sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 57.

- Idę coś zjeść - powiedziałam posępnie pod nosem i udałam się do kuchni, gdzie zajrzałam do lodówki i nie widziałam niczego interesującego. W ogóle nawet nie chciało mi się jeść, ale wiedziałam, że muszę coś w siebie wmusić ze względu na dziecko, więc wyjęłam w końcu jogurt i usiadłam, a raczej opadłam na krzesełko otwierając wieczko, które wystrzeliło mi jogurtem prosto w twarz.
- Świetnie...
- O, robisz sobie maseczkę z jogurtu - zaśmiała się Sylwia
- Zabawne... - przymrużyłam oczy i mimowolnie lekko się uśmiechnęłam - Podasz mi ręcznik papierowy? Gdzie Kels?
- Trzymaj - podała mi go chwilę później i usiadła obok mnie - Poszła do siebie. Chyba jest jej głupio za Toma...
- Jak to?
- No Tom jej wszystko opowiedział i czuje się winna za niego
- Żartujesz? - wytrzeszczyłam na nią oczy
- Tak mi się wydaje - wzruszyła ramionami
- Ja pierdziele. Zaraz wracam - powiedziałam i poszłam na górę kierując się do pokoju, w którym jak mniemałam znajdowała się blondynka. Weszłam do środka nawet nie pukając. Siedziała na łóżku z laptopem na kolanach z posępną miną
- Kels, skarbie - zaczęłam i usiadłam obok niej zabierając jej laptopa i kładąc gdzieś na łóżku - Co ty odwalasz?
- Nadia... - odezwała się tylko po czym spuściła głowę - Przepraszam cię za Toma... - powiedziała chwilę później
- Żarty sobie ze mnie robisz? Weź się uspokój.. Czy ty myślisz, że to co zaszło między mną a Tomem ma wpływ też na ciebie? Że jestem, nie wiem... - szukałam słów - Na ciebie zła? Czy coś?
- A nie jesteś? - spojrzała na mnie nieśmiało
- OSZALAŁAŚ?!
- Oj no bo ja jestem z Tomem i..
- Kels, przestań! Ciebie to nie dotyczy przecież, więc nie mam powodów żeby mieć do ciebie o coś żal
- Naprawdę?
- Jesteś niemożliwa - zaśmiałam się i ją przytuliłam - No pewnie i nawet nie waż mi się tak kiedykolwiek myśleć!
- Jezu jak mi ulżyło! - jęknęła i objęła mnie ramionami
- Ty blondynko moja - poczochrałam ją po głowie
- A tak teraz skoro rozmawiamy... Jak się czujesz z tym wszystkim? - spojrzała na mnie
- Ciężko - westchnęłam - Ale mimo wszystko myślę, że Tom ma gorzej
- On jest totalnie załamany... - powiedziała smutno - Całą noc nie mógł spać, nie wiem jak przeżyje teraz tam w Stanach...
- Strasznie mi go szkoda, ale nie mam na to wpływu za bardzo. To jest wina jego... naszego - poprawiłam się - ojca... Musi się z tym oswoić - westchnęłam
- Za tydzień są jego urodziny, chyba zrobię mu niespodziankę i polecę do nich
- Świetny pomysł - uśmiechnęłam się - Na pewno się ucieszy. Dobrze, że ma ciebie, Kels. I cieszę się, że mam taką a nie inną bratową - puściłam jej oczko
- Ooooo, Kochana jesteś - ucałowała mnie w policzek i przytuliła
- Wiem, wiem - zaśmiałam się - Chodź do Sylwii, zjemy coś dobrego na poprawę humoru - powiedziałam i wstałam, po czym zeszłyśmy na dół. Godzinę później dołączyła do nas Nareesha i trochę zastanawiałyśmy się, co porobić, aż w końcu Mulatka stwierdziła, że pojedziemy na zakupy, które pozwolą nam zapomnieć dzisiejszego dnia o tęsknocie. Tak też zrobiłyśmy i wróciłyśmy dopiero wieczorem. Każda obkupiła siebie, a ja w szczególności nakupowałam ubranek dla mojej małej Ann. Później usiadłyśmy przed tv oczekując aż chłopaki dolecą do Stanów i zadzwonią, że wszystko u nich w porządku. Pierwszy rozdzwonił się telefon Nareeshy
- Siva! - krzyknęła i odebrała, potem zadzwonił Nathan, więc cała w skowronkach odebrałam telefon i udałam się do kuchni, żeby nie przekrzykiwać rozentuzjazmowanej Ree
- Nathan! - krzyknęłam do słuchawki rozpromieniona
- Cześć skarbie - powiedział radośnie
- Jak lot? - zapytałam
- W porządku, właśnie wylądowaliśmy i czekamy na bagaże. A ty jak tam? Jak się czujesz? Co robiłaś? - zasypał mnie pytaniami
- Dobrze, trochę zmęczona, bo byłyśmy na zakupach cały dzień.
- Nadia... - jęknął - Nie ma mnie zaledwie 11 godzin, a ty już latasz po sklepach i się przemęczasz...
- Oj robiłyśmy przerwy na odpoczynek, chodzenie nie jest mi zabronione
- Ale oszczędzaj się, co? - poprosił
- No doooobrze. Która godzina tam u was w ogóle?
- Dopiero po 16, a ja już bym z chęcią poszedł spać...
- Zmęczony?
- Bardzo... I stęskniony - dodał
- Skądś to znam... - westchnęłam - Ale pojedziecie do hotelu i chyba będziesz mógł odespać?
- Nie do końca... Od razu będziemy mieli spotkanie z menagerem
- I nie da wam odetchnąć nawet?!
- No niestety
- Mój biedny..
- No nie ma lekko - westchnął i ziewnął
- A jak trzyma się Tom? - zapytałam cicho
- Mam ci odpowiedzieć szczerze czy z lekkim podkoloryzowaniem?
- A jak brzmi odpowiedź z podkoloryzowaniem?
- Masakrycznie
- To nie chcę znać tej szczerej... Wspierajcie go jak możecie, co? - poprosiłam
- Wiesz, że to nie da zbyt wiele?
- Wiem... Ale może chociaż odrobinę coś zmieni
- Postaramy się. Skarbie muszę kończyć, bo bagaże lecą
- Jasne, śmigaj. Trzymaj się tam i odezwij się jutro jak tylko wstaniesz, dobrze?
- Nie ma innej opcji. A ty leć już spać i odpocznij. I oszczędzaj się!
- Dooobrze - zaśmiałam się - Kocham Cię, Nathan
- Ja ciebie też, pa
- Pa - odpowiedziałam i zakończyłam połączenie z westchnięciem.

Tydzień później weszłam do pokoju Kels, która kończyła swoje pakowanie. Leciała dzisiaj do Los Angeles, żeby zrobić niespodziankę Tomowi.
- Kończysz już? - zapytałam jej
- Właściwie tak, jakieś pierdoły mi zostały - odpowiedziała rozpromieniona.
- Ale ci zazdroszczę - powiedziałam z uśmiechem - Też bym chciała zobaczyć Nathana
- Wieeeem... - usiadła i spojrzała na mnie - Nie ma nic gorszego od tęsknoty
- No nie ma - westchnęłam - Ale ja przyszłam w innej sprawie
- No co tam?
- Mogłabyś to przekazać Tomowi? - podałam jej pakunek
- A co to jest?
- Jego prezent urodzinowy. Ode mnie
- No pewnie, ucieszy się strasznie
- Taką mam nadzieję - uśmiechnęłam się
- A co to jest? Jeśli mogę wiedzieć?
- Zobaczysz jak rozpakuje - mrugnęłam
- No mi nie powiesz?!
- Niespodzianka to niespodzianka - zaśmiałam się - Kończ pakowanie, bo mało czasu ci zostało, a ja wracam do kuchni - odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.

PERSPEKTYWA TOMA

Kolejny dzień, w którym wklejałem uśmiech na usta, kiedy dookoła kręcili się ludzie. Jutro moje urodziny i pewnie chłopaki będą mnie ciągnąć do klubu, a ja na to nie miałam najmniejszej ochoty. Kels nie może przylecieć, a chciałem jej się tu oświadczyć. Znalazłem nawet odpowiednie miejsce... Wszystko jest do dupy... Nadia dalej się do mnie nie odzywa, co męczy mnie cholernie i za każdym razem jak chwytam telefon, żeby się do niej odezwać kończę tym samym i chowam go z powrotem. Nie mam odwagi. Jak pieprzony struś chowam głowę w piasek zamiast coś z tym zrobić. Opadłem na łóżko z głową pełną myśli i żalem do wszystkiego i wszystkich. A przede wszystkim do samego siebie. Po kilku godzinach kręcenia się w końcu zasnąłem...
Obudziło mnie walenie w drzwi. Domyślałem się, że to któryś z chłopaków, więc tylko nałożyłem poduszkę na uszy i licząc, że owa osoba sobie pójdzie starałem się wrócić do snu, z którego mnie wyrwano. Pukanie nie ustało, a tylko zyskało na sile
- Kto tam?! - krzyknąłem wkurzony, ale odpowiedziało dalsze natarczywe walenie. Jęknąłem i w końcu zerwałem się z łózka otwierając z impetem drzwi.
- KELSEY?! - krzyknąłem i rzuciłem się na nią
- Niespodziankaaaa! - odpowiedziała z uśmiechem tym samym tonem i pocałowała mnie tak jak tylko ona potrafi. Jak ja się za nią stęskniłem. Wtaszczyłem jej walizkę do pokoju i znów ją pocałowałem. Nie odrywając swoich ust od jej podniosłem ją do góry i zamknąłem drzwi, po czym skierowałem się z nią do łóżka, na którym przywitaliśmy się ze sobą stęsknieni i spragnieni siebie...
- Jak ja się cieszę, że tu jesteś - uśmiechnąłem się do niej kiedy leżeliśmy nadzy na łóżku odpoczywając po wysiłku i po obfitych życzeniach urodzinowych, które mi złożyła
- Też się cieszę - odwzajemniła gest i pocałowała mnie - A właśnie! Mam coś dla ciebie - wstała i podeszła do walizki, z której wyjęła mały pakunek.
- Myślałem, że ty jesteś  moim prezentem - uśmiechnąłem się
- Ode mnie dostaniesz później - usiadła obok mnie i podała mi to, co trzymała w rękach. - Ten jest od Nadii - spojrzałem na nią z szokiem.
- Nadia... Dała mi prezent? Pamiętała?
- No pewnie, że pamiętała. Otwieraj, bo sama jestem ciekawa, co to - ponagliła mnie, a ja delikatnie rozerwałem papier, z pod którego wyłoniła się najpierw mała karteczka, na której było napisane "Dla najlepszego brata na świecie. Wszystkiego najlepszego! Kocham Cię, Twoja siostra.". Przeczytałem to w myślach i zrobiło mi się tak lekko na duchu i przyjemnie, że aż nie wiedziałem, co powiedzieć. Wyjąłem ramkę, która była pod karteczką, a w niej było zdjęcie moje i Nadii. Zrobione na jednej z naszych domówek. Przytulaliśmy się do siebie z uśmiechami na ustach. Jak ja tęsknię za tymi chwilami, kiedy między nami było tak beztrosko. Wzruszyłem się i poczułem łzy napływające mi do oczu.
- Czy ona... - zacząłem ale nie wiedziałem jak sformułować pytanie
- Chyba ci wybaczyła - powiedziała Kels i objęła mnie ramieniem

PERSPEKTYWA NADII

Spałam właśnie w salonie w popołudniowej drzemce, kiedy obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Słucham? - odebrałam zaspana nie mając siły nawet otworzyć oczy i sprawdzić, kto się do mnie dobijał.
- Obudziłem cię? - usłyszałam głos Toma po drugiej stronie. Od razu po zaspaniu nie było śladu i usiadłam z wrażenia.
- No odpoczywałam właśnie... - powiedziałam cicho
- Przepraszam, może... zadzwonię później? - zapytał nieśmiało
- Nie, nie! - zaprzeczyłam od razu - Cieszę się, że cię słyszę Tom. I w ogóle to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Szczerze i prawdziwie życzę ci żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia i...
- Jedno już się spełniło - przerwał mi - Chyba... - dodał po chwili
- Co masz na myśli?
- Kels dała mi prezent od ciebie...
- No to jeśli myślimy o tym samym, to masz rację - uśmiechnęłam się
- Naprawdę?
- Tak, Tom. Chcę żeby było tak jak wcześniej między nami. Nie rozpamiętujmy tego, co było tylko zajmijmy się tym, co ma być
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - krzyknął uradowany. Jak ja tęskniłam za takim szczęśliwym Tomem!
- Ja też, uwierz mi. Jak się podobała niespodzianka Kelsey? - zapytałam zbaczając z tematu
- Najlepsza jaką mogła mi dać - słyszałam jak się uśmiecha
- Jest koło ciebie?
- Poszła wziąć prysznic właśnie
- Wziąłeś pierścionek?
- Wziąłem. Już mam wszystko obmyślone, ale boję się cholernie...
- Nie masz powodów. Ona świata poza tobą nie widzi i na pewno się zgodzi
- Myślisz?
- No pewnie! Błagam cię, która nie chciałaby zostać moją bratową?!
- A i że niby tylko dlatego miałaby się zgodzić?
- No przecież nie z twojego powodu - prychnęłam po czym razem się zaśmialiśmy
- Tęskniłem za tym - powiedział po chwili
- Wiem, Tom. Ja też - westchnęłam - Teraz będzie tylko lepiej. Przynajmniej taką mam nadzieję
- Na pewno, już ja się o to postaram, a co do tamtej sytuacji... - zaczął
- Nie chcę tego słuchać, porozmawiamy jak wrócicie. Dzisiaj ciesz się dniem, staruchu i wypij moje zdrowie. I swojej siostrzenicy - dodałam z uśmiechem
- Masz to jak w banku - powiedział pewnie
- Ucałuj Kels ode mnie i wyściskaj chłopaków. Baw się dobrze dzisiaj i korzystaj. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Tom
- Dziękuję ci. Za prezent, za życzenia, za wybaczenie i za wszystko.
- Nie ma sprawy - po raz kolejny uśmiechnęłam się szeroko - Trzymaj się, Bracie
- A ty uważaj na siebie, Siostro - też się uśmiechał - Pa!
- Pa! - skończyłam rozmowę i zadowolona westchnęłam po czym poszłam do kuchni się napić i oczekiwać aż mój książę łaskawie wstanie i do mnie zadzwoni...






Hej, Kochanieńkie! :) :*
Dzisiaj trochę krócej niż zwykle, ale chciałam koniecznie coś dodać, a później mogę nie mieć czasu, by dopisać coś jeszcze. Za to następny może uda mi się napisać trochę dłuższy ;) O ile będziecie chciały oczywiście, bo w sumie nie wiem jakie wolicie czytać. Dłuższe czy krótsze?

San - no cooooo? xD Przynajmniej w snach mogłam trochę pokorzystać xDD Ale, ale... u Ciebie 1D? SERIO?! O jaką mam bekę z Ciebie i Twojego snu, Misiek hahahaha <3
An_a - Twój sen z kolei był słooooodziaszny :D I to na pewno byłoby świetne, ale już mam plan, co do narodzin i... innych rzeczy, ale nie będę ich zdradzać :D Mam nadzieję, że jednak też będziesz z tego zadowolona :) I btw. cieszę się, że się ujawniłaś! :) :*

No to Miśki ja mykam, bo mój Mężczyzna niedługo zrobi swoje z buta wjeżdżam i znów nakryje mnie na pisaniu tutaj i będzie się ze mnie później nabijał, że szaleję za boysbandem ;D Postaram się jak najszybciej dodać nexta :) Może dzisiaj w nocy jeszcze coś potworzę, to może zaraz po weekendzie się zobaczymy? :)

ŚCIIIISKAM MOCNO! <3

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 56.

