here together as one now

I’ll surround you and keep you safe
Every day, every day
I know you never like to be alone
And now you don’t have to

Przerwał na chwilę tylko po to, by cmoknąć mnie w czubek nosa przez co uśmiechnęłam się delikatnie I wytarłam spływające łzy.

He gave You up and then he let you down
And all the trust is broken now
You can’t remember how it used to be
Doesn’t have to be a heartbreak story
Just say You’ll let me in Your heart
I should’ve been there from the start
I promise you as long as you’re with me
There’ll never be a heartbreak story

Nathan skończył śpiewać i zdjął ręce z klawiszy, ale nie dałam mu mnie przytulić.
- Zagraj jeszcze raz, proszę – powiedziałam cicho i spojrzałam na niego błagalnie. Nie musiałam go prosić. Zrobił to od razu i znów wsłuchiwałam się w słowa, które śpiewał. Śpiewał dla mnie. Śpiewał o mnie. Było to dla mnie niesamowite wyróżnienie i najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek w życiu dostałam. Pochłaniałam każde słowo po słowie starając się uzyskać z tego jak najwięcej doznań. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie i nigdy się nie kończyć. Wiedziałam jedno. To będzie najpiekniejsza moja chwila spędzona z Nathanem. Tym razem zaśpiewał refren dwa razy na końcu dając mi dłużej cieszyć się jego głosem.
- Boże, Nathan! – pisnęłam i tylko na tyle było mnie stać, kiedy skończył. Zaśmiał się delikatnie i przytulił mnie do siebie mocno, a ja to odwzajemniłam. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham – wyszeptał w moje włosy
- Teraz już wiem – spojrzałam na niego rozczulona – i wiem też, że tak samo mocno jak ja ciebie – dodałam i się uśmiechnęłam. On uczynił to samo po czym zbliżył swoje usta do moich i pocałował mnie tak czule, że aż po ciele przeszły mi dreszcze. Już tyle pocałunków za nami, a ja dalej przy każdym odczuwam to samo cudowne mrowienie jakby to był nasz pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie zależało mi na kimś tak bardzo i nie ulokowałam swoich uczuć tak głęboko jak w nim. To co było z Marcinem, to jakby porównać szklankę wody do całego oceanu.  To Nathan był moim oceanem, moją ostoją i moim przeznaczeniem. Jeżeli jego miałoby kiedyś nie być, to nie będzie już nikogo na jego miejscu. Nasze usta nie mogły się od siebie oderwać i ciągle stykały się w pocałunkach, którymi wymienialiśmy się non stop. Nie spieszyliśmy się z nimi, były słodkie i delikatne, ale jednocześnie pełne namiętności. Stykaliśmy się ze sobą cali jak najbardziej się dało, a ręce błądziły po ciałach przyciskając je do siebie bardziej. Nathan swoją dłoń skierował na mój kark i delikatnie po nim przejechał, przez co aż zadrżałam. Uśmiechnął się na moją reakcję, co sama odwzajemniłam.  Chciałam mu się odwdzięczyć tym samym, więc delikatnie przejechałam mu po szyi kierując się do obojczyka. Znowu się uśmiechnął, ale tym razem szerzej i przywarł do mnie jeszcze bardziej i zaczął całować mnie bardziej zachłannie. Wiedziałam do czego to zmierza i cholernie mi się to podobało. Minęło tyle czasu od naszej ostatniej bliskości przez mój poród, że nasze pragnienie osiągnęło maksymalną skalę. Musiało kiedyś w końcu wybuchnąć i to był ten moment. Nathan chyba pomyślał o tym samym, bo nie wahając się nawet chwili złapał za koniec mojej bluzki i jednym ruchem zdjął ją ze mnie, a potem zrobił to samo ze swoja.  Znów przywarł swoimi ustami do moich i sięgnął do zapięcia mojego stanika , sprawnie je odpiął i zdjął go ze mnie uwalniając moje piersi, które zamknął w swoich dłoniach. Jęknęłam czując na swoim rozpalonym ciele chłód jego rąk. Usiadłam na nim okrakiem i całowałam go mocniej czerpiąc z jego ust jak najwięcej przyjemności. Złapał mnie za pośladki i za nie ścisnął, co spotęgowało moje pragnienie. Czułam doskonale, że i on jest spragniony, a jeszcze bardziej upewniało mnie w tym wybrzuszenie, które doskonale pod sobą czułam. Przestałam go całować nie spuszczając z niego wzroku i mając na ustach przebiegły uśmiech zeszłam z niego i sięgnęłam do jego spodenek, które z niego zdjęłam. Złapałam za bokserki, żeby pozbyć się i ich i już miałam je z niego ściągnąć, kiedy Tomek zaczął płakać na górze. Zastygłam w tej samej pozycji i z ciężkim westchnięciem spuściłam głowę.
- No po prostu nie wierzę! – jęknął ze śmiechem Nathan
- Chłopak ma wyczucie – dołączyłam do niego. Zarzuciłam na siebie swoją bluzkę i poszłam na górę do syna. Wyjęłam go z łóżeczka i usiadłam na łóżku po czym przyłożyłam go do piersi, bo wiedziałam, że na pewno jest głodny.
- Czegoś zapomniałaś – doszedł do nas Nathan szeroko uśmiechnięty machając moim stanikiem trzymanym w dłoni. Założył z powrotem spodenki, ale koszulkę już pominął.
- Spadaj – zaśmiałam się
- Może się dołączę z drugiej strony – pomachał brwiami i podszedł bliżej
- Głupek z ciebie – przewróciłam oczami
- Ale za to mnie kochasz – odgryzł się – A Ty to masz wyczucie! – powiedział do Tomka i pogłaskał go po główce
- No idealne wręcz – dodałam, a mały przestał jeść i uśmiechnął się słodko
- Zobacz, zrozumiał!
- No na pewno – zaśmiałam się
- Mój mądry syn – pękał z dumy
- To trzymaj tego swojego syna i go uśpij, a ja idę się położyć – podałam mu go
- Tylko nie zasypiaj beze mnie – mrugnął. Podeszłam do niego i zbliżyłam się do jego ucha.
- Będę czekać – szepnęłam i przygryzłam płatek jego ucha, co wywołało u niego dreszcze. Uśmiechnęłam się szeroko i dodałam – Naga… - po czym odsunęłam się od niego nie spuszczając wzroku
- Jesteś niesamowita! – jęknął – Synu! Idziesz szybko spać, bo rodzice muszą poważnie porozmawiać! – powiedział i zaczął nim kołysać, a ja się zaśmiałam. Poszłam do sypialni, ale nie zrobiłam tak jak mówiłam. Słuchając zasady, w której mowa o tym, że czasami bardziej pociągająca jest bielizna niż nagość, założyłam komplet, który kupiłam kiedyś będąc na zakupach z dziewczynami w Londynie. Czułam się trochę nieswojo, bo nie wiedziałam jak zareaguje na to Nathan, który nigdy nie widział mnie jeszcze w takim wydaniu. Korzystając z chwili, w której jeszcze usypia Tomka, podeszłam do toaletki i podmalowałam się trochę bardziej. Kiedy rozpuszczałam właśnie włosy i oceniałam całość przed lustrem, do środka wszedł mój mężczyzna. Spojrzałam na niego obawiając się reakcji, ale moja obawa uleciała momentalnie, kiedy tylko zobaczyłam jego święcące oczy i wzrok, którym dosłownie mnie zjadał. Podszedł do mnie powoli cały czas zjeżdżając mnie brutalnie z góry na dół.
- Wow…. – szepnął – Wyglądasz… - szukał słów – Zjawiskowo!
- Podoba ci się? – zapytałam przygryzając wargę
- Cholernie mocno. Jesteś prześliczna - objął mnie ręką w talii i pocałował w obojczyk – Cudowna – przeszedł do drugiego obojczyka – Niesamowita – ugryzł mnie w płatek ucha – I do tego mega seksowna – spojrzał mi w oczy rozochocony.

- To teraz mi pokaż jak bardzo – puściłam mu oczko, a ten uśmiechnął się zadziornie po czym wpił się w moje usta z takim temperamentem, że aż przeszła mnie fala podniecenia. Pragnęłam go cholernie mocno i jeśli Tomek znów zacząłby płakać to chyba bym wybuchła. I sądząc po zaangażowaniu bruneta, on zrobiłby to samo. Dlatego nie ociągaliśmy się zbyt długo, żeby nikt nie przerwał nam chwili, którą w końcu mamy tylko dla siebie…









Heeeej Misie! :*
Wiem, że rzadko tu bywam ostatnio, wiem że nawalam, mimo że obiecuję poprawę...
Ale teraz tak trudno znaleźć mi choć chwilę by usiąść i coś napisać!
A jak już mam czas, to najzwyczajniej w świecie padam na twarz i nie mam siły po pracy :(
Głowę mam pełną myśli i coraz to nowszym, wyskakujących nie wiadomo skąd problemów. Jakie to jest irytujące, że człowiek pozbędzie się jednego, to wyskakuje drugi, bo idealnie nigdy być nie może -.-
Mam nadzieję, że niedługo to minie, bo ile można?!
Natomiast przyzwyczajam się do mojego trybu pracy i postanowiłam sobie, że w każdą sobotę wieczorem choćby się waliło i paliło siadam i piszę dla Was rozdział, pomimo wstania o 4 rano i stania w pracy 9 godzin. Takie moje poświęcenie w ramach mojej długiej nieobecności :)
Tę sobotę muszę pominąć, ponieważ robię moją urodzinową imprezę, więc chyba raczej na pewno nie będę w stanie :P Co prawda urodziny mam 24 lipca, ale że robię je z przyjacielem, który swoje obchodzi kilka dni wcześniej i akurat w tę sobotę on ma wolną chatę, to tak się złożyło, że bawię się wcześniej ;D Ktoś chce wpaść? :D Serdecznie zapraszam! :D W sumie mamy już na liście 30 osób, ale Was na pewno gdzieś się wciśnie! :D
Dobra, za dużo prywaty, więc przejdźmy do tego, co tu się dzieje ;D
W zamian za to, że mnie nie było, zafundowałam Wam trochę uczuciowy rozdział i jak Wam się podoba? :D
Nikaaaaa zgadłaś, że Heartbreak story! <3 
To co? Wracamy do Londynu już chyba w następnym, co? :D Czas powoli dochodzić do momentu kulminacyjnego, na który oczekuję ;D 
Robaczki moje, powolutku od jutra po pracy, przed snem zaczynam nadrabiać Wasze opowiadania. Wybaczcie, że mnie nie było <33
I tak bardzo się cieszę, że mimo tych przerw na blogu dalej jesteście ze mną i cały czas wchodzicie tutaj sprawdzając, czy nie ma czegoś nowego <3
Kocham Was za to jak Nadia Nathana i nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych czytelniczek! <3 Jesteście cudowne!

Chciałyście, więc proszę bardzo! :)

THE
:D

ŚCISKAM! <3

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 63.

