piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 44.


Mówiąc wczoraj Kasi, że nie wstanę wcześniej niż o 11 miałam rację. Obudziłam się przed 12, ale ani trochę nie chciało mi się zwlec z łóżka. Poleżałam z pół godziny i po ostatnim dużym ziewnięciu, wstałam i poszłam do łazienki się trochę ogarnąć. Umalowałam się delikatnie i ubrałam się. Nie byłam ani trochę zdziwiona, kiedy po zejściu na dół nikogo tam nie zastałam prócz psa leżącego w kuchni przy swojej misce
- Cześć, Bruno - uśmiechnęłam się i poklepałam go po pysku - Głodny jesteś, co? - w odpowiedzi pomachał ogonem i liznął mnie po ręce. Sypnęłam mu jego karmy do miski i podeszłam do lodówki. Wyjęłam cytryny i zrobiłam dwa największe jakie miałam dzbanki wody z cytryną. Ugotowałam też rosół i zostawiłam na kuchence. Zadzwoniłam do Kasi czy już wstała i spacerkiem poszłam na kolejkę żeby pojechać do Warszawy, gdzie mieszkała. Podróż zajęła mi niecałą godzinę, zadzwoniłam domofonem po uprzednim skontaktowaniu się z przyjaciółką, bo jak zwykle zapomniałam numeru mieszkania.
- Hej, kochana - uścisnęłam ją - Wyspana?
- Cześć Misia - uśmiechnęła się - Ja tak. Książę jeszcze śpi - zaśmiała się pokazując zamknięte drzwi od sypialni
- No proszę, u mnie też pewnie jeszcze wszyscy dogorywają, bo nie miałam żadnego telefonu od zamartwiających się o mnie oszołomów gdzie to ja jestem - puściłam jej oczko i poszłyśmy do kuchni
- A to nie powiedziałaś nikomu, że wychodzisz? - zapytała a ja pokręciłam głową i chwyciłam jabłko leżące na blacie - Nic się nie zmieniłaś - zaśmiała się - Chcesz coś do picia?
- Herbatki poproszę
- Się robi - wstawiła czajnik z wodą - A do jedzenia?
- W sumie to nie zjadłam śniadania... - zastanowiłam się - Ale jabłko mi na razie wystarczy
- Ehe, nie u mnie kochana! I nie w ciąży - złapała mnie za brzuszek - Też jestem głodna, co powiesz na jajecznicę?
- Oooooo, cudo - uśmiechnęłam się - Ale jabłko też zjem - dodałam i je ugryzłam
- Smacznego - odpowiedziała zadowolona i wyjęła jajka z lodówki
- Może ci pomogę, co?
- Siedzisz? To siedź, ja tu jestem gospodynią
- Dobrze, dobrze nie wchodzę w twoje królestwo - zaśmiałam się
- No! - też zachichotała
- Ty mi lepiej powiedz, czy masz jakieś specjalne życzenia, co do swojego panieńskiego - zagadnęłam
- Szczerze?
- Mhm
- Tylko dwa - odwróciła się do mnie przodem wyszczerzona
- Dajesz, zobaczymy co da się zrobić
- Po pierwsze - zaczęła - żadnych chippendales'ów...
- Oooo... Serio? - zrobiłam smutną minkę - A tak liczyłam na tych spoconych mięśniaków - machnęłam ręką klepiąc się w kolano z udawanych rozczarowaniem
- Głupek - zaśmiała się
- Przecież cię znam i nawet ich nie planowałam - uśmiechnęłam się do niej
- Wiem, ale wolę się upewnić - puściła mi oczko
- A po drugie?
- A po drugie, to w NASZYM - podkreśliła słowo - stanie, to liczę na zwykłą babską noc w domu a nie latanie po klubach
- Zwykła to ona nie będzie, kochana! Co to, to nie! Ale w domu, jak najbardziej mi pasuje - pomachałam brwiami - To super, wszystko wiem, potrzebuję jeszcze listę dziewczyn, które sobie życzysz zaprosić na tą szczególną noc i datę jaka Ci pasuje
- Tydzień przed ślubem?
- Idealnie, a dziewczyny?
- W sumie to dużo zaprosić nie planuję
- To znaczy?
- To znaczy wystarczycie mi Ty, Kels, Nareesha, Sylwia, Iza, Monika z Karoliną - siostry cioteczne Kasi - i Daga... - spojrzała na mnie, a ja na nią
- Chyba, że naprawdę bardzo jej nie będziesz chciała, to oczywiście...
- No daj spokój - przerwałam jej - to twój dzień, ona mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. To raczej moje towarzystwo nie będzie jej odpowiadało...
- Jeśli z nią pogadasz, powiesz jak było, przeprosisz... Ona zrozumie
- No nie wiem, nie potraktowałam jej zbyt dobrze, zresztą sama wiesz jak było...
- Wiem, Nadia, ale rozmawiałam z nią i ona też by chciała się z tobą pogodzić
- Naprawdę?
- Mhm - uśmiechnęła się do mnie
- No to będę musiała z nią pogadać
- Koniecznie - odwróciła się do kuchenki i wstawiła patelnie na gaz. Zjadłyśmy jajecznicę, na którą załapał się też Daniel, który wstał się napić. Potem znów poszedł dochodzić do siebie w łóżku, a my z Kasia obgadałyśmy kilka szczegółów związanych ze ślubem i umówiłyśmy się na ostatnią przymiarkę sukni ślubnej. Pożegnałam się z przyjaciółką i wróciłam do domu. Była godzina 18, a ja się dziwiłam, że nie miałam ani jednego telefonu gdzie jestem. Chyba naprawdę musi być z nimi źle, że nawet nie zauważyli mojej nieobecności. Już miałam otwierać furtkę, kiedy w mojej głowie zaświtała inna myśl. Nie zastanawiając się, żeby się nie rozmyślić, odwróciłam się i poszłam dalej. Dziesięć minut później byłam pod domem Dagmary. Spojrzałam w okno, w którym zawsze był jej pokój. Świeciło się światło, więc uznałam, że jest w domu. Zadzwoniłam domofonem i czekałam na odzew.
- Słucham? - usłyszałam po chwili. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jak się odezwać. Głos ugrzęzł mi w gardle
- Halo? - powiedziała zniecierpliwiona
- Dagmara... To ja, Nadia... - odezwałam się w końcu
- A... - odpowiedziała tylko
- Słuchaj.. Możemy pogadać?
- Zaraz wyjdę - odłożyła słuchawkę domofonu, a ja stałam jak kołek w tym samym miejscu i w sumie bałam się tej rozmowy. Może nawet nie tyle rozmowy, co tego że mnie nie zrozumie i każe spadać. Furtka się otworzyła i pojawiła się w niej moja dawna przyjaciółka. Zrobiło mi się ciepło w sercu na jej widok, od razu przypomniały mi się stare czasy, kiedy byłyśmy jeszcze w gimnazjum. Stanęła z założonymi rękami i czekała aż się odezwę, a ja po prostu się w nią wpatrywałam i wspominałam. Uśmiechnęłam się lekko ze smutkiem na duszy, że tak to wszystko się potoczyło. Ona chyba myślała o tym samym co ja bo, kąciki jej ust też były lekko w górze.
- Pamiętasz, jak chodziłyśmy wieczorami na spacery na plac zabaw i śpiewałyśmy piosenki Alexz Johnson? - odezwałam się w końcu nie spuszczając z niej wzroku, a ona pokiwała głową - Miałyśmy po jakieś 14 lat i masę problemów mniej na głowie. Takie beztroskie, szczęśliwe i zbuntowane... Wiele rzeczy było prostych, nie było tych trudnych. Chyba, że kolejny zakaz rodziców na brak wychodzenia z domu za zbyt późny powrót do domu można uznać za trudny - zaśmiałam się lekko, ona też. Obie miałyśmy łzy w oczach - Nie było przed nami tych trudnych decyzji do podjęcia i wybrania drogi, która będzie właściwa... Potem się pojawiły... - spuściłam wzrok i zamilkłam na chwilę - Falling apart and all that I question, Is this a dream or is this my lesson - zanuciłam cicho jedną z naszych ulubionych piosenek i znów na nią spojrzałam - Wtedy myślałam, że to sen, a teraz wiem, że to była lekcja. Lekcja dobrych wyborów... Wtedy dokonałam złego - pierwsza łza mimowolnie zleciała mi po policzku - To była najgorsza decyzja w moim życiu, gdybym tylko mogła ją zmienić, nie zawahałabym się nawet chwili, Daga. Teraz mogę cię tylko przeprosić za to, że wtedy wybrałam jego... - głos mi się załamał i znów spojrzałam w ziemię chowając twarz w dłoni. Dagmara podeszła do mnie i przytuliła mocno.
- Cieszę się, że wróciłaś na tą dobrą stronę. Tęskniłam za tobą - powiedziała i spojrzała w oczy z uśmiechem
- Ja za tobą też... - odwzajemniłam gest - Wybaczysz mi?
- Już dawno ci wybaczyłam
- Dziękuję - szepnęłam i znów ją przytuliłam. Po chwili odsunęłyśmy się od siebie, a ja wytarłam łzy z policzków
- Pierwszy raz przy mnie płakałaś - zauważyła
- Sporo się zmieniło w moim życiu
- To musisz mi o tym koniecznie opowiedzieć - uśmiechnęła się - Wejdziesz?
- Nie bardzo mam teraz czas... spojrzałam na zegarek - Ale co powiesz na to, żeby wpaść do mnie jutro na noc? Tak jak kiedyś? Bo to będzie dłuuuuuga rozmowa
- Tak jak kiedyś tylko bez wina, co? - pokazała głową na mój brzuch, a ja się za niego mimowolnie złapałam
- No ja raczej bez. Przerzuciłam się na sok bananowy - zaśmiałam się, a ona razem ze mną
- Ślicznie ci w ciąży, wiesz już jaka płeć?
- Dziewczynka - uśmiechnęłam się - To jak? Pasuje ci jutro?
- Jasne. Numer mam ten sam, więc zadzwoń, o której mam być
- Zadzwonię, do jutra - pocałowałam ją w policzek
- Pa - uśmiechnęła się i zniknęła za furtką, a ja skierowałam się w stronę domu. Nie spieszyłam się, szłam wolno ciesząc się widokiem uliczek, którymi tak często kiedyś chodziłam. Czułam lekkość w duchu, że pogodziłam się z Dagmarą i byłam jej wdzięczna za to, że wybaczyła mi zostawienie jej dla Marcina. Otworzyłam furtkę i weszłam na podwórko, gdzie zostałam przywitana głośnym i szczęśliwym szczekaniem mojego psa.
- No cześć, maluchu - uklęknęłam na trawniku i wytarmosiłam go po pysku - Brakowało mi cię, wiesz? - uśmiechnęłam się do niego, a on szczeknął, jakby chciał powiedzieć, że to odwzajemnia i wykorzystując moje rozczulenie liznął mnie po twarzy
- Bruno! - skarciłam go ze śmiechem - Chodź, łobuzie - wstałam i poszłam do domu, a pies dreptał zadowolony obok mnie. Weszłam do środka i zostawiając torebkę w przedpokoju skierowałam się do kuchni, żeby się czegoś napić.
- Oooo... - zdziwiłam się widząc wszystkich jedzących pizzę - Czy ktoś zauważył, że mnie cały dzień nie było? - zaśmiałam się
- Tak, pół godziny temu jak zamawialiśmy pizzę - powiedział Tom między jednym gryzem a drugim
- I nikt nie zadzwonił? - zdziwiłam się - Aż dziwne - nalałam sobie wody do szklanki
- Wszyscy dzwonili - powiedziała Iza - Tylko że miałaś wyłączony telefon
- No co ty? - spojrzałam na nią - Nie zauważyłam
- I jak zwykle nie pomyślałaś, że będziemy się martwić - odezwał się Nathan z wyrzutem
- Jakoś nie widzę, żebyście byli zmartwieni - uśmiechnęłam się i usiadłam na wolnym krześle między Sylwią a Kels
- Bo Iza pomyślała, że pewnie jesteś u Kasi i do niej zadzwoniła
- No proszę jaka mądra dziewczynka - wysłałam jej buziaka
- Mądra czy nie, mogłaś zostawić głupią kartkę, że wychodzisz
- Oj nie sądziłam, że wstaniecie z łóżek wcześniej niż ja wrócę. Dawno wstaliście? - sięgnęłam po kawałek pizzy
- No właśnie niecałą godzinę temu
- To nie dużo się spóźniłam. Jak tam się czujecie? Tom? - zaśmiałam się lekko i spojrzałam na chłopaka wyszczerzona. Każdy tłumił śmiech
- Nawet nic nie mów - jego wzrok mówił "nie waż się wspomnieć o wymiotowaniu"
- Kels? - spojrzałam na blondynkę z tym samym uradowaniem
- Szczerze? - uniosła brew i spojrzała na kawałek pizzy, który trzymała w dłoni - Dziwię się, że jestem w stanie jeść - wysłała groźne spojrzenie Parker'owi, po czym biedny spuścił z niej wzrok
- Hahahahaha! No nie wytrzymam już dłużej, sorry Tom! Hahahaha - Jay zaczął się śmiać, a reszta zrobiła to samo
- Widzę, że poruszyłam temat tabu - zaśmiałam się
- Żebyś wiedziała... - mruknął i wysłał mi obrażone spojrzenie
- Oj Tooooooom - zaśmiałam się w jego stronę - Każdemu się mogło zdarzyć
- Taaaa... - dalej miał tą posępną minę
- No daj spokój, Parker. Nie poznaję cię! - krzyknęłam
- Au... Ale Nadia... - odezwała się Kels - proszę cię nie krzycz mi nad uchem - złapała się za głowę
- Ooo czyli kacyk jednak jest... Myślałam, że was to ominęło - uśmiechnęłam się
- Niestety - Max pokręcił głową - W życiu nie czułem się goooorzej
- Czyli już więcej polskiej wódki się nie napijecie?
- Jak to nie? Stan jaki się po niej ma to uuuu - wyszczerzył się - Tylko następnym razem trzeba zwolnić tempo
- Oooo, doprawdy? - uniosłam brew do góry - Wcale, ale to WCALE wczoraj ci o tym nie mówiłam
- Oj cicho tam - zaśmiał się i rzucił mnie oliwką z pizzy
- Ja ci dam cicho, Łysolu jeden! - złapałam za kawałek papryki i odrzuciłam w jego stronę trafiając prosto w czoło
- Rzut za sto punktów! - zaśmiał się Jay
- No ba! - wypięłam pierś do przodu, a kawałek kurczaka trafił za bluzkę i wpadł mi w dekolt
- MAX ! - krzyknęłam - nie miałeś gdzie?!
- Pomóc wyjąć? - pomachał brwiami
- Wal się - wytknęłam mu język i wstałam wyjmując kawałek drobiu. Sięgnęłam sos czosnkowy, co umknęło George'owi i podeszłam cicho do niego od tyłu. Położyłam palec na ustach, żeby nikt się nie odzywał i wylałam całą zawartość sosjerki na głowę Max'a, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem
- Smacznego, Jurek! - zaśmiałam się i uciekłam na drugi koniec stołu
- Ooooo nieeeee.....! - wstał z całą białą twarzą - Nie ujdzie ci to na sucho !
- Chyba tobie, bo fakt, suchy nie jesteś - zaśmiałam się
- Chodź tu - stanął z drugą pełną sosjerką w ręce i pokazał palcem miejsce obok siebie
- Ani mi się śni!
- Chodź tu, bo inaczej marny twój los - pogroził mi palcem
- No, już się boję
- No to patrz - powiedział i zaczął biec w moją stronę, a ja uciekałam dookoła stołu
- Max! - krzyknęłam ze śmiechem - Ja jestem w ciąży, nie mogę biegać
- To stój!
- To i ty stój! - krzyknęłam i czmychnęłam dalej chowając się za Nathanem - Ratuuuj - powiedziałam do niego
- MAX! - brunet wstał i zakrył mnie sobą - Ona ma rację, nie może biegać... - zaczął a ja się wyszczerzyłam i pokazałam język Łysemu - Dlatego ci pomogę! - dokończył szybko Sykes i oblał sosem
- O... Ty... MENDO! - krzyknęłam i oblałam colą ze szklanki, która stała najbliżej
- Tak się bawić nie będzieeeeeeemy - powiedział przebiegle i ruszył w moją stronę, na co ja znów zaczęłam uciekać, ale zatrzymał mnie Parker z uniesioną brwią
- Puść mnie! - prosiłam błagalnie - Nie, nie, nie - zaśmiał się - Tak łatwo to nie będzie - trzymał mnie dalej aż doszedł Max i Nathan i otoczyli mnie z każdej strony.
- Ale prooooszę - zrobiłam przerażoną minę - Przecież mnie kochacie, tak? - patrzyłam na każdego po kolei
- O taaaaak - wyszczerzył się Tom
- I to baaaaaaardzo - dodał Max
- I to wszystko z miłości - pomachał brwiami Nathan i wylał na mnie wodę ze szklanki. Tom dołożył sos, a Max wtarł mi kawałek pizzy we włosy
- No to jesteśmy kwita - wyszczerzyli się i zostawili mnie siadając jakby nigdy nic na swoich miejscach śmiejąc się perfidnie
- Chyba sobie kpicie! - powiedziałam i podeszłam do stołu biorąc kawałek pizzy. Oderwałam kawałek i rzuciłam w Tom'a, ale że się schylił to dostała Iza
- O sorry - zaśmiałam się i rzuciłam kolejny kawałek trafiając w śmiejącego się Parkera. Oderwałam kolejny chcąc rzucić w Max'a, ale dostałam w nos szynką. Moja ciotka zaczęła się śmiać
- Ooo nie sądziłam, że trafię!
- I ty przeciwko mnie?!
- Ja tylko oddałam!
- To i ja oddam - zaśmiałam się i rzuciłam w jej stronę. Znów pudłowałam i dostał Siva. I tym sposobem zaczęła się bitwa, w której każdy rzucał w każdego czym popadnie. Nie muszę chyba mówić jak wyglądała kuchnia... Jedna wielka masakra. Usiadłam wciąż się śmiejąc na krześle ze zmęczenia.
- KOOOONIEEEEC! - krzyknęłam głośno
- Moja głowa! - złapała się za nią Kels
- Nie możesz cieszej? - to samo zrobił Max z wyrzutem
- Wiedziałam, że tylko to was uspokoi - zaśmiałam się - Koniec tej zabawy, bo zobaczcie jak kuchnia wygląda... - każdy się rozejrzał
- Jak po bitwie na jedzenie - wyszczerzył się Tom
- No brawo geniuszu - pokręciłam głową i wstałam powoli kierując się w stronę wyjścia, każdy siadał na wolnych krzesełkach - Dlateeeego - przeciągnęłam z uśmiechem - Współczuję temu, kto to będzie sprzątał - chciałam wybiec z kuchni, ale za rękę złapał mnie Jay
- Chyba nie myślisz, że się od tego wymigasz? - spojrzał na mnie z uniesioną brwią - W końcu to ty zaczęłaś
- Eee... no taaaaaak, ale ja jestem w ciąży i zawsze mi powtarzacie, że mi nie wolno - wyszczerzyłam się zadowolona ze swojej wymówki
- A my mamy kaca - odpowiedział Max z założonymi rękami
- I za wasze pijaństwo ja mam cierpieć, tak?
- Nie za nasze pijaństwo... - zaczął
- Tylko za swoje głupie pomysły - dokończył Tom
- To nie fair! - powiedziałam widząc jak wszyscy wychodzą po kolei z kuchni mnie w niej zostawiając
- Izaaaa - powiedziałam do niej błagalnie
- Wybacz - wysłała mi pocieszający uśmiech
- Kels? - szukałam wsparcia
- Mają rację - puściła mi oczko i wyszła
- Naaaath? - wygięłam usta w podkówkę
- Sama zaczęłaś - pokręcił głową i puścił oczko
- Super - mruknęłam i usiadłam na krzesełku zostając sama w pomieszczeniu. Położyłam brodę na ręce opartej na stole
- Żartowaliśmyyyyy! - krzyknęli i ze śmiechem weszli do kuchni
- Głupki - zaśmiałam się razem z nimi
- Idź się umyj, a my posprzątamy - powiedział Max i wyciągnął dłoń w moją stronę, żeby pomóc mi wstać. Chwyciłam ją i stanęłam przed nim
- Sorry za sos - uśmiechnęłam się i pocałowałam w policzek
- Spoko - zaśmiał się - No leć - puścił mi oczko. Nie zastanawiałam się dłużej i pognałam na górę. Najpierw wzięłam szybki prysznic, żeby zmyć sos i inne resztki jedzenia. Pozwoliłam im spłynąć i napełniłam wannę ciepłą wodą. Dolałam sobie płynu do kąpieli o zapachu wanilii i zanurzyłam się w wodzie pełnej piany. Przymknęłam oczy i relaksowałam się do momentu, w którym usłyszałam pukanie do drzwi
- Kto taaaam? - krzyknęłam. Nie usłyszałam odpowiedzi za to drzwi się otworzyły i ujrzałam wyszczerzoną mordkę
- Nath! Ja się kąpię! - powiedziałam z wyrzutem
- Widzę - pomachał brwiami
- Możesz wyjść?
- Oj daj spokój, nic nie widać, bo piana wszystko zakrywa - powiedział i wszedł do środka - Niestety - dodał po chwili cicho
- STETY! - powiedziałam dosadnie ze śmiechem - Co chciałeś?
- A nic - uśmiechnął się i usiadł na skraju wanny. Dalej był brudny w sosie i innych kawałkach jedzenia, choć muszę stwierdzić, że dostało mu się chyba najmniej
- Posprzątaliście?
- Sprzątają - wyszczerzył się
- A ty uciekłeś i perfidnie się tu chowasz? - uniosłam brew do góry, a on pokiwał głową
- Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się
- I brudny - pomachał brwiami
- Nawet o tym nie myśl!
- No ale zobacz, zawsze to oszczędność wody, tak?
- Wody w rurach aż zanadto! W pokoju obok masz swoją czyściutką łazienkę
- Ale jej czegoś brakuje
- Czego?
- Ciebie - uśmiechnął się, a ja razem z nim
- Słodki jesteś - powiedziałam - Ale i tak wolałabym, gdybyś już wyszedł
- Ale...
- Żadnych ale, Nath! Idź na dół zanim się zorientują, że cię nie ma - zdążyłam to powiedzieć, a wparował do łazienki Max
- TU JESTEŚ ! - krzyknął - Myślałeś, że... - urwał - Oooo - przeniósł wzrok na mnie i się wyszczerzył
- Jeeeezu! Pomóż mi, bo nie wytrzymam! Wyłazić mi stąd!
- Ale przecież nic nie widać... - powiedział Max - niestety - szepnął do Nathana i puścił mu oczko
- Wy faceci, wszyscy jesteście tacy sami! Może jeszcze resztę tu zaproście?!
- Znalazłeś go?! - krzyknął Tom i stanął obok chłopaków - Ooo, hej słońce - wyszczerzył się jak reszta.
- O boże, widzisz i nie grzmisz, WYNOCHAAAA! - krzyknęłam - Bo wstanę i sama was stąd wyrzucę na kopach!
- Wstaniesz? - pomachał brwiami Nath i skrzyżował ręce na piersi z prowokującym spojrzeniem
- Jestem na przegranej pozycji... - westchnęłam załamana
- Macie go? - usłyszałam Izę
- IZA CHODŹ TU ! - krzyknęłam. Po chwili pojawiła się w drzwiach łazienki - RATUJ ! - wysłałam jej błagalne spojrzenie
- Was to naprawdę powaliło? Żeby kobietę w ciąży podglądać?! Wyłazić stąd! - popchnęła każdego w kierunku drzwi
- Dziękuję! - zaśmiałam się
- Nie ma sprawy - puściła mi oczko i wyszła zamykając drzwi. Wiedziałam, że teraz będą pod czujnym okiem mojej ciotki, więc jak najszybciej potrafiłam wyszłam z wanny, wytarłam się ręcznikiem i opatuliłam szlafrokiem. Kiedy to zrobiłam westchnęłam i spuściłam wodę. Poszłam do pokoju i pierwsze, co zrobiłam, to zamknęłam drzwi na klucz. Przebrałam się w piżamę i znów zarzuciłam na siebie szlafrok. Zeszłam na dół zobaczyć jak poszło sprzątanie.
- No muszę powiedzieć, że jak nie wyjdzie wam ze śpiewaniem, to firmę sprzątającą możecie otworzyć bez problemu - powiedziałam do chłopaków i wyjęłam lody z zamrażalnika
- Mówisz? - wyszczerzył się Jay
- No ba! - puściłam mu oczko i nałożyłam sobie lodów do miseczki - Ale idźcie się już umyć, brudasy - zaśmiałam się i wyszłam do salonu. Usiadłam samotnie na kanapie i włączyłam telewizor. Oglądałam jakiś serial lecący na jednym z kanałów zajadając się lodami. Jakieś pół godziny później obok mnie usiadł Nathan.
- Hej - uśmiechnął się do mnie
- Nie rozmawiam z tobą, podglądaczu - powiedziałam nawet na niego nie patrzeć
- Eeeeeej!
- Co eeeeej? - udawałam jego głos, na co on się zaśmiał
- Proszę się tu na mnie nie obraaażaaaać... - powiedział i zabrał miskę z moich rąk kładąc ją na stoliku - Bo to nie ładnie - po czym zamknął mnie w uścisku
- I nie ładnie jest dusić kobietę! - wychrypiałam
- A nie będziesz się obrażać? - zapytał śmiejąc się
- Nie będę! - też się zaśmiałam, po czym zostałam oswobodzona
- No to super - wyszczerzył się usiadł obok obejmując mnie ramieniem
- Świetnie - pokręciłam głową i wtuliłam się w niego z uśmiechem na ustach. Oglądaliśmy telewizję, aż w końcu brunet znów się odezwał
- Zagrasz coś?
- Hm? - spojrzałam na niego, a on głową pokazał na fotepian
- Nie pamiętam nic... - powiedziałam
- To sobie przypomnisz, chodź - uśmiechnął się i złapał moją dłoń kierując do instrumentu
- Ale Nathan...
- Żadnych ale - powiedział i usiadł na ławeczce pociągając mnie ze sobą. Westchnęłam
- No? - spojrzał na mnie i zachęcał wzrokiem do położenia dłoni na klawiszach.
- Co no?
- Zagraj coś - przewróciłam oczami i zagrałam kawałek utworu Beethoven'a "Dla Elizy".
- Tylko tyle pamiętam - powiedziałam
- A dwoma rękami zagrasz?
- E-e - pokręciłam głową
- To zagraj jeszcze raz - zachęcił mnie i znów przyłożyłam rękę do klawiszy. Nathan zrobił to samo z drugą ręką i grał razem ze mną. Uśmiechnęłam się pod nosem, wyszło nam nieźle
- A coś umiesz dwoma rękami? - zapytał
- Umiałam, ale naprawdę nie pamiętam. Nie grałam od dwóch lat...
- A jakieś nuty masz?
- Coś chyba jeszcze zostało... Tylko musisz wstać - powiedziałam i kiedy to zrobił otworzyłam ławeczkę i wyjęłam jeden z notesów mamy i podałam chłopakowi. Usiedliśmy znów, a kiedy Nathan zaczął przeglądać kartki ja zaczęłam grać piosenkę, którą mogłabym zagrać z zamkniętymi oczami. Nie tylko dlatego, że melodia nie była skomplikowana, ale dlatego, że grałam ją chyba milion razy dla mojej mamy. Zaczęłam też nucić cicho słowa piosenki. Nie brzmiało to tak cudownie jak wtedy, kiedy siadałam z mamą i ja grałam, a ona śpiewała. Jej głos zawsze był dla mnie kojący, rozpędzający wszystko, co złe i radujący moje serce. Kończąc ostatnimi słowami "gdyby cię nie było, zniknęło by wszystko" miałam łzy w oczach, ale też i uśmiech na ustach. Łzy, bo brakowało mi tu Jej, a uśmiech, bo spędziłam z nią piękne chwile przy tym fortepianie.
- Wow... - szepnął Nathan, a ja spojrzałam na niego i się zaśmiałam - Aż nie wiem, co powiedzieć... To było... piękne
- To ulubiona piosenka mojej mamy - przejechałam palcem po klawiszach - Cudownie ją zawsze śpiewała
- Ty też ją cudownie zaśpiewałaś. Nie mogłem usłyszeć jak ona śpiewa, ale wierzę że nie byłaś ani trochę od niej gorsza. Masz śliczny głos - uśmiechnął się do mnie
- E tam - zawstydziłam się i spuściłam głowę
- Naprawdę. Oczarowałaś mnie - złapał mnie za podbródek, żebym na niego spojrzała - uśmiechał się ciepło - Po raz kolejny się w tobie zakochałem... - szepnął, a na moje usta mimowolnie wkradł się delikatny uśmiech, a przez ciało przeszedł prąd ciepła, po którym dostałam dreszczy.
- Chce ktoś herbaty?! - krzyknął Tom z kuchni, a ja odsunęłam się od Nathan'a. Chwyciłam jednak jego dłoń i splotłam nasze palce ze sobą.
- Herbaty? - zapytał dalej uśmiechnięty, a ja kiwnęłam głową. Pocałował moją dłoń nie spuszczając ze mnie wzroku po czym puścił mi oczko. - Poprosimy dwie! - krzyknął do Tom'a. - To co jeszcze potrafisz? - położył moją dłoń na klawiszach.
- Hmm... - zastanowiłam się i zaczęłam grać kolejne kawałki piosenek, które pamiętałam.
- Herbata! - powiedział Tom i postawił dwa kubki na stole
- Dzięki! - uśmiechnęłam się do niego
- Nieźle grasz, Słońce - pochwalił mnie
- Dziękuję - uśmiechnęłam się
- Powinnaś częściej - puścił mi oczko i poszedł od kuchni po swój kubek z herbatą, a mi wpadł do głowy pomysł. - Daj mi telefon - powiedziałam do Nathan'a
- Po co? - zapytał, ale sięgnął do kieszeni
- Muszę zadzwonić do Kasi, a mój telefon padnięty - wzięłam telefon i wyklikałam numer przyjaciółki, który znałam na pamięć jako jeden z nielicznych.
- Halo? - zapytała
- Kasia, to ja, nie obudziłam cię?
- Niee, no co tam?
- Słuchaj, myślałaś nad piosenką do pierwszego tańca?
- Szczerze mówiąc jeszcze nie...
- A co ty na to, jakbym zagrała wam do niego na fortepianie? - wyszczerzyłam się.