Kiedy się obudziłam, Nathan siedział na łóżku obok mnie i grzebał w laptopie.
- Wyspana? - uśmiechnął się i spojrzał na mnie, kiedy zaczęłam się przeciągać
- Mhm.. - mruknęłam i ziewnęłam przeciągle - Co robisz? - przybliżyłam się i wtuliłam w niego patrząc na monitor
- Follow spree - odpowiedział całując mnie w czubek głowy
- Co?
- Nie wiesz, co to jest follow spree? - zaśmiał się
- Nie mam twittera to nie wiem - wzruszyłam ramionami
- Kiedyś ci wytłumaczę w takim razie - pstryknął mnie w nos i dalej klikał
- Teraaaaz - marudziłam śledząc jego ruchy
- eh.. - westchnął ze śmiechem - Bo widzisz... Na twitterze obserwujesz różne osoby, coś w rodzaju "znajomych" - nakreślił cudzysłów - I inni obserwują też ciebie...
- Aaa i pewnie fanki zabijają się, żebyś je obserwował? - zapytałam
- No powiedzmy - zaśmiał się - A follow spree to właśnie nic innego niż dawanie obserwacji komu tylko mi się uda - puścił mi oczko i wrócił oczami do komputera
- Ahaaaaa, ale fajnie. Pomogę ci - rozochociłam się i usiadłam wygodnie
- W jaki sposób?
- Będę ci podpowiadać, kogo obserwować przecież!
- No dobra - zaśmiał się
- Jak mam ci podpowiadać, skoro obserwujesz wszystkich po kolei? - zapytałam
- No na pewno nie wszystkich. Za wszystkimi nie nadążam, Skarbie
- Eee... to lipa, myślałam, że ci pomogę... - wygięłam usta w podkówkę
- Jesteś niemożliwa! - zaczął się śmiać - Trzymaj - podał mi komórkę
- I co mam z nią zrobić? - zapytałam głupio, więc przewrócił oczami, wszedł na twittera i podał mi ją z powrotem
- Tu patrzysz, tu klikasz obserwuj i jedziesz - pocałował mnie w nos i wrócił do laptopa
- Ale fajnie! - wyszczerzyłam się i wzięłam się do roboty. Podeszłam poważnie do swojego zadania i nie odzywałam się dłuższą chwilę.
- Jakie to jest słodkie, Nathan - uśmiechnęłam się - One naprawdę cię kochają - powiedziałam czytając już któryś z kolei rozczulający tweet
- No cóż, ja je tak samo - uśmiechnął się - Dzięki nim, jestem tu gdzie teraz - objął mnie ramieniem
- W sumie... - zamyśliłam się - Gdyby nie one, to bym cię nie poznała - spojrzałam na niego - Też je kocham - pocałowałam go w nos i wróciłam do roboty.
- Aaa! - krzyknęłam
- Co się dzieje? - Nathan spojrzał na mnie spanikowany
- Polka! - wyszczerzyłam się i od razu kliknęłam, że ją obserwuję. A raczej Nathan
- Już myślałem, że coś się stało - pokręcił głową
- Oj cicho - wytknęłam mu język. Kilkanaście minut później skończył się limit i moja zabawa się skończyła.
- Eeee tam... Też wymyślili te limity - prychnęłam i oddałam mu telefon
- Jak dziecko - zaśmiał się i wziął ode mnie sprzęt
- Zgłodniałam
- Na co masz ochotę?
- Szczerze? - zapytałam
- Mhm
- To nie wiem...
- Haha, chodź, to coś zrobimy - zaśmiał się i złapał za rękę prowadząc na dół. Zeszliśmy do kuchni, w której zastaliśmy wszystkich obecnych w domu, czyli Maxa, Izkę, Jaya i Sylwię.
- Mm... co tak pachnie - wciągałam zapach
- Krewetki - uśmiechnęła się moja ciotka
- Mmm.. załapiemy się?
- No pewnie
- Naaaaaaaadia! - przeciągnął Max i mnie przytulił - Iza mnie wtajemniczyła
- I przy okazji mnie - dodała Sylwia - Do tej pory nie mogę w to uwierzyć...
- Uwierz mi ja też nie... - westchnęłam i usiadłam obok niej
- I co teraz planujesz zrobić? - zapytał George
- Nie mam pojęcia. Mam zbyt duży mętlik w głowie, żeby to wszystko ogarnąć i jakoś poukładać. I chcąc, nie chcąc nie poukładam tego sama...- ledwo zdążyłam to powiedzieć, a do kuchni wpadła zdyszana Kels
- Jest Tom? - zapytała
- Nie ma
- Cholera! Nie odbierał telefonu, a potem go w ogóle wyłączył...
- Może gdzieś siedzi w barze czy coś... - rzucił pomysł Jay
- Nie, był w Bolton, bo napisał mi jak tam jechał. Dzwoniłam do Noreen i powiedziała, że odjechał zdenerwowany, bo pokłócił się z tatą... I nie wiem, strasznie się boję o niego... - jęknęła i opadała na krzesełko - Nie wiecie, co się mogło stać? - zapytała, a przy stole zapadła cisza. Każdy spuścił wzrok i wiedziałam, że czekają aż ja się odezwę pierwsza, bo to w sumie ja powinnam przekazać tę nowinę, ale... głos ugrzązł mi w gardle.
- Wiecie? - powtórzyła i przeleciała wzrokiem po wszystkim. Znów odpowiedziała jej głucha cisza
- Co się dzieje do cholery?! - podniosła głos
- Kels... - zaczęłam, ale przerwał mi huk drzwi wejściowych. Blondynka zerwała się i wybiegła z kuchni
- TOM! - krzyknęła. Z jednej strony ucieszyłam się, że nic mu nie jest, ale z drugiej spięłam się jak struna i nie potrafiłam się ruszyć, choć miałam ochotę wybiec i zamknąć się w pokoju. - Czemu nie odbierałeś, martwiłam się, co się stało? - słyszeliśmy pytania blondynki kierowane do Parkera, które zostawały bez odpowiedzi
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę, tylko muszę porozmawiać z Nadią - odpowiedział, a ja spojrzałam przerażona przed siebie szukając pomocy gdzie tylko się dało. Nathan wyłapał mój wzrok od razu i wstał. Razem z nim podniósł się Jay, a potem dołączył Max. Spotkali się z Tomem w wejściu do kuchni.
- Jest tu Nadia? - zapytał
- Jest - odpowiedział krótko Jay
- Muszę z nią...
- Ale ona nie musi i nie ma ochoty - przerwał mu Nathan
- Nadia? - zwrócił się do mnie, a ja milczałam
- Cofnij się Tom - powiedział Max. - Ona nie ma ochoty z tobą rozmawiać. Wystarczająco nerwów jej przysporzyłeś dzisiaj, więc daj jej spokój, bo ona jest w ciąży do cholery.
- Przesuń się z łaski swojej i pozwól jej pójść do pokoju - dodał Nathan jakby wyczuwał moje pragnienie zaszycia się w moich czterech ścianach.
- Ale...
- Bez ale, Tom - przerwał mu Jay i delikatnie wyszli z kuchni wyprowadzając bruneta. Teraz albo nigdy - pomyślałam i najpierw powoli, a potem szybciej ruszyłam przez pomieszczenie, a potem przez jej drzwi
- Nadia! - krzyknął jak mnie zobaczył, ale ja na niego nie patrzyłam. Zacisnęłam tylko pięści i przyspieszyłam. - Proszę cię... - jęknął tak płaczliwie, że dało się wyczuć ból, który odczuwał, a moje serce łamało się na pół. Zacisnęłam mocno oczy i zatrzymałam się w miejscu. - Błagam cię... - powiedział cicho tym samym tonem.
- Dobrze... - powiedziałam równie cicho i odwróciłam się powoli nie patrząc na niego.
- Skarbie... - zaczął Nathan
- Zostawcie nas samych - powiedziałam do chłopaków
- Jesteś pewna? - Sykes podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy
- Tak - odpowiedziałam
- Jak coś, jesteśmy w kuchni - pocałował mnie szybko i zabrał chłopaków ze sobą, a my zostaliśmy z Tomem w przedpokoju.
- Nadia... - podszedł do mnie powoli i chciał dotknąć mojego ramienia, ale odsunęłam się na bezpieczną odległość i oplotłam się rękoma. Utkwiłam swój wzrok w podłodze milcząc. - Przepraszam cię... - zaczął - Wiem, że te słowa są puste dla ciebie, nie potrafię znaleźć, żadnych bardziej odpowiednich, żeby wyrazić to, co czuję. Jestem pieprzonym sukinsynem, wiem o tym. Takim samym jak mój ojciec. Miałaś rację... - zrobił pauzę, bo głos mu się łamał, a ja na niego w końcu spojrzałam i aż jęknęłam cicho widząc jak wygląda. Czerwone, zapłakane oczy, twarz wykrzywiona ogromnym bólem i trzęsący się podbródek od próby powstrzymania płaczu. Było mi go tak cholernie szkoda, że aż mi samej napłynęły do oczu łzy
- Nie porównuj się do niego. - odezwałam się cicho - Bo on nie jest tego wart... - spojrzał na mnie i nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Boli mnie twój ból, Tom. Przykro mi, że oprócz mnie skrzywdził i ciebie... Chociaż to ty jesteś w gorszej sytuacji, bo ja go nie znałam przez całe życie i opinię o nim wykreowałam sobie sama. A ty miałeś w nim swój wzór, ufałeś mu, kochasz go, a tymczasem ten człowiek oszukiwał cię przez prawie całe twoje życie... A najgorsze jest to, że to my płacimy za jego błędy... - skończyłam i spuściłam wzrok
- Odbudujemy to, co zbudowaliśmy wcześniej? - zapytał nieśmiało, cicho, z nadzieją i obawą.
- Nie wiem, Tom. Na razie ja chyba... nie potrafię z tobą rozmawiać tak jak wcześniej... Za wcześnie na to pytanie. Muszę ochłonąć, oswoić się z tym wszystkim. Ty też tego potrzebujesz. Dlatego dobrze nam zrobi wasz wyjazd do Stanów. Będziemy mogli odpocząć od siebie i spojrzeć na to inaczej... Dlatego porozmawiamy konkretniej jak wrócicie.
- Dobrze... - powiedział cicho - Przepraszam cię, jeszcze raz. Za wszystko, a szczególnie za...
- Jak wrócicie, pamiętasz? - przerwałam mu, a on westchnął
- Jasne...
- A póki co... Trzymaj się, Tom. - spojrzałam na niego ostatni raz i weszłam na schody nie odwracając się już ani razu i jak tylko weszłam do pokoju Nathana poczułam ulgę. Nie wiem dlaczego wybrałam akurat jego pokój. Chyba dlatego, że z tamtym kojarzyły mi się te emocje związane z poranną awanturą, a dzisiaj miałam dość całej tej sytuacji i potrzebowałam od niej odpocząć. Usiadłam na łóżku i starałam się odetchnąć. Nie zdążyłam porządnie westchnąć, a do pokoju wszedł mój chłopak.
- Wszystko w porządku? - uklęknął przede mną, a ja pokiwałam głową patrząc na nie niego i wymuszając uśmiech - Jakoś nie widzę - cmoknął mnie w czoło i usiadł obok oplatając ramieniem - Wyjaśniliście coś?
- W sumie nie. Powiedziałam mu, że nie potrafię na razie z nim rozmawiać i pogadamy jak wrócicie ze Stanów - mruknęłam
- I dobrze, będziecie mieli czas na poukładanie wszystkiego
- Niby tak, Nathan. Ale mi jest go tak cholernie szkoda... Sam go widziałeś... Jest załamany tym wszystkim
- Tobie też nie jest lekko
- Ale ja jestem w innej sytuacji - jęknęłam - Mnie nikt nie zawiódł tak jak jego
- Pamiętasz jak się dowiedziałaś, że Tom jest twoim bratem? - zapytał ni stąd ni zowąd
- Pamiętam - spojrzałam na niego zdezorientowana
- Mówiłaś wtedy, że czujesz jakby był dla ciebie obcy
- No tak. I dalej mam takie wrażenie - spuściłam głowę
- To teraz spójrz - usiadł tak, żeby być na przeciwko mnie i złapał mnie za dłonie - Jest ci go szkoda, boli cię jego smutek i przykro ci, że cierpi. Nie byłoby tak jeśli byłby ci obcy. Kochasz go, Skarbie i dalej jest ci bliski - pogłaskał mnie po policzku, a ja zastanowiłam się nad jego słowami.
- Masz rację - odpowiedziałam po chwili i westchnęłam - Tylko to wszystko musi do mnie dojść
- Wiem - przytulił mnie - Ale daj mu szansę
- Dam, tylko jeszcze nie teraz. Dobra - oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy - To jest nasz ostatni wieczór, wykorzystajmy go dla siebie, hm? - uśmiechnęłam się
- I to mi się podoba - odwzajemnił gest i dał mi buziaka - Tylko może coś zjemy najpierw, co? Bo byłaś głodna
- A przyniesiesz tu?
- Jasne. Rozumiem, że śpimy dzisiaj u mnie?
- Twojego łózka jeszcze nie wypróbowaliśmy - puściłam mu oczko
- Mmm... - mruknął wyszczerzony - Podoba mi się - pomachał brwiami i pocałował przeciągle - To zaraz wracam - dodał po chwili i uciekł na dół, żeby potem wrócić z jedzeniem, które spałaszowaliśmy w moment.
- Faktycznie głodna byłaś - zaśmiał się rozwalając się na łóżku
- Ty nie mniej - wytknęłam i położyłam obok niego. Byliśmy tak najedzeni, że odpoczywaliśmy leżąc plackiem i usiłując oddychać na tyle głęboko, na ile pozwalały nam pełne brzuchy.
- Oho, Ann się chyba obudziła - powiedziałam czując jej pobudzone ruchy
- Kopie? - zapytał Nathan i usiadł na boku podpierając głowę na jednej ręce, a drugą położył mi na brzuchu
- Jeszcze nie, ale się rusza- uśmiechnęłam się - O, widzisz? - pokazałam uwypuklenie na ciele - Tu ma główkę i się wypycha
- O kurcze... Nie boli cię to?
- Nie tak bardzo. Gorzej jak kopie
- No Malutka, nie wolno kopać mamusi - powiedział do brzucha czule z uśmiechem
- Wiesz co? - zagadnęłam
- Nie wiem - odpowiedział radośnie
- Cieszę się, że z tobą jestem
- Też się z tego cieszę, kochanie - nachylił się i pocałował z uczuciem - Kocham cię - powiedział po polsku po chwili i uśmiechnął się szeroko
- Nath! - pisnęłam - Ja ciebie też! - i znów złączyłam nasze usta w pocałunku - Właśnie! Gadaj mi teraz, kto cię tego nauczył, bo od wesela mi się nie przyznałeś!
- Wiedziałem, że sobie przypomnisz - zaśmiał się - Kogo obstawiasz?
- Izkę? - zapytałam, a on pokręcił głową
- No to Kasia!
- Pudło!
- Ooo... No to mów, bo ja kiepska w zgadywankach jestem
- Widzę właśnie - znów ten jego perlisty śmiech, więc klepnęłam go w ramię - No bo widzisz... Wy kobiety macie solidarność jajników, więc ja postawiłem na solidarność... jąder?
- To się nazywa męska solidarność, Ciamajdo - zaczęłam się nabijać
- Oj, ale ja chciałem oryginalnie!
- Dobra, dobra. Czyli, co? Daniel cię nauczył? - uśmiechnęłam się
- Dokładnie - też pokazał ząbki - Liczyłem, że się nikomu nie wygada, chociaż wiedziałem, że pewnie powie Kasi, ale ona nie powiedziała tobie, więc wszystko się udało
- To od dawna to planowałeś?
- Szczerze?
- Mhm
- Od pierwszego dnia w Polsce
- O ty! I nic się nie wygadałeś!
- Bo to miało być magiczne!
- I było - rozczuliłam się - Jesteś cudowny - dodałam i go pocałowałam bardziej namiętnie niż wcześniej, żeby wykorzystać tę noc, która miała być nasza...