Kilka dni później w końcu razem z moim synem mogliśmy wrócić do domu. Z Tomkiem było wszystko w porządku, a moja rana po cesarskim cięciu ładnie się goiła. Kasia z racji, że rodziła naturalnie i w terminie wyszła ze szpitala dwa dni wcześniej, dzięki czemu Daniel odwiózł nas do domu, bo miał w samochodzie fotelik dla dzieci.
- Wszystko spakowałeś? - zapytałam Nathana
- Tak, już zostaliście tylko wy - uśmiechnął się
- No to zbieramy się do domu - odwzajemniłam gest i po szybkim buziaku Nathan zabrał torbę a ja Tomka i wyszliśmy ze szpitala po czym wpakowaliśmy się do samochodu.
- Jak tam Kasia? - zapytałam Daniela
- W porządku, trochę się nie wysypia, ale jest dzielna i daje radę
- Doskonale ją rozumiem - westchnęłam ze śmiechem - A Ty jak się czujesz tatuśku?
- Cudownie! To jest tak niesamowite patrzeć na swoje dziecko takie małe i bezbronne, że nie odrywałbym od niej wzroku gdybym mógł. Ale niedługo będę musiał wrócić do pracy, bo tata sam nie daje za bardzo rady z firmą
- I pewnie Kasia póki co nie chce cię do pracy puścić, co? - zaśmiałam się
- Za dobrze ją znasz - puścił mi oczko w lusterku i się uśmiechnął. Droga minęła nam bardzo szybko mimo tych 40 km z Warszawy do mojej rodzinnej miejscowości. W końcu mogłam się czuć całkowicie swobodnie, bo będę u siebie z dzieckiem i Nathanem, a nie w szpitalu. Marzyłam o własnym, wygodnym łóżku, w którym przytulę się do poduszki i momentalnie usnę, bo w szpitalu nie raz się męczyłam żeby usnąć, co niestety odbijało się na moim samopoczuciu. Daniel pomógł nam wziąć nasze rzeczy, Nathan wziął Tomka na ręce a ja szłam przy ich boku. Mały słodko spał, ale wiedziałam, że niedługo się obudzi, bo na pewno zgłodnieje. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam w przedpokoju buty i udałam się w stronę salonu, a tam aż dech mi zaparło.
- Niespodziaaaanka! - rozległ się cichy krzyk. Byli tam wszyscy mi bliscy. Kasia z małą Nadią, cała ekipa The Wanted wraz z dziewczynami i Izką, Sylwia z rodzicami, Daga z narzeczonym i Karen z Jess i James'em. Teraz, kiedy weszła i nasza czwórka dom był pełen ludzi, których kochałam całym sercem. Uśmiechnęłam się szeroko, a w oczach miałam łzy szczęścia, że mogę tu z nimi być i że wszyscy przyjechali specjalnie po to, żeby przywitać mojego synka.
- Nie spodziewałam się was wszystkich! - powiedziałam wzruszona
- Mamy wyjść?  - zaśmiał się Jay
- Głupek! - też zachichotałam i przywitałam się z każdym po kolei. Całą uwagę i tak zebrał mały Tomek śpiąc na rękach Nathana. Ten z kolei nie chciał nikomu dać go potrzymać, nawet własnej mamie, która miała większe doświadczenie od niego. To był znak dla mnie, że będę z nim musiała o tym porozmawiać, bo jak tak dalej pójdzie, to i mi nie pozwoli się do niego dotknąć.
- Kochanie - podeszłam do niego i wystawiłam ręce, żeby mi go oddał. Zrobił to bez oporów, więc przejęłam malucha i po pocałowaniu go w czółko oddałam Karen, która była przeszczęśliwa móc go trzymać i teraz wszyscy skakali wokół niej, żeby popodziwiać dzieciątko. Nathana odciągnęłam na bok za rękę i podeszłam z nim do Kasi, która zajmowała się swoją córką. Porozmawiałam z nią chwilę, a potem z każdym po kolei. Było nas sporo jak na jeden niezbyt duży mój dom, ale daliśmy radę.
- Jak się czujesz, Kochanie? - zapytała mnie Karen, kiedy usiadłam powoli na kanapie w salonie.
- Dobrze - uśmiechnęłam się - Rana jeszcze trochę rwie i boję się całkowicie wyprostować, ale poza tym wszystko w porządku
- Zmęczona chyba jesteś, co?
- Troszkę...
- To może leć się połóż i się zdrzemnij, wszystkim się zajmiemy - uśmiechnęła się
- Nie, jeszcze chwilę posiedzę. Tak się stęskniłam za wami wszystkimi...
- Ale prędko nie wyjeżdżamy, więc jeszcze się nacieszysz, a musisz być wypoczęta
- Skarbie, idź się połóż - dołączył do Karen Nathan - Tomek póki co nie płacze, to możesz się zdrzemnąć
- Zaraz będzie głodny, więc poczekam, nakarmię go i pójdę, dobrze?
- Jak chcesz - uśmiechnął się i bawił się rączką naszego synka.
- Dobra! - Daniel klasnął w dłonie - Nathan, oddawaj syna kobietom, a my uciekamy
- Jak to uciekamy? - spojrzałam na niego
- No a pępkowe, to kto opije?! - zbulwersował się wyszczerzony - Ja muszę opić córę, a Nathan syna, więc wszyscy mężczyźni dzisiaj znikają - pomachał brwiami. Spojrzałam na Kasię, a ta tylko z westchnięciem wzruszyła ramionami po czym się zaśmiała
- No dobra, tylko opijcie porządnie ich zdrowie!
- Siostra, ja to nie wiem czy tu wrócę w jednym kawałku, tak będę opijał! - Tom przytulił mnie od tyłu i pocałował w czubek głowy zadowolony
- To lepiej w tym jednym kawałku wróć, bo inaczej nie ręczę za siebie - wtrąciła się Kels, a po salonie rozległo się głośne "uuuuuuuuu"
- Spokojnie, będę go pilnował - oplótł ją ramieniem Jay
- O nie, nie, nie. To ja już wolę żeby sam siebie pilnował
- Przepraszam, czy ty mi własnie ubliżyłaś w jakiś sposób? - zastanowił się nad jej słowami
- Nieeee, skąąąąd - uśmiechnęła się słodko
- Tom! Jeżeli ta kobieta ma być twoją żoną, to ja ci stary współczuję!
- Nie pyskuj! - blondynka pogroziła mu palcem
- Nie śmiałbym! - podniósł ręce w obronnym geście - Uważaj na nią - szepnął do Toma, po czym się zasmiał razem z samą zainteresowaną i przysłuchującym się tej wymianie zdań.
- Dobra, dawaj Tomka - zwróciłam się do Nathana - I uciekajcie
- Już chcesz się mnie pozbyć - zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego kpiąco. Położył na moich wyciągniętych rękach malucha - Potrzebujesz czegoś?
- Kochanie, poradzę sobie. Nie zostajemy tu sami - uśmiechnęłam się - Baw się dobrze
- Jak coś, to dzwoń - pocałował mnie
- No już na pewno - puściłam mu oczko, a on pogroził mi palcem
- Uważajcie na siebie tylko - odezwała się Karen
- Spokojnie, nie będziemy latać długo po mieście. Potem zawitamy u nas - uśmiechnął się Daniel
- To Kasia z Nadią śpią u mnie? - ucieszyłam się, a ta pokiwała głową
- Jeśli możemy oczywiście - puściła mi oczko
- No pewnie! Bedziemy obie wstawac do dzieci - usmiechnelam sie - Tylko ze nie mam tu lozeczka...
- I myslisz, ze my tu wszystkiego nie ogarnelismy? - odezwala sie z wyrzutem Izka - Slabo nas oceniasz
- Kochaaaaana - wyszczerzylam sie - Ja wiedzialam, ze jestescie cudowni!
- Jasne, jasne - wytknela jezyk
- Nie bylo sensu kupowac wszystkiego dla Twojego Tomka, bo i tak bedziecie wracac do Londynu a tam wszystko masz, wiec lozeczko, wozek i inne rzeczy pozyczylismy od mojej siostry ciotecznej, ktora miala wszystko po Karolu
- Od Madzi? Jej podziekuj jej strasznie...
- Odwiedzimy ja z maluchami, to sama podziekujesz - Kasia sie usmiechnela
- Koniecznie!
- To my uciekamy - podszedl Daniel i pozegnal sie ze swoja zona, Nathan ze mna, a cala reszta ze swoimi partnerkami.
- No to ladies party? - zasmialam sie
- Pewnie! Tylko jeden rodzynek nam zostal - zasmiala sie Kels - Ale przynajmniej Nathan zniknal to moge go spokojnie potrzymac - przewrocila oczami i nadstawila rece, na ktorych polozylam jej malucha.
- Chyba za bardzo wzial sobie do serca tatusiowanie - powiedziala Izka
- Oj daj spokoj. Po prostu czuje sie odpowiedzialny
- Ale to nie znaczy, ze kazdy poza toba i nim zrobi mu krzywde
- Po prostu sie boi o niego. Moze troszke przesadza, ale to slodkie, ze tak sie przejmuje - usmiechnelam sie
- Troszke?! Prosze cie - jeknela Nareesha - Nawet bal sie oddac Tomka Karen, a przeciez to jego mama, ktora ma wiecej doswiadczenia
- Minie mu to, zobaczycie - odezwala sie mama Nathana - Mezczyznom czasami odbija na punkcie swojego dziecka i chca go bronic za wszelka cene. James tez tak mial, kiedy urodzila sieJessica. Ale po czasie zobaczyl, ze niky jej krzywdy nie zrobi i sie uspokoil. Z Nathanem bedzie tak samo i na pewno w koncu dorosnie do tego zeby dzielic sie ze wszystkimi moim wnukiem - usmiechnela sie, a mi sie zrobilo tak milo na sercu, ze nazwala Tomka swoim wnukiem, ze az nie wiedzialam przez chwile co powiedziec
- Karen, jestes taka kochana! - jeknelam w koncu i ja przytulilam
- Wiem, wiem - zasmiala sie i Tomek zaczal plakac, wiec nadszedl czas zeby go w koncu nakarmic. Potem musialam sie zdrzemnac, bo juz ledwo zylam, ale po kilku godzinach wrocilam do dziewczyn razem z Kasia, ktora tez sie przespala i dyskutowalysmy do wieczora.

Cztery tygodnie pozniej wieczorem obudzilam sie po drzemce i zajrzalam do lozeczka Tomka, ktory slodko spal. Zeszlam wiec na dol i w salonie zastalam samego Nathana, ktory siedzial przy pianinie.
- A gdzie wszyscy? - zapytalam
- Mieli ochote sie zabawic, wiec poszli do klubu - usmiechnal sie. Karen z Jamsem i Jess byli u nas niestety tylko tydzien, bo musieli wracac do pracy a Jessica do szkoly.
- No to dobrze, nalezy im sie oderwanie od nocnych placzow Tomka - zasmialam sie - Ide zrobic sobie herbatki, chcesz tez?
- Buziaka chce - wyszczerzyl sie, a ja sie zasmialam. Podeszlam do niego i go cmoknelam
- Prosze bardzo - usmiechnelam sie i poszlam do kuchni, zrobilam napoj i z parujacym kubkiem wrocilam do salonu.
- Pamietasz jak bylismy tutaj w lipcu i po slubie Kasi i Daniela napisalem dla ciebie piosenke? - zapytal z usmiechem
- Jasne. Powiedziales, ze pokazesz mi ja dopiero jak napiszesz tez do niei muzyke
- No wlasnie. Chcesz posluchac? - puscil mi oczko
- Nathan! - pisnelam - Oczywiscie! - podeszpam do niego i usiadlam obok patrzac jak kladzie palce na klawiszach.







