sobota, 30 marca 2013

Rozdział 5.


Całe szczęście na dworze robiło już się jasno i dzięki temu w domu nie było już tak ciemno. Wyszłam z pokoju i udałam się do schodów, którymi niedawno wchodziłam z Izą. Planowałam zejść na dół, kuchnia powinna się raczej tam znajdować. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się, żeby u kogoś to pomieszczenie znajdowało się na piętrze. Zeszłam schodami i znalazłam się w wielkim pokoju, na pierwszy rzut oka chyba w salonie, w którym stała wielka sofa, mogąca zmieścić spokojnie z 10 osób. Przed nią stał szklany stolik. Siedząc na kanapie można było patrzeć na telewizor, który był ogromny i wisiał na ścianie. W tym pomieszczeniu znajdowało się jeszcze kilka wysokich półek pełnych książek, cztery fotele i jedna gablota z różnego rodzaju nagrodami. Zatrzymałam się przy niej na chwilę, aby spojrzeć na te wszystkie skarby zespołu i szczerze mówiąc, nie wiedząc czemu, bo ich fanką nie byłam, poczułam się z nich dumna. Chyba oszalałam, jestem dumna z ludzi, których nie znam (no oprócz Toma, po 10 minutach rozmowy). Może dlatego, że po prostu będę z nimi mieszkać i że Iza z nimi współpracuje. Dobra, przyszłam się czegoś napić, więc szukamy kuchni. Spojrzałam w lewo i zobaczyłam przejście do następnego pomieszczenia, nie było drzwi, tylko zwykła framuga, na górze zakończona półkolem. Podeszłam tam i moim oczom ukazała się ogromna kuchnia wraz z jadalnią. Cały wystrój był w większości w kolorach czarnym i czerwonym. Gdzieniegdzie były białe elementy. Nowocześnie i stylowo. Tak jak lubiłam. Podobała mi się, bo była strasznie duża, ale jednocześnie wszystko, co najpotrzebniejsze znajdowało się pod ręką. Chyba będę tu często urzędować. Aż się uśmiechnęłam na samą myśl. Podeszłam do lodówki i wyjęłam butelkę wody. Nalałam trochę do szklanki, którą znalazłam w jednej z szafek. Wypiłam wszystko, jeszcze raz rozglądając się dookoła. Nalałam trochę wody ponownie i udałam się do salonu. Znajduję się tu pierwszy raz, mój dom był o wiele mniejszy od tego i inaczej urządzony, ale mimo wszystko czułam się tu jak u siebie. Usiadłam na sofie i aż westchnęłam z zachwytu. Była tak cholernie miękka i wygodna... Napiłam się łyka wody i odstawiłam szklankę na stolik. Rozsiadłam się zamykając oczy i zastanawiałam, co jest takiego w tym domu, że tak cholernie dobrze się tu czuję?

Zrobiło mi się jakoś zbyt ciepło. Otworzyłam oczy. Byłam przykryta grubym białym kocem. Skąd on się tu wziął? Matko, ja musiałam przysnąć! Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, była 16:20! Przespałam 10 godzin i nawet raz się nie obudziłam. Ta sofa była zdecydowanie zbyt wygodna. Wstałam z niej i udałam się na górę w poszukiwaniu Izy. Weszłam do jej pokoju, a ona sobie smacznie spała rozwalona na całym łóżku jak pajacyk. Zaśmiałam się w duchu. Odkąd pamiętam, zawsze tak spała, a spędzić jedną noc razem z nią łóżku to było samobójstwo. Co najmniej kilka siniaków gwarantowanych! Rzuciłam się do niej na łóżku tak mocno, jednocześnie krzycząc POBUDKA, że aż na nim podskoczyła z przerażeniem w oczach.
- Czy ty jesteś nienormalna?
- To samo mówiłam ci wczoraj! Musiałam się jakoś odwdzięczyć - zaśmiałam się - Dzień dobry, Słonko. Jeszce trochę a będę mogła powiedzieć dobry wieczór! 
- Co? Jak to? Która godzina? - spanikowana rzuciła się w kierunku telefonu komórkowego - Matko święta i ty mnie dopiero teraz budzisz? Miałam ci wszystko pokazać zanim wrócą
- Bo sama niedawno wstałam. Zasnęłam wczoraj na sofie na dole. A raczej dzisiaj rano.
- Jak to?
- No co jak to, przecież byłaś i mnie widziałaś chyba nie? Nawet kocem mnie przykryłaś. No proszę jaka opiekuńcza się zrobiłaś 
- Jeżeli to zrobiłam, to musiałam to robić przez sen albo mam klona, bo ja się z łóżka nie ruszałam, odkąd się wczoraj rozstałyśmy. 
- No to kto mnie przykrył w takim razie?
- Nie wiem, może chłopacy jak wychodzili rano z domu się nad tobą zlitowali
- To ładnie. Świetnie wręcz. Nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie. Aż się dziwie, że nie zaczęli krzyczeć widząc obcą osobę śpiącą u nich na kanapie...
- Po pierwsze to spodziewali się ciebie, po drugie był z nimi Tom, którego już poznałaś, a po trzecie uwierz mi, będą ci to wypominać, dopóki im się nie znudzi, także w dwóch słowach: masz przesrane - zaczęła się ze mnie spać i poszła w kierunku łazienki - A teraz idź się ogarnij, to będziemy miały jakieś 2 godzinki dla siebie
- Taa, najchętniej to bym w ogóle z pokoju nie wychodziła... - mruknęłam pod nosem, wychodząc z jej pokoju
-Coś mówiłaś? - krzyknęła z łazienki
- Tak, że jesteś najgorszą ciocią na świecie!
- Też cię kocham - odkrzyknęła śmiejąc się

Poszłam do siebie, wzięłam prysznic i umalowałam się tak, jak zazwyczaj, czyli pomalowałam same rzęsy. Nigdy nie miałam problemów z cerą, dlatego nie używałam żadnych fluidów, pudrów i innych. Na co dzień pomalowane rzęsy w zupełności mi wystarczyły. Wysuszyłam włosy i ubrałam się w ciemnoniebieskie jeansy, a na górę założyłam miętowy luźny sweterek. Gotowa wyszłam z pokoju i poszłam do Izy.
- Myślałam, że mówiąc 'będziemy miały dwie godzinki dla siebie' mówiłaś o nas dwóch, a nie tylko o sobie - powiedziałam po wejściu do ciotki, która dopiero zaczynała się malować. 
- Jeszcze chwila i kończę
- Jeszcze chwila? Dziewczyno, tu dopiero zaczynasz się malować, a wiem, że ty to robisz cholernie długo, a jeszcze musisz wysuszyć głowę i się ubrać. 
- No to mówię, że chwila, nie? - uśmiechnęła się szeroko do mnie w lusterku i kontynuowała upiększanie swojej twarzy
- Wiesz co, to może ja skoczę w tym czasie do kuchni i przygotuję coś na kolację? Jak wszyscy przyjdą, to na pewno będą głodni, a ja przynajmniej nie będę się nudziła patrząc na ciebie. A dom pokażesz mi później
- Oooo no dobra. Komu jak komu, ale tobie gotowania nie zabronię - uśmiechnęła się - Co ugotujesz?
- Haha, cieszę się, że jeszcze pamiętasz, że dobrze gotuję! Jeszcze nie wiem, muszę zobaczyć, co tu macie - puściłam jej oczko i zeszłam na dół.  W prawdzie powiedziawszy już miałam pewien plan w głowie, tylko byłam ciekawa, czy w domu będą wszystkie składniki. Wiem, że Iza zawsze zajadała się moją lasagne i dałaby się za nią pokroić. Dlatego chciałam jej sprawić trochę przyjemności. Zaczęłam myszkować po lodówce i szafkach w poszukiwaniu składników i miałam właściwie wszystko, prócz odpowiedniego makaronu... Poszłam z powrotem na górę i zapytałam Izy ile jeszcze jej się zejdzie szykowanie się na bóstwo
- Już kończę suszyć głowę, ubiorę się i jestem gotowa, a co?
- Bo mam wszystko, oprócz jednego składnika i pomyślałam, że ja bym mogła zacząć już gotować, a Ty byś skoczyła do sklepu, co?
- No dobra, a czego brakuje?
- Nie mogłam nigdzie znaleźć makaronu do lasagne...
- O matko! Kocham cię najbardziej na świecie! - rzuciła się na mnie!
- Dobra, dobra, wiem. Ale nie uduś mnie, bo zaraz nic nie zdążę ugotować!
- To leć tam już pichć, a ja się ubieram i lecę!
- No widzisz, jak coś masz w zamian, to potrafisz się sprężyć! - zaśmiałam się, na co ona pokazała mi tylko język. Zeszłam więc do kuchni i zaczęłam przygotowywać wszystko w określonym przeze mnie dawno temu schemacie. Obierałam cebulę, kiedy Iza krzyknęła, że wychodzi do sklepu. Zajęłam się kolacją i o mamo, nuciłam w myślach jakąś melodie! Ten dom naprawdę na mnie dziwnie działa! Odkąd tu byłam ani razu nie pomyślałam o NIM. Nawet jak byłam sama. To duży krok do przodu.