- Skarbie - obudził mnie cichy i niski szept Nathana tuż przy moim uchu oraz jego pocałunki, którymi obdarowywał moją twarz
- Mmm.... - przeciągnęłam się łapiąc go za szyje i przytulając do siebie - Nie puszczę cię z nimi - wykrzywiłam usta w podkówkę, nie otwierając jeszcze oczu, bo nie miałam na to najmniejszej ochoty.
- Też nie chcę cię tu zostawiać - wymruczał
- To nie zostawiaaaaaj!
- Wiesz, że nie mogę...
- Wiem...
- A spojrzysz na mnie? - zapytał i czułam, że ma uśmiech na ustach
- Nie otworzę oczu
- Dlaczego?
- Bo może wtedy ta chwila, że będziesz musiał jechać nie nadejdzie - odpowiedziałam, a on się roześmiał
- Jesteś niemożliwa, dzieciaku mój!
- Ej, ty jesteś dzieciak! - spojrzałam na niego zaspanymi oczami.
- Przynajmniej się na mnie spojrzałaś - wyszczerzył się nachylając się nade mną
- Nathan... Wiesz, że ja tu umrę z tęsknoty?
- Nie umrzesz, damy radę, skarbie - pocałował mnie czule, a ja chłonęłam smak jego ust, ile tylko zdołałam. - Za ile ruszacie? - zapytałam chwilę później
- W sumie, to za pół godziny
- O nieee - jęknęłam płaczliwie
- Niestety... - też się zasmucił
- Reszta już wstała?
- Tak, są na dole i jedzą śniadanie.
- A ty już jadłeś?
- Nie mam ochoty...
- Nathan! - krzyknęłam - Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia! Do kuchni! - odepchnęłam go delikatnie od siebie i wstałam z łóżka zakładając na siebie szlafrok - Zapraszam Pana - wystawiłam do niego dłoń, którą chwycił i tak zeszliśmy na dół
- Hej, Wam! - powiedziałam po wejściu i od razu podeszłam do czajnika, żeby zrobić sobie herbaty, a Nathan usiadł przy stole i wziął się za jedzenie.
- Hej, Słonko - pierwszy odpowiedział Max
- Hej - reszta odpowiedziała mniej entuzjastycznie. Usiadłam obok Nathana i sączyłam powoli herbatę patrząc po wszystkich.
- Kels z... - zawahałam się chcąc wypowiedzieć imię mojego brata
- Jeszcze nie zeszli - odpowiedział szybko Jay widząc moje zawahanie
- Mhm - mruknęłam - A Siva z Nareesha za ile będą?
- Nie będą, spotkamy się z nimi na lotnisku
- To Siva się z nami nie pożegna?!
- Na pewno przekaże Nareeshy żeby was wyściskała - uśmiechnął się Loczek
- Szkoda... - zasmuciłam się
- Eeej! Głowa do góry, Maluchu - Max przytulił mnie od tylu i pocałował w czubek głowy
- Łatwo ci powiedzieć, bo będziesz miał Izkę koło siebie...
- No ale za to za tobą będę tęsknił!
- Oo jak słoodko - uśmiechnęłam się i spojrzałam na niego do góry
- No widzisz - też się uśmiechnął i tym razem ucałował mnie w czoło. Pogadaliśmy jeszcze trochę aż w końcu chłopaki musieli się zbierać, bo przyjechał po nich van. Znieśli walizki na dół, a ja smutno z Kels patrzyłam jak je po kolei taszczyli. Sylwia też nie miała za dobrego humoru, ale podejrzewam, że nawet w jednej czwartej nie tak złego jak my z blondynką. W końcu ona z Jayem nie była. Jedynie coś tam świrowali.
- Skarbie... - Nathan przytulił mnie mocno do siebie. Ja się nawet nie odezwałam tylko wtuliłam mocno powstrzymując łzy i wciągając zapach jego perfum. - Dzwonie do ciebie codziennie i codziennie widzimy się na skype, tak?
- Tak... - odpowiedziałam cicho
- Kocham cię - szepnął tuż przy moim uchu całując mnie potem w skroń
- Ja ciebie też - odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. Ujął mnie za policzki
- Hej... Nie płacz - uśmiechnął się smutno i otarł mi łzę spod oka - Niedługo się widzimy
- Obiecujesz, że to zleci tak jak poprzednio?
- Obiecuję, że nawet szybciej - odpowiedział i pocałował mnie mocno, z uczuciem, pragnieniem i już wytwarzającą się tęsknotą. Wyciągałam z tego pocałunku ile tylko mogłam wiedząc, że na kolejny będę musiała bardzo długo czekać.
- Nathan, musimy jechać - odezwał się Max, a my się od siebie oderwaliśmy stykając swoje czoła ze sobą
- Pamiętaj, że masz na siebie uważać i odpoczywać, dobrze?
- Dobrze, ty też się pilnuj, Nath. Czekam na ciebie - odpowiedziałam i jeszcze szybko go pocałowałam, po czym przytuliłam się do Maxa, a potem Jaya życząc im udanej podróży.
- Zwojujcie Stany - uśmiechnęłam się smutno, kiedy otworzyli drzwi i wychodzili z domu. Nathan pierwszy wpakował walizkę do samochodu, więc zamknął mnie jeszcze w uścisku.
- No to komu w drogę - Izka podeszła i mnie przytuliła - Uważaj na siebie
- Wiem, wiem... Słyszę to od każdego - przewróciłam oczami
- I dobrze, może w końcu zapamiętasz, mały gnomie - zaśmiała się
- Może, ciociu - też zachichotałam - Pilnuj Nathana i odpychaj od niego wszystkie laski, co? - szepnęłam cicho jej do ucha
- On sam je będzie odpychał, nie bój się - puściła mi oczko
- Wiem, ale wolę dmuchać na zimne
- Głupek
- Oszołom - wytknęłam jej język - Trzymaj się tam - ucałowałam ją mocno w policzek i puściłam, a ona wpakowała się do samochodu obok Jaya i Maxa. Tom stał jeszcze na zewnątrz i patrzył na mnie smutno zastanawiając się, czy do mnie podejść. Nie byłam na to gotowa, dlatego powiedziałam tylko
- Powodzenia Tom. Uważaj na siebie
- Ty też - chciał się chyba uśmiechnąć, ale wyszedł mu dziwny grymas i po szybkim pocałunku z Kels zniknął w aucie.
- Pa - powiedziałam jeszcze do Sykesa i też się z nim pożegnałam. Stanęłam obok Sylwii i blondynki i wszystkie trzy patrzyłyśmy na odjeżdżającego vana...





HEJ, HAJ, HELOŁ ! :D

No to chłopaki w drodze do Stanów i dziewczyny znów zostały same ;D Ale nie na długo ;D Brak chłopaków postaram się zamknąć w jednym, maksymalnie w dwóch rozdziałach, więc spokojnie, nie zatęsknicie za nimi za mocno ;P 

Chyba nie będę dzisiaj za bardzo przeciągać słowa do narodu i dodam tylko tyle, że śnił mi się ostatnio Max *.* O matulu, ale się tam działo :D Przynajmniej w snach mogłam go pocałować i muszę przyznać, że robi to nieziemsko xD 

Dziękuję za linki do Waszych blogów, które odwiedzę na pewno na dniach! I proszę o więcej! :D Zespamujcie mnie swoimi blogami! :)

Nowy rozdział także na tym, który piszę z Alicee -> http://twinspowerwanted.blogspot.com/ Także zapraszam :)

ŚCISKAM! :**

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 55.

Jay nic nie mówił, tylko cały czas trzymał mnie w ramionach czekając aż się uspokoję. Trwało bardzo długo aż w końcu przestałam się trząść ze zdenerwowania. Starałam się uspokoić na siłę, bo wiedziałam, że nie wróży to dobrze mojemu dziecku. Zaczęłam myśleć o nim i to mi pomogło się ogarnąć. Odsunęłam się od Loczka i usiadłam na jego łóżku.
- Dziękuję ci... - szepnęłam
- Daj spokój - usiadł obok mnie - Powiesz mi co się stało? Bo nic nie rozumiem
- Tom jest moim bratem
- Ale... jak to? - pokręcił głową z niedowierzaniem
- Jego ojciec miał romans z moją mamą
- O cholera... Dlatego był taki wkurzony
- Nie, był wkurzony, bo stwierdził, że to sobie wymyśliłam
- Ale po co miałabyś to robić
- Żeby być sławną jako siostra wielkiego pana Parkera - prychnęłam - Jak mu mogło to w ogóle przyjść do głowy - pokręciłam głową a do oczu znów napłynęły mi łzy
- Co za dupek... - skwitował Jay
- Po części go rozumiem, bo miał w ojcu autorytet i nie podejrzewałby go nigdy o zdradę, no ale bez przesady
- Nic go nie tłumaczy, Nadia. A już na pewno nie to, że cię uderzył. Boli cię? - ujął mnie za podbródek, a drugą ręką dotknął delikatnie policzka oglądając go czy nie jest zaczerwieniony
- Nie... nawet o tym zapomniałam - uśmiechnęłam się delikatnie, żeby go uspokoić - Nie uderzył wcale tak mocno. Lekko klepnął bardziej
- Nie ważne... I tak nie powinien tego robić. Nie chcę myśleć, co Nathan z nim zrobi jak się dowie...
- Bo się nie dowie - spojrzałam na niego spanikowana - Obiecaj mi to, Jay. Nikt ma się nie dowiedzieć
- Ale...
- Proszę - przerwałam mu
- Jak chcesz, ale nie rozumiem, dlaczego chcesz kryć mu tyłek
- Bo nie chcę zgrzytów między wami! Ani żadnych awantur... Jesteście zespołem, a ja nie chcę stawać pomiędzy wami... - spuściłam głowę
- Jesteś zdecydowanie za dobra, Nadia. A ode mnie i tak dostanie - powiedział dosadnie
- To mu przywal tak, żeby nikt się nie dowiedział i żeby było między wami ok, dasz radę to tak załatwić? - zapytałam z sarkazmem
- No jasne - powiedział pewnie
- Ta, na pewno... Jay, żadnych awantur, błagam. Potraktuj to jak by to się nie stało. To jest sprawa między mną a Tomem, Ty się w to nie mieszaj
- Nie potrafię się nie mieszać!
- Ale kobiecie w ciąży nie odmówisz!
- Jeeeezu... Nie bierz mnie pod włos, bo i tak to z nim załatwię. Wybacz
- To obiecaj mi, że nie zepsuje to relacji między wami
- To ci mogę obiecać
- I że nikt się nie dowie? - patrzył się na mnie zwlekając z odpowiedzią
- No dooobra - jęknął - to też obiecuję
- To masz wolną rękę - powiedziałam
- To idę mu przywalić - wstał
- Jay!
- Pozwoliłaś mi! Wolę to zrobić zanim wróci Max z Nathanem i Izą. Chyba, że mam to zrobić przy nich? Dla mnie żaden problem
- Jezu - zakryłam twarz dłońmi
- Tak myślałem - odpowiedział i wyszedł z pokoju.

PERSPEKTYWA TOMA

Stałem w tym pokoju i nie wiedziałem co zrobić. W pierwszej chwili chciałem wybiec, przytulic ja do siebie i przeprosić za to co zrobiłem. Jak mogłem ja uderzyć? Schowałem twarz w dłoniach. Z drugiej strony czułem nienawiść do Nadii za to co mi powiedziała. Przecież mój tata w życiu nie zdradziłby mojej mamy! Tak ja kochał... i kocha nadal! To musiała być jakaś wielka pomyłka. Nie wiem już jak to tłumaczyć... To co powiedziałem Nadii... Dobrze wiem, ze taka nie jest, żeby oszukać mnie w tak perfidny sposób... Ale miłość do rodziny wzięła gorę i zachowałem się jak pieprzony sukinsyn. Było mi wstyd za samego siebie. Wiedziałem tez jedno - muszę pogadać z ojcem. Spojrzałem na zegarek, było kolo 11. Poszperałem w szufladach i znalazłem zdjęcie mamy Nadii. Spojrzałem na te kobietę z nienawiścią i schowałem je do kieszeni spodni. Poszedłem do swojego pokoju i wziąłem dokumenty od auta oraz kluczyki. Chciałem już wychodzić, ale do pokoju wpadł Jay. Wkurzony Jay.
- Co ty sobie w ogóle myślałeś?! - krzyknął - Uderzyłeś kobietę w ciąży, zdajesz sobie z tego sprawę?!
- Zdaje... - odpowiedziałem bawiąc się kluczykami - Straciłem panowanie nad sobą
- Straciłeś panowanie?! Czy ty słyszysz jak się tłumaczysz? A co następnym razem jak bardziej jakaś dziewczyna wytraci Cie z równowagi? Np Kels? Przywalisz jej z pieści?!
- Nigdy nie uderzę Kelsey! - spojrzałem w końcu na niego
- Jasne. Kiedyś mówiłeś, ze nigdy nie uderzysz kobiety i co z tego wyszło?
- Wiem, ze zachowałem się jak sukinsyn, Jay! Nic mnie nie tłumaczy...
- Pewnie, ze nic. W życiu bym się tego nie spodziewał po tobie, Tom. Zawiodłem się na tobie - powiedział a mi zrobiło się cholernie źle. Poczułem się jakbym zmalał do wielkości malej myszki.
- Sam się zawiodłem na sobie... - powiedziałem cicho
- Dziwie się, ze Nadia zabroniła mi mówić o tym komukolwiek. Bo oprócz mnie, każdy facet w tym domu, a szczególnie Nathan powinien ci przywalić.
- Masz racje, przywal mi - spojrzałem na niego
- Nie miałem zamiaru czekać na twoja zgodę, ale skoro tak..  - powiedział i przywalił mi z liścia w twarz. Zabolało. Włożył w to chyba cala swoja sile. W tym momencie pomyślałem o bólu, który odczula Nadia i aż jęknąłem uświadomiwszy sobie jej cierpienie.
- Dzięki - powiedziałem do Jaya i złapałem się za policzek licząc, ze ból trochę minie
- Do usług - odpowiedział dalej patrząc na mnie z pogarda - Nawet ból lepiej zniosła od ciebie. Wstyd mi za ciebie, Tom
- Jak ona się czuje?
- A gówno cie to obchodzi! - odpowiedział i odwrócił się żeby wyjść z pokoju
- Jay, poczekaj - złapałem go za rękę - Możesz ją przeprosić za to, że ją uderzyłem?
- Tylko za to? Bardziej ją zabolały twoje słowa, Tom. Jeżeli chcesz ją przeprosić tylko za uderzenie, to sobie daruj. Ona jest twardsza niż myślisz. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Poza tym, sam powinieneś to zrobić.
- Ale mnie nie będzie chciała słuchać...
- I wcale się jej nie dziwie - prychnął i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samego. Westchnąłem ciężko i zszedłem do garażu żeby wsiąść do samochodu. Kiedy bylem już w środku zadzwoniłem do Kels, ale nie odebrała, wiec napisałem jej wiadomość, ze jadę do Bolton i wytłumaczę jej wszystko jak wrócę. Wyjechałem z garażu i ruszyłem w drogę do rodzinnego domu...