Witam, witam i o zdrowie pytam! :*
Bo u mnie ze zdrowiem kiepsko... Złapała mnie jesienna grypa i męczę się z nią od... właściwie ostatniego rozdziału :P Niby trochę lepiej, bo dzisiaj nie miałam gorączki (sukces!), ale z nosa dalej mi cieknie i głowa pęka... A tu trzeba się trochę poduczyć na kolokwium z finansów przedsiębiorstwa  i zrobić projekt na strategie rozwoju terytorialnego... No cóż, nie ma lekko! 
Także może i trochę się rozleniwiłam, jak zauważyła San, ale mam nadzieję, że jestem usprawiedliwiona :P Chociaż troszeczkę ;)

Kiedy Nadia i Nathan będą razem? - to pytanie powtarza się w komentarzach niejednokrotnie. Uwierzcie mi, że... w swoim czasie ;D Musicie być cierpliwe, bo czasami w życiu nie wszystko jest takie łatwie i koloLowe ;) i trzeba do niektórych rzeczy dojrzeć lub je przemyśleć ;) Mogę Wam obiecać, że kiedyś na pewno będą razem ;D A kiedy - wkrótce! :)

Alexandra - taaaaak, przeżyłam najlepszy moment z tamtego rozdziału ;) Doskonale wiem, jak czuła się Kelsey :P Z tym, że Tom'em była moja przyjaciółka ;) Generalnie - nie polecam! Mimo że wspominam ze śmiechem :D

Z takich małych nowości, co u mnie, tooo mimo iż choroba nie dawała mi normalnie funkcjonować, to z gorączką, cieknącym nosem i bolącą głową zrobiłam sobie całkowicie SAMODZIELNIE napis na ścianie. Nie jest idealny, gdzieniegdzie krzywy, ma masę niedociągnięć, ale jest mój i mimo wszystko jestem z niego mega zadowolona :) Tym bardziej, że jest z piosenki, do której mam chyba największy sentyment :) A oto on:

"Say my name like it's the last time,
Live today like it's the last night..." 
I tymi słowami dzisiaj zakończę :)
Trzymajcie się ciepło i nie chorujcie! 
ŚCISKAM ! :**




sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 43.