Mieszałam sos, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi. Chciałam już krzyknąć czy kupiła makaron i czemu tak długo to trwało, ale w porę ugryzłam się w język. Przecież równie dobrze ktoś inny mógł wrócić... Przez chwilę wstrzymałam oddech i starałam się opanować nerwy. Modliłam się w duchu, żeby to była Iza. Nie chciałam poznawać wszystkich sama, za bardzo bym się krępowała. Zamieszałam sos jeszcze raz, przykryłam garnek i spojrzałam w stronę przejścia do salonu. Po chwili wyłoniła się z niego urocza blondynka z tak szerokim uśmiechem, że co by się nie działo, człowiek momentalnie na jego widok sam się cieszy.
- Hej, ty musisz być Nadia. Ja jestem Kelsey, miło mi - podała mi rękę
- Zgadza się, mi również miło cię poznać
- Co tu tak ładnie pachnie? - zapytała 
- Robię kolację, żeby jakoś wkupić się wam w łaski - uśmiechnęłam się
- Ooo, no to jeżeli to będzie tak dobre, jak pachnie, to będziesz noszona na rękach przez chłopaków, straszne z nich głodomory, a już tym bardziej jak cały dzień są zajęci. Mojego Toma już poznałaś, zgadza się? Opowiadał mi o tobie
- Tak, w nocy jak przyjechałam, to spotkaliśmy się na balkonie. Strasznie sympatyczny - powiedziałam z uśmiechem
- A no wiem, wiem. Cudowny jest, tylko pamiętaj, że zajęty - spojrzała na mnie dziwnie, aż poczułam się nieswojo...
- Tak, ja wiem, mówił mi, to znaczy Iza już wcześniej mi mówiła... Ja nie...
- Spokojnie, ja żartowałam! - zaśmiała się dotykając mnie w ramię - Co jak co, ale o Toma nie muszę być zazdrosna - uśmiechnęła się do mnie - Może ci jakoś pomóc?
- Tak właśnie myślałam, że musisz być bardzo podobna do Izy, skoro się przyjaźnicie. Obydwie macie duuuże poczucie humoru i lubicie ludzi straszyć - uśmiechnęłam się - Właściwie, to już wszystko gotowe, czekam aż Iza wróci z makaronem i będę mogła włożyć lasagne do piekarnika. 
- JUŻ JESTEM! - ktoś krzyknął mi du ucha tak głośno, że mało co mi bębenki nie pękły. 
- A nie mówiłam?! To wasze hobby, czy jak? Ty mnie kiedyś w końcu zabijesz!
- Chciałabyś! Masz makaronik i gotuj 
- Zastanowię się czy zasłużyłaś!
- Oj, no prooooszę! Wiesz, że ja to wszystko z miłościiii - przytuliła mnie mocno i całowała wszędzie, gdzie tylko miała dostęp.
- Myślałam, że z tego wyrosłaś, CIOCIU 
- Nigdy! Mały gnomie! - cmoknęła mnie mocno w policzek i w końcu puściła - No to jak? Zasłużyłam? 
- Jak jeszcze raz mnie tak zaatakujesz, to nie! - zaśmiałam się i wzięłam od niej makaron
- Wiedziałam! Widzisz, Kelsey? Tak się wychowuje siostrzenice - uśmiechnęła się do przyjaciółki
- Ja tu już nie wiem, kto kogo wychowuje! - zaczęłyśmy się wszystkie śmiać, a ja włożyłam lasagne do piekarnika. Rozmawiając z dziewczynami, włożyłyśmy wszystkie brudne naczynia do zmywarki i udałyśmy się do salonu poczekać na wszystkich i na to, aż lasagne się upiecze. Znałam Kelsey od jakiś 20 minut, a miałam wrażenie jakby to było co najmniej kilka lat. Była tak strasznie podobna do Izy! I to nie tylko z charakteru, ale i wizualnie. Można by było stwierdzić, że są siostrami, tak bardzo siebie przypominały. Śmiałyśmy się głośno, kiedy usłyszałyśmy jak drzwi wejściowe się otwierają i podniosły się decybele w pomieszczeniu przed salonem...







Wiiiitam ;* 
No i co, zaskoczone? Złe? Rozczarowane? :D Czekam na opinie :D
Wiem, że się niecierpliwiiiicie, ale już w następnym odcinku będą chłopcy! W końcu :D 
Po raz kolejny dziękuję za komentarze! ;**
Chciałam dodać rozdział jeszcze przed świętami, żeby móc Wam życzyć Wesołych świąt! Śnieżnego jajeczka i białego króliczka xD Chciało się śnieżnych świąt, to będą! Tylko szkoda, że nie te, co powinny :P 
A tak serio, to życzę Wam żeby te święta upłynęły spokojnie, rodzinnie i w miłej atmosferze oraz żeby The Wanted przyjechali do Polski! :P Mimo zimna na dworze, trzymajcie się ciepło, Króliczki! Do następnego!

Ściskam ;**
 

środa, 27 marca 2013

Rozdział 4.


- Iza, ja cię kiedyś w końcu zamorduję, zobaczysz - powiedziałam wychodząc z samochodu. - Dzięki tobie, będę poznawała ludzi jakbym dopiero co wstała. Gdybym wiedziała o tym całym cyrku, to bym się chociaż umalowała.
- Po pierwsze to naturalne piękno masz odziedziczone po mnie - zaśmiała się. - A po drugie, jest 3 w nocy, chłopaki jutro cały dzień spędzają na wywiadach w telewizji i radiu, także na pewno już śpią. Nie masz się czym przejmować. 
- To masz szczęście, tym razem ujdziesz z życiem
- Dziękuję łaskawco! W ogóle to pokój masz na przeciwko mojego, cieszysz się?
- No baaaardzo - ironizowałam śmiejąc się
- Tak myślałam. Zapraszam w nasze skromne progi - powiedziała otwierając drzwi w garażu, za którymi były schody prowadzące do środka
- Idź pierwsza i prowadź, ja wezmę walizkę - powiedziałam i puściłam ją przodem
- Okej jak chcesz, dasz radę sama czy ci jakoś pomóc?
- Dam, dam, wchodź - zaczęłam wciągać bagaż schodek po schodku aż doszłyśmy do parteru. Zatrzymałam się na chwilę i rozejrzałam, ale nie wiele mogłam zobaczyć, gdyż światła były pogaszone. Jedynie schody na piętro były delikatnie oświetlone
- Chodź, jutro pokaże ci wszystko na spokojnie, może się zamienimy i teraz ja wezmę walizkę? Bo widzę, że jednak się trochę zmachałaś - zapytała
- A proszę cię bardzo - oddałam jej walizkę i zaczęłyśmy wchodzić wyżej. 
- Dobra - szepnęła do mnie Iza - Nasze pokoje są na samym końcu korytarza. Twój jest po lewej stronie. Masz walizkę, idź i zacznij się zadomawiać, a ja skoczę się napić, chcesz coś? 
- Nie, dzięki - odpowiedziałam, wzięłam walizkę i poszłam, gdzie pokierowała mnie ciotka. Otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju. Zapaliłam światło i moim oczom ukazało się pomieszczenie, w którym miałam spędzić najbliższe dni, tygodnie a może miesiące? Znajomość Izy pozwoliła mi domyśleć się od razu, że to ona urządzała ten pokój i to z myślą o mnie. Mimo że nasz kontakt przez ostatnie 2 lata odkąd wyjechała z Polski był bardzo słaby, to i tak znała mnie na wylot i potrafiła wpasować się w mój gust. 