Zgasiłem silnik i oparłem głowę o kierownice zbierając się w sobie żeby wysiąść z samochodu i wejść do domu. Odczuwałem strach przed tym co mogłem usłyszeć. To pewnego rodzaju paradoks. Dopiero co niedawno wmawiałem Nadii, ze to jedna wielka głupota, a teraz czułem ze to jednak jest prawda. Balem się tylko usłyszeć o tym wprost. W końcu odetchnąłem głęboko i wyszedłem z samochodu ruszając w stronę domu. Otworzyłem drzwi i przywitała mnie mama.
- Tom! - krzyknęła rozpromieniona - Co tu robisz? Kelsey jest z tobą? - ucałowała mnie
- Nie, jestem sam. Jest tata?
- Tak, w salonie. Coś się stało?
- Chciałem z nim pogadać
- No to chodź - z uśmiechem wzięła mnie pod ramie i zaprowadziła do salonu
- Anthony, zobacz kto przyjechał - powiedziała po wejściu do mojego taty, któremu się przyjrzałem dokładnie. Nadia miała jego nos. Bezapelacyjnie.
- Tom! - uśmiechnął się i odłożył gazetę wstając
- Możemy pogadać? - zapytałem od razu
- Coś się stało?
- Potrzebuje rozmowy. Możemy się przejść?
- Jasne... Chodźmy
- Wybacz mamo - pocałowałem ja w policzek - Ale to ważne
- Jasne, leć - uśmiechnęła się ze zrozumieniem, ale widziałem w jej oczach zmartwienie. Wyszedłem na dwór a zaraz za mną tata. Ruszyłem przed siebie nie oglądając się na niego, ale słyszałem że idzie tuż za mną.
- Tom, co się dzieje? - zapytał jak byliśmy już pod brama. Wyjąłem zdjęcie z kieszeni i podałem mu je
- Kojarzysz te kobietę? - zapytałem
- Ann... - powiedział cicho - Skąd to masz?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - jęknąłem z bólem w sercu - Dlaczego zdradziłeś mamę? Zdradziłeś nas?
- Tom... Ja wiem, jak to wygląda z twojej perspektywy, ale...
- Z mojej?! Pomyśl jak wyglądało z jej ! Zostawiłeś ja sama z dzieckiem. Twoim dzieckiem do cholery! - krzyknąłem i poczułem piekące łzy w oczach. - Tyle mnie uczyłeś przez cale życie, przyzwoitości, uczciwości, oddania bliskim... A sam co? Byłeś pieprzonym dupkiem!
- Skąd o tym wiesz? - zapytał
- Tylko tyle cie obchodzi? Skąd to wiem? Nie obchodzi cie to dziecko? Nie obchodzi cie jak ona sobie poradziła sama bez twojego wsparcia? - pokazałem na zdjęcie - Nie obchodzi cie co mama poczuje jak się o tym dowie? Nie obchodzi cie, co ja czuje? - ostatnie pytanie zadałem już cicho z wielką kluchą w gardle, po której musiałem wciągnąć łapczywie powietrze
- Daj mi dojść do słowa, daj się wytłumaczyć...
- A co tu jest do tłumaczenia? - zapytałem
- Tom... - zaczął i westchnął - Posłuchaj... Tak, popełniłem kiedyś błąd. Ogromny błąd. I nie mowie tu o zdradzie, jak to ująłeś, tylko o zostawieniu Ann wtedy kiedy najbardziej mnie potrzebowała... Ale balem się, ze stracę was. Ciebie i Lewisa. Was już miałem, znalem was i kochałem ponad wszystko, to dla Was wracałem do domu. Nie dla Noreen... Nie wiedzieliście o tym, ale my mieliśmy wtedy gorszy czas. Mało co się nie rozwiedliśmy, wiec postanowiliśmy od siebie odpocząć na jakiś czas, a kiedy przyjeżdżałem żeby zobaczyć się  tobą i Lewisem udawaliśmy z mamą, że wszystko jest w porządku żeby was nie ranić...
- Mama o tym wie? - przerwałem mu zszokowany
- Wie... Powiedziałem jej od razu, kiedy i ja się dowiedziałem. Nie było łatwo, ale udało mi się znów odzyskać miłość twojej mamy i naprawiliśmy to, co wcześniej zepsuliśmy. Znów byliśmy pełną rodziną. To Noreen namawiała mnie, żebym odnalazł swoje dziecko. Skontaktowałem się z Ann, ale ona była rozgoryczona, że ją zostawiłem... Mimo wszystko wysyłała mi zdjęcia naszej córki. Informowała o ważnych sprawach w jej życiu, w domu mam te wszystkie listy... Ale nigdy nie chciała się zgodzić, żebym ją poznał
- Bo to ona nie chciała cię poznać - wetknąłem się w słowo
- Skąd wiesz?
- Nie ważne - uciąłem
- Eh.. Tom, ja wiem, że popełniłem błąd, ale uwierz mi, że starałem się go naprawić. Chciałem nawet polecieć do Polski, bo tam mieszkały, ale nie wiedziałbym gdzie mam się udać. Nie znałem adresu, nawet miejscowości. Miałem tylko informację jak wygląda i jak się nazywa moja córka. Ann wysyłała mi regularnie listy, a jakieś dwa lata temu przestała...
- Bo nie żyje - spojrzałem mu prosto w oczy
- Co?
- Ona nie żyje.
- Jak to? Przecież... - szukał słów - Skąd o tym wiesz?
- Tak się składa, że mieszkam z twoją córką od ponad pół roku. Dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że jest moją siostrą. Teraz już rozumiem, dlaczego tak dobrze dogadywaliśmy się od samego początku. Jakbyśmy podświadomie wiedzieli, że płynie w nas ta sama krew. I wiesz co ja zrobiłem? - spojrzałem na niego z bólem - Dzisiaj sprawiłem, że własna siostra mnie nienawidzi i to przez ciebie. Bo bardziej ufałem tobie, a tak naprawdę to ona nie oszukała i nie zawiodła mnie ani razu. Za to ty tak. I nigdy ci tego nie wybaczę. Mamie też, bo też o tym wiedziała a nie zająknęła się nawet słowem. Cholera, jak wy mogliście ukrywać coś takiego tyle lat! 21 lat! Tato! - jęknąłem i otarłem ze złością łzę z policzka
- Tom - głos mu się załamał - Przepraszam...
- Nie mnie powinieneś przepraszać. Tylko swoją córkę, którą zostawiłeś. - skończyłem i ruszyłem w stronę samochodu
- Poczekaj - złapał mnie za ramię - Naprawdę Ann nie żyje?
- Od prawie dwóch lat. Miała wypadek samochodowy - odpowiedziałem cicho
- Nie wiedziałem...- puścił powoli moją rękę i spuścił głowę
- Nie wiesz jeszcze jednego. Nadia jest w ciąży. Będziesz dziadkiem. - teraz już prawie, że odbiegłem z tego miejsca zostawiając go z jego myślami samego. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon.

PERSPEKTYWA NADII

Kilka minut później Jay wrócił do pokoju, a ja spojrzałam na niego wyczekując aż się odezwie.
- No. To sprawa załatwiona - usiadł obok mnie zadowolony
- Co zrobiłeś?
- Powiedziałem mu co myślę - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą - A potem mu przywaliłem - dodał
- Jay! - krzyknęłam
- Ale sam mi kazał! - bronił się
- Jak to?
- On tego żałuje, Nadia. Chciał żebym cię przeprosił, ale nie zrobię tego, bo on sam musi to zrobić
- Ja nie chcę jego przeprosin - spuściłam głowę
- Wiem... - objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy - Ale prędzej czy później, będziecie musieli pogadać i się pogodzić. Jesteście rodziną
- Ale nie teraz - odpowiedziałam i oderwałam się od niego - Nie jestem na to gotowa. Czy on dalej jest u mnie w pokoju?
- Nie, był u siebie, a teraz chyba gdzieś pojechał, możesz spokojnie wyjść
- Dziękuję ci Jay. Naprawdę. Gdyby nie ty, to nie wiem jakbym to zniosła...
- Dałabyś radę - uśmiechnął się
- No ja nie jestem tego taka pewna - wstałam i chciałam wyjść z pokoju i udać się do swojego, ale zatrzymałam się - Cześć Neytiri - uśmiechnęłam się i nachyliłam do terrarium jaszczurki, która wpatrywała się we mnie. Jay podszedł swojej pupilki i wziął ją na ręce
- Widzisz, ciocia Nadia cię lubi - pogłaskał ją po głowie
- Nie ugryzie mnie? - zapytałam
- Zobaczymy. Póki co gryzie tylko Sivę - zaśmiał się
- No to zawsze mogę podzielić jego stanowisko - puściłam mu oczko i powoli przybliżyłam rękę do jaszczurki. Nie wiedziałam jak ją udobruchać, więc zrobiłam to tak jak z psami. Najpierw przystawiłam dłoń do pyszczka żeby oswoiła się z moim zapachem i kiedy nie było żadnej reakcji z jej strony przesunęłam ją do jej głowy i zjechałam po tułowiu.
- Ooo... - uśmiechnęłam się szeroko
- Chcesz ją potrzymać? - pomachał brwiami Jay
- A nie zdenerwuje się?
- Jak stoję obok to nie powinna
- Ciężka jest?
- No trochę...
- No to nie będę jej dźwigać, bo nie mogę... Ale korci mnie strasznie - pogłaskałam ją znów
- Faktycznie, racja - uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam
- Wiesz... Kiedyś słyszałem, że silne osoby potrafią uśmiechać się nawet w najcięższych sytuacjach życiowych i że uśmiech jest symbolem sił psychicznych. A ty widzę, że jesteś bardzo silna. I nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo cię za to podziwiam, bo ja tak nie potrafię
- Chyba po prostu przywykłam, że nie jest u mnie kolorowo i dlatego. - odpowiedziałam po chwili - Po prostu kwestia wprawy, więc nie masz za co mnie podziwiać Jay - uśmiechnęłam się lekko - Ale dziękuję. Za wszystko. Jesteś świetnym przyjacielem - przytuliłam go na tyle ile umożliwiała mi jaszczurka leżąca na jego rękach.
- Nie ma sprawy. Możesz na mnie liczyć - puścił mi oczko
- Wiem - pocałowałam go w policzek - Idę się trochę ogarnę, a ty lepiej wróć do Sylwii, bo pewnie się zastanawia gdzie jej wyparowałeś - pomachałam brwiami
- O właśnie!- krzyknął i odłożył Neytiti uprzednio całując ją w główkę, a ja się zaśmiałam. Oboje wyszliśmy z pokoju, a Loczek raczej wybiegł. Poszłam do siebie i ogarnęłam trochę zapłakane oczy i zeszłam do kuchni. Akurat trafiłam na powrót mojego chłopaka z Maxem i Izą z zakupów.
- Ale wam się zeszło! - uśmiechnęłam się i podeszłam do Nathana całując go w usta
- Dziwisz się? - Iza pokręciła głową pokazując siatki z produktami i poszła do kuchni zanieść swój przydział, a Max podreptał za nią
- Jak się czujesz? - zapytał Nathan i się uśmiechnął
- Dobrze - powiedziałam krótko - Co kupiliście?
- Hej... Płakałaś? - zapytał zaniepokojony przyglądając się moim oczom
- No coś ty - machnęłam ręką i spuściłam wzrok zaglądając do reklamówek - Ooo kupiłeś mi granaty!
- Nadia! - powiedział stanowczo i ujął moją twarz, żebym na niego spojrzała - Co się stało? - zapytał przejęty, a ja westchnęłam
- Pokłóciłam się z Tomem...
- Powiedziałaś mu?
- Nie musiałam. Sam niechcący zobaczył zdjęcie i była awantura
- Chodź tu i mi wszystko opowiedz - złapał mnie za rękę zostawiając zakupy w przedpokoju i pociągnął mnie do salonu sadzając na kanapie.
- Nathan! Sami mamy to dźwigać?! - Izka stanęła w progu - Co się stało? - zapytała jak zobaczyła spiętego Sykesa wpatrującego się we mnie
- Tom się dowiedział - spojrzałam na nią
- O kurde... I co? - zapytała przygryzając wargę
- Powiedział, że to zmyśliłam, żeby zdobyć sławę - powiedziałam cicho
- Żartujesz?! - krzyknęła, a Nathan wybałuszył oczy spuszczając z siebie głośno powietrze
- Nie... Usłyszałam od niego jeszcze wiele gorszych słów... - spuściłam głowę na wspomnienie o tym, co mi powiedział, a raczej wykrzyczał.
- To znaczy? - Nathan miał zaciekłą minę
- Nie ważne. Po prostu... - szukałam słów - Oboje się pogubiliśmy, to jest dla nas coś nowego i niekoniecznie jest to szczęśliwa nowina. Musimy się w tym odnaleźć i poukładać kilka rzeczy.
- Ale co ci powiedział? - Nathan naciskał
- Nie ważne - jęknęłam - Proszę cię... Nie chcę tego wspominać. Chcę to wymazać, wiem że powiedział to w gniewie... Ja też nie zostałam mu dłużna zresztą.
- Co się dzieje? - doszedł do nas Max, a ja spojrzałam na niego nie mając ochoty opowiadać znów tej samej historii.
- Iza, jak możesz to wprowadź Maxa w temat, bo ja już nie mam siły. I jestem głodna - powiedziałam i wstałam udając się do kuchni żeby coś spałaszować. Kiedy mijałam Łysego z miną "wtf" poklepałam go po ramieniu i wysłałam mu buziaka. Zjadłam coś na szybko, a kiedy skończyłam poszłam na górę się położyć, bo czułam się tym wszystkim już zmęczona, a drzemka powinna dobrze mi zrobić.






Hej, Skarbeczaki ! ^^
Widzę, że emocje przeniosły się na Was z poprzedniego rozdziału huehuehue :D I o to chodziło ! :D
Tak, Strange Ty Szogunie mój, jestem cyganem, bo znów coś dowalam haha :D Ale nie może być za długo słodko ^^ 
Mam nadzieję, że nie naczekałyście się za długo na nowy rozdział, hm? ;) Może jak mnie wena nie opuści i znajdę czas, to i kolejny dodam zaraz po weekendzie ;d

Jak Walentynki? :) Udane, nieudane? Samotne, z chłopakiem, przyjaciółką, schłodzoną drugą połóweczką? ;) Dla mnie to dzień jak co dzień, nie nakręcam się na to święto za specjalnie, bo szczerze mówiąc jest dla mnie trochę bezsensowne :) Dlatego z moim chłopakiem, oryginalnie żeby je uczcić... Nie obchodziliśmy go w ogóle ^^ I spędziliśmy po prostu miły dzień, piekąc ciasto, którego został maluteńki już kawałeczek. Ktoś chętny na ostatki? ;D 

MOJE DROGIE. To jest właśnie czas dla bloggerek, do których wcześniej nie miałam kiedy zajrzeć. Jestem spragniona wszelkich nowości i liczę, że obsypiecie mnie linkami do swoich na pewno cudownych opowiadań, którymi będę mogła zapełnić wolny czas zyskany po zaliczonej sesji :) 

Widzimy się niedługo! :)

ŚCISKAM ! :**

wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 54.