Weszliśmy z Nathanem do domu i zanieśliśmy zakupy do kuchni, a raczej brunet zaniósł, bo mi nie pozwolił wziąć nawet jednej torebki. 
- Dłużej się nie dało? My tu spragnieni! - do kuchni wparowała Iza przeszukując torebki. Wyjęła zadowolona butelkę wódki i zniknęła w salonie, z którego można było usłyszeć okrzyk zadowolenia.
- Czy tu są sami alkoholicy? - zapytałam ze śmiechem Nathana
- Na to wygląda - puścił mi oczko. Wzięliśmy soki i jakieś tam przekąski typu chipsy i paluszki i poszliśmy do reszty, gdzie każdy, oprócz Kasi trzymał już pełny kieliszek w dłoni.
- Eeee? - stanęłam - Popity nikt nie chce?
- Chcemy! - krzyknęli razem
- No ja myślę - zaśmiałam się
- A o mnie ktoś pomyślał, przepraszam bardzo?
- Nath, mój kochany! Ja zawsze o tobie pamiętam - wyszczerzył się Jay i podał chłopakowi kieliszek
- Jaythan forever! - przybili sobie piątkę
- Dobra dzieci! Każdy ma polane, więc brać co trzeba ! - oznajmiłam i wzięłam do ręki dwie szklanki z sokiem. Jeden podałam Kasi, a drugi zostawiłam sobie
- No to pierwszą kolejkę pijemy za gospodynie! - uśmiechnął się Max i podniósł kieliszek do góry
- A za mnie? - wygiął usta w podkówkę Loczek
- Za ciebie później, głupku - zaśmiał się Tom
- No doooobra, to za gospodynie! - powiedział i każdy wypił zawartość szkła i popił napojem
- Uuuaaaaa - wykrzywił się Tom - Mocna!
- Bo Polska! - powiedziałam równo z Izą
- To jak zawsze, od razu na drugą nóżkę! - Max rozlewał kolejną porcję dalej się krzywiąc
- Oho... Czuję, że nasz dom będzie dzisiaj zarzygany od góry do dołu - szepnęłam do Sylwii, która siedziała obok i zaśmiałyśmy się we dwie
- Co tam już chichoczecie, co? - Tom się wyszczerzył
- Obgadujemy cię - pokazałam mu język
- MNIE?!
- Taaaak, kochany. Ciebie
- Rozumiem, że mówicie o mnie w samych superlatywach
- O taaaaak! Oczywiście, Tommy... - ironizowałam
- Ej, ej... Nie podoba mi się ten ton! 
- Ale z ciebie głupek - zaśmiałam się
- To teraz za mnie! - krzyknął Jay i się szczerzył
- Niech ci będzie - przewrócił oczami Max. Wypili kolejkę i każdy usiadł na kanapie.
- Taka dobra rada cioci Nadii, nie narzucajcie takiego tempa jak zawsze - odezwałam się
- Już zaczynasz marudzić? - wyszczerzył się Max
- Marudzić, to będziesz jutro - uniosłam brew do góry z uśmiechem
- Zazdrościsz, bo nie możesz się napić - wytknął mi język
- A żebyś wiedział, akurat dzisiaj walnęłabym chyba trzy kieliszki naraz na uspokojenie
- A czym ty się tak dzisiaj zdenerwowałaś? - zapytał Tom
- Niczym specjalnym, Parker. Widziałam tylko mojego byłego...
- Jak to?! - krzyknęła Iza
- Tak to - westchnęłam - Jak byliśmy w sklepie z Nathanem
- Żartujesz?
- Nie... Jeszcze bezczelnie do mnie podszedł uśmiechnięty i zaczął rozmawiać
- Co za ch... - zaczęła Iza, ale na nią spojrzałam - dupek - dokończyła
- Zapytał o ciąże, a ja nie miałam odwagi powiedzieć mu, że to jego dziecko...
- Nadia, ale on powinien o tym wiedzieć... - powiedziała Nareesha
- Też myślę, że powinnaś mu powiedzieć - poparł ją Siva
- A ja uważam, że nic nie musisz, Kochana - Kels wysłała mi uśmiech, który odwzajemniłam - W końcu sama mówiłaś jak zawsze mówił, że nie chciałby dziecka z tobą...
- I po tym jak cię potraktował nie zasługuje na to, żeby wiedzieć - powiedział Jay
- No tak, ale z drugiej strony Jay mimo wszystko postaw się w jego sytuacji. Nie chciałbyś wiedzieć, że jesteś ojcem? - zapytała go Sylwia
- Skoro bym nie wiedział, to nawet nie musiałbym chcieć
- No ale jak miałbyś wybór dowiedzieć się, że dziewczyna z którą sypiałeś jest z tobą w ciąży, to chciałbyś, żeby ci to powiedziała? - Loczek się zastanawiał i dopiero po chwili się odezwał
- Pewnie wolałbym wiedzieć, że jestem ojcem... Ale druga strona medalu jest taka, że ja nie traktuję kobiet w sposób jaki on potraktował Nadię, więc niech się wypcha.
- Ale dziecko musi mieć ojca przecież...
- Tak, Nareesha, ale ojcem nie jest ten, kto użyczył swojego nasienia i w tym jest rzecz - do dyskusji włączył się Nathan
- Niby tak, ale jednak ten biologiczny zawsze będzie ojcem i tego się nie zmieni choć nie wiadomo jakby się chciało, Nath. To po nim odziedziczy geny... I też nie wiadomo jak będzie dalej wyglądało jego życie, co jeśli będzie chciało poznać swojego prawdziwego ojca? Nadia mu powie, że nie pozna, bo nawet o nim nie wie?
- Podchodzisz do tego w zły sposób - powiedział Tom
- Dlaczego w zły? Bo biorę pod uwagę wszelkie ewentualności?
- Nie... Ale nie wzięłaś takiej, w której dziecko nie będzie chciało poznać ojca. Zobacz na Nadię, wie o ojcu i mimo wszystko nie chce go znać, bo wie jak potraktował jej mamę... Też nie zachował się fair i sam gdybym mógł, to bym mu dopieprzył za takie coś. Myślę, że jeżeli jest się z kobietą i się z nią kocha, to bierze się odpowiedzialność nie tylko za nią, ale i za konsekwencje.
- No tak, Tom. Tylko, że były Nadii nie może wziąć odpowiedzialności za te konsekwencje, bo nawet o nich nie wie!
- I po co ma wiedzieć, skoro wiadomo jak się zachowa?!
- A skąd to możesz wiedzieć, skoro go nie znasz?
- Znam z opowieści Nadii i to mi wystarczy
- No dobra, a co jeśli Nadia ułoży sobie życie z kimś i za kilka lat, Marcin dowie się, że jest ojcem jej dziecka i będzie chciał je poznać? To może zburzyć całe plany i całe postawione fundamenty, które zbuduje ze swoim partnerem, bo ktoś trzeci nagle wkroczy buciorami w ich życie... To nie jest takie proste jak myślisz, Tom... - mulatka broniła swoich racji
- Ale skąd się będzie miał dowiedzieć? Z nieba tej informacji nie wyciągnie przecież... - przysłuchiwałam się tej całej dyskusji i nie wiedziałam, co myśleć. Targało we mnie tyle myśli w tym momencie, że aż nie wiedziałam, co powiedzieć i jak dołączyć się do tej rozmowy, która de facto dotyczyła samej mnie. Natomiast najwięcej do myślenia dała mi ostatnia wypowiedź Nareeshy. Co jeśli Marcin kiedyś będzie chciał brać czynny udział w wychowaniu naszego dziecka? Spojrzałam na Nathana, który siedział na jednym z foteli z szeroko rozłożonymi nogami i głową opartą na ręce patrząc na stół ewidentnie o czymś myśląc. Zrodziła się we mnie mała wątpliwość pierwszy raz od rozmowy z Karen. Mimo tego, że Nathan się na to godził, mimo tego że naprawdę jest możliwe to, żebyśmy mogli być razem nie jestem w stanie stwierdzić jak to będzie wyglądało w przyszłości oraz jaki ewentualny wpływ na to wszystko może mieć udział Marcina w naszym życiu. Tej możliwości nie brałam pod uwagę, a tak naprawdę przeraziła mnie, dlatego że cały czas myślałam o mojej córce jak tylko i wyłącznie o moim dziecku. A tak naprawdę ma jeszcze ojca, który może kiedyś chcieć mieć z nią kontakt... Te wątpliwości pozwoliły mi odsunąć póki co na dalszy plan moją rozmowę z Nathanem... Mimo że cholernie chciałam z nim być, to nie potrafiłam odsunąć na bok myśli o przyszłości. Muszę wszystko dokładnie przemyśleć i poukładać w głowie jakiś plan, a dopiero wtedy porozmawiam z Nathanem... Nareesha dalej wykłócała się z Tom'em i co jakiś czas reszta się udzielała.
- KONIEC ! - krzyknęłam w końcu, a wszyscy zamilkli - Po pierwsze nie rozmawiajcie o mnie jakby mnie tu nie było, po drugie moje życie, to moje decyzje, więc dziękuję wam baaardzo za troskę, ale wszelkie decyzje podejmę sama. A po trzecie chyba zapomnieliście o piciu, co? - wyszczerzyłam się na koniec rozluźniając atmosferę.
- No właśnie! - Max puścił mi oczko z uśmiechem i zaczął rozlewać wódkę.
- To może ja zapuszczę jakąś muzykę - Sylwia wstała i podeszła do wieży. Po chwili z kina domowego rozbrzmiała muzyka i z czasem skończyła się pierwsza butelka alkoholu, potem druga i trzecia...

- Widzę, że Jay znalazł sobie nową koleżankę - uśmiechnęłam się szeroko do Kasi patrząc na Sylwię i Loczka tańczących na środku salonu pomiędzy wygłupiającym się Tom'em z Kelsey a wijącym się Max'em z Izą.
- W sumie fajnie razem wyglądają, co? - pomachała brwiami gryząc paluszka
- Czuję, że myślisz to samo, co ja - zaśmiałam się
- Nic nowego - puściła mi oczko
- Nie ma siedzenia! - wyrósł przede mną Sykes z wyciągniętymi dłońmi szczerząc się
- Naaaaath... Dopiero co Tom mnie wymęczył... - jęknęłam
- Jemu nie odmówiłaś, a mi odmówisz? - założył ręce na biodra i spojrzał na mnie przekornie
- Jeeeeezu... - jęknęłam ponownie ze śmiechem i wstałam
- I to mi się podoba - puścił mi oczko i pociągnął za sobą. Wykręcił mną na wszystkie możliwe strony i po kilku piosenkach pozwolił mi w końcu usiąść i odpocząć.
- Wybacz, ale w ciąży naprawdę ciężko się tańczy - zaśmiałam się i opadłam na kanapę, a on obok mnie
- Niech ci będzie, że jesteś usprawiedliwiona - przewrócił oczami ze śmiechem i napił się łyka. Tylko tyle zdążył, bo zabrałam mu szklankę z ręki i sama dopiłam resztę.
- Spoko nie krępuj się...
- Dziękuję - uśmiechnęłam się słodko i podałam mu puste naczynie.
- O tu - poklepał się palcem w policzek i nadstawił się
- Ty jak zwykle to samo - tym razem to ja przekręciłam oczami i łapiąc dłonią za jego brodę pocałowałam we wskazane miejsce
- Specjalnie mnie przytrzymałaś, cwaniaku!
- Znam twoje sztuczki - wyszczerzyłam się
- PIJEMY ! - krzyknął Jay, a na to hasło wokół niego zebrali się wszyscy prócz mnie i Kasi
- Patrz, jak ich łatwo zwołać - pokręciłam głową
- No nie? - zrobiła to samo, co ja