CCzesc, moje slodkie Misie! :*
Az nie wiem od czego zaczac... Nie bylo mnie dlugo, bardzo dlugo i jak patrze na ostatnia date dodanego rozdzialu, to az sie we mnie gotuje... 
Ale musicie mi to wybaczyc. Tyle dzialo sie w moim zyciu niekoniecznie dobrego, ze nie mialam kiedy i jak pisac :(
Pelno problemow, tych osobistych, tych rodzinnych jak i z moja nie zawsze madra ciotka.
Kiedy zasiadalam do pisania, to ciagle cos mi wyskakiwalo. A tesknilam za Wami i za pisaniem jak cholera, co tez wiele mi nie ulatwialo...
Oczywiscie trwa tez sesja, wiec wiele czasu spedzilam nad ksiazkami. Naprawde wiele sie dzialo w moim zyciu! 
Ale wszystko sie uspokaja i stabilizuje, wiec mam nadzieje, ze juz w koncu wracam!
Mowcie mi co u Was, jak zyjecie? Pewnie tez macie wiele nauki w zwiazku z koncem roku szkolnego, co? :)
Mam u Was sporo zaleglosci, ale uzupelnie je na pewno! Dajcie mi tylko jeszcze chwile oddechu :)
Z nowosci u mnie, to jeszcze dodam tyle, ze zrobilam w koncu moj wymarzony tatuaz i jestem mega szczesliwa z tego powodu :)
Bylam tez z moja ciotencja na USG i widzialam jej maluszka, ktory machal raczka i to bylo taaaaakie slodkie! Az nie moge sie doczekac listopada kiedy w koncu bedzie z nami :) bede dumna ciocia i mama chrzestna ! :)
Co do rozdzialu, niezbyt specjalny, ale niech tylko wroca do Londynu! ^^ jak myslicie, jaka piosenke Nathan napisal dla Nadii? ^^
Trzymajcie sie cieplutko i do napisania :***

ŚCISKAM! :**


niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 62.

- Co ty tu robisz? - Nathan przybrał surowy ton i odłożył Tomka do jego łóżeczka po czym zasłonił jego i mnie sobą.
- Przyszedłem porozmawiać z Nadią - starał się złapać ze mną kontakt wzrokowy, ale Sykes mu to skutecznie uniemozliwiał
- Myślę, że nie masz o czym z nią rozmawiać
- A ja myślę, że mam
- O czym?
- O moim dziecku - powiedział twardo
- Ono nie jest twoje
- A czyje?
- Moje - Nathan gromił go wzrokiem
- Jasne... - Marcin prychnął - Nadia, możemy porozmawiać? - wychylił się zza Nathana i spojrzał na mnie
- Nie mamy o czym... - powiedziałam cicho nie patrząc na niego - To nie jest twoje dziecko - dodałam prawie szeptem
- Jakoś ci nie wierzę - uniósł brew do góry i skrzyżował ręce na piersi
- Patrz - Nathan wyjął jakies papiery z szafki przy łóżku i podał mu je - W rubryce "ojciec" jest wpisane moje nazwisko, nie twoje. Wiec spieprzaj stąd i zostaw moją rodzinę w spokoju. - wyrwał mu kartkę z dłoni
- Nadia... - Marcin spojrzał na mnie. Miał takie... rozczarowane spojrzenie - To naprawdę nie jest moje dziecko? Powiedz mi prawdę, a nie będę was już więcej nachodził. Proszę cię... - mówił po polsku
- To nie jest twoje dziecko, Marcin - odpowiedziałam po angielsku żeby Nathan rozumiał i spuściłam wzrok
- Na pewno?
- Mamy ci to dać na piśmie? - warknął Nathan - Czy chcesz o tym porozmawiać na zewnątrz? - dodał agresywniejszym tonem
- Nathan!
- Nie, już sobie idę... - odpowiedział mój były i spojrzał ostatni raz na mnie, przelatując jeszcze tęsknie wzrokiem przez łóżeczko, w którym leżał nasz syn. Na koniec posłał wrogie spojrzenie Nathanowi i wyszedł z sali. Sykes zdążył do mnie podejść, a drzwi znów się otworzyły.
- Co on tu robił? - zapytała Izka po wejściu z Maxem, a ja odetchnęłam z ulgą, że to nie był znów Marcin, bo Nathan nie byłby już w stanie się powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić z pięściami
- Przyszedł zapytać, czy to na pewno nie jego dziecko... - odpowiedziałam cicho i przywitałam się buziakiem z ciotką i Maxem - Tylko skąd on wiedział, że już urodziłam?
- Pewnie z gazet... - odpowiedziała ciotka, po wymianie spojrzeń z Georgem
- Jak to? - spojrzałam na nią
- Wszędzie trąbią, że Nathan Sykes jest ojcem i jego dziecko przyszło na świat w jednym z polskich szpitali. Wiesz ile przed szpitalem kręci się fotografów? - wykrzywiła się - Oczywiście i nas musieli wypstrykać... Cześć, maluszku - wyszczerzyła się do Tomka i pogłaskała go po brzuszku
- Żartujesz?! - wytrzeszczyłam na nią oczy
- Chciałabym... Ale on jest piękny - znów się uśmiechnęła patrząc na mojego synka
- Świetnie... - westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach
- Zostawicie nas samych na chwilę? - zapytał Nathan
- Jasne. Pójdziemy zobaczyć, co u Kasi - odpowiedziała  i złapała Maxa za rękę, po czym opuścili salę.
- Nie jesteś zła, że kazałem siebie wpisać jako ojca w jego metrykę? - zapytał
- No coś ty... - uśmiechnęłam się blado
- Na pewno?
- Jasne. Cieszę się z tego
- Skarbie... - mój chłopak usiadł na łóżku obok mnie i złapał mnie za rękę - Wiem, że teraz nie będzie łatwo..
- Już nie jest.. - przerwałam mu, a on westchnął
- Wiem. Ale przetrwamy to. Tylko teraz zależy od ciebie czy na pewno chcesz powiedzieć światu, że to moje dziecko... - powiedział ciszej nie patrząc na mnie i bawił się moimi palcami schowanymi w jego dłoni
- To zależy od ciebie
- To znaczy? - spojrzał na mnie
- Nathan. Marcin myśli, że nie jest ojcem Tomka, więc jeżeli ty chciałbyś naprawdę być ojcem dla niego i powiedzieć to światu, to proszę bardzo. Musisz być tylko tego pewien. Ja nie chcę cię do tego zmuszać i wywierać na ciebie wpływu, żebyś to zrobił. To musi być twoja decyzja. Ja tylko... - przerwałam
- Tylko co?
- Nie wiem, czy dobrze robię, że oszukuję Marcina... - spuściłam wzrok
- Kochanie, nie chcę żeby to zabrzmiało jakoś egoistycznie, czy żebym cię namawiał do tego... Ale czy jak byliście razem, to chciał tego dziecka?
- Nie...
- No właśnie. Zresztą sama wiesz jak cię potraktował. A teraz nagle zachciał być ojcem. Nie sądzisz, że to podejrzane?
- Sugerujesz, że chciał tym zyskać jakieś korzyści?
- Dokładnie tak myślę
- W sumie to byłoby do niego podobne... - powiedziałam smutno
- Dlatego uważam, że dobrze robisz
- No dobrze, a co z tobą? Jesteś tego pewien, ze chcesz się przyznać, że to twoje? Co z twoimi fankami?
- Te prawdziwe zrozumieją i będą się cieszyć, że jestem szczęśliwy.
- Ale wiesz, że większość z nich liczy, że to z nimi spędzisz reszte życia? - uśmiechnęłam się, a Nathan się zaśmiał
- To czas dorosnąć i zrozumieć, że to mrzonki. Ja znam tylko jedną kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia i jesteś to ty - uśmiechnął się
- Jesteś pewien? - zapytałam
- Na tysiąc procent.
- Kocham cię, Nathan
- A ja ciebie - odpowiedział i pocałował mnie czule - No to co? Ogłaszamy to światu? - zapytał wyszczerzony
- Ogłaszamy, ale w jaki sposób?
- Jak to jaki? Najprostszy - puścił mi oczko i wyjął telefon - Twitter - wyjaśnił, a ja się pacnęłam w czoło
- No tak - zaśmiałam się
- No to piszemy... - powiedział i wystukał coś - Poszło. - schował telefon
- Co napisałeś?
- Że jestem szczęśliwy mając obok siebie cudowną kobietę, która jest matką mojego dziecka - uśmiechnął się szeroko
- No to wyczuwam nadejście kłoptów - westchnęłam z uśmiechem
- Nie mów tak. Będzie dobrze - przytulił mnie i pocałował w czoło - Pamiętaj, że jesteśmy w tym razem
- Pamiętam - odpowiedziałam i w tym samym momencie Tomek zaczął płakać, więc musiałam go nakarmić. Potem Izka znów przyszła z Maxem zadowolona, że Nathan wziął mojego syna za swojego i ogłosił to wszystkim. Szczerze mówiąc, sama się ogromnie z tego cieszyłam, ale bałam się tego, co teraz będzie. Przede wszystkim nie chciałam, żeby Nathan miał z tego powodu jakieś problemy, ale byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam się tak bardzo na tym skupić, tym bardziej że teraz już oficjalny ojciec mojego dziecka skutecznie mi to uniemożliwiał. Udało mi się też zdrzemnąć na dwie godziny, kiedy mój syn się najadł. Gdy zgłodniał, obudził mnie jego płacz, więc rozciągając się ułożyłam się odpowiednio, a Nathan położył Tomka przy moim boku i przystawiłam go do piersi.
- Gdzie Iza z Maxem? - zapytałam
- Poszli coś zjeść i wrócą
- Dawno poszli?
- Jakieś 20 minut temu - uśmiechnął się
- Nie byli źli, że usnęłam? Jakoś tak mi się sen urwał i nawet nie wiem kiedy..
- No coś ty. To normalne, że jesteś zmęczona, rozumieją to
- A mi głupio...
- Daj spokój - uśmiechnął się znów i złapał mnie za dłoń, do której przyłożył swoje usta, a ja odwzajemniłam uśmiech i przyglądałam się swojemu synkowi, który z zamkniętymi oczkami jadł
- Już się najadłem? - zapytałam, kiedy oderwał się od piersi i otworzył oczka, rozglądając się dookoła.
- Nie mogę się na niego napatrzeć - Nathan nie odrywał od niego wzroku i przybliżył się bardziej, żeby lepiej go widzieć - Jest prześliczny
- Prawda? Taki słodziutki i malutki...
- No cześć rodzinko! - do sali wszedł uśmiechnięty Tom, a za nim
- KELS! - pisnęłam ucieszona, że widzę blondynkę
- Cześć, Kochana - uśmiechnięta szeroko podeszła do nas i uścisnęła mnie, po czym od razu skierowała wzrok na malucha
- Jezu, jaki śliczny! - pisnęła - A jaki podobny do ciebie!
- Mój chrześniak, to nie byle jaki - puścił mi oczko Tom i pocałował w policzek - Jak się czujesz?
- Dobrze - uśmiech nie schodził mi z twarzy
- Mogę go potrzymać? - blondynka spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem
- Jasne - odpowiedziałam
- Tylko ostrożnie - odezwał się Nathan i patrzył na ruchy Kelsey
- Tatuśku, mam młodsze rodzeństwo, więc wiem jak obchodzi się z takimi maluchami - przewróciła oczami - No cześć, maluszku - uśmiechnęła się szeroko do Tomka i pocałowała go w czółko jak miała go już na rękach
- Trzymaj pod główką
- Jezu, on tak cały czas? - jęknęła blondynka i spojrzała na mnie
- Szczerze? Jesteś pierwsza oprócz niego, która trzyma go na rękach, więc obawiam się, że to dopiero początek - zaśmiałam się
- Po prostu się martwię! - bronił się - Może usiądziesz z nim? Będzie bezpieczniej... - nie odrywał wzroku od blondynki, a raczej od naszego syna leżącego na jej rękach
- Nath... Może sprawdzisz czy nie ma cię gdzieś na korytarzu i poszukasz tam siebie przez najbliższe 5 minut? Będę mogła spokojnie potrzymać i nacieszyć się tym słodziakiem - znów wróciła wzrokiem do Tomka
- Kels... - zaczął, ale mu przerwałam
- Pomożesz mi pójść do łazienki? - zapytałam, a on spojrzał na mnie skonsternowany - Kochanie, zaufaj jej. Nie zrobi mu krzywdy. No dalej - wystawiłam do niego dłoń, a on po ostatnim spojrzeniu na Kelsey chwycił ją i pomógł mi wstać i pójść do łazienki, w której specjalnie ociągając się załatwiłam swoją potrzebę, żeby dać dziewczynie się nacieszyć dzieckiem bez zbędnych komentarzy nadopiekuńczego Nathana. Wróciliśmy z powrotem i kiedy Sykes pomógł mi się wygodnie znów usadowić na łóżku, Kelsey sama oddała mu malucha w ręce, żeby już go zbytnio nie stresować. Kiedy to robiła, w oczy rzuciła mi się ciekawa rzecz i aż wyszczerzyłam się szeroko i pisnęłam głośniej niż chciałam
- KELSEY !
- Co? - spojrzała zdezorientowana
- Czemu nic mi nie powiedziałeś?! - spojrzałam z wyrzutem na Toma
- Ale co? - miał to samo spojrzenie, co Kels
- Że przyjęła oświadczyny! - ucieszyłam się
- Aaaaa o to chodzi - uśmiechnął się szeroko i objął swoją już narzeczoną, a ta skromnie wzruszyła ramionami
- Jeeeeeej, ale się cieszę! - wystawiłam ręce żeby się nachylili do mnie i mnie przytulili - Gratuluję!
- Dziękujemy - wycałowaliśmy się
- Ej, ale jak to, że przyjęła? To ty wiedziałaś o wszystkim? - Kels spojrzała na mnie wielki oczami, ale z uśmiechem
- Ups... - zaśmiałam się
- No ktoś musiał mi doradzić w pewnych sprawach - Tom się usprawiedliwił i puścił mi oczko
- Romantycznie było przynajmniej? - spojrzałam na blondynkę, a ta się rozmarzyła
- Bosko! - pisnęła - Postarał się i to porządnie aż się wzruszyłam - spojrzała na swojego narzeczonego i uśmiechnęła się do niego szeroko - A tak stresował... - zaśmiała się - Mało pierścionka z nerwów nie upuścił!
- No a dziwisz się? Co ja bym zrobił jakbyś się nie zgodziła?
- Załamałbyś się na pewno - zaśmiałam się
- No jakbym się mogła nie zgodzić - przewróciła oczami - Przecież cię kocham, Głupku - pocałowała go
- Słodziaki - zachwyciłam się i uśmiechnęłam z tego, że są ze sobą szczęśliwi. Tak samo jak ja z Nathanem.








