wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 25.

- Pani Adamczyk - odezwała się po obejrzeniu dokładnie badań - Wygląda na to, że Pani dziecko jest całkowicie zdrowe - uśmiechnęła się do mnie, a ja odetchnęłam z ulgą. 
- Ale się cieszę...
- No dobrze, to zapraszam na łóżeczko zobaczymy jak się rozwinęło dzieciątko od ostatniej wizyty i czy uda nam się rozpoznać płeć. Widzę, że w końcu zaczął rosnąć Pani brzuszek.
- Tak, w końcu sie troche zaokrąglił - uśmiechnęłam się i położyłam na łóżku. Po chwili znów widziałam moje Maleństwo na monitorze. 
- No postępy niezłe, rośnie jak na drożdżach. Prawidłowo się rozwija, nie ma powodów do obaw. Niestety Dzieciątko wykręciło się do nas pupą dzisiaj także płci nie poznamy na dzień dzisiejszy. Ja już drukuję zdjęcia, a Panią proszę o wytarcie się i ubranie - podała mi ręcznik papierowy. 10 minut później już byłam z powrotem w samochodzie z Tom'em, Danielem i Kasią. Naprawdę kamień spadł mi z serca, kiedy usłyszałam, że z dzieckiem wszystko w porządku. Pojechaliśmy uczcić to lodami ;)
Wróciliśmy do domu i dobrą nowiną podzieliłam się z resztą. Wszyscy się ucieszyli i mnie wyściskali.
Usiadłam na dworze wystawiając twarz do słońca. Po chwili dosiadł się do mnie Max.
- Przepraszam...
- Za co? - spojrzałam na niego
- Że tak wybuchnąłem na Ciebie wczoraj. Nie powinienem... Ale zdołowało mnie to, co powiedziałaś...
- Nie dziwię Ci się. Tylko nie dałeś mi powiedzieć sobie najważniejszego
- Czego?
- Max, Iza się zaręczyła...
- To wiem - przerwał mi
- Jezu, daj mi skończyć... - skarciłam go - Iza się zaręczyła. Widziałam, że jej to było nie na rękę, więc powiedziałam, co myślę. Zjechała mnie jak nigdy, ale przemyślała sprawę i jestem pewna, że odda mu pierścionek. A może nawet go zostawi.
- Jak to? - wyprostował się
- Tak to.
- Ale przecież go kocha...
- W tym problem, że chyba nie. Była, jeszcze jest właściwie, z nim na siłę, bo bała się być sama i że nikogo sobie już w życiu nie znajdzie...
- Czyli mam szanse?
- Nie wiem, Max. Nie siedzę w jej głowie. Musiałbyś ją porządnie w sobie rozkochać, żeby ją usidlić.
- Dam radę - wyszczerzył się - Dziękuję! - złapał mnie za policzki ściskając je i pocałował w kącik ust
- Czy Ty się przypadkiem nie zapędzasz? - zaśmiałam się
- Co w rodzinie, to nie zginie - wyszczerzył się i pobiegł w stronę domu - Hej, Nath! - przyklepał piątkę z Sykes'em i wbiegł do domu. Wrócił. Jak go zobaczyłam od razu serce zaczęło bić mi szybciej. Spojrzał na mnie przelotem i wrócił do środka. Spuściłam wzrok, zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko. Chciałam z nim pogadać, ale chyba brakowało mi odwagi żeby wejść do domu i poprosić go na chwilę... Ale chyba bardziej bałam się tego chłodnego wzroku, który wiem, że byłby na pewno. Westchnęłam jeszcze raz i weszłam do domu. Salon pusty, więc usiadłam na kanapie i znów wylegiwałam się na sofie przed tv. Do momentu, w którym urwał mi się film i zwyczajnie przysnęłam...

- Szkoda, że tak to się potoczyło... - usłyszałam głos Nathana. Poczułam ciepło i muśnięcie na swoim czole. Nagle wstałam i krzyknęłam:
- Poczekaj! - otworzyłam oczy. Obudził mnie mój własny krzyk. Byłam przykryta kocem i sama w pomieszczeniu.
- Co się stało, Kochana? - zapytała Kels wychylając się z kuchni
- Nic, śniło mi się coś... - zdjęłam z siebie koc, usiadłam i przeciągnęłam lekko - Która godzina?
- Po 18
- Co? Aż tak długo spałam? - wstałam i udałam się w jej stronę
- No trochę się zdrzemnęłaś - zachichotała - Ale to chyba normalne w Twoim stanie. Chcesz coś zjeść?
- Nie pytaj jej, tylko nałóż jej obiad - odezwał się Tom
- Matko, ten znowu swoje - przewróciłam oczami - Sama sobie nałożę - uśmiechnęłam się do Kels
- Kiedy Ty w końcu zrozumiesz, że się po prostu o Ciebie martwię? - zapytał i wziął ode mnie talerz, który trzymałam w dłoni z myślą nałożenia sobie posiłku. Po chwili był pełny jedzenia i stał przede mną na stole.
- Pyszne - zachwycałam się makaronem penne z sosem - A gdzie wszyscy w ogóle?
- Porozchodzili się do swoich pokoi. Jakiś leniwy ten dzień dzisiaj. Nic się nie chce... - Tom
- Może dlatego, że i pogoda zrobiła się kiepska? - spojrzałam na okno, za którym lało jak z cebra aż mimo na dość wczesną godzinę zrobiło się ciemno.
- Może... W każdym bądź razie, od jutra znów się zaczyna sajgon... A tak już przywykłem do siedzenia w domu i nic nie robienia...
- Ooo cały dom dla mnie? - zaśmiałam się - W końcu będę mogła robić na co mam ochotę i nie będziesz mógł mnie upominać.
- Słońce, chyba się pogniewamy...
- Tom, daj jej spokój... Ona wie co robi - poparła mnie Kels, której wysłałam szeroki uśmiech
- Widzisz! Twoja kobieta dobrze gada!
- Solidarność jajników... I tak Ci nie popuszczę
- No, już się boję... - odstawiłam talerz do zmywarki. - Herbatki ktoś sobie życzy?
- Ja poproszę - powiedział Nathan i usiadł przy stole jakby nigdy nic.
- No w końcu do nas zszedłeś - ucieszyła się Kelsey - To opowiadaj jak było 'u rodziny' - zakreśliła w powietrzu cudzysłów
- Dobrze, wszystko u nich w porządku.
- Nath, my dobrze wiemy, że nas oszukałeś. To nie było w porządku... - odezwał się Tom - Byłeś na Karaibach.
- I to nie sam - dodała blondynka
- Dobra macie mnie. Ale to wszyło tak nagle. Dostałem zaproszenie i skorzystałem po prostu.
- To nie mogłeś nam powiedzieć?
- No mogłem... Ale jakoś tak wyszło... Wybaczcie, nie wiem co mi odbiło...
- No ja też nie mam pojęcia, co Ci odbiło i mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy - pogroził mu palcem Tom
- Na pewno nie, obiecuję - uśmiechnął się brunet, a ja postawiłam przed nim herbatę - Dziękuję - odpowiedział.
- Proszę. Ja idę do siebie, chyba się wcześniej położę, bo jestem padnięta.
- Przecież pół dnia przespałaś - Kelsey
- Kochanie, daj jej spokój. Jest w ciąży, to nie dziwne, że jest zmęczona - uratował mnie Tom. Bo nie miałam pojęcia jakiej innej wymówki mogłam użyć, byle tylko uciec jak najdalej z kuchni. Wysłałam mu promienny uśmiech.
- No racja, racja. Śpij dobrze, Kochana - wysłała mi buziaka Kels.
- Dzięki, wzajemnie - wyszłam z kuchni i poszłam na górę. Oczywiście spać mi się nie chciało, ale uznałam, że gorąca kąpiel dobrze mi zrobi. Po godzinie moczenia się w wodzie wyszłam z łazienki i położyłam się na łóżku z laptopem. Nie wiem po co, ale powchodziłam na jakieś plotkarskie strony, w których pełno było zdjęć Natha z tą dziewczyną z Karaibów. Katowałam się zdjęciami, na których widać, że dają sobie buziaka i było mi cholernie źle. Ale chyba ja już tak mam, że zamiast unikać rzeczy, które mnie ranią, to ja jeszcze bardziej się w nie zagłębiam. Chyba jestem masochistką...