Dwie ściany miały kolor bardzo jasnej szarości, a jedna była czarna w małe białe kropki. Przy tej ścianie stało wielkie łóżko z czarnego drewna. Ostatnia ściana podobała mi się najbardziej, bo była jednym wielkim oknem. Składała się z dwóch części, z czego jedna była przesuwana i można było wyjść przez nią na balkon. Na przeciwko była wielka szafa z przesuwanymi lustrzanymi drzwiami. Na prostopadłej ścianie znajdowała się komoda, na której stała orchidea, Iza doskonale wiedziała, że je uwielbiam. Obok stała toaletka z taborecikiem. Nad łóżkiem wisiało 5 prostopadłych obrazków, które razem tworzyły jeden obraz, którym było zachodzące słońce nad morzem. Obok stała mała szafka nocna. Obok drzwi, którymi weszłam znajdowały się drugie, za którymi była mała przytulna łazieneczka. Co najważniejsze miała wannę a nie prysznic. Ucieszyło mnie to, bo nie wyobrażam sobie dnia kończącego się bez gorącej kąpieli. Pokój miał ciemne meble, ale jasne dodatki, co bardzo mi się podobało. Zostawiłam walizkę i nie zdejmując kurtki wyszłam na balkon. Był ogromny. Biegł przez całą długość domu. Podeszłam do barierki i się rozejrzałam, noc była mroźna, ale przyjemna. Zamknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze rozkoszując się ciszą i spokojem. 
- Cicho tu, co? - usłyszałam głos po lewej stronie. Momentalnie spojrzałam w tamtą stroną. Zobaczyłam chłopaka w ciemnych włosach idącego w moją stronę
- A no cicho 
- Tom, miło mi - przedstawił się wyciągając rękę i całując mnie w policzek
- Nadia, mi również - uśmiechnęłam się
- Jesteś naszą nową współlokatorką, której tak się nie mogliśmy doczekać, siostra Izy zgadza się?
- Właściwie to siostrzenica, ale traktuję Izę bardziej jak siostrę niż ciotkę, więc można powiedzieć, że się zgadza - uśmiechnęłam się
- Nie dziwne, w sumie dużej różnicy wieku między wami chyba nie ma. Palisz? - zapytał wyciągając paczkę papierosów z kurtki 
- Od czasu do czasu, jak znajdzie się okazja 
- Chcesz? - zapytał wysuwając w moją stronę otwartą paczkę
- W sumie czemu nie, okazja jest - odpowiedziałam z uśmiechem i wyciągnęłam jednego. 
- I to całkiem niezła! - chłopak również się uśmiechnął i podpalił mi papierosa i to samo zrobił ze swoim
- Czemu właściwie nie śpisz? Słyszałam od Izy, że jutro macie pracujący dzień
- Głód nikotynowy mnie obudził - zaśmiał się - Jak ci się u nas podoba?
- Powiem ci jutro, jak wszystko zobaczę, bo póki co dużo nie widziałam
- Ok, trzymam za słowo - uśmiechnął się - Jutro piątek, więc szykuj się, że urządzimy ci małą imprezkę zapoznawczą
- Ależ nie musicie, naprawdę...- zmieszałam się. 
- Już nie bądź taka skromna - powiedziała Iza, wchodząc na balkon - Widzę, że jednego członka już poznałaś. Tom, gdzie zgubiłeś Kelsey? 
- Śpi, a ja korzystam - zaśmiał się chłopak pokazując papierosa trzymanego w ręce
- No tak, ciekawa jestem czy w końcu uda jej się zmusić cię do rzucenia
- Już wystarczy, że mnie ograniczyła, do rzucenia nie dam się tak łatwo złamać
- Haha, pożyjemy zobaczymy. Ty widzę też dalej palisz? - zwróciła się do mnie patrząc karcąco
- Nie, skądże, zdaje ci się - odpowiedziałam śmiejąc się, po czym się zaciągnęłam - Po prostu dotrzymuję towarzystwa 
- Na zdrowie ci to nie pójdzie, moja droga. 
- Ty mi tu nie ciotkuj, moja droga 
- Oj wesoło będzie widzę- powiedział Tom śmiejąc się 
- Jakby już nie było - Iza przewróciła oczami - Trujcie się dalej, a ja się chowam, bo mi zimno
- Trzeba się było ubrać - odpowiedziałam do jej pleców
- Spadaj i ruszaj się, bo czekam na ciebie!
- Zastanowię się!
- W sumie jakbym nie wiedział, to nie powiedziałbym, że jesteście rodziną. Nie podobne jesteście, oprócz koloru włosów - zagadał Tom
- No w sumie tak - uśmiechnęłam się - Może dlatego, że moja mama i Iza miały tą samą matkę, a różnych ojców i Iza właśnie więcej genów ma od swojego taty
- To wiele wyjaśnia. Mam nadzieję, że swoje humorki też ma po nim, bo czasami nie mogę z nią wytrzymać, a drugiej z takimi już nie zniosę! - zaśmiał się
- Haha, wiem o czym mówisz! Witaj w klubie, też czasami nie mogę z nią wytrzymać! Więc mogę cię uspokoić, ja aż tak straszna nie jestem
- No to witaj w domu! - ucieszył się i przybił piątkę - Coś czuję, że się polubimy - powiedział z uśmiechem i zgasił papierosa, ja zrobiłam to samo
- Powiem ci, że mam to samo przeczucie. Dzięki za miłe powitanie, uciekam, bo mnie humorzasta ukatrupi jak zaraz się nie pojawię. 
- Haha, masz rację, leć, nie chcę cię mieć na sumieniu. Miłej nocy i do jutra - powiedział i pocałował mnie w policzek
- Dzięki i wzajemnie, do jutra - odpowiedziałam z uśmiechem i weszłam do pokoju, zamykając, a raczej zasuwając drzwi (okno?) balkonowe. 

- I jak ci się podoba? - zapytała Iza
- O co pytasz? - zaśmiałam się
- A ty co masz na myśli? - odbiła pałeczkę
- No własnie nic, ciebie pytam, cwaniaczku
- Haha, no to zacznijmy od Toma
- Sympatyczny, czuję że się zaprzyjaźnimy
- Tylko pamiętaj, że nie jest sam - zaśmiała się
- Ależ ty zabawna. Zdążyłam się już zorientować, a poza tym wiesz, że ja nikogo nie szukam
- Wiem, wiem. A jak ci się podoba pokój? - zapytała z ekscytacją w głosie
- Jest rewelacyjny, doskonale wpasowujący się w moje wymagania i gusty
- Wiedziałam! Cieszę, że ci się podoba, bo to jest właśnie powód mojego nieodebrania cię z lotniska
- Jak to?
- No wczoraj skończyłam tu wszystko wystrajać, układać i tak dalej. Byłam potem tak padnięta, że zwyczajnie przysnęłam. A jak się obudziłam to już było długo po twoim przylocie, szybko się ogarnęłam i pojechałam na lotnisko, a resztę już znasz. 
- Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę, śpiochu jeden! A czemu telefon miałaś wyłączony cały czas? 
- Rozładował się a ja o tym nie miałam zielonego pojęcia. Zorientowałam się dopiero na lotnisku, jak chciałam do ciebie zadzwonić. Całe szczęście w samochodzie miałam ładowarkę samochodową i miałam jak się z tobą skontaktować. 
- Usprawiedliwiam cię, bo zrobiłaś mi piękny pokoik, ale to jedyny powód! - powiedziałam srogo, ale za chwilę się uśmiechnęłam - Dziękuję, kochana jesteś - przytuliłam ją
- I jaka wspaniała, piękna, cudowna, inteligentna... 
- Już nie przesadzaj! - przerwałam jej ze śmiechem. Ale się za nią stęskniłam. Za tym naszym przekomarzaniem się, żartowaniem, za rozmową. Po prostu za jej obecnością. 
- Dobra, ja idę do siebie. Jak wstanę, to cię obudzę i pokaże wszystko. Będziemy same, więc nie będziesz się musiała krępować. A i popijawa i tak będzie, dla chłopaków każdy powód do picia jest dobry, więc cię to nie ominie - zaśmiała się
- No i to mnie dopiero będzie krępować. Wiesz, że ja nieśmiała jestem
- Ty i nieśmiała? Haha, dobre sobie. Napijesz się trochę i się odstresujesz. 
- No na pewno! - uśmiechnęłam się
- Wiesz, nic się nie zmieniłaś - powiedziała Iza
- Co masz na myśli? - zapytałam, nie wiedząc do końca skąd to stwierdzenie
- Dalej nie pokazujesz negatywnych emocji. Gdybym nie wiedziała, to bym nie powiedziała, że dopiero co się rozstałaś z chłopakiem - powiedziała i już wiedziałam, co ma na myśli. Faktycznie, nawet jeżeli w środku byłam w rozsypce, to przy ludziach miałam przyklejony uśmiech na ustach. Nie wiem skąd to się brało, ale było dla mnie tak naturalne, że nawet o tym nie myślałam. Może dlatego, że ciężko było mi się zwierzać. Musiałam kogoś bardzo dobrze znać, żeby potrafić mu o pewnych rzeczach powiedzieć lub żeby potrafić się przy nim smucić. Nie mówiąc o płaczu. Moje łzy widziała tylko Kasia, kiedy jej powiedziałam o rozstaniu z NIM. Nawet on ich nie widział. To w sumie dziwne, ale ja nie potrafiłam płakać przy kimś. Nie ważne jakie były okoliczności, wzruszający film, przykra wiadomość, pogrzeb. Jeżeli ktoś był obok, nie płakałam. Ale gdy tylko byłam sama, z oczu lał się jeden wielki potok łez. Jedynym wyjątkiem od tego, jest moment, w którym ktoś, na kim strasznie mi zależy, mnie mocno rani. Wtedy nie potrafię zapanować nad emocjami.
- Nadia, o czym się tak zamyśliłaś? - przerwała mi Iza
- O tym, co mi powiedziałaś. Ja nie wiem, skąd się to bierze, ale tak po prostu jest. Chyba tak mi lepiej, jeśli ludzie myślą o mnie jako o wiecznie uśmiechniętej, niż jakby mieli mówić o wiecznie smutnej - uśmiechnęłam się lekko
- Ale smutek nie jest czymś złym. To naturalna rzecz, każdy miewa gorsze chwile w życiu...
- Iza, ja to wiem. Ale ja po prostu nie potrafię go pokazywać innym. Wałkowałyśmy ten temat w Polsce już chyba milion razy i to nic nie zmieni, więc darujmy sobie, dobrze?
- No dobrze, dobrze. Jak chcesz, ale pamiętaj, że jakbyś chciała pogadać, lub się posmucić - uśmiechnęła się do mnie - to zawsze jestem do dyspozycji
- Wiem, CIOCIU
- A było tak miło! Spadam spać, mały gnomie! Śpij dobrze. Jak coś, jestem na przeciwko - pocałowała mnie w policzek i wyszła. 