Wróciliśmy do domu, w którym było już głośno, bo wszyscy wstali nadmiar pobudzeni i chętni dalszego imprezowania.
- No to co? Klub wieczorem, nie? - wyszczerzył się Max
- No przecież - odpowiedział tym samym Jay i przybili sobie piątki
- Ktoś przeciw? - zapytał ten pierwszy
- Ja jestem za, ale nie idę - uśmiechnęłam się puszczając mu oczko
- Jak to?! No przecież ty szczególnie powinnaś!
- Max... - spojrzałam na niego z uniesioną brwią i zakładając ręce na bokach, czekając aż wykaże odrobinę swojej inteligencji
- No taaaak... Wybacz, zapomniałem - podszedł i pocałował mnie w policzek - No to bawimy się w domu! - klasnął w dłonie pokazując, że się "cieszy"
- Dzięki, Kochany, ale to ja jestem w ciąży. Wy nie, więc idźcie się bawić - uśmiechnęłam się
- No chyba sobie kpisz - prychnęła Izka - Rozkręcamy imprezkę znowu tutaj. I Karen z Jess do nas dołączą - wyszczerzyła się i objęła mamę Nathana - Może nawet namówimy cię na jakiegoś drinka w końcu, co? - zaśmiała się do niej
- No małego, urodzinowego... Czemu nie - dołączyła do niej
- No to mamy ustalone - wyszczerzył się Tom i objął mnie ramieniem - Przecież nie zostawimy cię samej w twoje urodziny - uśmiechnął się, a ja starałam się to odwzajemnić i liczyłam, że w miarę mi to wyszło
- Nie byłaby sama, Parker - Nathan się zaśmiał i wyciągnął z objęcia bruneta, za co dostał ode mnie buziaka
- Oj wiecie, co mam na myśli - pokręcił głową
- Jak chcecie, ale ja nie chcę was zmuszać do siedzenia w domu - spojrzałam na nich wszystkich
- Daj spokój. Mamy polską wódkę, będzie świetnie - pomachał brwiami Max, a ja się zaśmiałam
- No dobra. To może najpierw zrobię coś na szybkości dobrego do jedzenia?
- Właściwie, to zaproponowali chwilę temu, że zamówią pizze - wtrąciła się Karen
- Po moim trupie! Żadnej pizzy w taki dzień! Ja gotuję, a wy jecie i bez dyskusji
- A co upichcimy? - Nathan pocałował mnie w głowę oferując mi tym samym swoją pomoc
- Bezmięsną zapiekankę prowansalską. Szybko się robi i jest pyszna
- Ale czemu bezmięsną?!
- Bo dzisiaj nie są twoje urodziny, Max. Tylko moje i Jay'a, więc dzisiaj dostosujemy się do niego, a nie on do nas - uśmiechnęłam się
- Oooo jaka kochana! - Loczek mnie przytulił
- No przecież - zaśmiałam się i poszłam do kuchni. Godzinę później siedzieliśmy już wszyscy razem jedząc posiłek, po którym chwilę odpoczęliśmy i przyszykowaliśmy się do kontynuacji świętowania urodzin.
- No to pijemy - po raz kolejny wyszczerzył się Max
- Dobra, ale najpierw kto przekazuje wiadomość? - odezwał się Siva i każdy jakby się speszył
- Eee... o co chodzi? - spojrzałam na nich
- Właśnie? - Nathan zrobił to samo, ale każdy unikał naszego wzroku. Spojrzeliśmy na siebie z Sykes'em nic nie rozumiejąc.
- No bo... - zaczął Jay
- Jak was nie było... - kontynuował Max
- To wpadł Nano - powiedział Siva
- I lecimy do Stanów - dokończył cicho Tom
- Jak to do stanów?! - odezwałam się pierwsza - Kiedy?
- To znaczy ten, no...
- Jay! - upomniałam go
- Oj no bo lecimy za dwa dni...
- Aha...- zdębiałam - No fajnie... chyba...
- Ale jak to? Czemu tak nagle? - nie mniej niż ja zdziwił się Nathan
- Wiesz jak to z nim jest? Wiemy tyle co ty teraz. Więcej dowiemy się od Scootera
- No to świetnie... - skomentował i objął mnie mocniej ramieniem
- A na jak długo? - zapytałam ze strachem
- Tego nie wiemy... Ale najkrócej na dwa tygodnie
- NAJKRÓCEJ?! - wytrzeszczyłam oczy, a oni pokiwali głowami. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Było mi... masakrycznie źle. Dostałam smsa i powoli jakby w transie wyjęłam telefon z kieszeni po czym odczytałam wiadomość. Była od Kasi, że za pół godziny chce się złapać na skype.
- Idę do siebie pogadać na skypie z Kasią, bo chce się ze mną zobaczyć - powiedziałam i wstałam łapiąc Nathana za rękę i zabierając ze sobą. Wiem, że do rozmowy mieliśmy czas i mogliśmy pójść później. Ale potrzebowałam pobyć z moim chłopakiem sam na sam, bez innych. Dlatego weszłam do pokoju i na zaś zamknęłam drzwi na klucz. Włączyłam wieże puszczając z niej cicho muzykę i dalej stałam przy komodzie opierając się na niej
- Skarbie... - odezwał się Nathan i zbliżył do mnie. Odwróciłam się do niego patrząc w jego oczy szukając tego samego, co i ja w tej chwili czuję. Wiedziałam, że na pewno gdzieś się w nim to kryje.
- Chcę się z tobą kochać - powiedziałam cicho, ale i stanowczo. Jego oczy się zaświeciły pokazując dokładnie to czego szukałam, a na usta wkradł się lekki uśmiech. Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu na to wpijając się w jego usta. Chciałam się nim nacieszyć do cna i najmocniej jak tylko się dało. W tle leciała muzyka. Bodajże "Give me love" Ed Sheerana, ale nasze ruchy i coraz większa odwaga względem siebie nie była adekwatna do rytmu tej piosenki. Nasze pragnienie poczucia siebie złączonych było tak silne i mocne, że zrywaliśmy z siebie ciuchy zachłannie nie przestając się całować. Nie obchodziło nas zupełnie nic. To, że był środek dnia, to że pod nami byli nasi przyjaciele i mama z siostrą Nathana. Pragnęliśmy siebie i myśleliśmy tylko o zaspokojeniu siebie nawzajem. Mimo że było to aż zwierzęce, to uczucie unosiło się nad nami i nie pozwalało o sobie zapomnieć wdzierając się w każdy zakamarek naszych rozpalonych ciał. Nathan zwolnił tempo raz tylko na chwilę, kiedy klękając, aby pozbyć się mojej dolnej części bielizny, nachylił się do mojego brzucha i złożył na nim czułego całusa patrząc mi z miłością w oczy. Potem wstał i znów wpił się w moje usta z namiętnością i pożądaniem. Oddałam mu tym samym i nasze ręce błądziły po naszych ciałach chcąc się nasycić całym tym uczuciem posiadania siebie. Kiedy same pieszczoty już nam nie wystarczały, nie daliśmy rady nawet dojść do łóżka. Odepchnęłam delikatnie, ale stanowczo go od siebie uśmiechając się z pożądaniem. Razem z piosenką i tym samym uśmiechem szepnęłam
- Give me love - nie musiałam długo czekać, a chłopak odwrócił mnie twarzą do ściany przywierając swoim ciałem do mnie obejmując ramionami i złączył jednocześnie nasze ciała w jedność. Było mi tak cudownie, że moje aż zaniemówienie nadrabiał Ed krzyczący w piosence. Kiedy muzyka się skończyła, słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy i pojękiwania. Kiedy stawały się zbyt głośne zamykaliśmy sobie nawzajem usta pocałunkiem. Szczytowaliśmy razem czując niesamowitą radość z miłości, którą sobie daliśmy, a nasze uśmiechy były tak szerokie jak jeszcze nigdy. Zabrakło nam siły żeby ruszyć się z miejsca, w którym się kochaliśmy i zsunęliśmy się oboje po ścianie, siadając na podłodze i uspokajając swoje oddechy. Nathan objął mnie ramieniem i pocałował, tym razem czule i delikatnie.
- Kocham cię - szepnął
- Ja ciebie też - odpowiedziałam i wtuliłam się w niego bardziej znajdując jak najwygodniejszą pozycję.
- Jedź z nami - powiedział chwilę później
- Co? - spojrzałam na niego
- Jedź z nami - powtórzył uśmiechając się i pogłaskał mnie po policzku
- Nath, jedziecie do pracy, ja wam będę tylko przeszkadzać, poza tym...
- Nie będziesz... - przerwał mi, ale nie dałam mu skończyć
- POZA TYM - powiedziałam głośniej - To nie jest dwugodzinny lot samolotem jak do Polski, tylko o wiele dłuższy, Nath. A ja nie chcę ryzykować, bo nie wiem jak bym to zniosła...
- W sumie racja - zasmucił się - Będę tęsknił...
- Ciii.... Jeszcze nie wyjeżdżasz! Mamy resztę tego dnia, całą noc i dwa dni. I wykorzystamy je z uśmiechem i radością, tak? - spojrzałam na niego wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu
- Jesteś cudowna - uśmiechnął się szeroko i przyssał do moich ust
- Dobra, bo Kasia czeka pewnie na tym skypie i kwitnie - przerwałam pocałunek dłuższą chwilę później i zaśmiałam się
- Jak kocha to poczeka - powiedział szybko i dalej kontynuował swoje pocałunki
- Nathan! - zaśmiałam się
- Oj no co.... - jęknął z uśmiechem
- Oj no niiiic - odpowiedziałam tym samym tonem i oderwałam się od niego po czym wstałam i udałam się do łazienki, a on dalej siedział pod ścianą, opierając na niej swoją głowę. Zanim weszłam do pomieszczenia zawołałam do niego
- Panie Sykes? - spojrzał w moją stronę wyraźnie uradowany
- Hm? - mruknął
- Dołączy pan do mnie podczas szybkiej kąpieli? - uśmiechnęłam się prowokująco i nie minęły dwie sekundy a stał przy mnie obejmując i wpijając się w moje usta przesuwając w stronę wanny...

Później zadzwoniliśmy trochę spóźnieni do Kasi, która złożyła mi życzenia już z Hiszpanii razem z Danielem gdzie spędzają swoją podróż poślubną. Obiecała przekazać prezent urodzinowy jak tylko się zobaczymy, a może nawet uda im się wpaść do nas na kilka dni jak wrócą z Hiszpanii. Później zeszliśmy do reszty z Nathanem w nadmiar dobrych humorach, przez co wzbudziliśmy podejrzenia pozostałych, ale zamiast czemukolwiek zaprzeczyć lub potwierdzić tylko chichotaliśmy. Ogólnie rzecz biorąc impreza była gruba. Bardzo gruba sądząc po poległych. Nawet Karen się upiła przez co non stop śmiała się z tańczącego Jaya. Pierwszy poległ Max, który blady jak ściana wyszedł na dwór zwrócić wszystko, co posiadał w swoim żołądku przy czym towarzyszyła mu dzielnie Izka, przez co sama poległa. Potem padł Tom. I to dosłownie padł, bo tańczył z Kels, po czym nagle powiedział, że musi usiąść, więc podszedł do fotela i rzucił się na niego zasypiając w trzy sekundy. W życiu nie widziałam szybszego zapadnięcia w sen. Sylwia tez miała wielką ochotę odpaść, ale Jay jej na to nie pozwalał, co i rusz polewając i mówiąc słodko "Dasz radę. Wierzę w ciebie". W końcu sam padł i moja siostra cioteczna wreszcie z wielką ulgą poszła do pokoju położyć się spać. Jess zaprowadziła swoją mamę do sypialni, która non stop chichotała i chodziła chwiejnie. A wyglądało to komicznie, kiedy córka prowadziła własną mamę. Razem z Nathanem odpadliśmy jako ostatni, więc udaliśmy się w końcu na górę i przytuleni do siebie zasnęliśmy.
Następnego dnia, wstaliśmy dopiero po 11, a że to miał być nasz dzień ze względu na wyjazd chłopaków. Jutro dzień będzie dość wariacki, bo będą się pakować, dlatego dzisiaj postanowiliśmy spędzić ten dzień w łóżku, ciesząc się swoją obecnością i nie robiąc zupełnie nic. Zeszliśmy jedynie zrobić, coś na śniadanie i zapasami śmieciowego jedzenia wróciliśmy na górę. Przegadaliśmy całą masę godzin o wszystkim i o niczym, do późnej nocy. Mimo tego, że każde z nas usypiało, dalej twardo się trzymaliśmy, żeby być ze sobą jak najdłużej. W końcu, koło 4, nie dałam już rady i nie wiedzieć kiedy zasnęłam.

Rano obudziłam się z podłym nastrojem, jakby mój organizm sam, zanim otworzyłam oczy, wiedział, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych. Nathan jeszcze słodko spał, więc zaspanym wzrokiem przyglądałam mu się, starając się zapamiętać każdy fragment jego twarzy. Wsłuchiwałam się w równy rytm jego oddechu i zastanawiałam się jak to będzie jak wyjedzie. Przyzwyczaiłam się do jego obecności, do jego głosu, do niego. Dopiero co niedawno byli w trasie tak długo i jakoś to zniosłam, ale nie byliśmy jeszcze razem. Nie budziłam się przy nim i nie zasypiałam z nim, więc było łatwiej, a teraz? Westchnęłam cicho.
- Mi też nie będzie łatwo - Nathan otworzył oczy i przeciągnął się delikatnie przyciągając mnie do siebie
- Na pewno łatwiej niż mi - jęknęłam i wtuliłam się w niego mocniej
- Słuchaj - spojrzał na mnie zaspanymi oczami - Nie pogarszaj sytuacji. Tak samo będzie mi ciężko, nawet i gorzej
- Mhm, jasne - mruknęłam
- No tak, bo zobacz - poprawił się tak, żeby mieć swoją twarz na przeciwko mojej i ziewnął szybko - Ty będziesz tęsknić tylko za mną. A ja za tobą i Ann - uśmiechnął się i pogłaskał mnie po policzku, a ja się rozczuliłam
- Nath... - powiedziałam cicho - Ty słodziaku! - rzuciłam się w jego stronę, żeby przytulić go mocno do siebie, chowając się w jego ramionach, a on się zaśmiał tym swoim charakterystycznym śmiechem. Potarzaliśmy się jeszcze w pościeli, wygłupiając się, ale w końcu trzeba było wstać żeby Nathan mógł się spakować, więc zebraliśmy się i ogarnęliśmy. Zjedliśmy śniadanie, witając się z Kels, która z rana popędziła na plan zdjęciowy. Reszta wstała niewiele później niż my i leniwie zjedli posiłek, a ja myślałam, co zrobić na obiad.
- Kochanieeee - zwróciłam się do chłopaka - Podjechałbyś później do sklepu?
- Jasne, po co ? - uśmiechnął się
- Zrobiłabym lasagnę, ale potrzebuję kilku składników
- Ooo, no jasne - wyszczerzył się - Wezmę, któregoś z chłopaków to zrobimy wam jakieś większe zakupy, żebyście nie musiały później latać do sklepów i dźwigać - napił się herbaty.
- Mój kochany - pocałowałam go w czoło. Na ten czas wyjazdu zostawałam w domu z Sylwią, Kels i Nareeshą. Jedynie Iza była tą szczęściarą, która nie musiała rozstawać się ukochanym.