Obudziłam się rano z laptopem na kolanach. Starałam się sobie przypomnieć moment, w którym usnęłam, ale nie byłam w stanie. Westchnęłam i jak co rano, dokonałam porannych czynności i zeszłam na dół.
- No, Kochany. Zaskoczyłeś mnie - zaśmiałam się i ucałowałam Tom'a w policzek.
- Czemu?
- Bo udało Ci się wstać przede mną i zrobić śniadanie - spojrzałam na omlety leżące na stole.
- Obiecałem? No to zrobiłem - wyszczerzył się
- Ale mogłeś sobie pospać... O której jedziecie na te swoje wywiady czy coś tam?
- Daj spokój. O 13 ruszamy. Herbatki?
- Poproszę. - ugryzłam kęs omleta - Pyszne - stwierdziłam z uznaniem
- A dziękuję - dygnął, a ja się zaśmiałam. Jak skończyłam swoje śniadanie, to do kuchni wparowała reszta The Wanted.
- Oho, za dużo testosteronu, idę do siebie. Dziękuję za śniadanie - zaśmiałam się i znów ucałowałam Parkera.
- Nie ma problemu, Słońce - puścił mi oczko. Poszłam najedzona na górę zobaczyć, co z Kasią i Danielem, że jeszcze ich nie ma na dole. Zapukałam i po usłyszeniu proszę weszłam do środka. Przyszłe małżeństwo zaczęło się pakować.
- Już się pakujecie? Przecież jeszcze 5 dni macie do wylotu.- ucałowałam każdego w policzek
- No właśnie nie... - odezwał się Daniel i spojrzał na Kasię. Ja też przeniosłam na nią swój wzrok
- Jak to?
- Wracamy dzisiaj, Misia... Wczoraj wieczorem mama do mnie zadzwoniła, że babci się pogorszyło i możliwe, że zostały jej ostatnie dni życia, więc chciałabym przy niej być... Przepraszam...
- Za co, oszalałaś? - przytuliłam ją - Kochanie, tak mi przykro... Trzymam kciuki, żeby jednak wszystko było w porządku.
- Dziękuję, Kochana...
- O której macie samolot? Kupiliście bilety?
- Jeszcze nie, mieliśmy właśnie zaraz zadzwonić...
- To się pakujcie, a ja zaraz wszystko załatwie - wyszłam z pokoju, poszłam do siebie i odpaliłam laptopa. Kupiłam bilety przez internet, wydrukowałam je i 15 minut później z powrotem byłam w pokoju gościnnym.
- Macie dopiero o 23.45. Wcześniej nie dało rady...
- Dziękujemy, Kochana. Ile mamy Ci oddać?
- Daj spokój.
- Nadia, mów... - Daniel naciskał
- Dwa gile, może być? Dajcie mi chociaż w taki sposób Wam trochę pomóc... Koniec dyskusji, spakowaliście się już?
- Eh... - westchnęła Kasia - Jeszcze raz dziękujemy - przytuliła mnie - Właściwie to tak, zostały pierdoły...
- No to chodźcie na dół zjeść śniadanie. - zeszliśmy do kuchni i reszta dalej tam siedziała i czekała do 13 żeby się zebrać do swoich obowiązków.
- Tom, mam nadzieję, że zostało jeszcze trochę tych twoich pysznych omletów?
- No pewnie - uśmiechnął się - Siadajcie, już podaje - powiedział do Kasi i Daniela
- To świetnie, bo to ich ostatnie śniadanie tutaj...
- Jak to? - zapytał Max
- Muszą jednak dzisiaj wracać... Problemy rodzinne... - powiedziałam ogólnie i spojrzałam na Kasię
- Moja babcia jest chora na raka i wczoraj jej się pogorszyło... Najbliższe dni są decydujące... - powiedziała ze spuszczoną głową, a Daniel głaskał ją po ręce, którą trzymał w swojej dłoni
- Tak nam przykro...Jeżeli możemy jakoś pomóc... - powiedział Tom
- Dziękuję... Już nam dużo pomogliście - spojrzała na nich z lekkim uśmiechem - Mogliśmy odetchnąć od codziennych problemów i zapomnieć o nich chociaż na chwilę tutaj. I naprawdę dużo nam to dało.
- Cała przyjemność po naszej stronie - odezwał się Jay
- Jak tylko będziecie mieli ochotę to wpadajcie - Siva
- No właśnie - poparł Max
- Narazie to my nie będziemy mieli czasu, żeby wpaść, ale - Kasia spojrzała na Daniela i uśmiechnęła się szeroko - zapraszamy was do Polski na nasz ślub! I nie przyjmujemy odmowy. Zaproszenia jeszcze wam wyślemy.
- Oooo, na pewno skorzystamy, kolejna okazja żeby się napić - zaśmiał się Tom - No i oczywiście okazja, żeby się z wami zobaczyć - dodał po chwili.
- No to świetnie - uśmiechnął się Daniel
- Dobra, jak już wszystko ustalone i tak dalej, to jedźcie, bo wam ostygnie - uśmiechnęłam się do nich ciepło i wzięłam się za zrobienie im herbaty.
- A właśnie, o której będziecie w domu?
- Myślę, że koło 19 - powiedział Max
- Idealnie. Tom, zawieziemy ich na lotnisko, prawda?
- No pewnie, z przyjemnością.
- Świetie - uśmiechnęłam się i zalałam herbatę wrzątkiem.