Heeej, moje Misiaczki! :*
Tak, wiem miałam dodawać częściej a wyszło... jak wyszło. Wybaczcie <3
Ale jak to mówią, jak nie urok to sraczka i jak zasiadałam, żeby coś napisać, to albo nie miałam weny, albo nagle ktoś mnie odciągał, albo po prostu byłam tak padnięta w tym okresie świątecznym, że głowa mała. Kiedy już odespałam święta, to od środy do wczoraj nocował u mnie mój chłopak i było ciężko :P Co prawda raz zasiadłam przed komputerem i pisałam przy nim, ale później skutecznie zajął mnie czymś innym ;P
Także tego, teraz już naprawdę biorę się za siebie i piszę, piszę i jeszcze raz piszę, więc Anonimku mój kochany, Anusiak się znalazł ! :D I już się nie zgubi, obiecuję <3
Drugi Anonimku, sprzed dosłownie godziny! :D
Cieszę się, że jesteś, nadrobiłaś całe opowiadanie i CHOLERNIE dziękuję Ci, że mówisz mi, że czegoś Ci tu brakuje :) W końcu piszę to dla Was i dobrze jest wiedzieć nie tylko, co robię/piszę dobrze, ale też i źle ;) Wątków miłosnych między Nadią a Nathanem było mało, bo nic nie dzieję się od razu choć czasem bardzo by się chciało ;) Ale teraz będą długo bądź nie ( ]:-> ) szczęśliwą rodziną i tych wątków będzie więcej, obiecuję! W Polsce na pewno jakiś czas zostaną, bo z tego co się dowiedziałam, noworodek może podróżować samolotem najwcześniej po 6 tygodniu życia, więc trochę czasu jest, ale jak to się rozłoży na rozdziały - nie mam jeszcze pojęcia :) Z jednej strony nie chcę tego na szybko przyspieszać, a z drugiej czekam na wątek, który pojawi się jak będą już w Londynie :P Dobra, bo zaraz jeszcze wypaplam coś o moim niecnym planie ^^
Blogów do nadrobienia została mi już malutka garsteczka, a przede wszystkim przepraszam kololową, bo u Ciebie Słonko mam najwięcej rozdziałów, ale jutro robię u Ciebie wjazd i komentuję każdy jeden, który ominęłam. OBIECUJĘ! :*
Jak zwykle się rozpisałam, więc już nie przedłużam i widzimy się niedługo! <3
Kocham Was <3
ŚCISKAM! :**

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 61.