Dwie godziny później patrząc na Tom'a z Jay'em miałam wrażenie, że mam do czynienia z małpami a nie ludźmi.
- Ty pieeerwszy - powiedział Loczek chwiejąc się na nogach
- Dopra, ale mnie aszeks... aszekuruj... - próbował się wysłowić Parker - I licz! - dokończył i postawił ręce na ziemi a nogami zaczął się odpychać od ziemi.
- Jezu, oni sobie zrobią krzywdę! TOM! - krzyknęłam - Ogarnij się pijaku jeden, bo ja nie będę cię wiozła do szpitala! - chłopak przestał się wygłupiać i stanął znów normalnie na nogach wyciągając przed siebie rękę z postawioną dłonią
- Spokojnie, Szłońce - czknął - wszystko pod kontrolą. Ja to umiem. PACZ! - znów zrobił to samo, co wcześniej z tym, że udało mu się stanąć na rękach, a po dwóch sekundach poleciał na ziemię jak waląca się wieża. Jay, jakby nigdy nic opadł na ziemie obok, tyle że ze śmiechu
- TOM! - krzyknęłam i wstałam
- Żyję! - podniósł rękę do góry, a ja usiadłam z powrotem. - Chyba.... - wybełkotał po chwili. Podszedł do niego Nathan i pomógł mu wstać.
- Ha! Ale jestem zdolny! - wyszczerzył się dumnie, jak już był w pozycji pionowej
- No bardzo, Tom. Zajebisty wręcz jesteś... - pokręciłam głową
- Hahahahahahahaha! - brechał dalej Jay, za co dostał w łepetynę od Parkera
- Ogaaaaarnij, durniu
- Mięczak hahahahaha!
- Taki mądrrrrry jeszteś? - założył ręce na piersi - To sam stań!
- NIE! - krzyknęłam znów - Żadnego stawania na rękach!
- Słoooooońceeeeee - podbiegł do mnie Parker i uklęknął przede mną całując moje dłonie - Ale ty się nie deneeeeeerwuj - przeciągał wyrazy - bo ci nie wolno.
- Oh dziękuję za troskę, Tom. Szkoda, że nie pomyślałeś o tym, zanim zacząłeś się wydurniać - uniosłam brew do góry
- Bo jestem pijany - wyszczerzył się do mnie z rozbieganym wzrokiem na co wybuchnęłam śmiechem
- Dobrze, że chociaż zdajesz sobie z tego sprawę, głupku
- No pewnie, nie jestem taki głupi jak myślisz
- Ja nie myślę, że jesteś głupi, Oszołomku
- Naprawdę? - zrobił minę zbitego psa
- Naprawdę - zaśmiałam się i poczochrałam go po włosach
- Czyli myślisz, że jestem mąąąądry? - znów uśmiech numer 5
- Ehe - pokiwałam głową
- Ooooooo - ucieszył się i mnie przytulił po czym nachylił się do mojego brzucha - Słyszałaś? Masz mądrego wujaszka - pomachał brwiami - A teraz wybacz, bo wzywają mnie procenty! - pocałował "moją córkę" po czym poszedł do stolika nalewając wódki do kieliszków sporą część rozlewając.
- Nie mam do niego sił momentami - zaśmiałam się do Kasi, która naśmiewała się z pijanego Parkera
- Nie dziwię ci się!
- Ej, gdzie Sylwia? - zapytałam rozglądając się po salonie
- Chyba do kuchni wychodziła przed chwilą
- To ja zobaczę, co z nią - wstałam i poszłam do drugiego pomieszczenia. Faktycznie, przy stole siedziała moja siostra cioteczna z głową opartą na stole otoczona własnymi rękami.
- A ty co? Zgon? - zaśmiałam się, a ona podniosła głowę. Była cała zapłakana. Podeszłam do niej, usiadłam obok na krzesełku i ją przytuliłam
- Co się stało? - zapytałam zaniepokojona, a odpowiedział mi cichy szloch
- Ktoś ci coś zrobił? - pokręciła głową
- Coś powiedział? - znów ten sam gest
- Przypomniałaś sobie o Arku...? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam, ale znów zaprzeczyła
- To co jest, Skarbie? - zapytałam całując ją w czubek głowy, a ona machnęła ramionami dając mi do zrozumienia, że nie wie
- Ahaaaaa, czyli to jak zwykle ten twój płaczliwy stan? - lekko się zaśmiałam, a ona pokiwała głową - Ja nie wiem, co ty masz z tym płakaniem, jak się za bardzo upijesz - pokręciłam głową i dalej ją tuliłam
- CZO TU SIĘ DZIEJE ! - wparował do kuchni Loczek stając w progu z założonymi rękami na biodrach
- Nic, Jay - uśmiechnęłam się do niego
- ONA PŁACZE?! - wyszczerzył oczy i podszedł do nas - Czo się stało? - zrobił zatroskaną, ale jednak wciąż pijaną minę
- Nic
- Jak to nic? Przecież nie płacze się bez powodu!
- Czasem się płacze
- Słuchaj - spojrzał na mnie srogo "grożąc" mi palcem - To, że jestem pijany to nie znaczy, że dam się tak łatwo spławić
- Ale ja cię nie chcę spławić, Jay - zaśmiałam się
- Tak? - zbiłam go z tropu - To... to co chcesz zrobić?
- Nic nie chce zrobić - pokręciłam głową.
- Sylwiaaaaaa - przeciągnął smutno i potrząsnął jej ramieniem - Nie martw się, wszystko będzie dobrze... Ona za kimś tęskni, nie? - spojrzał na mnie, a ja nie zdążyłam odpowiedzieć - Nie przejmuj się, na pewno z tym kimś wszystko w porząąąądku - uśmiechnął się - Ja też czasem tęsknie, np.... - zastanawiał się głęboko - np... za moją Neytiri! - krzyknął - Moja jaszczureczka... - zasmucił się - A co jak Nano jej nie karmi tak jak obiecał?! - spojrzał na mnie przerażony - O matko! On ją na pewno zagłodzi! - załamał się i schował twarz w dłoniach, a ja starałam się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem
- Jay, na pewno z nią wszystko w porządku...
- A JEŚLI NIE?! - krzyknął znów i spojrzał na mnie z łzami w oczach
- Zadzwonisz do niego jutro i zapytasz, czy wszystko w porządku, dobra?
- TERAZ! - zaczął przeglądać kieszenie - Zadzwonię teraz - wyjął telefon i z przymrużonymi oczami starał się coś wyklikać w swoim iphonie.
- Jay, jest 2 w nocy... - zaczęłam
- Nie obchodzi mnie to - warknął
- Dobra... - westchnęłam - Zajmij się Sylwią, a ja zadzwonię i zapytam, ok?
- Okej... - powiedział smutno i cicho
- Zostaniesz z Jayem? - zapytałam Sylwii, a ona pokiwała głową
- To ja zaraz wracam - powiedziałam i wstałam. Wyszłam do salonu zobaczyć, co tam się dzieje. Wszyscy tańczyli oprócz Kasi leżącej na kanapie. Usiadłam na podłodze przy jej głowie
- Jeeeezu... Jak oni jak są pijani to mają sieczkę zamiast mózgu - zaśmiałam się
- A myślisz, że jak my byłyśmy, to co miałyśmy? - spojrzała na mnie z uśmiechem
- No wieeeeem, ale jak się jest trzeźwym to trzeba mieć masę cierpliwości. Byłam w kuchni, Sylwia ma swój pijacko-płaczliwy stan a Jay płacze, bo martwi się, że zagłodzili mu jego jaszczurkę - pokręciłam po raz kolejny dzisiaj głową
- To wesoło - Kasia się zaśmiała
- Bardzo - też zachichotałam - Idę powiedzieć Jay'owi, że z jego jaszczurką wszystko w porządku. Obiecałam mu, że zadzwonię i zapytam... - wstałam i poszłam do kuchni, ale w progu się wróciłam, bo... nie chciałam przeszkadzać...
- I co, ucieszył się? - zapytała moja przyjaciółka
- Nie powiedziała mu, bo... był zajęty
- Czym?
- Całowaniem z Sylwią - spojrzałam na nią mając zszokowaną  i uśmiechniętą twarz
- ŻARTUJESZ?! - usiadła i miała ten sam wyraz twarzy, co ja.
- Nieeee... - wyszczerzyłam się
- To ładnie... aż mi się stare czasy przypominają jak jako nastolatki chodziłyśmy na imprezy
- Oooo to były czasy - zaśmiałam się
- Najlepsze! - powiedziałyśmy razem i przybiłyśmy sobie piątki.
- Oho... chyba Tom też nie ma zbyt dobrego stanu... - spojrzałam na chłopaka, który opadł ledwo żywy i zielony na twarzy na fotel
- Toooom? - podeszłam do niego niepewnie - Dobrze się czujesz?
- Mhm... - mruknął
- Taaa, chyba nie za bardzo... Keeeeels? - zawołałam blondynkę
- No co tam? - stanęła obok zadowolona, a ja pokazałam jej kiwnięciem głowy Tom'a
- Ooooj... Skarbie? Dobrze się czujesz? - uklęknęła przed nim. Pokręcił głową
- Może pójdziemy do łazienki, co? - spojrzałam na niego
- Nieee... Nie wstanę... - mruknął czkając niebezpiecznie
- To ja chyba pójdę po miskę - westchnęłam i pognałam do łazienki. Chwilę później wróciłam i podałam ją Kelsey. Ona położyła z kolei ją na kolanach chłopaka
- Kochanie, jakbyś chciał wymiotować, to masz...- nie zdążyła dokończyć, bo Tom zwrócił to, co miał w żołądku w większej części na nią a dopiero później "kierując" do miski. Blondynka zatkała sobie usta dłonią zamykając mocno oczy.
- O boże... - jęknęła - Zaraz sama się zrzygam... - wykrzywiła się i uciekła do łazienki.
- Świetna robota, Tom - zatkałam sobie nos, żeby nie wąchać unoszącego się zapachu, bo sama miałabym zaraz odruch wymiotny. - MAX! NATH! SIVA! - krzyknęłam na chłopaków - Możecie go zaprowadzić zaraz do łazienki jak...- spojrzałam na niego i tego pożałowałam, bo poczułam gule w gardle - zamknęłam oczy i starałam się opanować - skończy? - dodałam po chwili
- Uuuu... Parker... - zaśmiał się Max i podszedł do kolegi po czym poklepał go jakby nigdy nic po ramieniu
- Przepraszam, ale ja muszę na powietrze... - powiedziałam i wyszłam na dwór. Oparłam się o ścianę i oddychałam głęboko. Kilka minut później wyszedł do mnie chwiejąc się na nogach Nath.
- Jak się czujesz? - zapytał
- Już dobrze. Co z Tom'em?
- Jest w łazience, dalej... no wiesz. Razem z Kelsey - zaśmiał się
- Nieźle ją obrzygał... - pokręciłam głową z niedowierzaniem
- Aż żal, że tego nie widziałem - wyszczerzył się
- Chyba DOBRZE, że tego nie widziałeś! Sama o mało nie zwymiotowałam...
- Co by nie było, nie damy Parkerowi o tym zapomnieć - puścił mi oczko
- Domyślam się - uśmiechnęłam się - A ty jak się czujesz? Bo napity to też konkretnie jesteś - spojrzałam na niego
- A dooooobrze - znów się wyszczerzył i zbliżył do mnie z tym swoim spojrzeniem
- Stój - powiedziałam i się zaśmiałam kładąc mu rękę na klatce - Ilość alkoholu w twoim wydychanym powietrzu jest niebezpiecznie zbyt duża, a mi procenty są nie wskazane w ciąży
- To już będąc pijanym nie mogę cię przytulić? - wytrzeszczył oczy
- Przytulić możesz - uśmiechnęłam się i swoją rękę skierowałam za jego szyję przytulając się do niego. Kołysał mną lekko na boki nucąc jakąś melodię pod nosem.
- Widzę, że humorek też ci dopisuje, co ? - zaśmiałam się
- No mając cię w ramionach jak mi może nie dopisywać? - powiedział prosto do mojego ucha po czym pocałował mnie mocno w policzek
- Oj Nath... - westchnęłam z uśmiechem i odsunęłam lekko od niego - Chodź, bo muszę ogarnąć towarzystwo
- No dooooobra - jęknął i złapał mnie za rękę. Weszliśmy do domu i skierowałam się do łazienki. Tom z Kels dalej klęczeli nad toaletą, więc zostawiłam ich i wróciłam do salonu.
- Kochanie, my będziemy lecieć - podeszła do mnie Kasia z uśmiechem
- O tej godzinie? Żartujecie sobie, pościelę wam gdzieś i tu się prześpicie
- Dziękujemy, Misia, ale już taksówkę zamówiliśmy...
- No tak, nie ma to jak spać w swoim łóżku, tak? - uśmiechnęłam się do niej
- Dokładnie - odwzajemniła gest i przytuliła mnie. - Dasz sobie radę z nimi? - spojrzała na całe pijane towarzystwo
- Sami sobie dadzą, spokojnie. Cieszę się, że mam was blisko - spojrzałam na nią i Daniela
- My też się cieszymy
- Jutro zadzwonię, bo musimy obgadać kilka rzeczy
- Dobra, tylko nie dzwoń przed 11 - zaśmiała się
- Podejrzewam, że sama się wcześniej z łózka nie zwlekę, więc śpij spokojnie. Trzymajcie się - pocałowałam obydwoje w policzki i pożegnałam zamykając za nimi drzwi. Poszłam do kuchni, gdzie Jay dalej siedział z Sylwią. W salonie panował jako taki spokój. Nareesha zmyła się z Sivą chyba spać, a Max z Izą i Nathan'em nie odpuszczali i dalej pili.
- Dobra, pilnujcie się i nie rozrabiajcie za bardzo, co? Ja już idę spać, bo padam... - powiedziałam do siedzącej trójki
- Jasne - wyszczerzył się Max i wysłał mi buziaka
- Dobranoc - uśmiechnął się Nathan i zrobił to samo co Max
- Ogarnę wszystko, śpij dobrze - Iza puściła mi oczko.
- Bawcie się dobrze - powiedziałam do nich i poszłam na górę. Wzięłam kąpiel i zdążyłam się położyć na łóżku, a kilka chwil później już słodko spałam.








No witam, witam :D :**
Wszem i wobec oświadczam, iż wena po części mi wróciła i naskrobałam dla Was rozdział ;) 
Kololowa, że tak powiem wykrakałaś: "oby wena nie dawała ci w nocy spać";) I nie dała! Napadła mnie jakieś dwie godziny temu, kiedy po obejrzeniu filmu planowałam iść spać. Teraz jest godzina 5:27, a ja dodaję rozdział - ISTNE SZALEŃSTWO ! :D

Trochę się rozpisałam xP Ale mam nadzieję, że jednak będzie chciało się Wam to przeczytać. Tym bardziej, że wiele sytuacji z wyżej opisanych przeżyłam osobiście ;))) Więc w tym rodziale jest trochę mnie :)

 A teraz życzę Wam miłego dnia, a ja się jeszcze zdrzemnę jakieś 4 godzinki ;)
 
Ps. Berry! - Jak się cieszę, że do nas wróciłaś! :) :* i Ola Bania cieszę się, że się odezwałaś w komentarzach! Witam Cię serdecznie! :) :*

ŚCISKAM! :**

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 42.