Przez chwilę dalej siedziałam bez ruchu i patrzyłam na drzwi, którymi wyszła. Właściwie nie myślałam o niczym, po prostu cieszyłam się ciszą. Miałam takie momenty bardzo często ostatnio, że cisza była dla mnie jak najpiękniejsza muzyka. Uwielbiałam się nią napawać i wyłączać umysł. Strasznie mnie to uspokajało i pozwalało na chociaż chwilowe odciążenie myśli od problemów. Westchnęłam głęboko, wstałam i podeszłam do walizki. Miałam wziąć tylko piżamę, przebrać się i położyć do łóżka, ale właściwie, co dziwne, w ogóle nie chciało mi się spać. Dlatego rozpakowałam się, poukładałam wszystko w szafie i co nieco pozmieniałam w wystroju pokoju. Kiedy już skończyłam, stanęłam na środku i się rozejrzałam. Mój wzrok zatrzymał się na łóżku. Pomyślałam o położeniu się, ale dalej nie czułam się ani trochę senna. Wzięłam swojego laptopa i położyłam się włączając go. Przejrzałam facebooka, nic ciekawego się nie działo, więc powchodziłam na jakieś inne strony zabijające czas. Spojrzałam na godzinę. Okazało się, że jest 5.48! Matko święta. Jestem na nogach już 22 godziny i dalej nie chce mi się spać, natomiast zachciało mi się pić. Rozejrzałam się po pokoju. Nie było niczego, czym mogłabym ugasić pragnienie. Wstałam więc i udałam się na poszukiwanie kuchni, w końcu nic lepszego do roboty i tak nie miałam.







Witajcie, moje Drogie! ;*
Na wstępie chciałabym Wam podziękować za komentarze i miłe słowa w nich zawarte! ;*
Miło mi, że podobają się Wam moje wypociny i chce Wam się je czytać :D
Cieszę się również, że przybywa mi nowych czytelniczek! Witam Was, Kochane! :*
Wiem, że czekałyście na 'chłopaczków' jak to określiła berry :D Ale postanowiłam, że jeszcze trochę się poniecierpliwicie i musicie zadowolić się jednym :D 
Szalona - oj szalona, szalona :D czekaj na kolejny rozdział, to może się dowiesz, czy to będzie Nathan! :D
Ronnie - mam nadzieję, że był to tryb natychmiastowy i nie zdążyłaś jeszcze zapłakać! :P ;*
Alicee - siostro, czuj się wyróżniona, gdyż Tobie w szczególności dedykuję ten rozdział! :D ;*

W ogóle chciałam Wam powiedzieć, iż wczoraj miałam sen o The Wanted! A mianowicie śniło mi się, że byłam na ich mini koncercie w Warszawie! :D I to było małe pomieszczenie wielkości jakiejś sali szkolnej. Chłopcy grali na małym podwyższeniu, ale podczas jednej z piosenek zeszli z niego i chodzili między fankami :D Wtedy mój chłopak skorzystał z okazji, zakradł się na podwyższenie i jakby nigdy nic, ukradł dla mnie bluzę Maxa xD A ja ją założyłam i cieszyłam się jak małe dziecko :D Obudziłam się z takim bananem na buzi, jak chyba jeszcze nigdy xD 

Nie przeciągam dłużej, tylko jeszcze chciałam powiedzieć, że jak macie do mnie jakieś pytania, chciałybyście się o mnie czegoś dowiedzieć, to pytajcie, np w komentarzach :) Do następnego, Piękne!


Ściskam! ;*

sobota, 23 marca 2013

Rozdział 3.


- A może ja nie mam ochoty poznawać żadnych chłopaków, co? - powiedziałam do Izy, która jak zwykle na siłę chciała mnie uszczęśliwiać
- No to wybacz, ale nie będziesz miała wyjścia
- Słucham? Właśnie, że mam wyjście! Nie będę z tobą nigdzie łazić, a jak do Ciebie ktoś przyjdzie, to będę się zamykała na klucz w pokoju i po problemie 
- Haha to będziesz musiała siedzieć non stop w pokoju przez 24 godziny na dobę. Ciekawe jak długo wytrzymasz - odpowiedziała śmiejąc się
- eee, co? Możesz jaśniej?
- Dobra, poczekaj, zatrzymam się na chwilę, żeby ci wszystko wytłumaczyć. Bo w sumie powinnam ci powiedzieć kilka rzeczy, a prowadząc będzie mi ciężej się skupić
- Nie załamuj mnie, proszę cię! - patrzyłam na nią jak na nienormalną. Co ona do cholery chciała mi wytłumaczyć?