Koło 12, Nathan z Maxem i Izką pojechali do sklepu, Nareesha z Sivą pojechali spędzić reszta dnia ze sobą, a Sylwia z Jayem opalała się w ogrodzie korzystając z pięknego dzisiejszego słońca. Ja stałam właśnie w kuchni, kiedy wpadł do niej Tom
- Nadia! Szukam cię wszędzie - wyszczerzył się
- No co tam? - zapytałam obojętnie
- Bo słuchaj. Mam taki plan, żeby przyciągnąć Kels do Stanów chociaż na weekend, bo chcę jej się tam oświadczyć, a ty masz pierścionek, co mi go zabrałaś na weselu. Bo wzięłaś go z Polski, prawda? - zapytał niepewnie
- O cholera! - krzyknęłam i spojrzałam na niego
- Nie... - jęknął i kręcił głową z niedowierzaniem
- No pewnie, że wzięłam - zaśmiałam się - Chodź - powiedziałam i ruszyłam na górę
- Boże! - znów jęknął, ale podreptał za mną - Nie dosć, że się człowiek stresuje oświadczynami, to jeszcze mu dokładają... - narzekał. Weszłam do pokoju i stanęłam zastanawiając się gdzie schowałam pudełeczko. Zerknęłam do szufladki przy szafce nocnej, ale nic nie było
- Spójrz tam w pierwszej szufladzie w komodzie jak możesz, a ja spojrzę w drugiej szafce nocnej - zrobiłam jak mówiłam i brunet zajął się komodą.
- Ooo co tu robi... - zaczal i urwal w pewnym momencie a ja sie gwaltownie odwrocilam. W jednej ręce trzymał pudełko z pierścionkiem, a w drugiej zdjecie naszego taty, które odwrocil na druga strone, gdzie byla dedykacja dla mojej mamy.
- Co to jest? - spojrzal na mnie
- Tom... - zaczelam, ale nie wiedzialam co powiedziec, wiec podeszlam tylko do niego ze spuszczonym wzrokiem
- Co to jest? - zapytal glosniej
- Zdjecie... - odpowiedzialam glupio dalej nie majac odwagi na niego spojrzec. Za to czulam na sobie jego przeszywajace spojrzenie
- No przeciez widze! - krzyknal zdenerwowany
- Zdjecie mojego taty
- Nie. To jest moj tata! I o ile wiem mam tylko brata, wiec pytam jeszcze raz co to jest! - poczulam zbierajace sie łzy w oczach.
- Ale wychodzi na to, ze masz i siostre
- Co ty pieprzysz w ogóle? To jest niemożliwe.
- Tez w to nie wierzyłam, Tom - zebrałam w sobie odwage i spojrzałam na niego - Ale taka jest prawda. Mamy wspolnego ojca
- Nie mamy zadnego wspolnego ojca! Moj tata nie zdradzil mojej mamy!
- Ja wiem, ze to jest dla ciebie szok, Tom. - jeknelam blagalnie - Ale twoj tata mial romans z moja mama i kiedy dowiedzial sie, ze jest w ciazy to uciekl. Wybral was, a mnie zostawil...
- Przestan! On taki nie jest. Znam go i wiem, ze nie zdradzilby mojej mamy, a nawet jesli tak i jego kochanka zaszlaby w ciaze to nigdy by nie zostawil swojego dziecka!
- Ale to zrobił! - teraz i ja krzyknęłam - Oszukiwał ja, oszukiwał was, a potem uciekl od problemu
- To jest jakaś kpina! Wiedziałbym o tym jeśli tak by było! Nie wiem co chcesz wskórać tym zdjęciem i po co je zrobiłaś, ale odpieprz się od mojego taty!
- Tom! Nic nie chcialam wskórać! I to nie ja je zrobilam. Moja mama dostala je od niego, kiedy sie spotykali!
- On sie brzydził zdrady. Uczyl mnie tego od malego, wiec sam nigdy by tego nie zrobil
- Widocznie nie chcial zebys popelnial jego bledy
- Jestes zalosna!
- Ja jestem zalosna?! - krzyknelam wrogo - Ty jestes zalosny, bo jestes zapatrzony slepo w czlowieka, ktory nie byl tak idealny za jakiego go miales przez cale zycie. Czlowieka, ktory zdradzal swoja zone, a potem zostawil kobiete w ciazy sama i...
- Skoncz! - przerwal mi - Tego nie bylo! I nie ma! - podarl zdjecie na kilka kawalkow - Minuta twojej slawy sie skonczyla! - wysyczal z nienawiscia w oczach
- Slucham?
- Nie o to ci chodzilo? - usmiechnal sie zlosliwie - W koncu bycie "siostra" - nakreslil cudzyslow w powietrzu - gwiazdy daloby ci popularnosc
- I ty uwazasz, ze ja bylabym w stanie zrobic cos takiego? - zapytalam z ciezkim bolem w sercu, ze cos takiego przyszlo mu do glowy i walczylam z piekacymi lzami w oczach
- Niezle sie maskowalas przez te kilka miesiecy. Naprawde mialem cie za kogos lepszego, a ty bylas zwykla manipulantka. Szkoda, bo naprawde pokochalem jak siostre ta odgrywana przez ciebie postac. Ale ty nigdy ta siostra nie bylas i nie bedziesz.
- Nikogo nie udawalam, Tom. I nawet nie wiesz jak boli mnie to, ze tak myslisz - powiedzialam na jednym wdechu, a lzy splynely po policzkach
- Daruj sobie te udawane lzy. Nie dzialaja na mnie - mial ciagle ten sam wrogi ton - Jestes taka sama jak twoja matka. Spisz z byle kim a potem szukasz ojca dla swojego bachora - te slowa byly jak policzek wymierzony prosto w moja twarz. Zabolalo nawet bardziej niz bolaloby samo uderzenie. - Boli cie prawda, nie? - dodal zakładając rece na piersi - Wspolczuje tylko Nathanowi, ze oplątałaś go tak sobie wokół palca. Ale nie martw sie, tez sie jeszcze przekona jaka jestes naprawde.
- Wyjdz - powiedzialm zamykajac oczy i zbierajac w sobie reszte sily zeby nie wybuchnąć przy nim placzem. On dalej stal i prychnął pogardliwie - Wyjdz - powtorzylam bardziej dosadnie, ale i to nie poskutkowalo - WYJDZ DO CHOLERY! - tym razem krzyknelam najglosniej jak potrafilam
- Jestem u siebie w domu- znow sie usmiechnal zlosliwie, a ja spojrzalam na niego z szokiem wypisanym na twarzy
- Co tu sie dzieje? - Jay stanal w drzwiach
- Jestes taki sam jak twoj ojciec - zignorowalam loczka i zwrocilam sie do Toma - Pieprzony dupek, ktory w dupie ma uczucia innych i boi sie spojrzec prawdzie w oczy, wiec woli uciec od problemu i sie go wyprzec. I uwierz mi. Ciesze sie, ze to wyszlo, bo teraz przekonalam sie, ze cale zycie mialam racje. - warczalam i zblizalam sie do niego coraz bardziej - Mialam racje, ze rodzina mojego ojca jest tak samo bezduszna jak on sam. Wspolczuje ci, Tom ze musiales zyc z tym czlowiekiem tyle lat. A najbardziej wspolczuje twojej matce, bo pewnie nawet nie wie, ze byla niewystarczająca dla niego i musial szukac milosci u innej kobiety. Wszyscy razem wzieci jestescie zalosni. - ledwo zdazylam skonczyc, a poczulam reke Toma na moim policzku. Nawet nie zabolalo mnie to tak jakby sie mozna tego bylo spodziewac. Bardziej bolały mnie jego wcześniejsze słowa
- Co ty kurwa robisz?! - wrzasnal Jay, ktory w dalszym ciagu stal i sluchal. Podszedl do niego i szarpnal go za reke odciagajac do tylu.
- Nigdy nie obrazaj mojej rodziny! - krzyknal do mnie
- Gratuluje ci, Tom - tym razem ja usmiechnelam sie zlosliwie. - Do tego wszystkiego stales sie damskim bokserem. Gratuluje - powtorzylam i minelam go razem z Loczkiem, ktory wyslal mu pelne wscieklosci spojrzenie i wyszedl razem ze mna trzaskajac drzwiami od mojego pokoju zostawiajac w nim samego Toma.
- Nadia - Jay zlapal mnie za reke i odwrocil w swoja strone. A kiedy ujrzal moja twarz z wyrazem wielkiego bolu na niej i łzami w oczach, złapał mnie tylko za reke i pociagnal do swojego pokoju. Zamknal drzwi na klucz i przytulil mnie mocno do siebie. Zadzialalo to jak jakis impuls i wybuchnelam glosnym placzem chowajac sie w jego ramionach.







Heeeej moje Skarbeczki ! :D

Trochę pojechałam w tym rozdziale ;d Dużo emocji i wrzuciłam wszystko naraz. Jestem ciekawa, co myślicie ;D
Rozdział, a szczególnie końcówka z dedykacją dla Pauliny mojej, bo kazała mi nic nie zmieniać, więc mówisz i masz ;D <3
W końcu wracam do świata po zakończonej i zaliczonej w pełni sesji! Przede mną 6 i ostatni semestr licencjata! Całe szczęście, że jest krótszy, bo dowalili nam taki plan, że będę siedziała na każdym zjeździe cały weekend od 8 do 20 na zajęciach -.-' Aż nie chcę mi się myśleć jak to zniosę... Ale cóż ;)
Póki co mam wolne i mam nadzieję, że wena będzie mi towarzyszyła, żeby móc Was zasypywać rozdziałami :) Wysyłam chłopaków do Stanów, ale niedługo wrócą, spokojnie ;D To taki chwilowy przerywnik, żebym mogła trochę przyspieszyć czas, aby móc się wyrobić z narodzinami Maleństwa do końca lutego, tak jak obiecałam Kami :) Także oczekujcie kolejnego mam nadzieję dość szybko! :D Do napisania! :*

ŚCISKAM! :**

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 53. 