Hej moje Kochane! :**
Po pierwsze to przepraszam, że taki krótki, ale obiecuję, ze następny będzie dłuuuuższy :)
Wczoraj nie dałam rady dodać, bo dopiero dzisiaj odespałam wesele, a było świetnie! Wytańczyłam się bardziej niż na własnej studniówce :P Dziękuję za życzenia dobrej zabawy! :)
San - nie no co Ty, zdaje Ci się, że ciut jak tutaj z tą panną młodą ^^

Strange - Dziękujęę <3 i fakt zajebiście jest mieć urodziny, kiedy Jay ^^ Jak się o tym dowiedziałam pierwszy raz, to odrazu go polubiłam ;DD
Cieszę się, ze Wam przypadł do gustu nowy wygląd bloga! :))

Moje Miśki kochane ! :DD Razem z moją nową siostrą Alicee, wpadłyśmy na bardzo spontaniczny pomysł napisania nowego opowiadania ;D Zapraszamy Was tam bardzo gorąco i liczymy, że Wam się spodoba! :) A mamy naprawdę mnóstwo pomysłów, co do niego :D Także, wpadajcie, czytajcie i komentujcie: http://twinspowerwanted.blogspot.com/ :) 

Niedługo dodaję obiecany dłuższy rozdział.
Ściskam Was mocno! ;***


środa, 24 lipca 2013

Rozdział 24.

- Co on odpierdziela, ja się pytam? - Tom
- Nie mam pojęcia... Nigdy nas nie oszukał w takiej kwestii... - Siva
- I wyjechał na Karaiby bez nas? - wygiął usta w podkówkę Jay
- Może miał własnie ochotę z jakiegoś powodu pobyć sam - powiedziałam i poszłam do kuchni pomóc Kelsey, Nareeshy i Kasi w robieniu posiłku. Reszta dnia minęłą szybko i bez zbędnych rewelacji, bo i tak głowę miałam gdzieś indziej. Rozumiem, że wyjechał. rozumiem, że chciał się ode mnie odciąć, przemyśleć. Ale żeby oszukać innych? To już było nie fair... Albo może ja jestem zbyt egoistyczna i to nie chodzi wcale o mnie? Tylko jest tego jakiś inny powód? Nie mam pojęcia i zaczynam mieć tego powoli dość...Wieczorem wrócił Max zadowolony, że w końcu udało mu się spotkać z rodziną. Zapoznał się z Danielem i Kasia i tak jak poprzednicy szybko znaleźli wspólny język. 
- Max, mogę Cię na chwilę? - zapytałam, przerywając jednocześnie jego rozmowę z Danielem
- Za momencik - odpowiedział i dalej kontynuował swoją wypowiedź. Usiadłam więc obok i czekałam. Czekałam, czekałam, czekałam.... Godzinę później....
- No dobra, co tam chciałaś, Skarbie?
- Chodź na słówko - powiedziałam i udałam się w stronę kuchni. - Max, muszę Ci coś powiedzieć
- No dajesz - uśmiechnął się
- Jak Cię nie było, to miało miejsce pewne wydarzenie... - zaczęłam
- No wiem, Nath wyjechał
- Nie chodzi mi o Natha
- A o kogo?
- O Izę...
- Co się stało? 
- Steven jej się oświadczył... - powiedziałam szybko na jednym oddechu. A jemu mina zrzedła.
- No to zajebiście. I po co mi to mówiłaś?
- Żebyś mógł się z tym oswoić, poza tym...
- Dobra dzięki wielkie, wolałbym nie wiedzieć
- Max, daj mi skończyć...
- Wszystko już wiem, dzięki - powiedział i wyszedł z kuchni. 
- Najprawdopodobniej się z nim rozstanie, Idioto... - powiedziałam już pod nosem. Westchnęłam głęboko i wróciłam do salonu. 
- Danieeeeel? 
- Tak?
- Miałbyś coś przeciwko, jakbym porwała Twoją narzeczoną na dzisiejszą noc do siebie? - uśmiechnęłam się
- No nie wiem....
- Ale ja wiem, poza tym przed ślubem nie powinniście spać razem - zaśmiałam się
- No chyba trochę za późno na umoralnianie, nie? - Kasia dołączyła do mnie
- Ale wszystko da się naprawić, dlatego dzisiaj śpisz ze mną i musimy w końcu pogadać jak za dawnych, dobrych czasów - puściłam jej oczko.