- No dobra, więc może zacznę od tej mojej przyjaciółki, o której Ci mówiłam, bo w sumie od tego się wszystko zaczęło. A więc Kelsey, tak się nazywa, poznałam niedługo po moim przyjeździe do Anglii. Dość szybko znalazłyśmy wspólny język i się zaprzyjaźniłyśmy. Tak, jak powiedziałam jej chłopak ma kilku przyjaciół, no i tworzą razem zespół, który się nazywa The Wanted, kojarzysz?
- Nie?
- No coś ty? Przecież oni nawet w Polsce są cholernie sławni! Ty radia nie słuchasz, telewizji nie oglądasz?
- Nie znam wszystkich zespołów, jakie istnieją, więc daj spokój i przejdź w końcu do sedna!
- No dobra, już! - zaśmiała się. - Tak więc poznałam ich w sumie blisko początku ich kariery, szukałam akurat pracy, a że oni potrzebowali kogoś od spraw marketingowych, to wzięli mnie, bo jak wiesz, mam z tym niezłe doświadczenie. 
- Ja pieprze, Iza! Ja się cieszę, że masz tak świetną pracę, bo wiem, że zawsze cię to interesowało itd, ale wytłumacz mi proszę, co to ma do mojego siedzenia w zamkniętym pokoju!
- No więc... Tylko nie krzycz, że nie powiedziałam ci wcześniej, ale jakoś tak wyszło i miałam to zrobić, ale...
- MÓW! - przerwałam jej, bo zaczęło mnie już denerwować to jej gadanie na około, żeby tylko nie powiedzieć mi tego, co jak się domyślam mnie zirytuje
- No i to wygląda tak... Że prawie cały zespół mieszka razem w jednym wielkim domu... - powiedziała i spojrzała na mnie wzrokiem, który mówił: "nie bij"
- No i? Dalej nie rozumiem....
- No i to, że ja w sumie też do niego w pewien sposób należę...- odpowiedziała. Analizowałam. "Prawie cały zespół mieszka w jednym wielkim domu, a ja do niego w pewien sposób należę..." Czy ona chce mi powiedzieć, że mieszka z tyloma osobami w jednym domu i nie raczyła mi o tym wcześniej powiedzieć, kiedy ja przyjechałam do niej żeby ODPOCZĄĆ psychicznie od uczuć, od ludzi i przede wszystkim od tych płci męskiej?! 
- Co to znaczy prawie cały zespół? - zapytałam oddychając głęboko, żeby nie wybuchnąć
- No chłopaki, dziewczyny dwojga z nich, no i ja. Reszta ekipy, czyli menadżerowie itd. mieszkają osobno.
- No to zaszczyt cię kopnął, że ty akurat musiałaś zamieszkać z nimi! Nie mogłaś jak inni zamieszkać gdzie indziej?
- Mogłam, ale nie chciałam. Tam jest cholernie wesoło i nie ma chwili spokoju żeby chociaż przez moment się ponudzić, a wiesz że nudy, to ja nie znoszę najbardziej!
- No to rewelacja! - ironizowałam. - Powiem ci, że zajebiście mnie zachęcasz! Ja właśnie chciałam mieć tą chwilę spokoju i mam ochotę się ponudzić! Ile jest tych chłopaków?
- Pięciu
- Świetnie... Czyli mam mieszkać z ośmioma osobami pod jednym dachem, gdzie ja uciekłam z Polski od mieszkania z dwoma! Super. Dziękuję, że mi w porę powiedziałaś, jeszcze nie jest za późno. Odwieź mnie z powrotem do hotelu - powiedziałam załamana. W innych okolicznościach bym się pewnie cieszyła, bo z natury jestem osobą rozrywkową i uwielbiam towarzystwo innych, ale kurde, ja naprawdę liczyłam, że przyjeżdżając tu, będę mogła psychicznie odpocząć od wszystkiego. Poskładać się w całość i móc przemyśleć to wszystko, co się ostatnio wydarzyło. Tym bardziej, że już w Polsce mieszkałam w domu razem z moją siostrą cioteczną i jej chłopakiem. To był też jeden z powodów, dla których uciekłam. Po prostu nie potrafię jeszcze patrzeć spokojnie na zakochanych. Patrzyłam na jedną parę, teraz będę patrzeć na dwie. A gdyby się uprzeć, to i na trzy, bo Iza też kogoś ma... 
- Ty chyba sobie żartujesz? Nigdzie cię nie odwożę. Jedziesz ze mną i koniec
- Iza, uwierz mi, ja chce mieć ŚWIĘTY SPOKÓJ! Chce móc siedzieć godzinami sama, myśleć, poukładać kilka rzeczy w głowie...
- Dlatego właśnie jedziesz ze mną! Co to, to nie, mały gnomie! Nie będziesz siedziała sama, uciekała od ludzi, od zabawy, od wszystkiego i się dołowała. Własnie teraz potrzebujesz towarzystwa i oderwania od tego. Musisz ZAPOMNIEĆ o tym, co się stało i o tym dupku, a nie analizować i rozgrzebywać. Stało się, koniec. Tak czasem bywa, ale życie ciągnie się dalej, a ty jesteś młoda i masz z niego korzystać!
- Ciekawe, dlaczego nie byłaś taka mądra, po zerwaniu z Jackiem... Już nie pamiętasz, jak nie chciałaś patrzeć na facetów przez dwa lata? Jak się zamknęłaś i ciężko było cię wyciągnąć gdziekolwiek?
- Pamiętam doskonale. Dlatego wyciągnęłam z tego wnioski i żałuję tego jak cholera, bo uciekły mi, najprawdopodobniej najlepsze lata życia. A teraz nie pozwolę, żeby przeleciały tobie! Koniec tematu, czas jechać, bo już późno, a ktoś tu miał mi urządzić przesłuchanie! - powiedziała, zadowolona z siebie i ruszyła z piskiem opon z parkingu
- Czyli rozumiem, że zadecydowałaś za mnie i ja nie mam nic do powiedzenia? - zapytałam patrząc na nią analizując w myślach to, co mi powiedziała. Może i faktycznie ma rację... Co by mi dało siedzenie samej i myślenie o nim? Najprawdopodobniej dołowałabym się jeszcze bardziej zamiast wyciagać z bagna, w którym psychicznie się znalazłam. 
- Dokładnie tak. W końcu jestem twoją ciocią i masz się mnie słuchać! - powiedziała i się zaśmiała
- Twoje niedoczekanie!
- Wiedziałam, że to powiesz! Naprawdę się za tobą stęskniłam - powiedziała z uśmiechem, spoglądając na mnie przez sekundę
- Ja też... - westchnęłam i uśmiechnęłam się jednym kącikiem ust. Może nie będzie tak źle? Ciekawe jaka jest ta Kelsey? Musi być podobna do Izy, bo ona zawsze zaprzyjaźniała się tylko z dziewczynami, z którymi ją sporo łączyło. No i ciekawe jaki jest ten cały zespół... 
- Jak się nazywa ten zespół? - zapytałam przerywając ciszę
- The Wanted. Naprawdę nic nie słyszałaś o nich?
- Nie wydaje mi się... Zresztą ja mam słabą pamięć do zespołów, jakbym jakąś piosenkę ich usłyszała, to może bym skojarzyła.
- Się robi, Kochana! - powiedziała Iza, wkładając płytę do odtwarzacza. - Tą powinnaś kojarzyć, w radiach leci teraz prawie, że non stop.

Poleciały pierwsze nuty i...
- o matko! Ja to znam! "I Found You", tak?
- Haha, tak! Wiedziałam, ze musisz to kojarzyć
- Faktycznie, to często w radiach leci... I ja będę z nimi mieszkać? 
- Nooo będziesz - powiedziała zadowolona z siebie
- Wow... - tylko tyle mogłam powiedzieć. Co prawda, nie znam tego zespołu, nie wiem jak wyglądają członkowie, ale piosenkę kojarzę i kurde... Oni muszą być tu, w Anglii, cholernie sławni, skoro nawet w Polsce są. Nigdy nie miałam czegoś takiego, żeby 'jarać się' gwiazdami, ale jak przyszło co do czego, to zaintrygowało mnie i równocześnie zafascynowało, że poznam, kogoś znanego. 
- Daleko jeszcze? - zapytałam
- A co, nie możesz się doczekać?
- Nie, po prostu jestem już zmęczona...
- Jeszcze jakieś 3 minuty i jesteśmy. To co, jednak przesłuchanie zostawiamy na jutro? 
- No raczej tak - powiedziałam ziewając - Padam na twarz. 
- No dobra. Ale ty też mi w sumie musisz kilka rzeczy powiedzieć, bo nie wszystko mi opowiedziałaś na temat waszego rozstania...
- Za jakiś czas... Póki co nie czuję się na siłach, by o tym mówić... Po prostu muszę się z tym wszystkim oswoić... - odpowiedziałam, spoglądając na swoje ręce
- Nie ma problemu, nie będę na ciebie naciskać. Jak będziesz gotowa, to wszystko opowiesz. Będzie dobrze, zobaczysz 
- Mam nadzieję...
- No to jesteśmy - oznajmiła Iza, zatrzymując samochód przed bramą i czekając aż się automatycznie sama otworzy. - Jak ci się podoba dom z zewnątrz? - zapytała wiedząc, że odpowiedź będzie taka, jakiej oczekuje
- Świetny! - odpowiedziałam, nie wyprowadzając jej z błędu. Do domu prowadził długi podjazd ułożony z kamieni, oświetlony lampkami powbijanymi w ziemie w równych odstępach. Był biały i widać, że niedawno wybudowany. Dwupiętrowy o niesymetrycznych kształtach budynek idealnie wpasowywał się w mój gust. Nie wiem dlaczego, ale poczułam, że nie będę żałować, że tu przyjechałam...






Witajcie ;* Jest kolejny! Faktycznie jestem szybka z tymi rozdziałami jak to powiedziała Alicee (z pewnością mam to po Tobie, w końcu podobny wiek zobowiązuje!), ale sprawia mi to taką frajdę, że sama nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła napisać kolejny rozdział :D
Mam nadzieję, że będzie się podobało i już po poprzednim rozdziale spodziewałyście się niektórych rzeczy :D
Ale też może i coś Was zaskoczyło? Coś się nie spodobało? Czekam na opinie :)
Dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem! Jesteście boskie ;*
I witam nowe czytelniczki: San x i strange sykes ;** Mam nadzieję, że będziecie odwiedzać mnie częściej i że Wam się podobał kolejny rozdział :)
Alicee! Uwielbiam Cię normalnie za to Audi r8! Jestem tego samego zdania, co Ty! :D
Do następnego, Kochane! 