- Ale... że co? - Parker spojrzał na mnie nie rozumiejąc
- Ale to, że mój syn dostanie imię po swoim chrzestnym tylko w polskiej wersji - uśmiechnęłam się - Mały Tomuś
- Tomuś - powtórzył wyszczerzony i spojrzał na niego - zaraz... - wrócił wzrokiem do mnie - Powiedziałaś... chrzestnym?!
- No nie wyobrażam sobie żeby mógł nim być ktoś inny
- Ale ja.. nie wiem czy zasługuję, czy dam radę... Czy go nie zawiodę...
- Tom, Ty? - złapałam go za rękę i się uśmiechnęłam - No błagam Cię, każdy, ale nie Ty
- Naprawdę tak myślisz?
- No pewnie. Pokocha cię jak własnego ojca
- Jesteś cudowna - uśmiechnął się szeroko i nachylił się żeby mnie pocałować w policzek i przytulić. - Rośnj brachu i będziemy razem śmigać na podrywy - szepnął do małego
- Ja ci dam podrywy - walnęłam go w ramię - Masz Kelsey!
- No przecież żartuję - zaśmiał się
- No ja myślę - też zachichotałam i już chciałam zapytać o blondynkę kiedy drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich głowa Nathana
- Mogę? - uśmiechnął się
- Chodź do swojej małej rodzinki - zachęcił go Tom z uśmiechem
- Wszystko w porządku? - zapytał i pocałował mnie po czym spojrzał uradowany na małego
- Jak najbardziej. Iza z Maxem już pojechali?
- Tak, Iza już zasypiała na ławce, a nie chcieli wam przeszkadzać, więc pojechali bez pożegnania, ale kazali mi cię pilnować - zaśmiał się - Jutro przyjdą w odwiedziny. Ty też chyba jesteś padnięty, co? - spojrzał na Toma, który głęboko ziewnął
- Nie, nie jeszcze nie.
- Tom - spojrzałam na niego - Ledwo zipiesz... Jest 3 nad ranem, a ty jesteś po podróży. Jedź do domu, prześpij się i wróć jutro. Ja też zaraz pewnie padnę, bo jestem wyczerpana
- No dobra... Ledwo żywy nie mam co tu siedzieć, ale z rana jestem z powrotem - wstał i pocałował mnie w policzek - Trzymaj się, siostra. - uśmiechnął się
- Uważaj na siebie, brat - odwzajemniłam gest
- Pilnuj ich - zwrócił się do Nathana i pożegnał się uściskiem dłoni
- Akurat co do tego nie musisz mnie upominać
- Nie zaszkodzi - Tom puścił mu oczko - Na razie - powiedział i wyszedł na korytarz zamykając za sobą drzwi
- Aż się dziwię, że mi nie kazałaś jechać do domu - uśmiechnął się Nathan i usiadł obok
- Bo ktoś będzie musiał mi pomóc z Tomkiem, sama nie dam rady z dziurą w brzuchu go kłaść do łóżeczka
- Z kim?
- Tomkiem - uśmiechnęłam się - Nazwałam go Tomek, od Toma. Podoba ci się?
- No pewnie - też się uśmiechnął - A jak rozmowa z Parkerem?
- Dobrze, pogodziliśmy się, wyjaśniliśmy wszystko. Jest super
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa - powiedział, a ja się uśmiechnęłam
- Kocham cię, Nathan
- Ja ciebie też - nachylił się i chciał mnie pocałować, ale mój syn właśnie się obudził i zaczął płakać.
- Ale masz wyczucie - zaśmiał się Nathan - Chyba jest głodny
- Pewnie tak. Podasz mi go wyżej? - zapytałam, a sama odchyliłam koszulkę po czym przystawiłam malucha do piersi i ku memu ucieszeniu jego zmysł ssania już się wytworzył i jadł z zamkniętymi oczkami machając co jakiś czas swoją malutką rączką.
- Je - uśmiechnął się Nathan - Czyli wszystko w porządku, ale się cieszę!
- Ja też, Nathan, ja też... - uśmiech nie schodził mi z twarzy i podziwiałam tą małą istotkę, które leżała przy mojej piersi. W tym samym momencie do sali wszedł lekarz sprawdzić jak się czujemy i po 5 minutowych oględzinach, kiedy stwierdził, że wszystko w porządku wyszedł i znów zostaliśmy sami. Jak Tomek się już najadł Nathan wziął go na ręce i siedząc obok mnie głaskał go po rączce, którą mój syn zacisnął mu na palcu. Widok był przeuroczy i chłonęłam go jak najdłużej dałam radę, dopóki w końcu nie wiadomo kiedy nie urwał mi się sen. Spałam tak twardo, że nawet 3 godziny później nie obudził mnie płacz głodnego znów synka. Dopiero kiedy Nathan zaczął delikatnie mnie szturchać w rękę otworzyłam szeroko oczy i od razu ułożyłam się odpowiednio, żeby nakarmić malucha. Ten sam proces powtarzał się w równych odstępach czasowych do samego rana, kiedy pielęgniarka przyszła zobaczyć i zbadać Tomka oraz zobaczyć jak goi się moja rana po cesarskim cięciu. Dostałam też śniadanie, na które ani trochę nie miałam ochoty, ale wiedziałam, że muszę je zjeść, żeby mieć pokarm dla dziecka.
- Chyba nie za bardzo się wyspałeś na tej kanapie, co? - zapytałam Nathana, kiedy znów byliśmy sami w sali.
- O mnie się nie martw. Jak się czujesz? - pocałował mnie w czubek głowy
- Bywało lepiej. Muszę iśc do toalety, a nie wiem czy dam radę w ogóle wstać...
- To ci pomogę
- Poczekaj chwilę, muszę się zebrać psychicznie i przygotować na ból
- Rana?
- Ehe... - mruknęłam i aż się wzdrygnęłam na samą myśl - Dobra - powiedziałam po chwili i starałam się usiąść, ale ból był cholerny. Mimo wszystko ze łzami w oczach udało mi się wstać i wsparta na Nathanie udałam się do łazienki, gdzie załatwiłam swoją potrzebę i cały czas zgięta, żeby nie naciągać rany, wróciłam do łózka.
- Może poproszę pielęgniarkę, żeby dała CI jakieś leki przeciwbólowe, co? - zapytał zaniepokojony Sykes
- Nie chcę. Karmię piersią, więc pewnie nawet nie mogę żadnych brać.
- Na pewno są jakieś, które możesz...
- Ale nie chcę - przerwałam mu - Wytrzymam.
- Uparta...
- Cicho tam - wytknęłam mu język
- O no proszę kto nam się obudził - uśmiechnął się szeroko i wziął Tomka na ręce po czym przekazał go mi, a ja w końcu mogłam się nacieszyć tym, że mogę go trzymać na sobie.
- Cześć, piękny - uśmiechnęłam się, a synek spojrzał na mnie swoimi oczkami - Może trzeba go przewinąć, co? - zapytałam bardziej siebie niż Nathana
- Już go przewinąłem jak spałaś
- Słucham? - wytrzeszczyłam na niego oczy - Poradziłeś sobie?
- Pielęgniarka mi trochę pomogła, a bardziej pokazała jak to zrobić. Proste - uśmiechnął się szeroko
- Jestem z ciebie dumna! - nachyliłam się trochę bardziej, żeby dostać całusa od Nathana.
- Nie zginiemy, synu. Prawda? - pogłaskał małego po brzuszku, a ja się rozczuliłam i patrzyłam na bruneta - Coś nie tak? - zapytał kiedy się nie odzywałam dłuższą chwilę
- Po prostu cieszę się, że z nami jesteś - uśmiechnęłam się - Nie wiem jak ja bym sobie bez ciebie poradziła...
- Na pewno dałabyś radę, ale też się cieszę, że nie musiałaś być w tym sama.
- Jesteśmy teraz w tym we trójkę
- Dokładnie - kiwnął głową i puścił mi oczko
- Weźmiesz go? - zapytałam - Trochę mi rana się ciągnie jak go trzymam i boli...
- Jasne - przejął go na swoje ręce
- Nie mogę się doczekać jak mi się to wszystko zagoi i spokojnie będę mogła go wziąć na ręce - westchnęłam
- Na pewno nadejdzie to szybciej niż myślisz - zdążył powiedzieć a drzwi od sali się otworzyły i staneła w nich moja przyjaciółka
- Kasia! - ucieszyłam się. Tym bardziej, że na rękach trzymała moją małą imienniczkę a za nimi wszedł Daniel
- Cześć kochani - uśmiechnęła się - Przyszliśmy się poznać
- Dzień dobry. O jejku, jaka śliczna! - zachwyciłam się jak tylko Kasia stanęła obok mnie - Nosek to ma bezapelacyjnie po Danielu - zaśmiałam się - Nie wyprzesz się swojej córy
- Nawet nie mam zamiaru - powiedział dumny z siebie
- A kogo my tutaj mamy - uśmiechnęła się Kasia i nachyliła się nad moim synem, który dalej był na rękach Nathana
- Małego Tomaszka
- Śliczne imię wybrałaś - przyjaciółka z nieschodzącym uśmiechem z twarzy spojrzała na mnie
- Po wujku
- Rozmawiałaś z Tomem?
- Tak, pogodziliśmy się, wszystko w porządku. Był tu wczoraj zaraz po porodzie
- Cieszę się
- Ja też. Jak poród? - zapytałam
- Nie pytaj - pokręciła głową - Teraz już wiem, że bajka o tym, że ten ból się od razu zapomina to mit
- Ale warto, co? - uśmiechnęłam się szeroko
- No pewnie, ze warto - spojrzała na swoją córkę - A Ty jak? Słyszałam, że miałaś cesarkę
- Tak, Tomek się zaczepił rączką o pępowinę i nie było wyjścia, ale te skurcze... - aż się wzdrygnęłam na samo przypomnienie
- Ale już mamy to za sobą. Jak się czujesz?
- Dobrze, tylko rana ciągnie strasznie. A Ty?
- Mnie ciągnie co innego. Uwierz mi, ciesz się, że możesz się normalnie wysiusiać - przekręciła oczami
- Współczuję
- Śliczny jest ten twój maluch. A podobny do ciebie jak kropla wody - uśmiechnęła się
- Za to Twoja córa, to cały tata - zaśmiałam się
- I widzisz jaki jest ten los? Ja znosiłam cały ten ból tylko po to, żeby urodzić córeczkę tatusia - pokręciła tym razem głową z uśmiechem, a my się zaśmialiśmy
- Zawsze możemy się postarać o synka mamusi - Daniel się wyszczerzył
- Łatwo ci mówić! Ja jeszcze po tym porodzie do siebie nie doszłam! Daj mi odetchnąć
- No przecież nie mówię, że od razu, Kochanie. Ale za jakiś rok...
- To porozmawiamy o tym za rok - uśmiechnęła się - A Ty jak się czujesz w roli taty? - zapytała Nathana
- Cudownie - wyszczerzył się - Jestem dumny jak cholera i nie mogę się napatrzeć na tego mini człowieczka
- Mini człowieczka haha, świetne określenie - zaczęłam się śmiać
- No co. To taka miniaturka
- Cudownie razem wyglądacie we trójkę - Kasia patrzyła na nas ucieszona, a ja się uśmiechnęła
- Wy też. I teraz zobacz. Ty masz córkę, ja syna... Kto wie, może za jakieś dwadzieścia pare lat staniemy się rodziną - puściłam jej oczko
- No mam taką nadzieję!
- Tylko pamiętaj, że twój syn najpierw będzie musiał zostać zaakceptowany przeze mnie! Więc go przeszkól lepiej - odezwał się Daniel
- No dziękuję ci bardzo! Mój syn będzie dla niej najlepszą partią! Lepszej nie znajdzie
- Popieram - Nathan pokiwał głową - W końcu to ja go wychowam - szepnął do Daniela
- Ej! Razem go wychowamy, masz coś do mnie?
- Skądże Skarbie - wysłał mi buziaka - Ale wiesz, nie możesz go za bardzo rozpieszczać
- A to o to ci chodzi tak? I co? Ja będę dobrą mamusią, a ty tatą tytanem? - uniosłam brew do góry
- Skądże znowu. Będzie na odwrót - zaśmiał się
- Chyba śnisz - wytknęłam mu język
- Dobra, my będziemy spadać, bo pielęgniarka ma do nas przyjść - Kasia się uśmiechnęła - Ale jeszcze wpadniemy później
- Obowiązkowo!
- Trzymajcie się - powiedział Daniel i razem z Kasią zmierzali w stronę wyjścia
- Wy też - uśmiechnęłam się
- Paaa - Kasia pomachała jak już stali w drzwiach - Pożegnaj się z ciocią Nadią - pomachała jej malutką łapką
- Pa,Kochanie - zaśmiałam się po czym Kasia wysyłając buziaka zamknęła drzwi i znów zostaliśmy z Nathanem sami. Alenie trwało to długo, bo drzwi dosłownie po kilku sekundach znów się otworzyły i stanęła w nich osoba, której najmniej się tu spodziewałam.
- Marcin?!





Cześć, moje Robaczki! :*
Wiem, oskalpujcie mnie, zjedzcie, wyplujcie i zakopcie :P Nie było mnie dłuuuugo. ZA DŁUGO! I zdaję sobie z tego sprawę, aleee mam na to małe usprawiedliwienie, a mianowicie we wtorek moja ukochana ciotencja Iza wzięła ślub i było z tym trochę zachodu. A że ona tak samo ogarnięta jak ta Iza stąd, to oczywiście musiała się zwracać z pomocą do swojej ukochanej siostrzenicy ;D 
Ale wszystko się udało, było baaaardzo śmiesznie i cudownie :) Pan Młody się wzruszył podczas przysięgi a Panna Młoda zapatrzyła się w bukiet kwiatów ze zdenerwowania i zapomniała, że powinna wtedy patrzeć w oczy swojego już męża :D Ale wyglądała prześlicznie, więc można jej to wybaczyć ;) A kolejną nowiną jest to, że spodziewa się małego mulatka :) I nie mogę się doczekać, jak za jakieś 7 miesięcy już go zobaczę :D 

Co do kolejnych nowości - dokładnie tydzień temu spotkałam się z Kami i Alice, bo od tej pierwszej odbierałam moje myszoskoczki ;D Spotkanie było bardzo zabawne i ciekawe, szczególnie panowie policjanci, c'nie girls? ;D 

Obiecuję już więcej nigdy nie robić tak długich przerw i dziękuję Wam przeogromnie za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3 Jak je czytałam, to zrobiło mi się tak miło, że doceniacie to, ile pracy w to włożyłam i że mimo wszystko nie zawiodłam Was :) Jesteście cudowne <3 
Wiem, że poród nie był podkoloryzowany, ale nie chciałam żeby taki był, bo byłaby to po prostu nieprawda :P Może i to strasznie brzmi i na pewno nie należy to do zbyt miłych aspektów życiowych, ale chyba każda kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że to niestety boli :P Taka kolej rzeczy, że my musimy cierpieć, a faceci mają raj :P A to wszystko dlatego, że oni to słaba płeć ;D

Mam u Was zaległości, wiem i przepraszam! Ale od jutra poświęcam się tylko Waszym rozdziałom i nadrabiam wszystko, więc don't worry! <3 Tęskniłam za Wami strasznie!