- Ah jak ja za Tobą tęskniłam w Polsce - przytuliła mnie po wyjściu z łazienki
- A ja za Toba tutaj... - odwzajemniłam uścisk - Nawet nie wiesz jak bardzo
- Domyślam się, że podobnie jak ja - puściła mi oczko - I cieszę się, że mnie dzisiaj porwałas, bo brakowało mi rozmów z Tobą
- Dlatego Cię przechwyciłam - uśmiechnęłam się
- No to zaczynamy, powiedz mi czemu taki kiepski humor masz?
- Martwię się zbyt wieloma rzeczami naraz chyba...
- Co Cię martwi?
- Po pierwsze - pogładziłam się po brzuchu - wiadomo, nie wiem jak to będzie, ale na razie o tym nie myślę. Staram się mieć nadzieję, że będzie dobrze. Po drugie Daga... Po trzecie Iza, która się zaręczyła i chyba zerwie ze Steven'em, a po czwarte... - zacięłam się
- A po czwarte?
- To zakochałam się...
- W kim - rozpromieniła się
- W kimś, kto uciekł kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży i okłamał swoich przyjaciół mówiąc, że jedzie do rodziny...
- Nathan? - zapytała, a ja pokiwałam głową
- Tak myślałam, że to on Ci tak ciągle zaprząta głowę - uśmiechnęła się lekko, a ja odwzajemniłam gest
- Dalej czasem potrafisz czytać mi w myślach, co?
- Nic się nie zmieniło, Kochanie. Trochę Cię znam. Co do Twoich zmartwień... Przykro mi, że tak się wszystko na Ciebie zwala i się tym wszystkim tak przejmujesz... Ale pamiętaj, że teraz nerwy nie są Twoim sprzymierzeńcem. Masz w sobie najcudowniejszą osobę pod słońcem i musisz o nią dbać. A reszta, uwierz mi, sama się ułoży. To że będziesz się martwić w niczym Ci nie pomoże. Pewne sprawy wymagają czasu, a Ty musisz im go dać. Wiem, że to się łatwo mówi - uśmiechnęła się do mnie - Ale jak weźmiesz sobie to do serduszka, to będzie to łatwiejsze do zrealizowania. Ja miałam tak samo, nagle wszystko się zwaliło - spojrzałam na nią - jak wyjechałaś, moja babcia zachorowała na raka, u mojej mamy też były takie podejrzenia... Daniel miał dużo pracy i nie miał w ogóle na nic czasu, ja się starałam pomóc mu jak najlepiej umiałam, ale nie zawsze mi to wychodziło i uznawałam to jako moją porażkę, martwiłam się, że jako jego żona nie będę umiała sprostać wszystkim zadaniom w przyszłości. Do tego nie wyrabialiśmy się ze wszystkim finansowo... A później na dwa dni wylądowałam w szpitalu i okazało się, że mam kamicę nerkową... - w moich oczach pojawiły się łzy... Co ze mnie za świadkowa i przyjaciółka, skoro wyjechałam, kiedy ona najbardziej potrzebowała mojego wsparcia? Przytuliłam ją
- Kochanie... Przepraszam...
- Ale za co? Wariatko no daj spokój - zaśmiała się i otarła mi łzę z policzka
- Za to, że nie było mnie, kiedy mnie potrzebowałaś... - spuściłam głowę
- Nadziejko, przecież o niczym nawet nie miałaś pojęcia - uśmiechnęła się do mnie i podniosła głowę, żebym na nią spojrzała - A wiem, że gdybyś wiedziała, to przyleciałabyś pierwszym lepszym samolotem. Dlatego Ci nic nie mówiłam, wolałam żebyś sobie odpoczęła psychicznie, bo chociaż o Ciebie mogłam się nie martwić
- Kocham Cię - przytuliłam ją - Ale obiecaj mi, że będziesz mi mówiła wszystko! I nie zważała na moje samopoczucie! Chcę Ci pomagać i być przy Tobie, kiedy jest Ci źle...
- Też Cię kocham! Już jest w porządku. Dałam upust wszystkim złym myślom i nastawiałam się tylko pozytywnie, a wiesz dlaczego?
- Dla malutkiej?
- Też, ale głównie dlatego, że pewna cudowna kiedyś blondyneczka, mówiła mi że nie wolno zastępować dobrych uczuć i myśli tymi złymi - uśmiechnęła się do mnie, ja również
- Kiedyś była mądra... Jak na blondynkę - dodałam i się zaśmiałam
- Teraz też jest, tylko zeszła trochę na bok z dobrej ścieżki, ale niedługo na nią wróci - puściła mi oczko
- Wróci, wróci. Już jedną nogą na niej jest.
- I to mi się podoba! Dobra, czas zmienić temat na jakiś lżejszy
- Noooo, ładna dziś pogoda - zaśmiałam się - A tak serio, chcesz zobaczyć zdjęcia USG? - rozpromieniłam się
- No pewnie!