Ściskam! ;**

czwartek, 21 marca 2013

Rozdział 2.


Leżałam na tym wielkim łóżku i zastanawiałam się czy uda mi się dzisiaj zasnąć. Już od około 2 godzin przekładam się z boku na bok i nie mogę znaleźć wygodnej pozycji. W końcu walnęłam się plackiem na plecach i patrzyłam w sufit. Zawsze kiedy spałam z NIM i nie mogłam zasnąć, wtulałam się w jego ramię, a On się uśmiechał i robił mi delikatny masaż skroni mówiąc: "śpij, moja malutka blondyneczko". Później sen przychodził już bardzo szybko. Uwielbiałam gdy mnie tak usypiał, uwielbiałam gdy mnie gładził po twarzy, szeptał cicho, że mnie kocha... Uwielbiałam każdy szczegół jaki się w nim znajdował. Jego twarz, włosy, usta, oczy... Najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałam, zieleń przy źrenicy przechodziła stopniowo w piękny odcień niebieskiego oceanu. I te iskierki, które pojawiały się kiedy zajmowaliśmy się sobą... DOŚĆ. Koniec wspominania, koniec myślenia o nim i o wszystkim, co z nim związane. Koniec łez wylanych za tego dupka! Usiadłam na łóżku, wzięłam telefon i usunęłam jego nr telefonu, który ciągle istniał w moim spisie kontaktów. Weszłam w galerię i w folder o nazwie niby zwykłego serduszka. Otworzyłam opcje i już widziałam przycisk 'usuń'. Głęboki wdech i... nie mogę... Zaczęłam oglądać te pieprzone zdjęcia, na których ON odgrywał rolę swojego życia. Gdybym miała taką możliwość, dałabym mu za nią Oskara, bo zasłużył na niego bardziej niż jakikolwiek najlepszy aktor na świecie. Z każdym kolejnym obejrzanym zdjęciem leciała kolejna łza. Jestem żałosna, nawet nie potrafię trzymać się własnych postanowień i po raz kolejny się nad sobą użalam... Jak zwykle zatrzymałam się dłużej przy moim kiedyś ulubionym zdjęciu. Stoję z nim pod wielką wierzbą w parku. On jedną ręką trzyma w górze małą 3 letnią siostrzyczkę Kasi, która śmieje się do niego rozkosznie, a drugą obejmuje mnie i z uśmiechem patrzy w obiektyw. Zawsze nie mogłam się doczekać chwili, kiedy będziemy mieli swoje dziecko. On chciał czekać z tym jak najdłużej. Zawsze mi mówił, że jeszcze jest na to za młody, że jakbyśmy teraz wpadli, to by się załamał. Tak bardzo pragnęłam spędzić z nim resztę życia i mieć z nim trójkę cudownych dzieci. To było moje największe marzenie. Marzenie, które odleciało z chwilą, kiedy oznajmił mi z radością, że spodziewa się dziecka z kimś innym...

Zdjęcie zniknęło z ekranu telefonu, pojawił się napis 'Iza' i rozdzwoniła się muzyczka służąca za dzwonek. 
- NO W KOŃCU! - prawie że krzyknęłam po odebraniu
- Matko święta, gdzie Ty do cholery jesteś? - Iza
- Słucham? Gdzie ja jestem? To ja się pytam, gdzie TY jesteś! Miałaś mnie odebrać z lotniska jakieś 11 godzin temu!
- No i właśnie tu jestem i cię szukam, a ciebie nigdzie nie ma! 
- Wiesz co, ja to jeszcze pół biedy, ale ty to naprawdę blondynka jesteś! Czy ty myślałaś, że ja będę tyle czasu siedziała na lotnisku i na ciebie czekała aż łaskawie się pojawisz? Zawsze lubiłaś się spóźniać, ale pół doby to już chyba twój rekord, co? - zaczęłam się lekko śmiać
- Ty się nie podśmiewaj tu z ciotki, tylko mów gdzie jesteś
- Najpierw to ja słucham wyjaśnień, coś ty robiła
- Opowiem ci jak się zobaczymy, nie chce przez telefon. Poza tym chcę cię jak najszybciej zobaczyć, mały gnomie. Więc gdzie jesteś?
- Boże jak ja tęskniłam za tym małym gnomem! W hotelu, CIOCIU - zaakcentowałam specjalnie ostatnie słowo
- Matko, widzę że nie wyrosłaś z drażnienia się ze mną tym ciociowaniem! Dawaj mi adres, zaraz po Ciebie przyjadę
- Jest 1 w nocy, a ty chcesz teraz mnie zabierać z hotelu? Zapłaciłam za dobę hotelową do godziny 11 rano i co? Mam teraz pójść, wyrzucając pieniądze w błoto? - droczyłam się z nią
- Jasne, bo ty akurat od tego zbiedniejesz! Dawaj mi ten adres!
- Dobrze, dobrze ciociu - zaśmiałam się i powiedziałam, w którym hotelu się znajduję.
Rozłączyłam się, przebrałam w ukochany ostatnio luźny, dłuższy brązowy sweter i czarne rurki. Spakowałam piżamę, kosmetyczkę i ręcznik suszący się w łazience po kojącej kąpieli. Włożyłam na siebie kurtkę i schowałam telefon do małej torebeczki, którą przewiesiłam sobie przez ramię wychodząc z pokoju. Zostawiłam kluczyk w recepcji, poinformowałam o końcu mojego pobytu i podziękowałam. Czekałam na Izę już pod hotelem. 

Wypatrywałam taksówki, którą przyjedzie i nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu ją zobaczę. Stanęłam na chodniku opierając się o walizkę i patrząc w stronę, z której przyjechałam tu kilka godzin temu. 
Miałam wrażenie jakby ktoś mi się przyglądał. Odwróciłam się w tym samym momencie, w którym ktoś się na mnie rzucił zamykając w stalowym uścisku.
- Czy ty jesteś nienormalna?! - krzyknęłam śmiejąc się i odwracając do kobiety, która prawie przyprawiła mnie o zawał serca
- Nie, po prostu się stęskniłam! Nic się nie zmieniłaś! Tylko wydoroślałaś troszkę, ślicznoto ty! - powiedziała Iza oglądając mnie z góry na dół
- A ty owszem, odmłodniałaś! Teraz wyglądasz jak moja rówieśniczka! 
- No może trochę - powiedziała śmiejąc się od ucha do ucha
- Matko, jak Ty promieniejesz! Zaraz, zaraz... Ty jesteś zakochana! - powiedziałam patrząc na nią z uśmiechem
- Haha! - zaśmiała się. - Oj tam, oj tam. Chodź, musiałam zaparkować z drugiej strony, bo tu nie było miejsca - powiedziała Iza, biorąc moją walizkę i ciągnąc za sobą 
- Widzę, że będziesz mi musiała bardzo dużo opowiedzieć. Coś czuje, że jutro będziemy jak zombie, bo spać ci dzisiaj nie dam!
- Dobra, dobra, ale póki co, pomóż mi z tą swoją walizką. Co ty tam, do cholery, masz? Cały dom tam spakowałaś?
- Nie, tylko pół - odpowiedziałam śmiejąc się w drodze do samochodu. 
Po chwili byłyśmy już z drugiej strony hotelu. Szukałam oczami taksówki a takowej nie było
- Iza, chyba taksówka nam zwiała...
- Jaka znowu taksówka?
- Jak to jaka, a czym przyjechałaś? Przecież nie masz prawa jazdy
- Oj wiele niespodzianek cię czeka, moja droga! - powiedziała dumna z siebie siostra mojej mamy
- Nie wierzę! Zrobiłaś w końcu prawo jazdy?! Wytrwałaś do końca z tym swoim słomianym zapałem?
- Zmiany, Kochanieńka! Zmia-ny! Sama się przekonasz jak ich wiele we mnie - zaśmiała się
- Pożyjemy, zobaczymy. No to gdzie to twoje cacko?
- Tylko nie krzycz, jak już zobaczysz czym twoja ukochana ciociunia będzie cie teraz wozić, dobra? Późno już jest, ludzie śpią itd... 
- Postaram się... - powiedziałam patrząc na nią podejrzliwie 
- Widzisz to zielone autko co tam stoi? - powiedziała, pokazując palcem na Skode Octavie
- Jeździsz Skodą i spodziewasz się krzyku z mojej strony? Oj, ciotunia zapomniałaś w jakich samochodach gustuję? - zaśmiałam się. - Ale nie no, całkiem fajna - dodałam po chwili
- Niedoczekanie, mały gnomie! Widzisz, co stoi obok, po prawej stronie? - odpowiedziała dumnie.
Spojrzałam ponownie w stronę Skody i spojrzałam na samochód znajdujący się obok. Momentalnie moje oczy otworzyły się do granic możliwości
- Żartujesz?! Powiedz, że żartujesz! Kupiłaś Audi? I to piękniutką Q5?!
- Dokładnie tak - śmiała się z mojej reakcji. Dobrze pamiętała, że od zawsze byłam zakochana w samochodach tej marki. 
- Przecież tobie nigdy nie podobały się samochody tego typu, to skąd nagle pomysł na to cudeńko? - zapytałam gramoląc się do środka i podziwiając wszystko, co się w środku znajdowało
- Jakoś tak, ktoś mnie do tego troszkę przekonał - uśmiechnęła się
- Czy to ten, dzięki któremu promieniejesz? - zapytałam patrząc na nią wymownie
- Haha, nie patrz tak na mnie! Nie, to nie ten. Chłopak mojej przyjaciółki, którą tu poznałam. Musisz ją koniecznie poznać, na pewno się polubicie. Jej chłopak ma fajnych kolegów. Wolnych - zaakcentowała ostatnie słowo 
- Daj spokój, ja nie chce myśleć o żadnych chłopakach, ani tych wolnych, ani tych zajętych - powiedziałam już nie takim wesołym tonem
- Dobra, dobra, ale i tak Cię z nimi zapoznam - powiedziała uśmiechając się pod nosem i ruszając z parkingu