Sytuacji z The Wanted nawet nie będę komentować, bo... boli mnie to chyba zbyt mocno. Ale oni wrócą! Czuję to:)

Trzymajcie się ciepło i widzimy się niedługo! 

Ściskam! :*

środa, 26 marca 2014

Rozdział 60.

- O boże! Lekarz! Potrzebujemy doktora! - krzyknął mój chłopak
- Spokojnie, nie krzycz - upomniałam go
- Co się dzieje? - na korytarzu pojawiła się pielęgniarka
- Ona rodzi! - powiedział Nathan po angielsku
- Pani rodzi? - zapytała się mnie po polsku
- Tak, ja rodzę - zaśmiałam się pod nosem z tej interesującej wymiany zdań, a potem jęknęłam z powodu kolejnego skurczu
- Który to miesiąc?
- Ósmy
- Od kiedy ma pani skurcze?
- Dopiero się zaczęły
- Dobrze, idę po wózek i po lekarza, może uda się powstrzymać poród, żeby odbył się w terminie
- Ale mi już odeszły wody...
- No to trzeba było tak od razu! Biegnę po lekarza i idziemy na porodówkę. Proszę usiąść i poczekać - powiedziała i tak jak powiedziała tak zrobiła, a ja usiadłam na ławce
- Jezu, ja przecież nic tu nie mam - spojrzałam na Nathana - Żadnych rzeczy dla Ann ani dla mnie... Zadzwoń do Izy, błagam cię i powiedz jej, że rodzę i potrzebuję rzeczy do szpitala - kiwnął tylko głową i wyjął telefon, w który postukał a potem przyłożył do ucha i gestykulując oraz krzycząc do niego tłumaczył Izie, co się dzieje. Chyba denerwował się bardziej niż ja sama. Ja skupiłam się na oddychaniu i na znoszeniu bólu przez kolejne skurcze
- Nie denerwuj się, kochanie. Na pewno Kasia wzięła więcej jakiś ciuszków dla dzieciątka niż potrzeba, więc ci pożyczy - uśmiechnęła się zdenerwowana mama mojej przyjaciółki
- Kto by pomyślał, że będziecie rodzić tego samego dnia - pokręcił głową jej tata i się zaśmiał
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do kobiety - Też się nie spodziewałam - zwróciłam się do mężczyzny
- Powiedziała, że postara się jak najszybciej. Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze - pojawił się obok Nathan i pocałował mnie w czubek głowy - Jeeeezu... - jęknął i opadł na ławkę obok mnie
- Nathan... Ty się nie denerwuj tak, proszę cię. Jesteś mi potrzebny, bo ja sama tego nie przetrwam...
- Chcesz... żebym był przy porodzie?
- A dasz radę? - zapytałam nieśmiało i spojrzałam na niego
- Pewnie, że dam. Będę z tobą - uśmiechnął się czule
- Dzię...
- Zapraszamy - przerwała mi pielęgniarka, która właśnie pojawiła się z wózkiem - Lekarz już czeka w sali. - Wpakowałam się na wózek, a Nathan trzymając mnie za rękę udał się razem z nami.
- Powodzenia! - krzyknęli rodzice moich przyjaciół, a ja przez kolejny skurcz nie dałam rady już im podziękować. Weszliśmy do sali i pielęgniarka pomogła mi się położyć, po czym podłączyła mnie do KTG, żeby sprawdzić puls dziecka i do USG czy jest odpowiednio ułożone.
- Puls w porządku, pozycja też - powiedział lekarz - Sprawdzimy rozwarcie. Dasz radę się rozebrać?
- Nathan pomożesz mi? - zapytałam go po angielsku?
- W czym?
- Muszę zdjąć spodnie
- Ale jak to zdjąć spodnie?! - spojrzał na lekarza a potem znów na mnie dając mi do zrozumienia, że przeszkadza mu inny mężczyzna w tym pomieszczeniu
- Jezu, Nathan! To jest lekarz! Nie będę rodziła przecież przez spodnie!
- A no faktycznie - potrząsnął głową
- Błagam cię, myśl... - powiedziałam i usiadłam, a brunet zdjął mi dolną część ubrania po czym znów się położyłam na łóżku i 'nastawiłam' lekarzowi, który sprawdził jak wygląda sytuacja.
- No to musisz jeszcze trochę pocierpieć
- Jak to?
- Nie ma w ogóle rozwarcia, dlatego musimy poczekać jak się pojawi i dopiero przejdziemy do porodu. Najlepiej jakbyś teraz spacerowała, bo to bardzo pomaga
- Ja nie dam rady przecież - jęknęłam - To cholernie boli!
- Oj uwierz mi, że dasz - uśmiechnął się - Myślisz, że dlaczego to kobiety rodzą a nie mężczyźni? Jesteście o wiele bardziej wytrzymałe na ból - puścił mi oczko
- Nie wiele mi to pomogło...
- Dasz radę, naprawdę. Jeszcze trochę i będziesz miała swoje dziecko przy sobie. Znasz płeć? - zapytał a ja się ubierałam z pomocą Nathana
- Dziewczynka... Doktorze, czy to nie jest za wcześnie? Ja się tak boję, że coś będzie nie tak...
- Spokojnie, wiele dzieci rodzi się w ósmym miesiącu, a nawet i wcześniej. Jeśli będzie miało prawidłową wagę, powyżej 2kg, będzie potrafiło samodzielnie jeść od razu po narodzinach to nie ma powodu do obaw, naprawdę. Martwić będziemy się jak zobaczymy już malutką na świecie - uśmiechnął się - Teraz proszę skupić się na skurczach i spacerować, później sprawdzimy czy rozwarcie się pojawiło. Będziesz rodziła z mężem? - zapytał, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na to określenie
- To nie mąż, ale tak. Mój chłopak będzie ze mną - spojrzałam na niego i złapałam za rękę
- No dobrze, to w takim razie dostaniecie salę do porodów rodzinnych. Macie tam wygodną kanapę i wannę jeśli potrzebowałabyś się zrelaksować. Naprawdę pomaga woda, złagodzi twój ból trochę, ale przede wszystkim chodź, dobrze?
- Jasne... - jęknęłam i wypuściłam głośno powietrze
- Tam będziemy też rodzić, jeśli rozwarcie nastąpi, więc możecie tam spokojnie się zadomowić na ten czas. Zaprowadzisz ich do sali? - zwrócił się do położnej
- Oczywiście, panie doktorze - kiwnęła głową i wsparta na Nathanie powoli człapałam za kobietą
- Gdzie idziemy?
- Do sali, w której będziemy czekać na poród
- Jak to? To jeszcze nie rodzisz?!
- Wytłumaczę ci zaraz wszystko dobrze? - zapytałam
- A czemu nie teraz?
- Skarbie, ledwo idę! W tym momencie żałuję, że nie mówisz po polsku... Przynajmniej nie musiałabym ci wszystkiego tłumaczyć
- Przepraszam... - powiedział pod nosem zdenerwowany
- No przecież nie mam do ciebie o to pretensji
- Biorę się za naukę polskiego jak już będzie po wszystkim! I to ty mnie będziesz uczyć!
- Niech ci będzie - jęknęłam po raz kolejny i odetchnęłam z ulgą kiedy już pojawiliśmy się w sali .
- Jeśli czegoś będzie pani potrzebowała lub jeśli coś się będzie działo tutaj jest przycisk, który jeśli pani naciśnie ktoś się pojawi. Czegoś pani potrzebuje teraz może?
- Nie, póki co nie, dziękuję - starałam się uśmiechnąć
- To zostawiam państwa samych i tak jak mówił lekarz, proszę spacerować
- Oczywiście, dziękuję - odpowiedziałam i opadłam na kanapę żeby chwilę odpocząć, po czym wytłumaczyłam wszystko Nathanowi
- Ja nie wiem jak ty możesz być taka spokojna, ja cały się trzęsę! - wystawił mi pod nos rękę pokazując jak drży.
- Ja też się denerwuję, Nathan awwwwwwwww - jęknęłam i wypuściłam głośno powietrze - Ale staram się opanować, bo stres w niczym nie pomoże. Muszę chodzić - zaczęłam wstawać a brunet od razu wstał i ujął mnie pod ramię, żeby było mi łatwiej.
- Nawet nie wiesz jak cię podziwiam - powiedział po chwili jak już staliśmy, a ja na niego spojrzałam - Naprawdę, jesteś niesamowita... Aż nie wiem jak to nazwać. Kocham cię za to, że potrafisz tak racjonalnie myśleć, zawsze masz jakieś dobre rady i nawet jak tobie się nie układa to myślisz o innych. Jesteś cudowna - uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam
- O jak tu cię nie kochać? - powiedziałam tylko, a on się nachylił i mnie pocałował krótko, ale czule
- No to co? Spacerujemy?
- Nie mam wyjścia - powiedziałam i pomimo bólu i skurczy przez bite pół godziny nie usiadłam tylko cały czas chodziłam albo chociaż stałam. W końcu rozdzwonił się telefon Nathana, który od razu go odebrał rzucając hasło, że dzwoni Izka.
- Zaraz wracam, pójdę tylko po nią i po Maxa, bo już są
- Czekam - odpowiedziałam i dalej chodziłam w tą i z powrotem
- O mój boże! - krzyknęła moja ciotka jak weszła do sali
- Też się cieszę, że cię widzę - powiedziałam cicho i tym razem usiadłam już na kanapie, bo nie miałam siły chodzić - Macie rzeczy dla mnie?
- Wszystko jest - uśmiechnął się Max pokazując torbę i położył ją na ziemi
- Oj tam rzeczy! Jezu ty rodzisz! - wyszczerzyła się blondynka
- Ja z wami nie wytrzymam, jesteście nienormalni!
- O co jej chodzi? - zwróciła się do Nathana, a ten tylko wzruszył ramionami
- Po prostu chcę mieć to już za sobą.. aaaa - jęknęłam głośniej, bo mocniejszy skurcz się pojawił
- Co się dzieje? - wstała - Rodzisz?! Już wychodzi?! Jezu, leć po lekarza!
- Uspokój się! Cały czas mam skurcze i to BOLI wyobraź sobie. A Jezus raczej po lekarza ci nie poleci...
- Bardzo zabawne... Ale w ogóle to dlaczego tu jestes? Dlaczego nie ma tu lekarza, nie siedzisz rozwarta i nie przesz? Co to, jakieś nowe metody porodu, czy jak?
- Tak, siedzę, zwijam się z bólu i liczę na cud
- Widzę, że poczucie humoru też się trzyma
- Odeszły mi wody, są skurcze i nie ma rozwarcia, wiec muszę pocierpieć i pochodzić, żeby móc zacząć w końcu rodzić
- No i trzeba było tak od razu. Kasia już urodziła?
- Nie mam pojęcia, możesz iść zapytać jej rodziców
- A gdzie są?
- Nathan może cię zaprowadzić, bo wie gdzie
- Pójdziesz ze mną? - zapytała go, a on spojrzał na mnie
- Spokojnie, wszystko w porządku, więc możesz iść
- Pilnuj jej - zwrócił się do Maxa i razem z moją ciotką wyszedł z sali
- Jak się czujesz? - zapytał George
- Bywało lepiej - odpowiedziałam i wstałam
- Pomóc ci? - wstał też
- Nie, poradzę sobie.
- Byliśmy jeszcze w sklepie, więc masz też rzeczy dla małej
- Naprawdę? Jezu, dziękuję wam, bo o to martwiłam się najbardziej
- To był mój pomysł - wypiął się dumnie
- Domyślam się, że nie Izki - zaśmiałam się - Jak tam w ogóle między wami? Nie miałam kiedy zapytać
- Szczerze? Jeszcze uczę się znosić jej dziwne akcje, ale jest cudownie - uśmiechnął się
- Uwierz mi, nigdy się nie nauczysz. Ja próbowałam przez 21 lat i mi się nie udało
- Nie pocieszyłaś mnie
- Sorry - zaśmiałam się i w tym momencie mogłabym powiedzieć 'o wilku mowa', bo do środka weszła Iza z Nathanem
- Jeszcze rodzi
- Ale wszystko w porządku?
- No raczej tak, a ty jak się trzymasz?
- Dobrze - odpowiedziałam i dalej chodziłam oddychając głęboko. Minęło kilka godzin, a ja cały czas chodziłam, robiąc krótkie przerwy na siedzenie. Było już koło północy, a ja dalej nie odczuwałam żadnej zmiany
- Aaaaaaa - jęknęłam. Tym razem zabolało naprawdę porządnie aż się wystraszyłam - Nathan, kliknij ten przycisk, który pielęgniarka pokazywała
- Co się dzieje?
- Nie wiem, boli o wiele bardziej - opadłam na kanapę i zwinęłam się żeby ból chociaż trochę zelżał
- Spokojnie, nie panikuj, oddychaj. Pamiętaj wdech, wydech - Izka złapała mnie za rękę i gadała jak najęta, a ja nawet nie dałam rady jej uciszyć. Po chwili do sali wpadła położna
- Co się dzieje?
- Boli o wiele bardziej, nie wiem co się dzieje - powiedziałam i znów krzyknęłam z bólu
- Proszę pomóc jej się położyć - powiedziała i podeszła do łózka szykując urządzenia. Położyłam się, a pielęgniarka podłączyła mnie najpierw do KTG
- Puls dziecka w porządku, nic się nie dzieje, teraz zobaczymy czy pojawiło się rozwarcie - powiedziała i znów wykonałam ten sam manewr z tym, że Nathan od razu zaciągnął Maxa do łazienki i tam zostawił, żeby nie patrzył na mnie kiedy będę rozebrana do połowy.
- Rozwarcia dalej nie ma... Chodziła pani?
- Tak jak lekarz mówił. Cały czas...
- To jeszcze zajrzymy do dziecka...- Posmarowała mi brzuch i przyłożyła urządzenie od USG po czym zaczęła się bacznie przyglądać
- Wszystko w porządku? - zapytałam widząc jej wnikliwą minę
- Momencik... - patrzyła dalej - Proszę się nie ruszać, zaraz wracam - Wstała i prawie że wybiegła z sali
- Co się dzieje? - zapytał Nathan
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam zaniepokojona - Mam nadzieję, że wszystko w porządku...
- Na pewno - złapał mnie za rękę i mnie w nią pocałował. W tym samym momencie pielęgniarka już wróciła, ale nie sama.
- Już patrzymy, co tu mamy - lekarz usiadł na krzesełku obok i znów przyłożył urządzenie do brzucha
- O tutaj, widzi pan doktor? - zapytała pielęgniarka i pokazała coś na monitorze
- Mhm... - powiedział i dalej się przyglądał
- Czy ja się dowiem, co się do cholery dzieje? - nie wytrzymałam. Wkurzało mnie to że nic mi nie mówili
- Spokojnie, nie ma powodów do nerwów. Wygląda na to, że nie ma rozwarcia, bo dzieciątko zahaczyło rączką o pępowinę. Musimy rodzić przez cesarskie cięcie.
- Jak to się zahaczyło?!
- Spokojnie, czasami tak się zdarza. Musimy cię przenieść na salę operacyjną. Pan oczywiście może iść z nami - zwrócił się do Nathana
- On nie mówi po polsku