- Dobra, przydałoby się skoczyć do sklepu po odpowiednie napoje - odezwałam się jakieś dwie godziny później - Kto ze mną pojedzie?
- Ja! - krzyknęli wszyscy razem
- Eee... no taką ekipą to nie ma sensu - zaśmiałam się - Jedna osoba w zupełności wystarczy
- No to ja! - znów krzyk każdego
- Jeeezu, w życiu nie widziałam tylu chętnych ludzi na zrobienie zakupów, zdecydujcie się, kto idzie
- To może ty wybierz - odezwała się Iza
- Ja nie chcę wybierać, sami się zdecydujcie 
- To losujemy! - krzyknął Tom i zaczął nucić pod nosem jakąś wyliczankę, a chwilę później pokazał palcem na siebie - Ha! Ja idę! - wyszczerzył się
- No na pewno! Specjalnie żeś sobie tam nie wiadomo co pod nosem gadał! Gramy w marynarza! 
- Max, to dziecinne - zaśmiała się Iza
- Ale sprawiedliwe!
- Jestem za - odezwałam się i uśmiechnęłam - Tylko chyba najlepiej będzie jak zagracie w parach, bo w tyle osób to każdy nawzajem się wyeliminuje i to będzie bez sensu.
- Racja! 
- No to po kolei jak siedzicie Nathan grasz z Maxem, Kels z Tomem, Kasia z Danielem, Naree z Sivą, Sylwia z Jayem - uśmiechnęłam się do niej - a Iza... eee ze mną
- Ale przecież Ty idziesz do sklepu, to jak masz grać? - zapytał Nathan
- No to zmiana zasad i dwie wygrane osoby idą do sklepu - puściłam mu oczko - To gramy! - Każdy odwrócił się do swoich par. 
- No to trzy - czte - ry! - powiedziałam do Izy i wyciągnęłyśmy dłonie. Ja miałam kamień ona nożyczki -  Przegrałaś - zaśmiałam się
- Jak zwykle - przewróciła oczami 
- To kto wygrał u was?
- Kelsey - powiedział niezadowolony Tom na co blondynka się zaśmiała
- Ja - wypiął dumnie pierś do przodu Jay
- Nareesha też wygrała - Siva pocałował ją w policzek
- I jaaaaa! - ucieszyła się Kasia
- A u was? - zapytałam Maxa i Natha
- A jak myslisz? - burknął Łysy i skrzyżował ręce na piersi
- Widzę, że ktoś tu nie umie przegrywać - zaśmiałam się - Dobra, to mamy 6 osob. Ja gram z Keeeels - uśmiechnęłam się do niej i zajęłam miejsce Toma na krzesełku obok
- To ja z Naree - uśmiechnął się Jay i podszedł do mulatki
- Kasia! Gramy razem - Nathan się wyszczerzył i przykucnął przy mojej przyjaciółce. Zagrałam z blondynką i znów wygrałam! U reszty został Nathan i Jay.
- No dobra, to wy się bijcie a ja poczekam na zwycięzcę - zaśmiałam się
- Okej! - krzyknął Jay i rzucił się na Nathana. Tarzali się po podłodze udając, że się nawalają
- Ej! Żartowałam! - krzyknęłam na nich - Macie grać dalej a nie tarzać się po ziemi!
- A już wygrywałem! - zaśmiał się Jay i podniósł z podłogi
- Chciałbyś - Nathan pacnął go w ramię. Loczek mu oddał, drugi to samo i tak się walili
- Jezu dość! - zaśmiałam się i stanęłam między nimi - Gorzej niż dzieci. Gracie, trzy-czte-ry! - Krzyknęłam a oni pokazali dłonie. Oboje mieli kamień
- Jeszcze raz! - oboje papier. Następnym razem Nathan był bardziej przebiegły i ponownie pokazał papier, gdzie Jay wystawił pięść
- Hahahah! - zaczął się śmiać złowieszczo - Wiedziałem, że dasz kamień! 
- Spadaj, oszukiwałeś!
- No ciekawe jak!
- Nie wiem, ale na pewno oszukiwałeś - wygiął usta w podkówkę
- Haha, Jaaaaaay - przytuliłam chłopaka na pocieszenie, a ten objął mnie ramionami i pokazał Nathanowi język 
- Dobra, koniec - odezwał się brunet - Nadia, idziemy do sklepu - wyszczerzył się i zabrał mnie z objęć Jay'a
- Już nie bądź taki zazdrosny! - krzyknął Loczek ze śmiechem
- Spadaj - Nathan też się zaśmiał 
- Sylwia, kluczyki do mojego samochodu są tam gdzie zawsze?
- No chyba tak, ja ich nie ruszałam
- Okeeej, jakieś specjalne zamówienia macie?
- A kupisz looody? - Kasia się uśmiechnęła
- Pistacjowe?
- Jak ty mnie dobrze znasz - puściła mi oczko
- Orzeszki!
- Chipsy!
- M&Msy!
- Krakersy!
- Stop! - przerwałam ich wykrzykiwania - Napiszcie mi smsem bo nie spamiętam, a my jedziemy - zwróciłam się do Nathana. Poszliśmy do przedpokoju i z jednej z małych szufladek w małej meblościance wyjęłam kluczyki, które podałam chłopakowi. Otworzyłam garaż i weszliśmy do mojego ukochanego Audi s3
- Nie mówiłaś, że masz samochód - powiedział Nath ustawiając sobie fotel i lusterka
- Bo tak jakbym go nie miała. Nie jeżdżę nim od wypadku mamy. 
- Myślisz, że się nie zastał?
- Nie, od czasu do czasu był jeżdżony albo przez Sylwię, albo... - urwałam
- Przez twojego byłego? - dokończył
- Ehe... - zapięłam pasy - Chyba pojedziemy do supermarketu, największy wybór będzie
- No dobra - uśmiechnął się - To prowadź - puścił mi oczko
- Kawałek będziemy musieli pojechać, bo w Podkowie nie ma żadnych większych sklepów
- Powtórz ? - zapytał z uniesioną brwią
- W Podkowie. Miejscowość, w której się znajdujemy to Podkowa Leśna - uśmiechnęłam się do niego
- Podkowa Leszna... - powtórzył ze swoim akcentem - Podoba mi się
- A no mi też - zaśmiałam się - Jedź! - nakazałam i chłopak ruszył. Musiałam mu non stop przypominać, że w Polsce jest prawostronny ruch i żeby trzymał się odpowiedniego pasa. Piętnaście minut później parkowaliśmy przed supermarketem. W tym samym czasie dostałam smsa od Tom'a z mega długą listą ich zachcianek. Zapakowaliśmy wszystko co potrzebne do wózka nie zapominając oczywiście o wódce i napojach. Szlismy juz do kasy, kiedy sobie przypomnialam
- Lody dla Kasi! Musimy wrocic
- Nie ma problemu - Nathan sie usmiechnal i zawrocil wozkiem w druga strone. Szlismy glowna, srodkowa alejka rozgladajac sie na boki czy jeszcze o czyms nie zapomnielismy. Spojrzalam przed siebie i z ust wypsnelo mi sie ciche
- O cholera...
- Co mowilas? - zapytal brunet pchajacy wozek i spojrzal na mnie
- Marcin... - szepnelam a on spojrzal w kierunku, w ktorym i ja patrzylam. Zlapal mnie za reke i pociagnal lekko zebym na niego spojrzala. Skierowalam swoj wzrok na niego
- Jestem tu z toba - usmiechnal sie cieplo a mi od razu zrobilo sie cieplej w duchu i nawet kaciki moich ust powedrowaly do gory. Znow spojrzalam przed siebie i widzialam chlopaka o krotko obcietych czarnych wlosach usmiechajacego sie szeroko. To co czulam patrzac na niego zszokowalo mnie rownie mocno co jego widok tutaj. Nie czulam nic, procz zdenerwowania. Zadnego zalu, bolu, uczucia... Nic glebszego. Jedynie lek przed tym, co bedzie jak stane z nim twarza w twarz. Pierwsza moja mysla bylo skrecenie w boczna alejke i zwykla ucieczka, ale Nathan sciskajacy mnie mocno za reke dodal mi odwagi zebym nie zachowala sie jak tchorz. Szlam dumnie do przodu z usmiechem na ustach udakac, ze go nie widze. Spojrzalam na Nathana
- Myslisz, ze jeszcze o czyms zapomnielismy?
- Wydaje mi sie, ze oprocz lodow wszystko mamy - puscil mi oczko z usmiechem - Chyba, ze jeszcze masz na cos ochote, hm?
- Chyba... - zaczelam ale przerwal mi dobrze znany glos
- Nadia! Ludzi nie poznajesz? - powiedzial wesolym tonem. Spojrzalam na niego z mina bez wyrazu i nie odezwalam sie slowem
- Jak milo cie widziec - usmiechnal sie
- Ooo doprawdy? - unioslam brew do gory
- Slyszalem, ze bylas w Londynie, wrocilas juz? - zignorowal moje pytanie i to ze nie mialam checi z nim rozmawiac
- A co sie to obchodzi?
- Widze, ze szybko sie pocieszylas? - spojrzal na Nathana, ktory patrzyl na Marcina takim wzrokiem jakby sie mial na niego zaraz rzucic. Puscil moja reke i objal ramieniem
- Pocieszylas? Nie bylo po czym
- Tez sie dziecka spodziewasz? - spojrzal na moj brzuch i usmiechnal sie znow szeroko pokazujac swoj doleczek na prawym policzku. Sparalizowalo mnie jego pytanie. Stojac przed nim zapomnialam o tym, ze jestem z nim w ciazy
- A jak twoje? - usmiechnelam sie sztucznie - Juz sie urodzilo?
- Za miesiac bede mial corke, a ty?
- Smieszny jestes - prychnelam - Nie bede ci opowiadac o moim zyciu, bo nie jestes nikim mi bliskim
- Ale przez trzy lata bylem - wyslal mi prowokujace spojrzenie. Z tej wrednej i przebieglej strony jeszcze go nie ujrzalam i szczerze mowiac to jego ostatnie zdanie wypowiedziane tym tonem mnie ucieszylo, bo pokazalo ta jego gorsza strone, ktorej wczesniej nie widzialam
- Byles? - rozesmialam sie calkowicie naturalnie - Blagam cie... Nie dotarlo do ciebie, ze byles pionkiem w mojej grze?
- Nie udawaj, dobrze wiem, ze bylas we mnie zakochana po uszy i zrobilabys wszystko o co bym cie poprosil - ten usmieszek nie znikal mu z twarzy. Przybralam na usta identyczny
- Doprawdy? Znales mnie troche, nie sadzisz, ze jakbym cos do ciebie czula to po zobaczeniu ciebie ucieklabym jak tchorz bojac sie, ze zaboli mnie twoj widok? - unioslam brew
- Szczerze mowiac tego sie spodziewalem
- No wlasnie. A stoje przed toba i mam na to totalnie wylane
- Daj spokoj, przeciez widze, ze udajesz teraz twarda, a w srodku cie rozwala - zblizyl sie do mnie o krok, ale Nathan odsunal mnie do tylu i z ta sama zacieta mina nie spuszczal wzroku z Marcina
- Nie, skarbie - usmiechnelam sie przekornie - Ja teraz jestem prawdziwa soba. Udanych zakupow - zgromilam go wzrokiem i odeszlam wtulona w bruneta. Moj byly darowal sobie odpowiedz i ruszyl w swoim kierunku.
- Praktycznie nic nie rozumialem, ale jestem z ciebie przeogromnie dumny - Nathan pocalowal mnie w czubek glowy
- Dziekuje... Gdyby cie nie bylo, to albo bym uciekla albo polozyla na srodku sklepu i zaczela plakac... - spojrzalam mu w oczy i objelam
- Beze mnie tez bys dala rade. A wiesz dlaczego? - zapytal z usmiechem
- Dlaczego?
- Bo jestes o wiele twardsza niz ci sie wydaje - puscil mi oczko i pstryknal delikatnie w nos
- Nie jestem, Nathan. Po prostu udalo ci sie mnie z niego wyleczyc. Nie czulam nic kiedy stal obok i to chyba tez mi dalo kopa do tego zeby mu sie przeciwstawic a nie uciec - usmiechnelam sie
- Ciesze sie - pocalowal mnie w czolo tulac do siebie - To co? - znow spojrzal mi w oczy - Idziemy po te lody?
- Idziemy! I jeszcze po winogrono, bo naszla mnie ochota - rozesmialam sie. Naprawdę byłam wdzięczna losowi, że to właśnie Nathan był ze mną w sklepie. Gdybym była sama... Uciekałabym jak najdalej od Marcina, a gdyby trzeba było schowałabym się w jakiejś lodówce z mrożonkami
- O czym myślisz? - zapytał mnie brunet siedząc za kierownicą i jadąc w kierunku domu.
- O mrożonkach - uśmiechnęłam się
- O czym?
- Takie tam - zaśmiałam się - Nie ważne. Powiedz mi, moglibyśmy jeszcze zajechać w jedno miejsce?
- Jasne, tylko musisz mnie kierować
- Świetnie, to na następnym skrzyżowaniu skręć w prawo - uśmiechnęłam się. Chwilę później wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się do głównej bramy. Podeszłam do jednego ze stoisk i kupiłam świeżą wiązankę i duży czerwony znicz z sercem. Szliśmy z Nathanem między alejkami, żeby w końcu dojść do grobu mojej mamy. Był czysty i zadbany, zapewne wujek musiał niedawno tu być.
- Cześć mamo... - szepnęłam do siebie pod nosem. Brunet postawił wiązankę na płycie a ja obok zapaliłam znicza. Pomodliłam się wpatrując się w napis na nagrobku i daty, które tam widniały. Chwilę później usiadłam na ławce, a Nathan obok mnie.
- Posiedzimy tu chwilkę? - zapytałam
- Jasne, ile tylko będziesz chciała - objął mnie ramieniem
- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. Milczeliśmy oddając się własnym myślom dłuższą chwilę.
- Nath? - przerwałam ciszę
- Hm?
- Wierzysz w duchy?
- Ciężko powiedzieć... Ale chyba tak, a ty?
- Ja chyba też. Zawsze jak tu jestem, czuję obecność mamy. Jakby dosłownie stała obok mnie. Nie potrafię tego wytłumaczyć jakoś racjonalnie...
- Chyba wiem, co masz na myśli
- Kiedyś też, w dzień pogrzebu spałam z Izą, bo nie chciałam spędzać samotnie nocy i leżałam w łóżku z zamkniętymi oczami próbując usnąć i nagle poczułam jakby tak ktoś przeleciał mi ręką przed oczami, takie wrażenie, jakby ktoś chciał mnie czymś przykryć. Otworzyłam oczy i nikogo ani niczego nie było, więc dalej usiłowałam usnąć. Rano jak wstałyśmy Iza do mnie mówi, że miała dokładnie to samo, co ja. Wpoiłyśmy sobie wtedy do głów, że mama tam była z nami i chciała dać znać, że jest tam wysoko i jest jej dobrze - uśmiechnęłam się lekko
- Kto wie, może i tak było - pocałował mnie w czubek głowy - Ale na pewno czuwa nad tobą i cię pilnuje - uśmiechnął się
- Też tak myślę. Zawsze się o mnie martwiła, więc teraz pewnie też tam na górze siedzi i patrzy na każdy mój krok - zaśmiałam się
- Jak to każda mama
- Oj tak, kiedyś tego nie rozumiałam, ale teraz - spojrzałam na brzuch i pogładziłam się po nim - Zaczynam ją rozumieć jak to jest się martwić o swoje dziecko. Jeszcze go nie urodziłam, a już się boję jak to będzie jak Ann będzie miała naście lat i będzie chciała pójść na imprezę, czy później wracać do domu, chyba będę umierać ze strachu o nią i zakazywać wszystkiego - zaśmiałam się
- No nie popadaj w skrajności. Ty chyba nie siedziałaś w domu jak miałaś 16 lat, co?
- No niby nie, ale ja to ja, a moje dzieciątko takie bezbronne jest...
- Teraz tak, ale jak urośnie, to już nie do końca - puścił mi oczko - Zawsze można ją wysłać na kurs samoobrony
- O widzisz i to jest myśl. Przynajmniej będę wiedziała, że w razie czego będzie umiała się obronić
- Oj czuję, że naprawdę będziesz nadopiekuńcza - zaśmiał się
- I będą ją rozpieszczać ile wlezie! - też zachichotałam
- Tylko jej nie zagłaszcz na śmierć!
- Postaram się - uśmiechnęłam się do niego - Dobra, jedziemy?
- Jasne - wstał i wystawił do mnie dłoń. Chwyciłam ją i trzymając się za ręce poszliśmy do samochodu.








No hej, hej, hej ! :D
Nie było mnie trochę i w sumie nie do końca mam coś na swoje usprawiedliwienie, bo najzwyczajniej w świecie miałam MEGA lenia i brakowało mi weny. Teraz też mi jej brakuje, ale zebrałam opierdziel od Alicee, więc się zmobilizowałam. Nie jestem ani trochę zadowolona, aleeee liczę na powrót weny w następnym rozdziale, w którym toooo pijemy polską wódkę! ;DD

Co Wam jeszcze mogę napisać od siebie, to to, iż dzisiaj znów zmieniłam pracę, bo tamta mi się średnio widziała i jak będzie - zobaczymy. Aczkolwiek nie wykluczam dalszego poszukiwania czegoś bardziej dla mnie ;)
Kolejną nowością jest to, iż.... poznałam w poniedziałek osobiście naszą San! :D Udało nam się spotkać w baaardzo ciekawym miejscu, w którym zaczerpnęłyśmy trochę inspiracji do naszych opowiadań ;D Mogę Wam jeszcze zdradzić, iż Sandra jest doooookładnie tak samo ciepłą i cudowną osobą, jaką się przedstawia czy to w komentarzach, czy w notkach pod swoimi rozdziałami :) Dlatego też i tu Ci podziękuję za to spotkanie Saaaan! ;**

Było to już moje drugie spotkanie z bloggerką, bo pierwszą była Alicee <3 Która z kolei to została moją odnalezioną Siostrą, tyle rzeczy co nas łączy, to chyba tylko my wiemy, c'nie? :D
 Także, jeśli któraś miałaby ochotę spotkać się na kawę - zapraszam! Albo może by tak jedno wielkie grupowe spotkanie bloggerek? ;) To by było coś! :D

Nie przedłużając spadam jeszcze obejrzeć jakiś film przed snem i jutro znów do pracki!:) 
Trzymajcie się ciepło i jak zawsze

ŚCISKAM! ;***

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 41.