No i jest kolejny! Nie jest taki jakbym chciała, ale trochę już późno i jestem padnięta. Mimo to, mam nadzieję, że będzie się podobał, bo już czegoś można się domyślić :D Wiecie czego? :D
Dziękuję za komentarze i słowa otuchy :) jej jak miło się to czyta, naprawdę to daje takiego powera do pisania :D Dlatego mam nadzieję, że komentarzy z czasem będzie trochę więcej :)
W ogóle, jak sobie dokładniej ostatnio analizowałam, w jaki sposób będę chciała rozwinąć poszczególne akcje, to wpadały mi do głowy różne pomysły, które zgrywały się z moimi osobistymi przeżyciami. Dlatego mogę Wam powiedzieć, że będzie tu kilka anegdot z mojego życia :D Nie będziecie wiedziały, które się zdarzyły naprawdę, a które są zmyślone, ale miejcie świadomość, że niektóre miały miejsce! Co o tym myślicie? :) Ponownie mówię, że jestem otwarta na wszelkie sugestie, krytykę i inne. Także proszę o wypowiadanie się :)

Ściskam! ;**

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 1.


Siedziałam w samochodzie w drodze na lotnisko, patrzyłam przez szybę i zastanawiałam się czy dobrze robię. Moja głowa była ciężka od miliona pytań, myśli, wspomnień. Tych złych i tych dobrych, ale przede wszystkim od wspomnień z ostatniego tygodnia. Od wydarzeń, przez które wylałam tyle łez, ile mogłabym wylać przez całe życie. Dlaczego zawsze, jak mi na czymś cholernie zależy musi się kiedyś spieprzyć? Dlaczego nigdy w moim życiu nie ma momentu, w którym mogłabym stanąć sama przed sobą i powiedzieć "Jestem szczęśliwa, w pełni szczęśliwa"?
  - Nadia, jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - z zamyślenia wyciągnęła mnie Kasia, moja przyjaciółka. Najlepsza jaką tylko można było sobie wymarzyć.
  - Wiesz, że nigdy niczego nie jestem pewna... Ale mam nadzieję, że w ten sposób będzie mi choć trochę łatwiej...
  - Może i tak... W sumie pojedziesz i sama się przekonasz. Zawsze możesz wrócić, jeżeli będzie Ci tam źle. Pamiętaj, że zawsze masz tu mnie i Daniela. Zawsze możesz na nas liczyć i pomożemy Ci, kiedy tylko będziesz tego potrzebowała
  - Wiem, Kochana... Dziękuje wam bardzo, że zawsze jesteście przy mnie, w ogóle za wszystko wam dziękuję, ale teraz to zajmijcie się przede wszystkim sobą, za pół roku wasz ślub, a później narodziny Maleństwa. O nim teraz myślcie, ja sobie poradzę jakoś - powiedziałam i uśmiechnęłam się widząc Kasię gładzącą się po jeszcze prawie niewidocznym brzuszku i patrzącą z miłością na Daniela, swojego przyszłego męża, który siedział z przodu i kierował samochodem. Ich spojrzenia spotkały się w przednim lusterku i oboje się do siebie uśmiechnęli.
  - Ale wam zazdroszczę... Lepiej mi na duchu jak na was patrzę, bo dzięki temu jest mi łatwiej wierzyć, że jednak prawdziwa miłość istnieje..
  - Istnieje, Kochanie. I się o tym przekonasz, zobaczysz. Nie zdziwię się jak pojawisz się ze swoją drugą połówką na naszym ślubie - powiedziała Kasia i ścisnęła mnie za rękę.
  - Wątpię... - powiedziałam i odwróciłam się ponownie do szyby. 

Wątpię, żebym kiedykolwiek potrafiła komuś znów zaufać. Zaufać na tyle, by powierzyć mu moje poszarpane do granic możliwości uczucia. Już tyle razy zostałam w życiu skrzywdzona, że powinnam do tego przywyknąć. Powinnam wiedzieć, że kiedyś i ten związek się skończy, dlatego plułam sobie w brodę, że byłam go aż tak pewna. Dlatego sama jestem sobie winna, że teraz cierpię. Kiedyś, gdy moja mama mówiła mi, że to tylko młodzieńcza miłość i że na pewno jeszcze nie jedna przede mną, to ją wyśmiewałam i mówiłam "Jeszcze się zdziwisz, jak będziesz się bawić na naszym weselu!". Teraz wiem, że miała rację. Zresztą ona zawsze ją miała... Tak bardzo za nią tęsknię... Gdyby żyła, pewnie nie uciekałabym teraz do innego kraju, żeby sobie jakoś pomóc. Gdyby żyła, wszystko wyglądałoby inaczej...
  - Koniec tego przytulania! Jeżeli jesteś pewna, to musisz już iść, bo Ci samolot odleci - powiedział Daniel
  - Wiem, wiem... Kasia, pamiętaj, że masz mnie na bieżąco informować o przebiegu ciąży i o sprawach ze ślubem. Przepraszam, że będę póki co świadkową na odległość... Ale jeżeli tylko będziesz mnie potrzebowała fizycznie, jeden Twój telefon i wracam. W każdym bądź razie psychicznie będę Cię wspierać cały czas. Kocham Cię, moja malutka! - powiedziałam i ścisnęłam ją mocniej całując w policzek
  - Ja Ciebie też Misia....  
  - Ej, ej, nie przesadzaj, już za 6 miesięcy będzie tylko moja! - zbulwersował się ze śmiechem Daniel
  - No dobra, ale póki co musisz się nią jeszcze ze mną dzielić - powiedziałam i uściskałam i jego, po czym oddałam w ręce Kasi
  - Pamiętaj, że zawsze jesteśmy, gdybyś tylko nas potrzebowała. Jedź i odpoczywaj psychicznie, Misia. Mam nadzieję, że to Ci pomoże i znajdziesz w końcu swoje szczęście. Daj znać jak tylko dojedziesz. Będziemy tęsknić...
  - Ja też będę... Na pewno dam, o mnie się nie martw. Trzymajcie się i kochajcie najmocniej jak się da, Daniel dbaj o nią... pa! - powiedziałam, uśmiechnęłam się smutno i odeszłam razem z walizką wzdychając ciężko. 