- O, no tak... - odpowiedział i tym razem przekazał mu informację po angielsku i wytłumaczył przy okazji co się dzieje. Nathan tylko kiwnął głową i pomógł mi założyć spodnie, po czym posadził mnie na wózku, który lekarz prowadził na salę operacyjną. Iza z Maxem szli zaraz za nami, ale zostali przed salą, bo tam mogłam wejść tylko ja z Nathanem, który został odpowiednio ubrany w fartuch, czepek i maskę. Mi została założona odpowiednia koszula i taki sam czepek. Kiedy już leżałam na stole i byłam gotowa, pielęgniarka poszła po anestezjologa, który dostał od Izy wszystkie moje badania, które zabrała z domu. Dzięki temu wiedział jakie znieczulenie i w jakiej ilości mi podać. Zostałam też podłączona do odpowiednich urządzeń monitorujących mój puls.
- Proszę położyć się na boku i skulić jak najbardziej da pani radę, dobrze?
- Dobrze... - odpowiedziałam i zrobiłam o co prosił, a po chwili poczułam delikatne ukłucie w okolicach lędźwi. Samo ukłucie nie bolało, ale wstrzykiwanie znieczulenia czułam aż za bardzo i było to bardzo nieprzyjemne. Później już leżałam płasko z czymś, co leżało na wysokości klatki piersiowej i miało na celu zasłonięcie mi widoku brzucha
- Mam nadzieję, że nie jest pan wrażliwy za bardzo na takie widoki? Bo jeżeli tak, to może lepiej jak pan zaczeka na zewnątrz, bo nie chcielibyśmy żeby pan nam zemdlał - powiedział lekarz prowadzący do Nathana
- Dam radę - odpowiedział i stanął przy mojej głowie chwytając mnie za rękę
- No dobrze, to poczekamy chwilę aż znieczulenie zacznie działać. Czujesz mrowienie poniżej pasa? - zwrócił się do mnie
- Tak - odpowiedziałam i chwilę jeszcze leżałam aż lekarz dotykał mnie w niektórych miejscach pytając czy czuję jego dotyk. Kiedy już znieczulenie w pełni zaczęło działać lekarz chwycił narzędzie i zaczął mnie ciąć
- O mój boże... - zamknęłam oczy
- Co się dzieje? - spanikował Nathan
- Nic, po prostu dziwne uczucie...
- O mój boże... - powtórzył to samo i wpatrywał się w rozcięte miejsce
- Jest pan pewien, że chce pan zostać? - zapytał lekarz a on jakby wyszedł z odrętwienia i potrząsnął głową
- Tak, tak... - spojrzał na mnie i uklęknął obok żeby mieć to samo pole widzenia, co ja, czyli nie widzieć naciętego miejsca. Uczucie, które odczuwałam, było tak masakrycznie dziwne, że nawet nie potrafię tego opisać. Nie odczuwałam bólu, czułam tylko ruch wewnątrz mojego brzucha. To tak jakby ktoś wsadził mi rękę i zaczął nią kręcić... I w sumie tak było. Sam zabieg trwał może z 10 minut aż w końcu lekarze 'dokopali się' do mojego dziecka.
- No i mamy naszą zgubę - uśmiechnął się lekarz i po chwili po sali rozległ się płacz mojego dziecka, mojej małej Ann. Poczułam łzy szczęścia w oczach i ogromną ulgę, że już jest.
- Chcę pan odciąć pępowinę? - zapytał lekarz
- Co? - zapytał głupio Nathan cały zielony na twarzy i przełknął głośno ślinę.
- Ok, nie było pytania - uśmiechnął się i sam to zrobił - Wasza córka jest nazbyt wyposażona - zaśmiał się
- Jak to?
- Gratuluję, pięknego synka - przesunął niżej tę 'barierkę', która zasłaniała mi brzuch i położył mi go na piersi
- Synka? Miała być córeczka - uśmiechnęłam się zapłakana i pocałowałam maleństwo w czubek głowy
- No cóż. Widocznie ginekolog się pomylił
- Cześć skarbie - powiedziałam do mojego syna. Ta radość, te emocje i przede wszystkim to uczucie... To wszystko jest nie do opisania
- Jest prześliczny - uśmiechnął się widocznie poruszony Nathan - Cudowny... - patrzył na niego i nie mógł oderwać wzroku
- Najpiękniejszy na świecie - szepnęłam i sama wpatrywałam się w to małe cudo, które na mnie leżało
- Musimy go na chwilę zabrać, żeby zważyć, zbadać i umyć, a ciebie zaszyć - powiedział lekarz - Jeszcze się nim nacieszysz - dodał widząc moje rozżalenie, że musiałam go oddać. Pielęgniarka zajęła się obrządzeniem mojego dziecka, a lekarz zaszywał mi mój brzuch.
- Równe 2,5 kg! - powiedziała uśmiechnięta pielęgniarka. - Jak na ósmy miesiąc całkiem dużo - dodała po czym go zmierzyła - No i mamy 45 cm - uśmiechałam się cały czas mimo zmęczenia i tego że łzy dalej ciekły mi z oczu. Nathan cały czas trzymał mnie za rękę i podążał wzrokiem za ruchami pielęgniarki patrząc na to jak obchodzi się z dzieckiem. Rozczuliło mnie to jak bardzo się tym przejął. Zupełnie jakby to on sam był biologicznym ojcem. Jego zachowanie dało mi stu procentową pewność, że naprawdę chce je za takie uważać. Reszta poszła szybko. Pielęgniarka umyła mojego synka, Nathan poszedł przekazać nowinę Izie i Maxowi, a ja zostałam całkowicie zaszyta i obrządzona po czym przewieziona do sali, w której byłam na początku. Nathan poszedł za pielęgniarką oczekując wieści jak się ma mój syn
- O mój boże jak się cieszę - pisnęła Iza ze łzami w oczach - Tak bardzo jestem z ciebie dumna - przytuliła mnie - Nie mogę się doczekać aż zobaczę mojego siostrzeńca, bo to mój siostrzeniec, prawda? - zamyśliła się
- Chyba cioteczny wnuk - zaśmiałam się
- Gratuluję - Max się wtrącił i też mnie przytulił całując w policzek
- WNUK?! To ja co? Cioteczna babcia? - kontynuowała Izka
- No na to wychodzi
- W życiu! Ja jestem za młoda na takie określenia... Nawet 30 lat nie mam!
- Tak wychodzi z genealogii, wybacz
- A pieprzyć taką genealogię, będę ciotką i koniec - Max zaczął się śmiać
- A ty co się śmiejesz? Też jesteś ciotecznym wujkiem... nie... ciotecznym dziadkiem? Czy wujkiem dziadkiem? - plątała się - Oj nie ważne, w każdym razie dziadkiem! I co, dalej cię to bawi?
- A czemu nie? - dalej chichotał
- Głupi jesteś, wiesz?
- Za coś musisz mnie kochać, wariatko - przytulił ją mocno do siebie i pocałował i w tym samym czasie drzwi do sali się otworzyły i ujrzałam najcudowniejszy widok a na moje usta wkradł się szeroki uśmiech. Nathan stał z małym zawiniątkiem na rękach i cicho szepnął
- Heeeeej - cały rozpromieniony rzucając mi szczęśliwe spojrzenie, po czym znów skierował je na dzieciątko.
- Iiiiii - pisnęła Izka
- Cicho bądź, bo go obudzisz! - 'krzyknął' szeptem Nathan
- Wybacz - złapała się za usta. Zmieniłam pozycję i leżałam teraz na boku a brunet położył malucha obok mnie bardzo delikatnie po czym pocałował mnie czule w usta z uśmiechem i zrobił miejsce dla Izy i Maxa, żeby mogli go zobaczyć
- Jezu, jaki śliczny... - Iza się rozczuliła - Jakie ma włoski, jaki nosek malutki i uszka i stópki...
- Cały jest malutki - powiedział Max i uśmiechnął się szeroko - Piękny po mamie - puścił mi oczko
- No przecież - też się uśmiechnęłam - Co powiedzieli lekarze? - zapytałam Nathana
- Zdrowy jak ryba. Wszystko jest w porządku, jak tylko się obudzi musisz spróbować go nakarmić i dać znać czy potrafi już sam jeść. A ty jak się czujesz?
- Zmęczona, ale dobrze. Znieczulenie chyba powoli schodzi bo strasznie mnie wszystko swędzi...
- Tylko się nie drap przypadkiem. Lekarz powiedział, że musisz wytrzymać. Później przyjdzie zobaczyć jak się czujecie
- Przez opatrunek i tak nie dam rady - odpowiedziałam i wróciłam wzrokiem do malucha. - Chyba nigdy się na niego nie napatrzę - uśmiechnęłam się i pogłaskałam delikatnie po główce
- Jeszcze będziesz miała dość jak zacznie biegać i niszczyć wszystko na swojej drodze - zaśmiała się Izka
- Mój syn będzie grzeczny. Nie to co cioteczna babka - wytknęłam jej język
- Spadaj - zrobiła to samo i się uśmiechnęła
- Kasia też urodziła już - powiedział Nathan
- Skąd wiesz?
- Idąc tu podszedłem pod jej salę i zapytałem. Zdrowa córeczka ponad 3 kg waży - uśmiechnął się - Urodziła równe 10 minut po tobie
- Szkoda, że nie o tej samej godzinie, byłoby śmiesznie
- To już by była przesada - zaśmiał się Max
- Zdziwiłbyś się ile rzeczy razem nas łączyło, o których nie miałbyś pojęcia i w życiu byś nie przypuszczał. Mnie by to nie zdziwiło - uśmiechnęłam się szeroko
- Jesteście jakieś dziwne
- Oryginalne - poprawiłam go ze śmiechem, a drzwi do sali znów się otworzyły. Tym razem stanął w nich Tom.
- Tom! - krzyknęłam i od razu złapałam się za usta i spojrzałam na dzieciątko czy go nie obudziłam, ale dalej słodko spał.
- To my pójdziemy zobaczyć jak ma się Kasia - powiedział Nathan i wyciągnął prawie siłą Izkę z Maxem z sali i zamknął drzwi po drugiej stronie mimochodem po drodze witając się z Parkerem, który odprowadził ich wzrokiem, a potem skierował go na mnie i uśmiechnął się nieśmiało. Odwzajemniłam ten uśmiech i czekałam aż podejdzie.
- Hej - szepnęłam
- Cześć - też szepnął i spojrzał na małego - Jakie cudo... Myślałem, że zdążę
- Kiedy przyleciałeś?
- Przed chwilą, z lotniska właśnie przyjechałem. Max zadzwonił jak zaczęłaś rodzić. Przyleciałem pierwszym samolotem. Nawet nie miałem czasu żeby się spakować i tak jak stałem tak przyleciałem
- Kels jest z tobą?
- Nie. Ma jutro, właściwie to dzisiaj - spojrzał na zegarek - casting. Ale zaraz po nim przyleci. Jak się czujesz?
- Zmęczona... I szczęśliwa - dodałam i się uśmiechnęłam patrząc na synka
- Nie dziwię się - też skierował na niego swój wzrok - Wszystko w porządku? Za wcześnie urodziłaś
- Tak, jest zdrowe - przytaknęłam i nastała chwilowa cisza, którą przerwał Tom
- Nadia... Możemy porozmawiać? No wiesz... o tym co wtedy zaszło? - zapytał a ja na niego spojrzałam i kiwnęłam głową
- Posłuchaj, ja... Kurde tak sobie układałem w głowie, co mam ci powiedzieć, a teraz mam pustkę w głowie... - spuścił wzrok i po chwili go podniósł - Tak bardzo cię przepraszam, nie mam nawet jak się usprawiedliwić, bo na to nie ma usprawiedliwienia. Zachowałem się jak dupek i wszystko co wtedy powiedziałem, było w złości. Wcale tak nie myślę, błagam cię uwierz mi. Powiedziałem ci to tylko dlatego, bo chciałem wtedy żeby cię to dotknęło... Rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza, ojciec był dla mnie wzorem, kimś nietykalnym jeżeli chodzi o złe słowo, a ty mówiłaś o rzeczach, które burzyły całe moje zdanie o nim, moje dzieciństwo, wszystko co związane z tatą... Wiem, że miałaś rację. Szczerze mówiąc, czułem że mnie nie okłamujesz, bo nigdy wcześniej tego nie zrobiłaś, ale uczucie obrony mojego ojca było silniejsze od wszystkiego. Teraz cały ten mur zaufania, który wokół niego zbudowałem runął i już nigdy nie powstanie z powrotem. Czuję się oszukany, zdradzony... Nawet nie wiem jak to nazwać. Było mi tak cholernie źle, kiedy mi to wszystko potwierdził... Ale jeszcze gorzej czułem się dlatego, że odepchnąłem osobę, która zawsze była po mojej stronie i nigdy mnie nie okłamała - spojrzał na mnie smutno - I to jeszcze tak cię potraktowałem... Wstyd mi za samego siebie, czuję wstręt do siebie. Jak sobie przypomnę, co wtedy powiedziałem i zrobiłem... - zamilkł i pokręcił głową jakby chciał wyprzeć te wspomnienia, a w jego oczach pojawiły się łzy, które sprawiły, że nagle wypełniły i moje oczy. Nie dlatego że sama wspomniałam to wydarzenie, a dlatego że tak cholernie było mi go żal.
- Tom - tym razem ja przerwałam ciszę - Rozumiem cię. I uwierz mi, że pomimo tego wszystkiego nie mam do ciebie żadnych pretensji, wiesz dlaczego? - zapytałam, a on pokręcił głową - Bo tak jak ty miałeś wzór w ojcu, ja miałam go w mojej mamie. I jeżeli ktoś próbowałby ją obrazić w mojej obecności lub powiedziałby jakiekolwiek złe słowo, zachowałabym się tak samo jak ty. Tak samo twardo bym jej broniła nie zważając na słowa i na nic innego. Widocznie to u nas rodzinne - uśmiechnęłam się delikatnie, a on zrobił to samo - Posłuchaj, zapomnijmy o tym całkowicie. Zacznijmy od nowa tak jakby to się nigdy nie wydarzyło
- Naprawdę? - zapytał z nadzieją, którą widziałam w jego załzawionych oczach
- Naprawdę - odpowiedziałam - I przestań się mazać. Musisz dać przykład młodszej siostrze - uśmiechnęłam się, na co on się zaśmiał i wytarł łzy
- Kocham cię, siostro - powiedział i mnie przytulił
- A ja ciebie, bracie - objęłam go i odetchnęłam z ulgą, że mamy to już za sobą. Tom usiadł z powrotem, a ja spojrzałam na synka i w głowie zarysowała mi się pewna myśl.
- No i w końcu masz swoją małą Ann - uśmiechnął się po czym i ja uczyniłam to samo, bo nawiązał poniekąd temat, który miałam teraz w głowie
- To jest jednak chłopczyk - poprawiłam go
- Serio? O kurcze, fajnie - rozpromienił się - To czekaj, jakie miało być imię dla chłopczyka? Philippe, tak?
- Takie miało być, ale zmieniłam zdanie - i nie odrywając wzrok od synka powiedziałam - Właśnie patrzysz na małego Toma - uśmiechnęłam się