Jak obudziłam się, to Kasi nie było obok. Musiała śmignąć do Daniela. Wstałam, wykonałam poranną toaletę i założyłam ciuchy. Zeszłam na dół i zastałam wszystkich w kuchni mocno dyskutujących. Nie słucham ich rozmowy, wzięłam sobie tylko miskę płatków i udałam się do salonu spałaszować śniadanie. Włączyłam telewizor i oglądałam MTV. Po chwili dołączyła do mnie reszta i spędzaliśmy leniwi poranek przed tv. Patrzyłam tępo w ekran, do czasu, kiedy zobaczyłam na nim Nathan'a. Nie był sam, tylko z dziewczyną na zdjęciu. Usiadłam wyprostowana.
- To ładnie... - wymsknęło się Tom'owi - Dajcie głośniej.
... Bromfield tak świętowała swoje 17 urodziny. Widać było, że członek brytyjsko-irlandzkiego boysbandu chciał wynagrodzić Dionne ostatni nawał pracy w studiu. Zobaczcie jak świetnie bawili się na Karaibach, nie szczędząc sobie czułości. Niestety żadne z nich nie potwierdziło jeszcze tego związku..." Nie słuchałam już dalej słów wypowiadanych przez prowadzącą program. Widziałam tylko zdjęcia Nath'a, całującego inną. Zrobiło mi się tak cholernie źle, że nie wiedziałam, co w tym momencie zrobić. Rozryczeć się i wylać łzy, które tak mocno usiłowały wcisnąć mi się na oczy, czy po prostu wybiec i nigdy nie wrócić. Miałam jedną wielką gulę w gardle, która uniemożliwiała mi wypowiedzenie chociaż jednego słowa. Wszyscy się obruszyli, a ja starałam się uspokoić.
- Nadia, skoczysz ze mną do sklepu? - spojrzałam na Tom'a. Kiwnęłam tylko głową i zeszliśmy do garażu. Kiedy tylko wsiadłam do samochodu, wybuchnęłam płaczem, a Parker mnie przytulił.
- Przykro mi, Słońce... - wyszeptał a ja się w niego wtuliłam. Kolejny raz w życiu poczułam się wykorzystana. Fakt, jestem w ciąży z kimś innym. Nie mam prawa winić go za to, że nie chce być ze mną, ale boli mnie to, że tak szybko się pocieszył... Że wyjechał z inną, żeby nie myśleć o mnie... Albo po prostu nie byłam dla niego tak ważna jak on dla mnie... Może on podchodził do tych wszystkich pocałunków, przytuleń, czułości inaczej niż ja... A to bolało mnie jeszcze bardziej.
- Tom, dziękuję, że mnie stamtąd wyciągnąłeś... - wychrypiałam i otarłam łzy.
- Widziałem, że Cię wmurowało... Szkoda mi było patrzeć na Ciebie jak się męczysz...
- Dziękuję, że Cię mam. Kocham Cię jak brata, Tom - uśmiechnęłam się do niego
- Wiem, Siostro - puścił mi oczko - i przykro mi patrzeć na to jak bardzo jest Ci ciężko... - przytulił mnie
- Jakoś dam radę... Czas zapomnieć o nim. Teraz już o tym wiem. Będę twarda. Obiecuję Ci. Od tej pory. Koniec z łzami. Tylko czasem mogę potrzebować Twojej pomocy... -spojrzałam na niego
- Zawsze, kiedy tylko będziesz chciała, to jestem do Twojej dyspozycji - uśmiechnął się do mnie
- Dziękuję - odwzajemniłam gest - Dobra, to jedziemy do tego sklepu, bo nie możemy chyba wrócić z pustymi rękoma
- No dobra, to co kupujemy? - zapytał i odpalił silnik
- A pojedziemy do centrum handlowego?
- Nie ma problemu, a po co?
- Po pierwsze, kupisz coś Kels - puściłam mu oczko - Niech to będzie powodem Twojego wyciągnięcia mnie z domu, a ja się rozejrzę za czymś innym
- Za czym?
- Chyba muszę powoli zacząć robić zapasy dla Maluszka - pogładziłam się po brzuchu
- ooo jestem za! - powiedział i ruszyliśmy na małe zakupy. Najpierw poszliśmy kupić bransoletkę dla Kels. Potem udaliśmy się do sklepu z ciuszkami dla dzieci. Tom nie mógł mnie stamtąd wyciągnąć przez bite 2 godziny.
- Słońce, tak właściwie opłaca Ci się kupować już ciuszki jak nie wiesz, czy to będzie chłopiec czy dziewczynka?
- Ja czuję, że to będzie chłopiec - uśmiechnęłam się i kolejna malutka koszula powędrowała do koszyka.
- A jak jednak będzie dziewczynka?
- No to zaraz pokupuję i dziewczęce sukieneczki - powiedziałam i udałam się na dział takowych
- A to nie lepiej poczekać? Po co marnować pieniądze?
- Toooom, daj mi sobie poprawić humor, co? - przebierałam wieszaczki
- No dobra... To może weźmiesz to? - pokazał mi różowe body z napisem "I love my mummy"
- Oo słodkie, dawaj - nastawiłam koszyk. Tom wziął go ode mnie i wrzucił do środka ciuszek. Kupiliśmy jeszcze kilka słodkich par bucików, skarpetek, body, spodenek i innych i obładowani wróciliśmy do samochodu.
- No. To teraz wiem, co robić, jak będę znów zdołowana - uśmiechnęłam się szeroko
- Wiesz, ciąża dobrze Ci robi - zaśmiał się - Przynajmniej dzięki niej potrafisz czasem nastawić się pozytywnie
- Bo mam dla kogo żyć - uśmiechnęłam się i zapięłam pasy. Pojechaliśmy jeszcze po małe spożywcze zakupy i dojechaliśmy akurat na obiad do domu. Po posiłku pokazałam ciuszki Kasi i obie wzruszałyśmy się na widok maluteńkich buciczków. Dałam jej kilka różowych sukienek, które kupowałam z myślą o mojej małej imienniczce.
- Dziękuję, Kochanie. Śliczne są! - rozłożyła je przed sobą
- Wiem! Moja mała siostrzenica nie będzie chodziła w byle czym! - zaśmiałam się
- Dobrze, że Tom Cię wyciągnął na zakupy. Widzę, że naprawdę Ci pomogły.
- Taaak. Nawet nie wiesz jak bardzo... Rano nie wiedziałam, co mam zrobić, rozważałam paniczny wybuch płaczu i ucieczkę stamtąd...
- No i w sumie jakby na to nie patrząc, to uciekłaś - zachichotała
- Haha, ale nie było to podejrzane, Tom mnie poprosił o pomoc w zakupach - wystawiłam jej język.
- No dobrze, dobrze - wyszczerzyła się do mnie