Weszłam pierwsza do kuchni i ujrzałam moją kuzynkę miło gawędzącą z Jay'em. Coś czuję, że zabawię się w małe swaty. No chyba, że nie będzie to konieczne. Uśmiechnęłam się pod nosem i przedstawiłam wszystkim Sylwię, która miała oczy rozszerzone do granic możliwości i mało co nie skakała do sufitu. Wyściskała się z Izą i usiedliśmy do śniadania.
- Mmm... Ale pyszne bułki - zachwycił się Tom po ugryzieniu
- Bo polskie, a nie jakieś byle co jak u was - puściłam mu oczko
- No już tak nas nie hejtuj... - zaśmiał się
- Nie hejtuję, tylko mówię jak jest
- Tu akurat racja - wtrąciła się Iza - Tu jest lepsze pieczywo
- Zgadzam się - zajadała się Kels - Po prostu mmmm...
- A widzisz - wystawiłam Tomowi język i się zaśmiałam
- Dobra, dobra. Zwracam honor. Są pyszne - puścił mi oczko z uśmiechem i jadł dalej. Po śniadaniu zadzwoniłam do Kasi poinformować, że jesteśmy już w Polsce i zaprosić ją z Danielem do nas na obiad. Zaprosiłam wszystkich do salonu i usiedliśmy przy kawie i herbacie. 
- Ładnie tu u ciebie - uśmiechnął się Max
- U nas - poprawiłam go - U mnie, Izy i Sylwii - popatrzyłam na każdą
- To wszyscy razem tu mieszkaliście?
- Ogólnie dom został zaprojektowany przez moją mamę z myślą, że zamieszkamy tu ja z nią, Iza i Sylwia ze swoimi rodzicami. Jej tata to brat mojej mamy. I tak było, mieszkaliśmy razem... ile? - spojrzałam na Sylwie
- 10 lat 
- No właśnie. A oni musieli się przeprowadzić, bo jej babcia zachorowała i potrzebowała stałej opieki, a nie chciała się wyprowadzać z rodzinnej miejscowości. I zostałyśmy same z mamą i Izą. Potem pół roku przed śmiercią mamy Iza wyjechała do Londynu i byłyśmy we dwie. Potem dwa miesiące mieszkałam sama... - spuściłam głowę i poczułam oplatające mnie ramię. Uśmiechnęłam się do Nathana lekko - Dlatego poprosiłam Sylwię, żeby znów się do mnie wprowadziła i tak to właśnie było - przeniosłam wzrok na kuzynkę i wysłałam jej uśmiech, który odwzajemniła
- Kto grał na fortepianie? - uśmiechnął się Nathan i spojrzał na instrument
- Moja mama. Uwielbiała na nim grać, kilku piosenek nawet udało jej się mnie nauczyć - zaśmiałam się
- Jest tam gdzieś? - Kels zmieniła lekko temat i spojrzała na ścianę pełną zdjęć
- Pewnie - wstałam i podeszłam do niej. To też był jej pomysł, żeby wypełnić całą ścianę zdjęciami naszymi, naszej małej rodziny. Rozejrzałam się po nich i tyle wspomnień związanych z nimi przeleciało mi przez głowę, że uśmiechnęłam się szeroko.
- Na przykład tutaj - pokazałam jedno zdjęcie. Kels podeszła do mnie i się przyjrzała
- Jezu, jesteś identyczna jak twoja mama - patrzyła na mnie i na zdjęcie - Była piękną kobietą... Tu też ona prawda?
- Tak, to jest najbardziej aktualne - uśmiechnęłam się i wpatrzyłam w uśmiech najukochańszej kobiety jaką znałam - Sama je zrobiłam i sama zawiesiłam, bo jej już nie było jak je wywołałam... Dzień przed wypadkiem stała przy drzwiach balkonowych i patrzyła na burze, która wtedy była ogromna. Obie uwielbiałyśmy burze i nie raz siadałyśmy patrząc przez okno z kubkiem herbaty w ręku i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. 
- Przykro mi, że nie żyje... - przytuliła mnie
- Przynajmniej wiem, że tam jest jej dobrze - uśmiechnęłam się smutno i znów spojrzałam na ścianę - Iza? Pamiętasz to zdjęcie? - zaśmiałam się i pokazałam jedno. Podeszła do nas
- O matko! Tyle razy mówiłam, żebyście je zdjęły stąd - zaśmiała się - Masakra, jak ja wyglądałam! 
- Słodka byłaś, zawsze musiałaś się czymś ubrudzić - też zachichotałam. Inni też podeszli i razem oglądaliśmy zdjęcia co jakiś czas się śmiając
- Faktycznie jesteś podobna bardzo do mamy - Tom przyglądał się zdjęciom - Na przykład tu - pokazał na jedno mamy, które było zrobione jeszcze przed moimi narodzinami - Normalnie mam wrażanie jakbym widział kiedyś to zdjęcie, jesteś identyczna - patrzył na mnie i na mamę
- To zdjęcie zrobił mojej mamie, mój rzekomy tata... Miała 20 lat - uśmiechnęłam się - Więc jesteśmy tu rówieśniczkami praktycznie 
- I można by powiedzieć bliźniaczkami - zaśmiała się Nareesha
- Ja tam jestem podobny do nikogo - odezwał się Max - Ani do taty ani do mamy, jakiś mieszany jestem 
- Mi zawsze mówili, że jestem cały tata - uśmiechnęła się Kels
- A ja cała mama, do taty w ogóle nie jestem podobny - powiedział Tom i przytulił swoją dziewczynę - Musimy kiedyś się zebrać i porównać się do swoich rodziców - wyszczerzył się
- Ja tam moich rodziców noszę przy sobie zawsze - uśmiechnął się Jay - Więc możemy i teraz
- Dobry pomysł - uśmiechnął się Max i wyjął swój portfel z tylnej kieszeni spodni
- A może przełóżmy to na inny dzień, co? - przytrzymałam mu dłoń 
- Dlaczego?
- Bo chciałabym wam towarzyszyć, a muszę lecieć do kuchni, bo obiad się sam nie zrobi - uśmiechnęłam się
- Pomogę ci - zaoferowała się Sylwia, za co wysłałam jej uśmiech w podziękowaniu i poszłyśmy przygotowywać posiłek.
- I jak ci się podobają? - zapytałam wyjmując ziemniaki
- Są tacy... normalni. Miałaś rację, że się czuje jakby się ich znało od dawna - uśmiechnęła się
- Ale Jay fajny, co? - spojrzałam na nią wyszczerzona
- Nooo - pisnęła
- Oj, Sylwia Sylwia - zaśmiałam się i wzięłam się za obieranie ziemniaków. Dyskutowałyśmy i śmiałyśmy się robiąc obiad aż usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Kasia! - krzyknęłam i pobiegłam otworzyć im domofonem furtkę i otworzyłam drzwi na oścież. Kiedy przyjaciółka była już przy drzwiach z Danielem przytuliłam ją mocno na tyle, na ile pozwoliły nam nasze brzuszki
- Kochana! - pocałowałam ją w policzek - Ślicznie wyglądasz! - spojrzałam na nią rozradowana
- Ty też! I jaki brzuszek duży! - ucieszyła się
- Na mnie się już tak nie cieszysz, co? - zaśmiał się Daniel
- No pewnie, że się cieszę! - też się zaśmiałam i przytuliłam go - Dobrze was widzieć, wchodźcie - wpuściłam ich do środka. Poszliśmy do salonu i przywitali się ze wszystkimi po kolei. Po uściskach objęłam moją przyjaciółkę ramieniem ciesząc się, że znów mam ją przy sobie
- Ale to fajnie wygląda - uśmiechnął się Tom - Dwie brzuchate kobietki - zaśmiałam się z Kasią
- I to z dwoma dziewczynkami w środku - pomachałam brwiami
- Będą dwa wasze klony - zaśmiała się Kels
- Tylko bardziej udane - puściłam oczko do Kasi - Dobra, ja idę kończyć obiad. Chcecie coś do picia? - zapytałam nowych gości
- Herbatki poproszę - uśmiechnął się rudzielec
- A ja napije się od mojej narzeczonej - wyszczerzył się i przytulił Kasię
- Ooo jak słodko - uradowałam się - To ja zaraz wracam
- Już idę do ciebie, tylko puszczę jakąś muzykę - powiedziała Sylwia
- Poradzę już sobie, posiedź ze wszystkimi - uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni. Włączyłam wodę na herbatę i sprawdziłam czy ziemniaki zaczynają się gotować. Postawiłam patelnie na gazie i czekałam aż się nagrzeje, żeby móc usmażyć mięso.
- To ja ci może pomogę, co? - usłyszałam za sobą ukochany głos. Odwróciłam się z uśmiechem
- A dasz radę?
- No ba - prychnął - Ja bym nie dał? - wypiął pierś do przodu
- No taaaak - zaśmiałam się - To wyjmij proszę kubek z tamtej szafki - pokazałam ręką, o którą mi chodzi
- Bardziej myślałem o duchowej pomocy... - powiedział pod nosem ze śmiechem i podszedł do mnie łapiąc mnie w pasie od tyłu. Położyłam pierwszą partię mięsa na patelnie
- Duchowej?
- Mhm... - mruknął i pocałował mnie w ramię kierując się potem do szyi
- I uważasz, że to wystarczająca pomoc? - wyszeptałam rozkoszując się dotykiem jego ust na moim ciele
- A nie? - szepnął prosto do mojego ucha, po czym przygryzł delikatnie jego płatek
- Nath... - zaczęłam i chciałam mu powiedzieć o mojej rozmowie z Karen, ale przerwała nam Sylwia
- Nadia, nie pamiętasz może... ooo - przerwała, a Nathan odsunął się od mnie i podszedł do wspomnianej wcześniej szafki z uśmiechem - To ja nie będę przeszkadzać - dokończyła
- Nie przeszkadzasz - zaśmiałam się - Co pamiętam?
- Gdzie jest ta ładna zastawa, na której twoja mama lubiła jadać?
- No przecież tu w kuchni. W tej dolnej szafce, tylko tam z tyłu
- A no dobra, to biorę i uciekam - powiedziała i puściła mi oczko
- Czyli rozumiem, że jemy w salonie? - zapytałam
- Pewnie - odpowiedziała wyciągając zastawę - Tam jest większy stół - wyjęła, co chciała i zniknęła, a ja spojrzałam na Nathana i uśmiechnęłam się do niego
- Wyjąłeś ten kubek?
- Mhm - wyszczerzył się i pokazał
- Ee... wiesz co... Może zrobimy w innym... - mruknęłam i wyjęłam inny, a ten wyrzuciłam do kosza. Brunet patrzył na mnie zdezorientowany
- Pozbywam się wszelkich śladów związanych z Marcinem...  - powiedziałam cicho i swój wzrok skierowałam na patelnię. Przewróciłam kotlety na drugą stronę. - Herbatę masz w tych pojemniczkach, co na blacie stoją - powiedziałam już innym tonem. Nath zamiast ją wyjąć podszedł do mnie i przytulił
- Jego już nie ma i nie będzie - pocałował mnie w czubek głowy i uśmiechnął się
- Wiem - westchnęłam i też się uśmiechnęłam
- No, i taki uśmiech ma tu być zawsze - puścił mi oczko, musnął moje usta i odszedł na bok zrobić herbatę. - A tak w ogóle, to nie mówiłaś, że umiesz grać na fortepianie - zmienił temat
- Bo nie umiem
- Przecież mówiłaś, że mama nauczyła cię kilku piosenek
- Ale to nie oznacza, że umiem grać - uśmiechnęłam się
- W każdym bądź razie, musisz mi kiedyś zagrać
- Nie wiem, czy coś pamiętam
- Wierzę w ciebie - uśmiechnął się a ja to odwzajemniłam - Zaraz wracam - powiedział i zaniósł napój Kasi. Później wrócił i pomógł mi dokończyć obiad i nałożyć go na półmiski. Zanieśliśmy wszystko do salonu na nakryty już stół przez Sylwię i zasiedliśmy do obiadu. Każdy nakładał sobie wszystkiego tyle ile chciał, a niektórzy nawet brali dokładkę.
- To jest świetne - zachwycał się Tom, pakując na swój talerz 3 już kotlet i młodą kapustę
- Cieszę się - uśmiechnęłam się
- Nie ma to jak polska kuchnia - westchnęła Iza opierając się o oparcie krzesełka - Chyba pęknę
- Podobnie jak ja - zrobiłam to samo, co moja ciotka
- A ja jeszcze zjem - pomachał brwiami Jay i nakładał sobie jedzenia
- Widzę, że w Anglii ich nie karmisz - zaśmiała się Kasia
- Karmię, karmię uwierz. Oni po prostu tak dużo jedzą
- A nie wyglądają
- No szczególnie Tom, wygląda jak chuchro, co mocniejszy wiatr by go zdmuchnął, a sama widzisz jak się obżera
- Ej, ej - powiedział z pełną buzią - tylko nie chuchro! - pogroził mi widelcem
- Dobra, dobra - zaśmiałam się i uniosłam ręce w obronnym geście - Napakowany mięśniak - poprawiłam się
- Już lepiej - wyszczerzył się i kontynuował jedzenie
- Ty i mięsniak, ehe... - nabijał się z niego Max - Jak poszedłeś ze mną na siłownie, to nawet 20 kg nie mogłeś unieść
- Słuchaj... - zaczął i przerwał, żeby przełknąć to, co miał w buzi - Miałem zły dzień po prostu - bronił się
- Jak za każdym razem - zaśmiał się Łysy
- Oj, zejdź ze mnie, ok? - zbulwersował się
- Nawet nie mam zamiaru wchodzić, myślę że Kelsey lepiej to wychodzi od mnie - puścił jej oczko
- Ale z ciebie pacan, Max. Lepiej byś sobie znalazł jakąś pannę i się wyżył, a nie aluzjami rzucasz - zaśmiała się blondynka i cała reszta razem z nią.
- A skąd wiesz, że jestem niewyżyty? - pomachał brwiami i przeleciał wzrokiem po Izie, na co ona spuściła wzrok i zatuszowała lekki uśmiech na ustach szklanką przykładając ją do ust i pociągając łyk soku. Wytrzeszczyłam lekko wzrok i wyszczerzyłam się, czyżby było coś na rzeczy? Muszę pogadać z Maxem! KONIECZNIE!
- A ty co się tak cieszysz? - zapytał mnie Tom. Spojrzałam na niego i nie wiedziałam, co powiedzieć żeby nie wkopać ciotki i przyjaciela.
- Ee.. pomyślałam o czymś
- O czym?
- O tym, że... - zrobiłam pauzę i szukałam pomysłu w głowie - nie próbowaliście polskiej wódki! - wypaliłam
- Oooo... Zawsze twierdziłem, że jesteś genialna - wyszczerzył się Parker
- No przecież - zaśmiałam się - Także tego, proponuję wieczorem zasiąść do czegoś konkretnego i rozkręcić małą imprezkę
- Woooow, i to mówi kobieta w ciąży - zaśmiał się Max i pokręcił głową
- A co, to nam - pokazałam na siebie i Kasię - już nie wolno się bawić? - uniosłam brew do góry
- Właśnie! - przyjaciółka mnie poparła
- Oczywiście, że można! Tylko bezalkoholowo!
- No przecież nie będziemy piły wódki, pacanie! - puściłam mu oczko.
- Mam nadzieję - pogroził mi palcem
- Ty już mnie tak nie pilnuj, bo to chyba ja ciebie powinnam pilnować, co? - wysłałam mu prowokujące spojrzenie, żeby wiedział, co mam na myśli. Uśmiechnął się szeroko, po czym można było poznać, że zrozumiał
- Przecież ja grzeczny chłopak jestem - puścił mi oczko.
- Mam nadzieję - powtórzyłam jego słowa i się zaśmiałam. Rozejrzałam się dyskretnie czy nikt na mnie nie patrzy i bezdźwięcznie rzuciłam do Maxa "Musimy pogadać". Ten się uśmiechnął i kiwnął lekko głową pokazując kuchnię.
- Ale bym się napił kawy... - rzucił, a ja złapałam aluzję
- To chodź mi pomożesz i zrobimy, ktoś jeszcze coś do picia? - zapytałam i zebrałam zamówienia po czym poszłam do kuchni i od razu "rzuciłam się" na Max'a
- Aaaaa! Spałeś z Izą!! - prawie krzyknęłam
- Cicho bądź wariatko - zaśmiał się i zatkał mi usta ręką
- Jezu, Max! - walnęłam go w ramię - Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Kiedy? Miałem przybiec z samego rana i wypalić "Nadia! Uprawiałem boski seks z twoją ciotką!"?
- A czemu nie? - zaśmiałam się - Opowiadaj wszystko! - powiedziałam i wstawiłam czajnik z wodą na gaz
- No wszystkiego to chyba nie chcesz wiedzieć - pomachał brwiami
- Oj nie to miałam na myśli - zaśmiałam się - Jak to wyszło, co tam z wami i w ogóle - byłam cała rozentuzjazmowana.
- Jak byliśmy w trasie to często gadaliśmy, wychodziliśmy gdzieś razem i całowaliśmy się nie raz - rozmarzył się - Aj... boska jest - ucieszył się - No i wczoraj się rozpakowaliśmy i położyłem się na tym materacu i rzuciłem, że wygodniej by mi było na jej łóżku. Ale to taki żart był i jak rzuciła "To chodź" to w szoku byłem. Powiedziałem, że żartowałem, a ona na to "a ja nie" - wyszczerzył się - No to się nie zastanawiałem i poszedłem do niej, no i tak wyszło, że zaczęliśmy się całować i później, no wiesz - pomachał brwiami
- Uuuu... - zaśmiałam się - Ty spryciarzu - walnęłam go w ramię - Szczęśliwy jesteś, co? - uśmiechnęłam się
- I to jak! - jęknął z rozszerzonymi ustami
- Cieszę się, Max
- Ja teeeeż - westchnął zadowolony - Ale to i tak dzięki tobie - uśmiechnął się i mnie przytulił - Dziękuję
- Ale przecież ja nic nie zrobiłam, głuptasie
- No jak nie? Wszystko zaczęło się od tego pójścia do kina, co zaproponowałaś Izie, żeby ze mną poszła. Gdyby nie to, to sam nie miałbym chyba odwagi jej zaprosić o wyjście
- Oj miałbyś, poza tym takiemu przystojniakowi by się nie oparła - pomachałam brwiami
- Mówisz? - wyszczerzył się i napiął
- No pewnie - zaśmiałam się - Dobra, chodź zrobimy te kawy - powiedziałam i wstałam, żeby wyjąć kubki