Cieszyłam się, że udało mi się siedzieć przy oknie. Pierwszy raz leciałam samolotem. Jedno z marzeń spełnione, w końcu! Cały lot spędziłam patrząc przez okno i podziwiając świat z góry. Miałam taką frajdę, że w końcu lecę, że prawie zapomniałam o nim. Prawie... Bo to właśnie było wspólne nasze marzenie. Lot samolotem. Mieliśmy lecieć na wakacje za granicę i cieszyć się sobą przez okrągłe dwa tygodnie... Gdy tylko o tym pomyślałam, moja chwilowa radość uciekła i znów zatraciłam się we wspomnieniach. Wspominałam całe 3 ostatnie lata. 3 lata spędzone z kimś, za kogo potrafiłabym oddać życie. Kogo kochałam ponad wszystko i wszystkich. Był najważniejszy... Myślałam, że to wygląda tak samo i z jego strony. Wszyscy myśleli. Nie znałam osoby, która by nam kiedyś nie powiedziała "Jak wy pięknie razem wyglądacie" albo "Dzięki wam wierzę w miłość". Nie raz słyszałam, że on jest we mnie wpatrzony jak w obrazek. Koleżanki zazdrościły mi, że on za mną tak szaleje i widać, że kocha mnie na zabój. Teraz wiem, że był po prostu dobrym aktorem. Cholernie dobrym. Po raz kolejny ktoś przerwał mi moje przemyślenia. Tym razem była to stewardessa oznajmująca, żebym zapięła pasy, bo zaraz będziemy lądować. Zdziwiłam się, że tak szybko mi zleciał ten czas lotu. Poczułam nutkę fascynacji, ale i zdenerwowania, bo nie wiedziałam, co mnie tutaj czeka. Czułam też radość, że w końcu zobaczę Izę, siostrę mojej mamy. Była starsza ode mnie tylko o 8 lat, więc zawsze była dla mnie jak starsza siostra a nie ciocia. Nie widziałam jej od dwóch lat odkąd wyjechała do Londynu. Ciekawe czy się zmieniła..

Stałam na lotnisku i rozglądałam się dookoła jak nienormalna. Byłam wściekła. Izy nie było! Próbowałam do niej zadzwonić, ale jej telefon nie odpowiadał. I co ja mam teraz zrobić? Przecież ja nawet nie wiem, gdzie ona mieszka, pracuje... Usiadłam na ławce i czekałam, bo co innego mi pozostaje? Musi się tu niedługo pojawić... Musi! 
Czekałam 2 godziny. W końcu wstałam i wyszłam z lotniska. Tak jak myślałam stały tam taksówki. Weszłam do jednej i powiedziałam, że chcę jechać do jakiegoś hotelu w centrum Londynu, zatrzymam się tam i będę dalej próbowała co jakiś czas dodzwonić się do mojej kochanej cioci, która jak zwykle ma głowę nie wiadomo gdzie i zapomniała, że ma mnie odebrać z lotniska...
Wysiadłam z taksówki, weszłam do hotelu i zarezerwowałam pokój. Recepcjonistka dała mi klucz, powiedziała, które piętro i życzyła miłego pobytu. Podziękowałam i udałam się na przedostatnie piętro. Znalazłam odpowiednie drzwi i weszłam do mojego dzisiejszego miejsca zamieszkania. Postawiłam walizkę koło łóżka i podeszłam do okna wybierając jednocześnie numer do Izy. Dalej miała wyłączony telefon. Patrzyłam na miasto i stwierdziłam, że nie będę bezczynnie siedziała i czekała na jakikolwiek znak od niej. Tak jak stałam wyszłam z hotelu i poszłam przed siebie, zapamiętując tylko ulice i numer hotelu, żebym w razie czego mogła wpisać go w nawigację w telefonie i wrócić. Szłam i szłam nie myśląc o niczym. Dosłownie o niczym, wyłączyłam swój umysł i skupiłam się tylko na tym, żeby iść przed siebie. Co jakiś czas wyciągałam telefon i próbowałam się dodzwonić, do ciotki. Bezskutecznie. Zmęczyłam się w końcu, więc postanowiłam usiąść na ławce w parku, przez który właśnie przechodziłam. Jak ja się w nim w ogóle znalazłam? Ostatni raz wybrałam numer, który ciągle był poza zasięgiem. Wściekłam się. Co ona sobie w ogóle wyobraża? Przyjeżdżam do niej, do nieznanego mi całkowicie miasta, ona zapomina mnie odebrać z lotniska i jeszcze ma wyłączony cały dzień telefon. Już od 6 godzin nie mogę się z nią skontaktować! A jeśli coś jej się stało? Boże, proszę tylko nie to, ja już mam dość zmartwień.... Postanowiłam wrócić do hotelu, zasnąć, a bynajmniej chociaż spróbować i jutro już na pewno powinna się w końcu odezwać. Włączyłam nawigację i wpisałam adres hotelu. Zaznaczyłam, żeby mi pokazało drogę, a tu nic. Jeszcze raz i ponownie bez żadnej reakcji telefonu. Próbowałam jeszcze kilka razy, a moja wściekłość rosła wprost proporcjonalnie  do prób zobaczenia drogi powrotu do hotelu! 
  - Cholera, co za pieprzony telefon! - krzyknęłam trochę za głośno niż bym chciała
  - Mogę jakoś pomóc? - zapytał chłopak, który akurat przechodził obok, a ja go nawet wcześniej nie zauważyłam.
  - Nie dzięki, jakoś sobie poradzę... - powiedziałam zawstydzona swoją nieporadnością
  - Może jednak? Mam taki sam model, więc co nieco wiem - ponowił ofertę pomocy uśmiechając się promiennie
  - No dobra... Nie wiem jak trafić z powrotem do hotelu i prędzej rozwalę ten telefon o ziemię niż w końcu ogarnę tą nawigację...
  - To bardzo proste, zaraz Ci pokażę i nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi. A już szczególnie takim ładnym blondynkom jak Ty - powiedział i puścił mi oczko. Oniemiałam. To samo powiedział mi ON, ponad 3 lata temu jak wściekła wydzierałam się na niego, bo wpadł na mnie i wywalił na lodowisku. Tak się poznaliśmy. Poderwał mnie właśnie na ten sam tekst! Poczułam wściekłość. Wyrwałam chłopakowi telefon.
  - Pieprz się tani podrywaczu, sama dam sobie radę - powiedziałam i szybko odeszłam. Z każdym kolejnym krokiem moja złość opadała, a rosły wyrzuty sumienia, że tak potraktowałam tego chłopaka. Może po prostu chciał być miły. Nie mogę teraz patrzeć na każdego faceta przez JEGO pryzmat... Stanęłam i się odwróciłam, ale chłopaka już nie było, żebym mogła go przeprosić i poprosić o pomoc... Wyszłam z parku, rozejrzałam się i byłam w szoku. Po chwili zaczęłam się śmiać w duchu sama z siebie. Jakieś 30 metrów ode mnie był hotel, w którym się zatrzymałam. Musiałam cały czas chodzić w kółko nim znalazłam się w parku. Poszłam w stronę hotelu, chowając ten nieszczęsny telefon do kieszeni. Chciałam już następny dzień i w końcu zobaczyć Izę...






No i jest :) Kurcze, trochę długi wyszedł :D Postanowiłam, że nie będę opisywała bohaterów, tylko będziecie dowiadywać się o nich w każdym z rozdziałów. Mam nadzieję, że Wam to pasuje i podobał się pierwszy rozdział :) 
Patrycja - mam nadzieję, że o to Ci chodziło, co pojawiło się po prawej stronie. Trochę się namęczyłam, bo jeszcze nie do końca wiem, co i jak na bloggerze działa :)
Kasia - Czy ta jest dla Ciebie znośna? :P Cieszę się, że chcesz czytać :)
Ronnie - Dziękuję za wiarę we mnie i pewność, mam nadzieję, że Ci się rozdział podobał :)
Zapraszam do komentowania czy Wam się podoba, bądź co Wam się nie podoba. Chcę żeby dobrze się to czytało, dlatego jestem otwarta na każde sugestie :)

Ściskam!

poniedziałek, 18 marca 2013

Pierwsze koty za płoty ;)

Witajcie na moim blogu!

Planowałam założyć tego bloga już od jakiegoś czasu, ale jakoś zawsze znajdywałam jakieś 'ale'. Jednym z tych największych było, że jestem już na to za stara :P Ale z drugiej strony, czy można być za starym na posiadanie wyobraźni i przelanie jej na słowa? :) Dlatego dzisiaj, dzięki jakiemuś impulsowi, powstał ten o to blog, w którym będę pisała zmyślone opowiadanie o The Wanted. Pisanie tego bloga będzie dla mnie w pewnym sensie sięgnięciem pamięcią do dawnych czasów, kiedy to pisałam już opowiadanie o jakimś zespole :) Ah, ta młodość... :P W każdym bądź razie mam nadzieję, że osobom, które będą to czytały, chociaż trochę się spodoba to, co z czasem będzie tu powstawało :) W niedługim czasie dodam pierwszy post, który będzie odnosił się bezpośrednio do opowiadania :) Jeszcze nie wiem, czy będzie to post na temat bohaterów, czy zacznę już odrazu od pierwszego rozdziału. Wkrótce się przekonacie!

Ściskam! :)