Później faktycznie było lepiej, bo bawiliśmy się całym gronem i starałam się po prostu unikać Tom'a, żeby nie prowokować niepotrzebnych sytuacji. Kiedy z mojego laptopa leciały takie perełki jak polskie disco polo, w których ekipa zakochała się na weselu Kasi i Daniela nie było innej opcji jak nie poderwać się do tańczenia i śpiewania. Nawet nie potrafię zliczyć, ile razy pod rząd puszczane było "Jesteś szalona", ale na pewno wystarczająco, żeby nauczyli się tekstu na pamięć. Nie wychodziło im to idealnie, ale za to przekomicznie z czego non stop miałam polewkę. W końcu koło 4 nie dałam już rady dłużej stać na nogach i padnięta poszłam na górę trochę się przespać. Na szczęście tym razem usnęłam chwila moment i obudziłam się dopiero po 12. Przeciągnęłam się ospale i poszłam wziąć prysznic, po czym ubrałam się luźno. Zeszłam na dół myśląc, że wszyscy padli jak muchy i śpią gdzie popadnie. Weszłam do salonu, a tam nie było żywej duszy i nawet nie było śladu po nocnym pijaństwie.
- No proszę - powiedziałam sama do siebie i udałam się do kuchni, gdzie też nikogo nie zastałam. Myśląc, że wszyscy rozeszli się do siebie też trochę odespać wstawiłam wodę na herbatę. Ale zaraz... Gdzie jest Nathan? Odłożyłam kubek, który trzymałam w ręce i wróciłam na górę kierując się do jego pokoju. Był pusty. Schodząc znów na dół wybrałam jego numer w telefonie i czekałam aż odbierze.
- Cześć, Kochanie - odebrał - Już wstałaś?
- No hej, wstałam a ciebie nie ma i się zmartwiłam. Gdzie jesteś?
- A co, już zdążyłaś się stęsknić - zaśmiał się
- Żebyś wiedział! A ty nie? - uśmiechnęłam się
- Nawet nie wiesz jak!
- A gdzie jesteś?
- W samochodzie. Będę za 10 minut
- Oo... - zdziwiłam się - To gdzie byłeś?
- Powiem ci jak wrócę
- Nooo dobra. To czekam, jadłeś coś?
- Nie, ale nic nie rób, jak przyjadę to zrobię ci coś dobrego
- Widzisz to jak siedzę w kuchni i nic nie robię?
- Nie... -westchnął
- No właśnie - zaśmiałam się - Ja też nie
- Bo krzywda by ci się stała jakbyś posiedziała grzecznie i wypiła herbatę, nie?
- No i to wielka! Zrobię naleśniki, dużo roboty przy nich nie ma, więc szybciutko do domku
- Zaraz będę moja ty kuro domowa - zaśmiał się
- Czekam, pa! - rozłączyłam się z uśmiechem i wzięłam się za robotę. Chwilę później miałam już gotowe ciasto i smażyłam pierwszego naleśnika, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że to Nathan.
- Czeeeeeeeeść! - krzyknęłam i przewróciłam naleśnika na drugą stronę
- Dzień dobry, Nadia - usłyszałam za sobą serdeczny, rozradowany głos i odwróciłam się gwałtownie
- Karen! - krzyknęłam wyszczerzona - Jess! - podeszłam do nich i przytuliłam na przywitanie - Co wy tu robicie?
- Niespodziankaaa - uśmiechnął się Nathan i pocałował mnie witając się ze mną
- Ślicznie wyglądasz, Kochanie - Karen się uśmiechnęła
- Oj, dziękuję - zawstydziłam się
- Ktoś tu się zarumienił - Nathan się zaśmiał i objął mnie od tyłu kładąc swoją głowę na moim ramieniu
- Ale za to jak słodko - dodała Jess
- Siadajcie, zaraz zrobię... NALEŚNIK! - krzyknęłam przypominając sobie, że dalej kwitnie na patelni - No to pierwszy spalony - zdjęłam go z patelni i nałożyłam kolejną partię ciasta
- Ja dokończę, a ty usiądź - pocałował mnie w policzek Nath i przesunął delikatnie poza zasięg kuchenki
- Ale...
- Żadnych ale - przerwał mi i doprowadził do stołu po czym posadził mnie na krzesełku i cmoknął w czubek głowy
- Lepiej nam powiedz jak się czujesz, jak maleństwo? - uśmiechnęła się mama mojego chłopaka
- Dobrze - odwzajemniłam gest - Maleństwo też, rośnie coraz bardziej
- Właśnie widzę, sporo urosłam, prawda? - Jess pogłaskała mnie po brzuszku - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że będę ciocią! - wyszczerzyła się już do mnie a nie do brzucha
- Uwierz mi, że ja też
- Kiedy masz wizytę?
- O, właśnie? - poparł mamę Nathan
- Właściwie... to nie pamiętam - podrapałam się po głowię - Taka byłam rozentuzjazmowana na ostatniej, że nie zakodowałam tego. Aż pójdę sprawdzić - powiedziałam i wstałam udając się do przedpokoju, gdzie wisiała moja torebka i wyjęłam z niej portfel wracając do kuchni.
- I co?
- Jeszcze nie wiem, Nath. Szukam karteczki... - odpowiedziałam wyciągając wszystkie papiery przy okazji robiąc porządek i wyrzucając zaległe paragony. - O, jest! A więc następna wizyta jest... o cholera! - wypsnęło mi się
- Co?
- Dzisiaj!
- Jak to, dzisiaj?! - chłopak podszedł do mnie i zabrał karteczkę z moich rąk - Na 16... - zastanowił się chwilę - Dobra, wyrobimy się. Całe szczęście, że teraz to ogarnęłaś, bo by ci wizyta przepadła.
- Umówiłoby się na następną - uśmiechnęłam się do niego
- Od dzisiaj ja pilnuję twoich wizyt - spojrzał na mnie z uniesioną brwią
- Oj...
- Bez dyskusji! - przerwał mi brutalnie i wrócił do smażenia, a ja pokręciłam tylko głową i schowałam wszystkie papiery oprócz paragonów z powrotem do portfela.
- Ależ ten mój braciszek stanowczy, no, no - zaśmiała się Jessica
- Uwierz mi, bywa gorszy - szepnęłam do niej, po czym zachichotałyśmy
- Słyszałem! - odwrócił się z łyżką w dłoni
- Coś ci kapie - uśmiechnęłam się do niego słodko
- Cholera! - zaklął pod nosem i sięgnął ścierkę, żeby sprzątnąć plamę ciasta
- Długo jeszcze? Córka jest głodna - jęknęłam puszczając oczko dziewczynom
- Chwilunia! - powiedział i szybciej przebierał rękami
- A my to sobie chyba musimy porozmawiać - uśmiechnęłam się szeroko do Karen
- Mówiłam ci, że nie zapomniała! - zaśmiała się Jess
- No miałam cichą nadzieję, że jednak zapomnisz...- podrapała się po głowię - Ale to wszystko wina mojego syna, on to ze mnie wyciągnął! - broniła się
- Dzięki mamo! - Nathan
- Taka prawda! Wziąłeś mnie pod włos. Mówił z takim przejęciem, że jest szczęśliwy, że wszystko się układa tak jak chciał i w ogóle, że byłam pewna że już jesteście razem. I jak mu o tym powiedziałam, to się normalnie wkopałam i nie było odwrotu... Przepraszam cię - uśmiechnęła się
- Daj spokój - zachichotałam - Tak naprawdę to chciałam ci za to podziękować, bo później miałam znowu jakieś dylematy, zachwiania... I nie wiem, czy teraz bylibyśmy razem, gdybyś nie dała cynku Nathanowi - puściłam jej oczko
- Bo co jak co, ale moja mamusia jest bardzo mądra - odezwał się Sykes nad moją głową, więc podniosłam swoją do góry i spojrzałam w jego patrzałki
- Nigdy w to nie wątpiłam, Skarbie
- Wiem - uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło
- Dobra, bo my tu tak siedzimy, a przecież twoje urodziny są, Słonko - Karen wstała - A jeszcze ci życzeń nie złożyłyśmy - podeszła do mnie razem z Jess, więc i ja wstałam wysłuchać cudownych życzeń od nich oraz od James'a, który nie mógł niestety przyjechać, bo miał swoje zobowiązania w pracy.
- A to taki mały drobiazg od nas - uśmiechnęła się najmłodsza i wręczyła mi pakunek
- Oj, ale nie trzeba było... Już wy jesteście dla mnie wystarczającym prezentem
- Już nie bądź taka skromna i otwieraj, bo sam jestem ciekaw, co wykombinowały - stanął obok mnie Nathan. Rozerwałam papier i wyjęłam śliczną książeczkę
- Jeeej, jakie śliczne! Dziękuję! - wycałowałam je
- Same robiłyśmy - uśmiechnęła się Jess
- Możesz tu wszystko po kolei zapisywać i dodawać zdjęcia - dodała Karen i pokazywała co i gdzie, kiedy przewracałam strony - Tu możesz przypiąć pierwsze zdjęcie USG, tu zapisujesz pierwszy krok, pierwsze słowo...
- Jej... - rozczuliłam się - Piękny prezent, dziękuję wam strasznie - znowu je mocno uściskałam
- Nie ma za co, Kochanie. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
- No to jak już wszystko załatwione, zapraszam na naleśniki - uśmiechnął się Nathan i położył talerze z pysznościami na stół. Zjedliśmy wszystko z ogromnym smakiem, a potem z herbatą rozsiedliśmy się w salonie rozmawiając. O 15 poszłam się ogarnąć i zmienić strój, bo mój poprzedni raczej nie należał do zbyt eleganckich, żeby pójść tak do lekarza. Rozpuściłam więc włosy, na których zrobiły się delikatne fale, poprawiłam makijaż i na końcu się przebrałam. Zapakowaliśmy się z Nathanem w samochód i ruszyliśmy. Na miejscu byliśmy przed czasem, ale trafiliśmy na wolny gabinet, bo poprzednia pacjentka nie przyszła, więc doktor przyjęła nas od razu.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się i uścisnęła mi dłoń - Dzisiaj z przyszłym tatą? - spojrzała na Nathana i też wymienili uściski
- W końcu udało mi się przybyć - uśmiechnął się i objął mnie w pasie
- Proszę usiąść - powiedziała lekarka i zasiadła po drugiej stronie biurka wyjmując moją kartę - Jak się pani czuje?
- Szczerze mówiąc, to wspaniale - przyznałam zgodnie z prawdą
- No to muszę panią zmartwić, że wchodzi pani w etap trudniejszego okresu - uśmiechnęła się serdecznie - Zaczyna się trzeci trymestr, a to skutkuje na pewno bardziej aktywnymi ruchami dziecka, bo jeszcze ma sporo miejsca w macicy i jego ruchy mogą być czasem bolesne do czasu, dopóki się nie uspokoi, przez mniejsze pole manewru, czyli dopóki nie podrośnie. Nie ma pani zachwiań równowagi?
- Nie zauważyłam
- To proszę uważasz, bo też mogą się zacząć przez zmianę środka ciężkości. Macica rośnie razem z maleństwem, co można zauważyć po okrągłym brzuszku i może pani być bardziej niezdarna, że tak powiem. Do tego częste bóle głowy, powrót częstego oddawania moczu, zmęczenie znów powrócą, więc jeśli tak będzie proszę się nie martwić, to jest normalne. Teraz musi pani dużo odpoczywać i liczyć na pomoc tatusia - uśmiechnęła się do Nathana, a on odwzajemnił gest
- Czyli mam się szykować na najgorsze? - zaśmiałam się
- Och, wcale nie najgorsze. Jeśli mam być szczera, samego porodu nie da się przebić - puściła mi oczko
- I właśnie tego się obawiam
- Nie ma potrzeby, naprawdę. Chodzi pani do szkoły rodzenia?
- Szczerze mówiąc nawet o tym nie pomyślałam
- A co to jest? - zapytał Sykes
- Szkoła, w której przygotowują pary do porodu. Pokazują jak odpowiednio oddychać, przeć, co się może stać, jak zapobiegać przykrym zdarzeniom i tak dalej. Naprawdę polecam, bo kiedy poród już nadejdzie, będą państwo spokojniejsi wiedząc czego się spodziewać
- A ma pani namiary na jakąś dobrą? Z chęcią byśmy skorzystali
- Jasne, już panu daję ulotkę.. - poszperała w szufladzie - Proszę bardzo. Może nie należy do tanich, ale naprawdę jest świetna i moje pacjentki ją chwaliły.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnął się brunet i zaczął studiować ulotkę
- A panią zapraszam na badanie USG - powiedziała doktor i tak jak zawsze położyłam się na łóżku odsłaniając brzuch. Tym razem obok mnie siedział Nathan i trzymał mnie za rękę uśmiechając się szeroko i wpatrując w ekran czekając aż coś na nim zobaczy.
- Nieśmiała ta pani córka - zaśmiała się Bluckburn - Za każdym razem się zakrywa, ale widać buźkę. Widzi pan? - zwróciła się do Nathana i pokazała palcem na monitorze
- Widzę... - szepnął chłonąc widok i nie odrywając wzroku od widoku maleństwa - Piękne... - dodał i tak jak on patrzył na Ann, ja nie mogłam oderwać oczu od niego i wzruszyłam się widząc go takiego przejętego. To było tak cudowne... Aż zapomniałam o tym, że to nie on jest biologicznym ojcem i po raz pierwszy poczułam, że naprawdę pokocha je jak swoje. Oderwał na chwilę wzrok od monitora, żeby pocałować mnie z uśmiechem.
- Tu mamy serduszko, tętno w normie, wszystko w porządku, dzieciątko rozwija się prawidłowo - uśmiechnęła się i skończyła badanie drukując zdjęcia, a ja się ubrałam ponownie i znów usiedliśmy przy biurku. - NA następną wizytę umówimy się za 3 tygodnie myślę. Będzie to 30 tydzień i dokonamy bardziej szczegółowych badań, więc od razu wypiszę pani skierowanie na badanie krwi i moczu.
- Ale wszystko jest w porządku, tak? - upewnił się Nath
- Tak, jak najbardziej. To są rutynowe badania, które wykonuje się między 28 a 32 tygodniem, proszę się nie przejmować. Tu jest skierowanie, tu zdjęcia i jak zawsze proszę się zapisać na wizytę w recepcji. Macie państwo jakieś pytania?
- Nie, myślę że... - zaczęłam
- Właściwie tak - przerwał mi Nathan i puścił mi oczko
- Słucham - uśmiechnęła się doktor
- Jak wygląda sprawa ze zbliżeniem podczas ciąży? - zapytał a ja wybałuszyłam na niego oczy w szoku. Ścisnął mnie mocniej za rękę, żeby przywołać mnie do porządku, więc spojrzałam zawstydzona na lekarkę.
- Jak najbardziej polecam - zaśmiała się - Nie ma żadnych przeciwwskazań. Ciąża nie jest zagrożona, więc droga wolna
- Czyli nie ma żadnego zagrożenia, że... mogę zrobić krzywdę dziecku? - zapytał nieśmiało
- Nie umniejszając panu ani trochę - uśmiechnęła się szeroko - Ale nawet największe przyrodzenie nie jest w stanie dosięgnąć do dziecka
- No tak, rozumiem - zaśmiał się - Dziękujemy bardzo - spojrzał na mnie wyszczerzony
- Tak, dziękujemy i do zobaczenia za trzy tygodnie - odezwałam się i uśmiechnęłam wstając. Doktor podała nam dłoń a my wyszliśmy z kliniki uprzednio zapisując się na kolejną wizytę.
- O mój boże... - wybuchnęłam śmiejąc się jak już byliśmy w samochodzie.
- Co?
- Mogłeś sobie darować to pytanie!
- Ale dlaczego, przecież to normalne - wyszczerzył się - Poza tym, tak uwielbiam jak się wstydzisz, że nie mogłem się oprzeć - cmoknął mnie w policzek ze śmiechem
- Ty wredny...! Ugh... brak mi słów na ciebie - klepnęłam go w ramię
- Też cię kocham, skarbie - puścił mi oczko - A tak serio, to cieszę się, że w końcu mogłem z tobą być na wizycie - uśmiechnął się - To było cudowne patrzeć na nią, jak się rusza... - zamyślił się - Aż nie potrafię znaleźć słów żeby to opisać
- Kocham cię - powiedziałam tylko rozczulona
- Ja ciebie też - odpowiedział i nachylił się żeby mnie pocałować.







Heeeeelooooł! :D

Troszkę krótszy niż zwykle, ale ociągacie się z komentarzami, a ja mam chwilkę czasu, więc dodaję ;d
Miałam pisać wczoraj i dodać w nocy specjalnie dla KAMI, aleeee złapało mnie coś, czego nigdy wcześniej nie miałam, a mianowicie pierwszy raz w życiu rysowałam KOGOŚ ze zdjęcia. O matulu, ale miałam fazę ;D Nie potrafię rysować, a sięgnęłam ołówek i nie mogłam się oderwać ;d I udało mi się narysować Nathana! :D Ha! To znaczy nie jego, bo to raczej jego zarys ;d Ale w minimalnym stopniu go przypomina  :P

No nic, w każdym bądź razie zostały mi dwie poprawki tak ja sądziłam ;D Jedna jutro, jedna w niedziele i KONIEC ! Bye bye seeesjo :D Aż do maja :P
Teraz idę jeszcze szybko zrobić obiad i wracam do nauki, a do Was wracam po weekendzie! :)

KOCHAM WAS ! <3 

i  ŚCISKAM! ;**


niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 52.