Witam ponownie szybciej niż zwykle :D :*
Tak mnie tchnęło i napisałam kolejny rozdział, mam nadzieję, że nie jesteście złe, że tak szybko? :D
Uwierzcie mi - ja też bym "skakała ze szczęścia jak orangutan po bananach" (jak to ujęła San xD) jakbym się dowiedziała, że TW mnie odwiedzi! ;))
Apropo San! - kolczyk w języku goi się u każdego inaczej :) U mnie przebiegło to tak delikatnie, że nawet tego nie pamiętam ;) Jedynym "problemem" był mega spuchnięty jęzor, który zajmował mi chyba całą powierzchnię "gęby" :P Ale stosując płyn do płukania opuchlizna szybko znika i nie ma po niej śladu! :) A no i to, że trzeba się przyzwyczaić, że on tam jest, bo podczas jedzenia ugryzienie metalu nie jest zbyt przyjemne... ;) A teraz mam go już 5 lat i nie pamiętam czasem nawet, że go mam :)

Co do tatuażu jak go w końcu kiedyś zrobię to nie omieszkam się nie pochwalić ^^ Ale Alicee już wie, co nie? ;) <3
- Nika nic związanego z TW, ale cytat z którejś ich piosenki chcę napisać sobie na ścianie :)

Jak Wasze wrażenia z WOM? ;) Ja ją ubóstwiam! Nie potrafię przestać słuchać i uważam, że chłopaki wykonali kawał ŚWIETNEJ roboty. Nie potrafię wybrać jednej 'ulubionej', bo każda jest niesamowita i inna. Aczkolwiek mogę tylko wspomnieć, że 'heartbreak story' skradło moje serce :)
 
Nie przedłużam i śmigam spać (swoją drogą co ja mam z tym nocnym dodawaniem rozdziałów? ;P) całuję Was mocno i kocham jeszcze mocniej <3

Ściskam! :**

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 40. !!!


Dolecielismy do Polski zmęczeni i senni, a jeszcze pozostało nam dojechanie z Warszawy do mojej rodzinnej miejscowości. Wpakowaliśmy się w taksówki i ruszyliśmy. Mimo że w Londynie było mi dobrze, tęskniłam za Polską i dopiero teraz, jadąc nocą taksówką i patrząc na nią przez okno, poczułam, że mi jej brakowało. Martwiłam się tylko tym, że nawet nie uprzedziłam Sylwii o tym, że przyjeżdżam ze wszystkimi, a bardziej bałam się spotkania z nią, bo wiedziałam, że muszę z nią pogadać, a ona była dość, hmm... honorowa? I wiedziałam, że łatwo mi nie będzie jej przeprosić za to jak na nią naskoczyłam i wyszłam z domu, a potem bez pożegnania wyjechałam z Polski. No nic, muszę chociaż spróbować. Zatrzymaliśmy się pod domem i wyszłam z taksówki nie spuszczając z niego wzroku uśmiechając się lekko. Westchnęłam głęboko i kiedy już wszyscy wyszli ze swoimi bagażami odezwałam się
- Dobra, to zapraszam w moje skromne progi - uśmiechnęłam się i ruszyłam pierwsza. Otworzyłam furtkę i weszliśmy na podwórze. Iza zrównała się ze mną
- Myślałaś jak rozdzielić pokoje? 
- Jeszcze nie, zaraz pomyślimy. W ogóle to zapomniałam powiedzieć Sylwii... - spojrzałam na ciotkę
- Od czego masz mnie - pokręciła głową i się zaśmiała
- Nie była zła? - upewniłam się
- No coś ty. No otwieraj te drzwi - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Zrobiłam jak powiedziała i weszliśmy do środka. Światła były pogaszone, więc domyśliłam się, że Sylwia z Arkiem śpią. Zdążyłam włączyć oświetlenie i zaatakował mnie mój pies.
- Bruno! - krzyknęłam i pogłaskałam czworonoga
- Ale piękny! - Max podszedł do mojego doga
- I ogromny! - wystraszyła się Kels i schowała za Tomem
- Spokojnie - zaśmiałam się - Jest tak łagodny, że jakby mi okradali dom, to sam by uciekł ze strachu
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć... - wyłoniła się lekko zza swojego chłopaka i patrzyła jak wszyscy go głaszczą
- Przecież to potulne jak baranek - Tom się wyszczerzył i potarmosił psa po pysku. Dziewczyna wyszła i wystawiła rękę do psa, który od razu ją polizał
- Faktycznie milutki - wyszczerzyła się
- Dobra, usiądziecie sobie na chwile w salonie, napijecie się czegoś, a ja pomyślę jak nas rozmieścić i przygotuję dla Was pokoje, czujcie się jak u siebie, tylko w miarę cicho, bo na górze śpi moja kuzynka z chłopakiem - upomniałam ich i zwróciłam się do Izy - Zajmiesz się nimi chwilę?
- A nie pomóc ci?
- Nie, poradzę sobie - uśmiechnęłam się i pognałam najpierw na górę. Weszłam do swojego dawnego pokoju i rozejrzałam się dookoła. Tak jak go zostawiłam, tak wyglądał. W idealnym porządku, książki poukładane na półce kolorami i wielkością. Te same firanki, ta sama pościel, która kojarzyła mi się z nocami spędzonymi tu z Marcinem... Podeszłam do łóżka od razu i jak najszybciej i sprawniej potrafiłam zdjęłam z kołdry i poduszek poszewki, a z szafy w rogu pokoju wyjęłam czyste i powlekłam nimi pościel. Podeszłam do półki nad komodą i zdjęłam z niej ramki ze zdjęciami. Na 3 z 7 był mój były chłopak. Wzięłam jedno z nich do ręki i przyglądałam się mu. Kiedyś je uwielbiałam, bo było pierwszym naszym zdjęciem... Nie widziałam go już tyle czasu i zdziwiłam się, że nie wywołało u mnie uczucia bólu bądź rozczarowania. Po prostu Wyjęłam zdjęcie z ramki, to samo zrobiłam z pozostałymi, na których był i podarłam.Wyrzuciłam do kosza stojącego pod biurkiem i wyszłam z pokoju. Poszłam do innych i też pozmieniałam pościel. Zeszłam na dół i złapałam akurat Izę w kuchni.
- Słuchaj, mamy problem - powiedziałam
- No co tam?
- Brakuje jednego pokoju...
- A jak chcesz wszystkich rozmieścić?
- No właśnie nie wiem... Ty u siebie na pewno, Nathan w moim pokoju, Tom z Kels w tym pierwszym gościnnym, a Nareesha z Sivą w drugim. No i zostaje nam Jay z Maxem, a chyba nie wsadzę ich do jednego pokoju, nie?
- A Ty gdzie?
- Ja w sypialni mamy...
- No tak... Hmm... No dobra, ja mam ten mój dawny, tak?
- Mhm
- No to on jest spory, mamy jakiś materac?
- Coś się znajdzie
- No to dajesz Jay'a do tego wolnego, a Max będzie u mnie i tyle
- Na pewno? - spojrzałam na nią, a w środku krzyczałam z radości
- Pewnie - napiła się wody jakby nigdy nic
- To ja idę ich umiejscowić - puściłam jej oczko i z uśmiechem poszłam do salonu.
- Młodzieży! Za mną! - zaśmiałam się - Tylko cichoooo - zastrzegłam i poszliśmy po schodach na górę.
- Tom i Kels, zapraszam - otworzyłam pierwsze drzwi - Dalej Siva i Nareesha - wpuściłam ich do następnego pokoju - Jay, ty śpisz tu - pokazałam mu pokój - Nath, śpisz w moim pokoju - uśmiechnęłam się do niego i pokazałam drzwi od pokoju - No i Max śpisz tu. NIESTETY - zaakcentowałam słowo - Nie sam, bo pokojów nam nie starczyło i dzielisz go z Izą - puściłam mu dyskretnie oczko i widziałam jak źrenice mu się rozszerzyły - Dobra, to jak już wiecie, co i jak to przynieście sobie walizki - powiedziałam do reszty i patrzyłam jak schodzą po schodach, a Max dalej stał i patrzył w pokój
- Jesteś genialna ! - przytulił mnie i pisnął
- Nie wątpię - zaśmiałam się - Ale to był Izy pomysł
- Żartujesz?
- Ani trochę, sama to zaproponowała
- Owww, podoba mi się to - pomachał brwiami
- Tylko grzecznie mi tam - zrobiłam srogą minę i pogroziłam mu palcem
- Chyba za dnia! - zaśmiał się i śmignął na dół po walizkę. Pokręciłam głową i z uśmiechem na ustach też zeszłam na dół po swoją walizkę.

Jay pomógł mi ją wtachać na górę, podziękowałam mu i otworzyłam drzwi do sypialni mamy. Zanim do niego weszłam wzięłam głęboki oddech. Zrobiłam krok do przodu i zamknęłam za sobą drzwi. Zapaliłam światło i rozejrzałam się dookoła wciągając nosem zapach, który tu panował. Wciąż ten sam, wciąż czułam tu jej obecność, mimo że jej nie było od prawie dwóch lat.
- Cześć, mamo... - powiedziałam pod nosem i weszłam dalej, podchodząc do idealnie zasłanego łóżka. Usiadłam na nim dotykając pościeli. Rozejrzałam się dookoła nie pomijając żadnego szczegółu. W głowie miałam pełno wspomnień z nią, z tym pokojem, z tym domem... Mój wzrok zatrzymał się na szafce nocnej. Wiedziałam, co znajduje się w pierwszej szufladce. Od lat jedno jedyne zdjęcie zajmowało tam honorowe miejsce. Mimo że osoba na nim złamała mojej mamie serce, wiedziałam, że zajmował w jej życiu wysoką pozycję. W końcu nigdy później się nie zakochała, cały czas, przez te wszystkie lata, mimo wszystko czuła coś do niego i myślała o nim. Otworzyłam tę szufladę. Nie wyjęłam tego zdjęcia, ale przyglądałam mu się. Fotografia sprzed 20 lat, mężczyzna o ciemnych włosach i oczach. Uśmiechnięty, z błyskiem w oku patrzący prosto w obiektyw aparatu. Mama zawsze mówiła, że mam jego nos... Nigdy tego podobieństwa nie widziałam albo po prostu nie chciałam widzieć. Zamknęłam szufladę i westchnęłam. Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Wciąż były w niej rzeczy mamy i wciąż wisiała jej ulubiona zawieszka o zapachu lawendy. Wciągnęłam ten zapach i uśmiechnęłam się. Już zawsze będzie mi się kojarzył z nią, z moją ukochaną mamą.
Zrobiłam miejsce na moje rzeczy z walizki i rozpakowałam się. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Potem jak tylko położyłam się na łóżku i przytuliłam twarz do poduszki to momentalnie usnęłam.