Siemaneeeeeeczko! :D 

No i okrągły 60 rozdział uczczony porodem ;) Mam nadzieję, że Was tym rozdziałem nie zawiodłam. Naprawdę się starałam żeby wyszedł mi dość urzeczywistniony. A nie jest to łatwe, jeśli samemu się tego jeszcze nie przeżyło. Oglądałam nawet filmiki z cesarskiego cięcia (nie polecam!), więc mam nadzieję, że docenicie moje poświęcenie :P Zapewne większość (jak nie wszystkie) spodziewałyście się porodu naturalnego (Przyyyyyyyyj xD), ale ja jednak postawiłam na cesarskie cięcie. Dlaczego? A sama nie wiem. Chyba było mi po prostu łatwiej z tego względu, że jedna z moich koleżanek tak rodziła i opisała mi to dość szczegółowo ;P 

I mamy malucha na świecie! Zaskoczone, że to jednak synek? :D Nawet nie wiecie jak trudno mi było nie palnąć wcześniej i nie dać poznać, że jednak nie będzie Ann :D Stwarzałam pozory do samego końca i jestem z siebie dumna, że się nie wygadałam, bo czasami mam z tym problem :D Dowodem na to jest to, że wygadałam się Alicee, ale tak w sumie... Czy jest coś o czym Ona nie wie? Eeee... Paulinko, chyba za dużo Ci rzeczy zdradzam xD 

No nic, w każdym razie zostawiam Was z tym na górze i liczę na naprawdę SZCZERE opinie. Nawet jeśli czujecie się zawiedzione lub ten rozdział Was nie usatysfakcjonował dajcie mi proszę znać.Co prawda już tego rozdziału nie zmienię, ale będę wiedziała, że następnym razem muszę przyłożyć się bardziej. Nie wiem, może następnym razem specjalnie zajdę w ciąże i urodzę, żeby napisać to lepiej? :P Mój chłopak chyba nie byłby zachwycony, ale cóż ;P 

Jeszcze chciałam Wam powiedzieć, że ten rozdział chodził za mną tak bardzo, że od kilku dni, co noc śniło mi się, że sama urodziłam. To uczucie, kiedy się budzę i muszę się zastanawiać czy to był sen czy rzeczywistość i jestem mamą - bezcenne! 
Chyba się za bardzo rozpisuję, ale to dlatego, że jest dokładnie 4:53 nad ranem, ptaszki za oknem mi już śpiewają, a ja jestem nazbyt pobudzona i sama nie wiem why :P 

Ostatnia sprawa, jeśli chcecie żebym Was powiadamiała na tt o nowych rozdziałach, proszę o Wasze nicki :) Zaznaczam, że możemy się 'folołować', a ja mogę nie wiedzieć, że jesteście z bloggera :)

Więc kończę, spadam, kocham Was bardzo i do następnego !

ŚCISKAM! <3