- Idziemy na dół? - zapytał Nathan i pocałował mnie w czubek głowy, kiedy już całkowicie uwolniłam się od płaczu
- Nie wiem czy dam radę... - powiedziałam cicho
- To może się prześpij trochę i jak wstaniesz to wrócisz do nas na dół, hm?
- Wytłumaczysz mnie? 
- Jasne - uśmiechnął się - Powiem, że jesteś zmęczona
- Dziękuję 
- Nie ma sprawy. Zrobić coś dla ciebie?
- Daj buziaka i możesz spadać - uśmiechnęłam się lekko 
- Proszę bardzo - zaśmiał się i pocałował mnie czule - Jak byś czegoś potrzebowała to krzycz - wstał i wyszedł z pokoju wysyłając mi jeszcze buziaka przed zamknięciem drzwi z drugiej strony. Westchnęłam ciężko i rzuciłam się do tyłu uwalając swoje ciało bezwładnie na łóżku. Wpatrywałam się w sufit i nawet nie próbowałam zamknąć oczu, bo i tak nie odczuwałam zmęczenia, więc wiedziałam, że nie zasnę. Zbyt dużo działo się teraz w mojej głowie, żeby spokojnie odpłynąć w krainę snów. Zastanawiałam się nad tym wszystkim aż do głowy wpadła mi myśl, czy moja mama o tym wiedziała? W sensie jak Iza się tu przeprowadziła, to wiedziała gdzie pracuje, co robi i z kim... Możliwe żeby się dowiedziała, że moja ciotka mieszka z Parkerem? TYM Parkerem? Chyba by mi powiedziała, więc wyrzuciłam tę myśl z głowy, ale postanowiłam zapytać Izki czy mówiła mamie dokładnie z kim mieszka, bo ja nic nie wiedziałam o jej życiu tutaj. Moje myśli na chwilę zbłądziły gdzieś indziej, ale znów wróciły do mamy. Starałam się przypomnieć wyjazd Izy do Londynu. Mój kontakt z nią był strasznie osłabiony. Dlaczego? Przecież z mamą rozmawiała dość często... Wstałam gwałtownie i aż zakręciło mi się w głowie od tego szybkiego ruchu. Podsunęłam się do oparcia łózka i oparłam na nim plecy. Za każdym razem jak przyłapałam mamę na rozmowie z ciotką to akurat ją kończyła i jak chciałam z nią porozmawiać, to tłumaczyła że właśnie musiała wrócić do pracy... Albo jeszcze inne głupie wymówki. Nigdy nawet nie opowiadała mi co u niej, mimo że pytałam to odpowiadała zdawkowo, że dobrze, że układa sobie życie i jest szczęśliwa... Nagle zahuczało mi głośno w głowie ... ONA WIEDZIAŁA! Moja mama o tym wiedziała i milczała... Dlatego nie chciała, żebym rozmawiała z Izką, bo wiedziała, że może coś niechcący chlapnąć z kim mieszka, a ja bym poskładała wszystko w całość... Ale z drugiej strony - i tak bym się nie domyśliła, bo nie znałam nazwiska swojego ojca. Trochę dziwne, ale nigdy mnie to zbytnio nie interesowało, bo nie chciałam mieć z tym człowiekiem nic do czynienia, a i mama nie była skora do zwierzeń... To wszystko było zbyt pogmatwane. Musiałam pogadać z Izką. I to natychmiast. Zeszłam z łózka i udałam się w stronę schodów, kiedy byłam już na dole i stanęłam w progu salonu, nikt mnie nawet nie zauważył, bo byli zbyt zajęci jakąś historią, którą z ogromnym entuzjazmem opowiadał Tom. Mój brat ... Wpatrywałam się w niego jak gestykuluje rękoma i nie mogłam oderwać od niego oczu. Jakoś ujrzałam go teraz inaczej niż zwykle. Jakby z innej perspektywy i aż mnie to zabolało, bo była to perspektywa obcego dla mnie człowieka. A przecież od samego początku związałam się z nim emocjonalnie. Właśnie... To właśnie dlatego znaleźliśmy wspólny język tak szybko? Szybciej niż z resztą? Bo jesteśmy rodzeństwem i mimo że o tym nie wiedzieliśmy, podświadomie to nas ku sobie ciągnęło i ta więź się miedzy nami zaplotła? Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem i dopiero to mnie oderwało od swoich myśli. 
- Nadiaaaaaa! - odwrócił się brunet i zaczął iść w moim kierunku z szerokim uśmiechem na ustach i rozłożonymi ramionami - A miałaś spać! - przytulił mnie do siebie, a ja nie wiedziałam, co zrobić. Czułam się obco. 
- A jednak nie mogłam zasnąć... Poza tym bezy by się spaliły... A właśnie! - wyswobodziłam się z jego uścisku ciesząc się z mojej wymówki - Pójdę sprawdzić - powiedziałam cicho i jak najszybciej to możliwe udałam się do kuchni. Nawet nie podeszłam do piekarnika, bo wiedziałam, że przysmak jeszcze potrzebuje sporo czasu. Oparłam się o blat i przymknęłam oczy wciągając mocno powietrze. 
- Co się dzieję - Nathan położył mi rękę na plecach i nachylił się do mnie próbując ujrzeć moją twarz. Podniosłam się i spojrzałam na niego.
- Nie mogłam usnąć, bo przyszła mi myśl do głowy...
- Jaka?
- Że moja mama o tym wiedziała
- O czym? - nie do końca rozumiał
- Że Iza mieszka z synem mojego ojca - spojrzałam w jego tęczówki
- Ale masz pewność?
- Nie... Ale jestem pewna w 80% procentach, że tak było i dlatego muszę pogadać z Izą, żeby to wyjaśnić. I to teraz
- Wiesz, że ona już sporo wypiła i że...
- Nie obchodzi mnie, to Nathan! - przerwałam mu - Ja muszę to wiedzieć, rozumiesz? - jęknęłam - Ja nawet nie mogę jakoś dobrze znieść widoku Toma, jak mnie przytulił to poczułam się jakby był obcym człowiekiem... I muszę wiedzieć na sto procent czy naprawdę jest moim bratem...
- To dlatego tak szybko uciekłaś... - przytulił mnie, a ja pokiwałam głową - Skarbie, nawet jak tak będzie to musisz to do siebie przyjąć jakoś... Wiem, że będzie ci ciężko, ale nie skreślaj Toma teraz za błędy waszego ojca...
- Chciałabym, Nath... Ale póki co chyba nie potrafię - wykrzywiłam się w pełnym bólu grymasie i znów poczułam piekące łzy w oczach
- Pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie jakbyś czegoś potrzebowała - pocałował mnie w czubek głowy i nie zwalniał uścisku, w którym mnie trzymał.
- Wiem - wychrypiałam z westchnięciem po czym odsunęłam się od niego - Muszę pogadać z Izą, zawołasz ją?
- Jasne - pocałował mnie w usta - Tylko pamiętaj, że nie możesz się denerwować, hm? - spojrzał na mnie z uniesioną brwią i dotknął mojego wypukłego brzucha. 
- Wiem - powiedziałam cicho i położyłam swoją dłoń na jego - Tylko to nie jest takie proste
- Postaraj się - wziął moją rękę, którą trzymałam na jego, uniósł do ust i ją pocałował, po czym zniknął z kuchni, a ja czekałam na ciotkę. 
- No co tam? - uśmiechała się szeroko jak wkroczyła do pomieszczenia
- Mam do ciebie kilka pytań - odpowiedziałam nie patrząc na nią, tylko raczej na ścianę za nią
- Słucham - podeszła do miski z orzeszkami leżącą na stole i skubnęła kilka, a ja zastanawiałam się jak zacząć. 
- Możemy pójść do mojego pokoju? 
- No jasne, ale czemu nie tu? Co się dzieję? - zmieniła mimikę twarzy i ton
- Po prostu chodź - powiedziałam i wyszłam z kuchni, a ona szła za mną. Otworzyłam drzwi od mojego pokoju i wpuściłam ją pierwszą, po czym je zamknęłam. Iza ulokowała się na moim łóżku, a ja stanęłam przy oknie balkonowym i przesunęłam je lekko wpuszczając do środka rześkie, letnie powietrze, którym się zaciągnęłam. Zbierałam myśli, układałam zdania w głowie i kiedy w końcu jako tako je ułożyłam, odwróciłam się i skierowałam się w kierunku łózka, żeby usiąść obok Izy. Dopiero kiedy na nią spojrzałam, zobaczyłam, że trzyma w rękach zdjęcie, które tak namieszało w moim życiu. 
- Ty już wiesz... - powiedziała cicho kierując wzrok na mnie. 
- Jak to ja już wiem? - wybałuszyłam na nią oczy - Ty o tym wiedziałaś?!
- Cholera... - westchnęła i wstała gwałtownie rzucając zdjęcie byle gdzie. 
- Iza! Ty wiedziałaś, że Tom jest moim bratem?! - krzyknęłam, a ona stała plecami do mnie i się nie odzywała, więc uznałam to za potwierdzenie - Jak mogłaś? - jęknęłam - Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć?!
- Próbowałam! - odwróciła się i usiadła na przeciwko mnie - Próbowałam nie raz... Na początku jak przyleciałaś, chciałam żebyś najpierw się zadomowiła, a potem jak zobaczyłam jak się z nim zbliżyłaś... Po prostu się bałam...
- Iza... - jęknęłam głosem pełnym bólu i rozczarowania. Łzy znowu zaczęły mi płynąć... Tym razem dlatego, że się zawiodłam. - I tak powinnaś mi powiedzieć... Dlaczego ty wiedziałaś, a ja nie? Dlaczego mama mi o tym nie powiedziała?!
- Też chciała... - Iza spuściła głowę - Tylko nie zdążyła...
- Nie zdążyła?! Kiedy jej powiedziałaś, że znasz Toma?
- Jakoś dwa miesiące po przylocie tutaj. Jak pokojarzyłam fakty
- No to miała cały pieprzony rok, żeby mi o tym powiedzieć, a ty mi mówisz, że nie zdążyła?! Co ją powstrzymywało do cholery?!
- Ty
- Jak to ja?
- Bała się tego jak to przyjmiesz. Zrozum... Zawsze tak niechętnie się wyrażałaś o ojcu i jego rodzinie... Później przestałaś w końcu o nim mówić, rozpamiętywać... A ona bała się zaburzyć twoje życie, rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem... - załkałam - Mimo wszystko powinna mi powiedzieć. A już szczególnie ty powinnaś to zrobić, kiedy poznałam Toma! Swojego brata! Cholera! - ukryłam twarz w dłoniach i coraz spazmatyczniej łapałam powietrze
- Nadia... nie denerwuj się - dotknęła mojego ramienia
- Jak mam się nie denerwować... Wiesz co ja teraz czuję?!
- Mogę się tylko domyślać... - spuściła głowę - Ale naprawdę nie wiedziałam jak ci to powiedzieć... Uwierz, dla mnie to też nie jest proste...
- Dla ciebie nie jest proste? - spojrzałam na nią - To pomyśl, co ja czuję! Czuję się oszukana przez najbliższe mi osoby... Przez ciebie i przez mamę... Do tego ktoś do kogo się zbliżyłam, nagle stał się dla mnie obcym człowiekiem, do którego czuję niechęć... Wiesz jakie to jest przykre? - załkałam
- Jak to niechęć? Przecież z Tomem od samego początku byliście blisko.. Powinnaś się cieszyć, że jest twoim bratem
- Iza... Ja nie wiem jak ci to wytłumaczyć... Sama wiesz jaki miałam stosunek do rodziny człowieka, który jest moim biologicznym ojcem. Nienawidziłam ich przez całe życie tak samo jak jego i to uczucie we mnie cały czas jest i przeważa nad tym, co udało mi się zbudować z Tomem... Całe uczucie jakie do niego miałam, wyparowało... Stał się obcy, jakbym dopiero go poznała...
- Ale zobacz... - przybliżyła się - Nienawidziłaś go, bo go nie znałaś wcześniej. A sama widzisz jakim jest człowiekiem i że nie masz powodu go nienawidzić, tym bardziej, że sam o tym nie ma zielonego pojęcia... Jak już masz czuć nienawiść to tylko do niego - pokazała zdjęcie
- To jest proste jak się stoi z boku i o tym mówi, ale żeby to zrealizować i tak czuć już trudniej. Chciałabym się cieszyć z tego. Uwierz mi. Naprawdę bym chciała. Ale... - urwałam i wypuściłam głośno powietrze tym samym pozwalając kolejnym łzom spłynąć po moich policzkach - Po prostu na razie nie potrafię
- Przepraszam cię, że ci wcześniej nie powiedziałam, ale naprawdę zbierałam się miliony razy... - powiedziała cicho
- Co ja mam teraz zrobić? - zignorowałam jej przeprosiny
- Tom powinien też się dowiedzieć
- Ale przecież... To go cholernie zrani...
- Wiem o tym. Ale należy mu się ta wiedza
- Boję się mu powiedzieć
- Jak chcesz ja to mogę zrobić
- Nie! - zaprzeczyłam od razu - Jak już ma się o tym dowiedzieć, to albo ode mnie... Albo od swojego ojca. Ale on mu na pewno nie powie, więc to ja muszę to zrobić
- Jesteś pewna, że chcesz sama to załatwić?
- A mam inne wyjście?! Nie mam... Ale wiem, że nie zniosę jego widoku jak zawiedzie się na ojcu. Będzie mu ciężko...
- Widzisz... Sama teraz wiesz jak ciężko jest przekazać tą wiadomość... naprawdę było mi trudno się zebrać z tym
- Rozumiem, ale ja nie będę z tym zwlekać tyle miesięcy, Iza - spojrzałam na nią smutno
- I zobacz, skoro będzie ci żal Toma i ciężko będzie ci mu to powiedzieć, to oznacza, że dalej ci na nim zależy i jednak nie jest ci obcy jak mówisz - zastanowiłam się nad jej słowami
- Może i masz rację - westchnęłam - Dobra, muszę się ogarnąć - powiedziałam i udałam się do łazienki, gdzie zmyłam resztkę swojego smutku. Ogarnęłam się jako tako i przykleiłam na twarz maskę zadowolenia. Iza dalej czekała na mnie w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam.
- Idziesz? - zapytałam
- Jasne - westchnęła i zanim wyszła z pokoju odwróciła się jeszcze w  moją stronę - Tylko proszę cię, wybacz mi
- Postaram się
- To mocno się postaraj, mój mały gnomie - uśmiechnęła się delikatnie i przytuliła mocno. Nie potrafiłam oponować i też ją przytuliłam
- Tylko pamiętaj, że następnym razem już ci nie wybaczę milczenia! Jest jeszcze coś, o czym muszę wiedzieć?
- Teraz już wszystko wiesz - cmoknęła mnie w policzek
- Mam nadzieję - westchnęłam i razem zeszłyśmy na dół do reszty.

- A wy gdzieście były? - zagadnął Max i objął Izę ramieniem, kiedy obok niego usiadła
- A nie interesuj się - wytknęłam mu język
- Nie pyskuj do wujka!
- Hahaha - wybuchnęłam śmiechem - Dopiero po ślubie z Izą będziesz mógł objąć to stanowisko, na razie możesz pomarzyć
- Ja nie wiem, co się dzieje z tą młodzieżą, skarbie... Powinnaś jakoś wychować tę swoją siostrzenicę - zwrócił się do mojej ciotki kręcąc głową
- A ty weź lepiej polej, a nie głupoty gadasz - odpowiedziała mu
- I ty przeciwko mnie?!
- Jak z dzieckiem! - machnęła rękami i przyssała się do jego ust
- Dobra, polewam! - wyszczerzył się po długim pocałunku, a Iza puściła mi oczko za jego plecami na co znów się zaśmiałam
- Widzę, że już lepiej - szepnął mi na ucho Nathan i się uśmiechnął
- Na zewnątrz - odpowiedziałam i cmoknęłam w usta
- A co ugadałaś z Izą?
- Później - odszepnęłam po czym zwróciłam się do Jaya - Pudelku ty mój! Ktoś tu miał pić i pić, a ja widzę, że się ociągasz!
- Ale nie non stop! - bronił się
- No jak nie?! Musisz nadrabiać za drugiego jubilata, co pić nie może
- Racja! - krzyknął i chwycił kieliszek, który od razu przechylił i wylał zawartość do gardła
- No może na nas byś poczekał! Jeszcze wszystkim nie polałem! - zbulwersował się Max
- To dawaj drugiego - nastawił pusty kieliszek pod jego twarz
- Będzie grubo - zaśmiałam się do Nathana
- Właśnie widzę - uniósł brew do góry z uśmiechem na ustach obserwując ruchy McGuinessa, które były już dość spowolnione i nieporadne. Każdy chwycił kieliszek oprócz mnie i mojego chłopaka
- Nie pijesz? - zapytałam
- Przecież mówiłem ci w kuchni, że już nie piję - pomachał brwiami, a ja wybuchnęłam śmiechem
- Myślałam, że żartowałeś
- W życiu - pokręcił głową i wpił się w moje usta okazując w pocałunku moc swojego pożądania
- Heeeeej! Już wypiliśmy, moglibyście przestać ! - wtrącił się Tom i zaczął szarpać moją rękę. Oderwałam się od Nathana i spojrzałam na niego wrogo
- A weź się odwal, co? - wypsnęło mi się
- Okej... sorry... - podniósł ręce do góry i skulił się w sobie nie rozumiejąc mojego tonu
- No przecież żartowałam durniu! - zaśmiałam się i starałam się żeby zabrzmiało to naturalnie, w celu rozładowania napięcia, które chwilowo się narodziło.
- A daj spokój - machnął ręką i też się zaśmiał - Już myślałem, że coś ci zrobiłem - usiadł koło Kels totalnie wyluzowany.
- No co ty - zmusiłam się na uśmiech w jego stronę. Jakie to jest głupie... Czuję, że jest mi bliski, ale jednocześnie tak cholernie obcy. Nie potrafiłam się w tym odnaleźć.
- Będzie ciężko - szepnęłam cicho Nathanowi na ucho całując go przy tym w policzek, żeby zamaskować podszeptywanie.
- Dasz radę - zrobił dokładnie to samo, co ja i uśmiechnął się do mnie puszczając oczko






Cześć, Misie :*
Widzę, że zdziwione nowiną o domniemanym pokrewieństwie Nadii i Toma ^^ 
I o to chodziło! :D
Na dzień dzisiejszy jestem po wszystkich 13 egzaminach, z czego już wiem, że 9 zaliczonych :D Czekam na wyniki 4, chociaż wiem, że dwa na pewno są uwalone i za tydzień będzie popraweczka ;) 
Mam chociaż nadzieję, że pozostałe dwa, które prowadzi Dziekan (swoją drogą mówi IDENTYCZNIE jak król Julian xD) będą zaliczone, bo nie widzi mi się widzieć ponownie jego parszywej gęby ;D

Oczywiście rozdział został napisany, kiedy uczyłam się pilnie do egzaminów. Wena mnie napadła i nie chciała odejść, a przeciwstawiać się jej nie potrafię ;D
Swoją drogą ustny egzamin ze strasznie brzmiących Finansów przedsiębiorstwa, którego wszyscy się obawialiśmy, bo notatek było mnóstwo do nauczenia, przeszedł lekką ręką i mogłabym takie mieć non stop ;D Profesor jedynie wziął moje notatki, zapytał czy na pewno są moje i nawet ich nie przeglądając zaliczył przedmiot stawiając to samo, co Magister od ćwiczeń, czyli piękne i zbawienne na studiach 3,5! :D

Dostałam kolejną (13!) nominację do LA! Chasing the Sun - wieeeeelkie dziękuję i obiecuję wpaść do Ciebie jak tylko trochę się ogarnę ze wszystkim! :) <3

Pytania :

1. W jakich fandomach jesteś ?

   TwFanmily
2.Ulubiona piosenka ?

   Nie mam jednej ulubionej :)
3.Najfajniejszy film ?

   Nie potrafię wybrać jednego :)
4.Jakie seriale oglądasz ?

   Na wspólnej właściwie tylko :) Kiedyś oglądałam ich więcej, ale jakoś teraz się do nich zebrać nie mogę :)
5. Masz zwierzęta ?

   Psiaka
6. Jakie jest Twoje marzenie ?

   Móc zatrzymać czas :)
7.Czego się boisz ?

   Zbyt wczesnej i niespodziewanej śmierci własnej lub bliskich oraz pająków!
8. Co jest dla ciebie najważniejsze ?

   Bliskie mi osoby i to, żeby były szczęsliwe
9. Twoja średnia to....?

   Nie mam jeszcze wszystkich ocen! :)
10. Ulubiony aktor ?

   A bo ja wiem? :)
11. Masz inne blogi ?

   http://twinspowerwanted.blogspot.com/ ! :)

Jeszcze raz bardzo dziękuję i tym razem niech czują się nominowane wszystkie moje czytelniczki :) 
pytania te same, co dwa rozdziały temu ;) :*

Drogi Anonimku - tutaj mamy koniec lipca, a Nadia ma termin na 20 października :) Także za 3 opowiadaniowe miesiące na świecie pojawi się dzieciątko! :) W realnym czasie, obiecałam co poniektórym, że wyrobie się z tym do końca lutego, także odpowiadając na Twoje pytanie - SOON! :)

Póki co, to tyle do Was, jutro nadrobię zaległości na Waszych blogach, a ja idę odespać ostatnie dni, gdzie przez cztery dni spałam w sumie 10 godzin ;) Buziakuje, kocham i oczywiście...

ŚCISKAM! :***