Kilka dni później obudziłam się jednocześnie z pozytywną i negatywną myślą. Dzisiaj idę na kolejne usg, co napawało mnie wielkim szczęściem. A z drugiej teoretycznie dzisiaj jest termin powrotu Nathana... No nic, czas podnieść się z łóżka. Poszłam do łazienki, a potem nałożyłam na siebie zestaw. Zastałam na dole Kasię.
- Widzę, że znowu malutka nie dała Ci dłużej pospać? - uśmiechnęłam się i ją ucałowałam
- No niestety, nie czuję żeber
- Ciekawe kiedy ja zostanę skopana od wewnątrz - puściłam jej oczko i wzięłam się za krojenie ogórka na kanapki, które już praktycznie były gotowe.
- Mam nadzieję, że nie doświadczysz tego bólu - zaśmiała się
- Pożyjemy, zobaczymy
- Pójdziecie ze mną na USG z Danielem?
- A dzisiaj masz?
- Mhm
- No pewnie - uśmiechnęła się
- Super, będzie mi raźniej. Tom nas zawiezie.
- Co znowu ja ? - wszedł do kuchni i ziewnął - Czy Wy naprawdę nie macie co robić? Wstałem wcześniej zrobić śniadanie, ale Was się nie da uprzedzić... - usiadł zrezygnowany, a my się zaśmiałyśmy
- Tomuś, Ty nasza dobra duszyczko - poczochrałam go po włosach - Jutro zostawiamy Ci z rana kuchnię, co Ty na to?
- Obiecujesz?
- Haha obiecuję.
- No to trzymam Cię za słowo - wyszczerzył się - A jak zobaczę którą w kuchni to osobiście wykopię i skończy się szoferowanie
- Dobrze, dobrze - puściłam oczko Kasi - Ale dzisiaj jeszcze zdążysz nas zawieźć na badania, co?
- Nie ma problemu. Zrobiłyście już te kanapki, bo głodny jestem...
- Haha, właśnie skończyłyśmy - Kasia podała mu talerz, a ja zaparzyłam herbaty.
- Jesteście nieocenione - zajadał się
- Wiemy! - powiedziałyśmy jednocześnie i uśmiechnęłyśmy do siebie.

O godzinie 12 czekaliśmy już w poczekalni w przychodni.
- Pani... Adamczyk? - recepcjonistka uśmiechnęła się do mnie - Zapraszam do gabinetu pani doktor
- Już idę, dziękuję - odwzajemniłam gest i udałam się do doktor Blackburn
- Dzień dobry - wysłała mi uśmiech - zapraszam. - Weszłam i usiadłam na przeciwko niej podając wyniki badań, które poleciła mi zrobić. Trochę się bałam, bo po tych badaniach miała stwierdzić, czy z moim dzieciątkiem jest wszystko w porządku...





Hej, Misiakiii <3
Miałam dodać wczoraj, ale uznałam, że dzisiejsza okoliczność będzie lepsza do dodania rozdziału ^^
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO JAAAAAY :DD






Ten przystojniak jest dokładnie dwa lata starszy ode mnie :D Kto by pomyślał ^^
Dziękuję za życzenia dobrej zabawy na panieńskim ^^ Udało się i było świetnie, mimo że bez alkoholu, bo przyszła panna młoda w stanie błogosławionym ;) 
W ten weekend weselicho i jako świadkowa będę musiała pić za nas dwie, także czuję, że będzie gruuubo :D
Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze przed ślubem dodać kolejny, ale nie obiecuję. Tak jak na studiach powrót do normalności oznacza się tekstem "po sesji", tak teraz u mnie jest to "po weselu" :P
No to co Miśki? Może w prezencie urodzinowym dla Jay'a i dla mnie pobijemy rekord komentarzy? Hem? ;) LICZĘ NA WAS! :***

Ściskam i kocham <3

czwartek, 18 lipca 2013

Rozdział 23.