Rano obudziłam sie rześka i wypoczęta. Ogarnęłam się jako tako i zeszłam na dół do kuchni. Pierwsze co zrobiłam to zajrzałam do lodówki czy nie trzeba pójść do sklepu, ale była pełna po brzegi różnego rodzaju produktami. Sylwia musiała je zrobić wiedząc, że przyjeżdżamy. Zajrzałam do zamrażalnika i wyjęłam z niego schab. Zrobimy dzisiaj typowo polski obiad - pomyślałam i uśmiechęłam sie sama do siebie. Śniadanie z naszym chlebem też powinno im smakować, bo ich pieczywo nie było za dobre. Już chciałam wyjść z kuchni i pójść do sklepu, ale weszła do niej moja kuzynka.
- Cześć - przywitałam się nieśmiało i uśmiechnęłam się lekko
- Hej - odpowiedziała i zatrzymała się w wejściu do kuchni. Obie milczałyśmy nie wiedząc chyba,co powiedzieć. Spuściłam głowę i oglądałam swoje paznokcie. Pomyślałam, że przydałoby się je troche ogarnąć i zapuścić do wesela. Zaraz zganiłam się w myślach. O czym ja myślę? Powinnam z nią porozmawiać!
- Słuchaj - odezwałyśmy się w tym samym momencie. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłyśmy się do siebie
- Ty pierwsza - powiedziała
- Chciałam cię przeprosić... - zaczęłam - Miałam do ciebie pretensje, a wiem że chciałaś dobrze... Potem wyjechałam bez słowa i nawet się nie odzywałam przez tyle miesięcy...
- Miałaś rację... - powiedziala i wysłała mi smutny uśmiech
- Z czym?
- Ze wszystkim... Zachowałam się jak suka... Powinnam się domyślić, że nie jest ci łatwo i cie wesprzeć, a nie ganić za to, że się zamknęłaś... Tym bardziej, że sama zrobiłam później to samo... Siedziałam zamknięta w pokoju, w pustym domu i nie chciało mi się z niego wychodzić... - spuściła głowę
- Jak to - zdziwiłam się - A co z Arkiem?
- Zostawił mnie... Tydzień po twoim wyjeździe... - głos jej lekko zadrżał
- Sylwia... - powiedziałam cicho i podeszłam do niej. Przytuliłam ją, a ona się we mnie wtuliła - Czemu nic nie powiedziałaś? Przyleciałabyś do nas, do Londynu... Pomogłoby ci to...
- Było mi wstyd się odezwać i prosić cię o pomoc, po tym jak cię potraktowałam... - wyłkała
- Ale z ciebie głupek... Przecież wiesz, że mimo wszystko bym ci pomogła - przytuliłam ją mocniej
- Ale ty sama nie byłaś w najlepszej kondycji psychicznej, to gdzie jeszcze ja miałam ci się zwalać z moimi problemami
- A nie pamiętasz jak to robiłysmy jak byłyśmy małe? Jak wkurzyłyśmy się na rodziców, to zamykałyśmy się w pokoju, oglądałyśmy bajki i zajadałyśmy słodyczami, które miałyśmy w tajnej skrytce - zaśmiałam sie, a Sylwia razem ze mną i odsunęła się ode mnie, żeby wytrzeć łzy - Teraz też byśmy tak zrobiły - uśmiechnęłam sie - Tylko bajki zamieniły na filmy i dodały jakiś alkohol
- No teraz alkoholu to chyba nie wypijesz, nie? - zaśmiała się i spojrzala na mój brzuch
- No nie bardzo...
- Do twarzy ci w ciąży - uśmiechnęła się
- Dzięki, wybacz, że ci nie powiedziałam...
- Iza cię wyręczyła - powiedziała - Nie mam do ciebie o to żalu
- Pójdziesz ze mną do sklepu? - zapytałam - To sobie pogadamy, hm?
- Przecież robiłam wczoraj zakupy, wszystko jest
- Widziałam, dziękuję w ogóle za nie - ścisnęłam ją za dłoń - Ale chciałam świeże pieczywko, a tak dawno nie jadłam tego z naszej piekarni... - rozmarzyłam się
- No dobra - zachichotała - To chodźmy - założyłyśmy buty i wyszłyśmy na ciepłe, lipcowe, polskie słońce.  Piekarnia była oddalona może 5 minut piechotą, ale zdąrzyłam w skrócie opowiedzieć Sylwii, co sie u mnie działo przez te miesiące, a ona mi co u niej. Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że się do niej nie odzywałam jak byłam w Londynie, bo naprawdę była załamana... Ale jednocześnie podziwiałam ją za to, że sama się podniosła i stanęła na nogi. Wróciłyśmy do domu i zrobiłyśmy śniadanie. Miałam ogromną ochote na twarożek ze szczypiorkiem i świeża rzodkiewka, więc takowy zrobiłam. Do tego położyłam na stole jakąś wędline, ser, jakieś warzywa i inne rzeczy, które przydadzą się do kanapek. Dałam też śniadanie mojemu psu, ktory leżał wiernie przy misce oczekując na swoją porcję pokarmu.
- Ale ja się stęskniłam za nim - pogłaskałam psa po grzbiecie - Może i jak tam byłam to o tym nie pomyślałam, ale teraz wiem, że brakowało mi tam jakiegoś czworonoga - uśmiechnęłam się do kuzynki robiącej herbatę
- W końcu przez całe życie jakiegoś miałaś - też się uśmiechnęła - Powiedz mi - zmieniła temat - Jacy są ci ludzie, z którymi przyjechałyście?
- Cudowni - usiadłam na krześle - bardzo sympatyczni, otwarci, pomocni. Z ogroooomnym poczuciem humoru i uwierz mi, że wytarczy pół godziny, a będziesz się czuła jakbyś ich znała od lat - puściłam jej oczko i skubnęłam ogórka z talerza leżącego na stole
- Czyli nie muszę się bać? - zaśmiała się
- Ani trochę, zresztą sama się przekonasz - uśmiechnęłam się - Chodź zjemy same, bo na nich tak szybko się nie doczekamy. Wczoraj  wrócili z trasy, zdążyli zjeść i o 20 już mieliśmy samolot tu, więc pewnie długo dzisiaj będą odsypiać
- Z trasy?
- Nie mówiła ci Iza?
- Nieee...?
- Patrz mi też nie powiedziała jak do niej leciałam - zaśmiałam się - Ja nie wiem, co ona ma z tym pomijaniem ważnych szczegółów - pokręciłam głową
- Bo to zawsze taka trzebiotka była. No ale dobra, to dowiem się o co chodzi?
- No booo to jest zespół. Znany zespół
- Oooo - wyszczerzyła się - Jaki? - pomachała brwiami
- Fajny - zaśmiałam się i ugryzłam kanapkę z twarożkiem - Ja ich wcześniej nie kojarzyłam, ale tu też ponoć są znani. The wanted, kojarzysz? - zapytalam, a Sylwia opluła się herbatą
- Żartujesz sobie, prawda? - wytrzeszczyła na mnie oczy
- Eee.... nie?
- O jezuśku - pisnęła - Oni tu są? Ty ich znasz? Ja ich poznam? - zachwycała się
- Dziewczyno ogarnij - zaśmiałam się - To zwykli ludzie
- Sławni ludzie ! - poprawiła mnie - I to jeszcze jacy ! THE WANTED ! - pisnęła
- Nie wiedziałam, że ich znasz - zdziwiłam się - Nie słyszałam nigdy, żebyś ich słuchała
- Bo właściwie to słucham od jakiś dwóch miesięcy - zaśmiała się
- A no to wszystko wyjaśnia - jadłam dalej kanapkę
- O boże - powiedziała nagle
- Co? - przestraszyłam się
- To ty jesteś tą dziewczyną ze sklepu dziecięcego! - tym razem to ja się oplułam tyle, że kanapką
- Widziałaś to?!
- No pewnie! Wiesz ile tego w internecie jest?
- O boże... - ręce mi opadły - Miałam nadzieje, że to jakoś przejdzie bez specjalnej uwagi... - mruknęłam
- Zartujesz? Wszystkie sensacje z Nathanem od razu są rozchwytywane...
- Swietnie, dzieki za pocieszenie - wykrzywilam sie
- Ale wy cos tam razem? - zapytala
- Nie do konca... To dluga historia, opowiem ci wieczorem, co?
- Jeeek, moja kuzynka jest z Nathanem Sykesem! - wyszczerzyla sie
- Nie jestem, glupku - zasmialam sie, a w myslach dodalam "jeszcze"
- Ale cos tam bylo, co? - pomachala brwiami
- Cos - znow zachichotalam
- A ten... - zaczela - Powiedz mi, bo ich znasz to pewnie się orientujesz bardziej...
- No co? - zachecilam ja i napilam sie herbaty i zobaczylam Jay'a wchodzacego do kuchni. Chcialam sie przywitac po polkniecii napoju, ale ani ja, ani Loczek nie zdazylismy tego zrobic, bo pierwsza odezwala sie Sylwia siedzaca tylem do wejscia nie widzac chłopaka.
- Jay kogos ma? - wyszczerzyła sie - Bo cholernie mi się podoba - znow pomachała brwiami, a ja sie zakrztusilam powstrzymujac smiech. McGuiness chrząknąl, na co Sylwia gwaltownie sie odwrocila. Nie wytrzymalam i wybuchnelam smiechem
- Masz szczescie, ze on nie rozumie po polsku ! Czesc Jay - przywitalam sie z chlopakiem - Co tak stoisz? Przywitalbys sie z moja kuzynka - usmiechnelam sie do niego
- Eee no tak... - podszedl do niej i wystawil dlon - Jay - usmiechnal sie i pocalowal ja w policzek. Sylwia uscisnela jego reke i wydukala:
- Wiem. To znaczy znam. Ee wiem.. Sylwia jestem, milo mi cie poznac
- Mi rowniez - usmiechnal sie do niej i podszedl do mnie dac mi buziaka na przywitanie po czym usiadl obok - Czy mi sie zdawalo czy uslyszalem swoje imie? - zapytal a Sylwia zrobila sie cala czerwona
- Nie zdawalo - odpowiedzialam rozbawiona, a moja kuzynka sie cala napiela oczekujac, co powiem - Rozmawialam z Sylwia o was i mowila, ze was zna, wiec sprawdzilam ja czy faktycznie tak jest - usmiechnelam sie - I jak wszedles to akurat mowila, ze Jay to ten w slodkich loczkach - puscilam Sylwii oczko, a ta wyslala mi mordercze spojrzenie
- Slodkich powiadasz? - chlopak sie ucieszyl i przeniosl wzrok ze mnie na brunetke
- No... tak mowia twoje fanki, tak? - wybrnela nie majac odwagi spojrzec mu w oczy i bardzo sumiennie i dokladnie smarowala maslem polowke bulki
- Nie wszystkie - zasmial sie - A ty jak uwazasz? Bo planuje je troche obciac
- Nie! - spojrzala na niego - To znaczy, mysle ze w takich ci dobrze - usmiechnela sie niesmialo i znow spuscila wzrok. Jakie to urocze - pomyslalam i usmiechnelam sie sama do siebie
- Jay, nie zarywaj mi tu kuzynki, tylko jedz - zasmialam sie i podalam mu ciepla herbate - Nie wiesz czy reszta jeszcze spi?
- Tom i Kels juz nie, bo ich slyszalem, a reszta to nie mam pojecia
- Dobra, to jedzcie, a ja zaraz wracam - usmiechnelam sie i nie zważałam na przerażone spojrzenie Sylwii. Poszłam na góre i zapukałam do pokoju Kelsey i Toma. Kiedy usłyszałam 'prosze' weszlam do srodka
- Czesc Parkerowie - usmiechnelam sie i przywitalam najpierw z Kels a potem z Tomem
- Hej, Slonce
- Jak sie spalo? - usiadlam na lozku i patrzylam na blondynke malujaca sie przy toaletce
- Rewelacyjnie - usmiechnela sie - Tak czuje sie to czystsze powietrze, ze usnelam momentalnie i nie musialam spac do poludnia, zeby sie wyspac
- No i to sa wlasnie zalety mieszkania w malej, zalesionej miejscowosci - puscilam jej oczko
- To moze sie tu przeprowadzimy, co? - Tom pomachal brwiami i zalozyl koszulke
- Ja jestem za - zasmialam sie - Dobra, wlasciwie to przyszlam was zaprosic na sniadanie - usmiechnelam sie
- Daj nam 10 minut i schodzimy - powiedziala blondynka
- No dobra, to czekam - odpowiedzialam, poczochralam Toma po wlosach na odchodne i wyszlam. Stanelam przed drzwiami mojego pokoju i chcialam zapukac, ale drzwi sie otworzyly
- Oooo dzien dobry - wyszczerzyl sie brunet i pocalowal mnie w policzek
- Hej, Nath - usmiechnelam sie - Jak sie spalo?
- Rewelacyjnie - odpowiedzial
- To sie ciesze. Sniadanie juz gotowe, zapukasz do Sivy i Nareeshy czy juz wstali? A ja pojde do Izy i Maxa
- Jasne - usmiechnal sie a po chwili dodal - Ale tak za darmo? - i uniosl jedna brew do gory
- Nieee, za sniadanie - puscilam mu oczko i podeszlam do ostatnich drzwi na korytarzu, ktore znow otworzyly sie zanim zapukalam - No prosze - zasmialam sie - Wlasnie po was szlam
- No widzisz, wyczulismy cie - Iza sie usmiechnela i dala mi buziaka w policzek, to samo zrobil Max
- Jak sie spalo?
- Rewelacyjnie - odpowiedzieli razem
- Jezu... od kazdego ta sama odpowiedz, zmowiliscie sie czy jak? - pokrecilam glowa z niedowierzaniem
- Bo ciagle zadajesz to samo pytanie - zasmial sie Nath wychodzac z pokoju Sivy i Nareeshy, a zaraz za nim oni sami
- Czesc, Kochana - usmiechnela sie mulatka
- Hej - odwzajemnilam gest i pocalowalam ja w policzek i to samo zrobilam z Siva. Ze swojego pokoju wyszli tez Tom z Kelsey
- Ooo jakas narada czy jak? - zasmial sie Parker
- Tak, myslimy jak cie wykopac z zespolu - powiedzial Max dosc powaznie
- Jak to? - brunet sie przerazil - Przeciez nic nie zrobilem! - bronil sie, a my zaczelismy sie smiac.
- Dupek - mruknal i walnal Maxa w ramie
- Jak dzieci - zasmialam sie i wszyscy razem zeszlismy na dol.








Wiiitam Was moje Cudne ;*
No to pierwsza noc w Polsce za nami ;) I Nadia pogodzila sie z Sylwia szybciej niz myslala :)
Trochę spraw do Was dzisiaj:
San and Strange od razu czuc, ze trojkat nasz to jednak ma jakas podstawe xd zauwazylyscie zmiane profilowki :)) ;*
NikaTw - hahaha no na mnie jeszcze nie trafilas xp
Kololowa - odwrotnie! Nadia jest juz w 6 miesiacu i 3 zostaly do porodu :)))
Alicee Ty moja Paproto xp bylam w szoku, ze az tak sie rozpisaalaaas :o Ale to chyba Ci mowilam? xD <33 
No i Anonimek pod wplywem, ktorego dodaje rozdzial, bo Twoj komentarz: "Weź pisz kolejny bo jestem kurde ciekawa co dalej" nie wiem czemu, ale rozwalil mnie na lopatki :D Chyba dlatego, ze byl bardzo dosadny xp
Btw, Strange little hint for you -> http://www.youtube.com/watch?v=ZWl36NZwz1k  jedna z MOICH ulubionych piosenek ;))

W ogole to chcialam sie z Wami podzielic nowina, ze w koncu po 4 latach rozmyslania zdecydowalam sie na tatuaz i juz mam nawet chyba wzor :) pozostalo mi uzbieranie kasy i pojscie do tatuazysty :) To bedzie juz druga po zrobieniu sobie kolczyka w jezyku ingerencja w moje cialo i jestem tym faktem bardzo podekscytowana ^^ I ciesze sie pierwszy raz, ze jestem pelnoletnia, bo moi rodzice sa temu przeciwni :D Boje sie tylko tego, ze wpadne w nalog tatuowania jak moj brat, ktory ma juz wytatuowana prawie cala reke, kawalek nogi i troche drugiej reki :p Malo tego dzisiaj mi oswiadczyl, ze na wiosne bedzie mial cala reke, cala noge i cale plecy wytatuowane o.O Ale mnie az tak to nie wciagnie - mam nadzieje ;D Troche sie rozpisalam, dlatego zmykam spac (tak, znow nie spie po nocach tylko dodaje rozdzialy, godzina: 1:56 :)
Także buziakuje Was mocno iii

ŚCISKAM ;**