- Chciałem się pożegnać, bo wyjeżdżam na tydzień - wszedł do kuchni i przestawił się Kasi i Danielowi
- A gdzie? - zapytał Jay
- Do Gloucester.
- A co tak nagle?
- Jakoś tak, skoro mamy teraz trochę luzu to postanowiłem skorzystać. Lecę się spakować - powiedział i śmignął na górę. Dobrze wiedziałam, że powodem jego wyjazdu jestem ja. A właściwie moja ciąża... 
- No to kolejnego mniej - zaśmiał się Siva i jedliśmy dalej rozmawiając i się śmiejąc. Już widać było, że moi przyjaciele zadomowili się i polubili moich współlokatorów. Cieszyłam się z tego.
- No to co? Chyba trzeba godnie powitać naszych gości - zatarł ręce Tom, po obiedzie
- Jak zwykle picie Ci w głowie, co? - zaśmiałam się
- No a nie? Każda okazja dobra - wyszczerzył się do mnie
- Jak chcecie, ale ja i Kasia nie pijemy - powiedziałam
- Kochanie, jak chcesz to pij, ja się przecież nie pogniewam - uśmiechnęła się do mnie
- No właśnie w tym problem, że nie mogę... - kąciki ust poszły lekko do góry
- Dlaczego?
- Ehm... jakby to powiedzieć, podzielam Twój stan.
- To znaczy? - zapytała a ja patrzyłam na nią wymownie z uśmiechem na ustach nic nie mówiąc
- JESTEŚ W CIĄŻY? - wykrzyczał Daniel, a ja pokiwałam głową na tak
- I nie raczyłaś mi powiedzieć?! - wyszczerzyła się Kasia i mnie przytuliła - Ale się cieszę! Pamiętasz jak byłyśmy młodsze i sobie obiecałyśmy, że będziemy w ciąży w tym samym czasie? -zaśmiała się
- Pamiętam, Kochana. Obietnica dotrzymana - puściłam jej oczko - Tylko szkoda, że nie do końca tak jakbym tego chciała... 
- Jak to?
- No nie chciałam być samotną matką...
- To z Marcinem jesteś w ciąży?
- No a z kim?
- Myślałam, że tu kogoś znalazłaś...
- No coś Ty, od razu byś o tym wiedziała
- To zaraz... Ty musisz być prawie w tym samym miesiącu co ja...
- O jeden mniej 
- Ale fajnie! - wyszczerzyła się i znów mnie przytuliła
- Też się cieszę, pokaże Wam później zdjęcia - puściłam im oczko - A teraz się trochę zabawimy! Tom, Jay, przygotujcie Wam coś do picia dobrego, a my puścimy muzykę - powiedziałam i poszliśmy do salonu. W przeciągu następnych minut wznoszony był już pierwszy kieliszek za Kasię i Daniela. Załapał się na niego też Nathan, którego Tom nie chciał wypuścić, dopóki nie wypije z nami chociaż jednej kolejki. Później pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł. Patrzyłam jak wychodzi i czułam się coraz gorzej z każdym jego krokiem w kierunku drzwi.
- Hej, co tam? - zapytała mnie Iza siadając obok mnie
- A nic – wymusiłam uśmiech
- Co taki kiepski humor?
- No co Ty? Dlaczego kiepski?
- Przecież widzę, że jakaś smutna jesteś.
- Martwię się po prostu. Ale będzie dobrze
- No pewnie, że będzie – uśmiechnęła się i mnie przytuliła
- No to pijemy! - krzyknęłam i polałam wszystkim kolejkę, a mi i Kasi sok
- Za dzieci! - powiedział Jay
- Nie poznaję Cię, Loczek – zaśmiałam się
- Będę wujkiem, tak? Czas dorosnąć – po czym wlał sobie wódkę do gardła, a my się zaczęliśmy śmiać. Pogadaliśmy i się pośmialiśmy, a reszta w międzyczasie wypiła sporą ilość alkoholu.
- Kochana, zapomniałam Ci jeszcze powiedzieć o jednej rzeczy... - powiedziała do mnie Kasia
- No co tam? - uśmiechnęłam się do niej
- Wiesz, że ja dalej koleguję się z Dagmarą?
- Wiem... I domyślam się, że będzie na ślubie, nie musisz mnie w tym uświadamiać..
- Mam nadzieję, że jakoś to zniesiecie
- Też mam taką nadzieję... Chociaż nie wiem, czy ona w ogóle będzie chciała zamienić ze mną chociaż słowo po tym wszystkim...
- Myślę, że to dawne dzieje i że jakbyś do niej wyciągnęła rękę, to by jej nie odtrąciła
- Mówisz?
- No pewnie – uśmiechnęła się – Przecież wszystko da się naprawić
- Zobaczymy - również wysłałam do niej uśmiech. Dosiadł się do nas Daniel i przytulił swoją przyszłą żonę.
- No szwagier, widzę że w końcu odreagowałeś, co? - zaśmiałam się widząc go pijanego
- no co Ty gaaadasz...
- Dawno nie piłeś, co?
- No ostatni raz w zaręczyny, nie Misiu? - uśmiechnęła się Kasia i pogłaskała go po głowie
- Nooooo - wybełkotał
- Słońce! Chodź się ze mną przewietrzyć - wyszczerzył się do mnie Tom
- Przecież ja nie mogę palić
- No przecież nie każe Ci palić! Przewietrzyć się! A ja sobie zapalę - zaśmiał się
- No dobra - powiedziałam i wzięłam ze sobą kurtkę. Wyszliśmy na zewnątrz i Tom odpalił sobie papierosa.
- I jak Ci się podobają moi znajomi? - zapytałam
- Świetni, z Danielem się dobrze pije, podoba mi się - poruszał brwiami i się zaśmiał
- To super, cieszę się - uśmiechnęłam się i oparłam o budynek.
- Co taki kiepski humor masz?
- Eh.. wszystko się kumuluje w jeden wielki kanał...
- To znaczy?
- Po pierwsze, martwię się jak to będzie jak maleństwo się urodzi... No bo tez Wam na głowie nie będę mogła siedzieć, chyba wrócę do Polski...
- Co Ty gadasz za brednie? - spojrzał na mnie
- Tom, taka prawda. Wy macie prace, koncerty, wywiady... A ja będę miała dziecko, które w nocy będzie wstawało i płakało budząc Was wszystkich. Nie mogę Wam się zwalać z tym na głowę...
- To możesz już być pewna, że tego nie zrobisz, nie pozwolę Ci - zaciągnął się papierosem
- Dobra nie ważne, pożyjemy zobaczymy. Kolejna rzecz - Nathan... Chyba nie muszę Ci mówić, że wyjechał nie ot tak, tylko przeze mnie?
- Domyślam się... Ale też go musisz zrozumieć... Nagle dowiedział się, że jesteś w ciąży, spanikował
- Nie wiem, Tom. Chciałabym z nim pogadać i chociaż wszystko wytłumaczyc, ale on uciekł i nie mam jak...
- Zadzwoń do niego
- Tak, na pewno odbierze...
- Spróbuj, co Ci szkodzi?
- Niby nic, nie wiem, powoli zaczynam mieć tego wszystkiego dość...
- Nie możesz się załamywać, słyszysz? - spojrzał na mnie - Będzie dobrze. Pomożemy Ci
- Zobaczymy jak to wyjdzie... Jeszcze muszę naprawić coś, co nie wiem czy jest do nadrobienia...
- To znaczy?
- Pamiętasz jak Ci mówiłam o Marcinie pierwszy raz? Mówiłam Ci wtedy, że zrezygnowałam dla niego z przyjaciółki... A ona od początku widziała, że z nim jest coś nie tak, a ja zamiast jej posłuchać, to zakończyłam z nią znajomość, bo on tak chciał. Ot tak, urwałam 7 letnią przyjaźń... I ona będzie na weselu Kasi, więc pewnie i na panieńskim, który będę organizowała. Także muszę wyciągnąć do niej rękę i nawet bardzo bym tego chciała, bo mi jej brakuje, ale boje się jej reakcji... Boję się, że to nic nie da...
- Nadia, zbyt dużo się martwisz. Musisz zacząć podchodzić do życia z optymizmem... Myślę, że jak jej przestawisz sytuację ze swojej strony, to Cię zrozumie... Na pewno nie będzie to łatwe, ale da się zrobić
- Zobaczymy... Obiecaj mi, że nigdy nie pozwolisz mi zrezygnować z przyjaciół dla faceta. A jak będę chciała to walnij mnie w łeb żebym zrozumiała, co robię...
- Haha nie ma problemu, Słońce. - zaśmiał się i otoczył ramieniem - Chodź do środka, bo mi zamarzniesz. I pamiętaj OPTYMIZM! - powiedział akcentując ostatnie słowo
- Dobra, dobra - zaśmiałam się i weszłam do środka, a zaraz za mną Tom.
- Ooo moja szwagierka! - krzyknął Daniel i się na mnie rzucił
- Ehe, widzę, że Panu alkoholu to już wystarczy - zaśmiałam się, poklepałam go po plecach i usiadłam napić się soku. Tom ma rację. Muszę mieć więcej optymizmu, w sumie czego ja się boję? Człowiek wszystkiego uczy się krok po kroku, popełnia błędy, a później je naprawia. Nie ma się czego bać i iść przez życie z wysoko uniesioną głową pomimo wszystko. I tak będę odtąd robiła. Uśmiechnęłam się sama do siebie i włączyłam się do rozmowy toczonej przez moją małą prywatną rodzinkę.

Dwa dni później zaczęliśmy się niepokoić, bo Nathan nie odbierał od nas telefonów.
- Może ma ktoś numer do Karen albo Jess? - zapytałam - Skoro jest u nich, to można zapytać czemu się z nami nie kontaktuje
- No tak, ale czy ktoś ma do nich numer? - spytał Jay, ale nikt nie odpowiedział, czyli nikt nie ma.
- Zadzwonię i zapytam Max'a - powiedziałam i poszłam po telefon. 5 minut później byłam znów w salonie i po rozmowie z Georgem dalej nie mialam numeru do rodziny Natha.
- Ale zaraz, przecież Jess ma twittera! - powiedział Tom i wyjął telefon z kieszeni
- No właśnie, zapytaj co się dzieje z Młodym - Jay
- Napisałem, czy wie co się dzieje z Nath'em. Czekamy aż odpisze - odezwał się Parker i oczekiwał na odpowiedź. Chwilę później już czytał wiadomość "Hej Tom! Z tego, co wiem to dzwonił wczoraj do mamy i mówił, że wszystko u niego w porządku ;)"
- Jak to? To on nie jest w Gloucester? - Siva
- Nie mam pojęcia... Zapytam... - znów wystukiwał wiadomość
- Odpisała "No przecież wyjechał na tydzień na Karaiby, Wariacie ;)"
- Aha... no to całkiem spoko... - skomentował Jay.







Hej Miski :***
Szalooona :* Chcialam dodac wczoraj specjalnie dla Ciebie, ale jednak nie dałam rady :(( 
Mam nadzieje, ze nadrobisz jak wrocisz :)) 
Indico, Twoj komentarz mnie rozwalil totalnie xdd Jestes boska :D
Alicee <3 dziekuje Ci, ze jestes <3 i że jestes moim prywatnym doradca :D :***

To na tyle dzisiaj :) nie wiem, kiedy nastepny, ale w sobote organizuje wieczor panienski i mam w zwiazku z tym troche obowiazkow... Ale mam nadzieje, ze mimo wszystko w weekend uda mi sie cos naskrobac :) takze zyczcie mi udanej zabawy i do nastepnego Skarby :**** 

Ściskam! ;**

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 22.


Wstałam jakoś koło 10, nie spiesząc się z niczym. Pogoda nieciekawa, a ja nie miałam zamiaru ruszać się dzisiaj nigdzie z mojego pokoju. Ubrałam się i zeszłam na dół w celu zjedzenia śniadania. 
- Hej Tomsey - przywitałam się z Parkerami. 
- Cześć, Słoneczko, jak się czujesz? - zapytała Kelsey. Otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej płatki 
- Dobrze, a Wy?
- Na pewno? - tym razem Tom. 
- Na pewno - nasypałam płatków do miski i podeszłam do lodówki po mleko
- Słońce....- zaczął Tom
- Słońce ma dość użalania, czas podnieść się na nogi, Tom - zalałam płatki mlekiem
- Widzę, że humorki Ci się już udzielają... - powiedział pod nosem
- Głupek - zaśmiałam się, położyłam miskę na stole i ucałowałam go w głowę. Podeszłam do Kelsey i ją także ucałowałam.
- Nie musicie się martwić - zasiadłam obok nich - Będzie dobrze, trzeba zyć nadzieją - uśmiechnęłam się
- Ale masz wahania nastrojów
- Kelsey, Kochanie. Po prostu uświadamiam sobie bardzo szybko pewne rzeczy
- Bardzo szybko - zaśmiała się - Kiedy ja mogę liczyć na zobaczenie zdjęć Maluszka?
- Kiedy chcesz, tylko daj mi je nakarmić
- Iiii nie mogę się doczekać - pisnęła, a ja się zaśmiałam
- I za to Was kocham, nie wazne, co by się działo, potraficie wywołać u człowieka uśmiech na twarzy
- Urok osobisty, Kochana! - powiedzieli jednocześnie i ucałowali ze śmiechem, aby przypieczętować swoją synchronizację. Przekrećiłam oczami ze śmiechem i dokończyłam śniadanie. 
- Dobra, to zróbcie mi herbatki, a ja skoczę po zdjęcia - powiedziałam po wstawieniu miski do zmywarki i poszłam na górę. Wzięłam zdjęcia i zeszłam na dół. 
- O dziękuję - uśmiechnęłam się siadając obok kubka z gorącą herbatą i wręczyłam blondynce zdjęcia.
- Iiiii - pisneła znowu otwierając, a Tom otoczył ją ramieniem oglądając razem z nią jeszcze raz. 
- Patrz, tu jest głowka, serduszko... - zaczął Tom
- Tom, widzę - zaśmiała się Kelsey - Aaaale słodkie - rozkoszowała się - Od razu widać, że będzie śliczne
- No oczywiście, po mamusi - puścił mi oczko Tom
- Cześć - powiedział ponuro Nathan wchodząc do kuchni..
- Hej - odpowiedzieliśmy chórkiem, a Tom spojrzał na mnie dodając mi otuchy. Spojrzałam na Nathana, który nawet na nas nie patrząc podszedł do lodówki i wyjął jakąś wędline i ser. 
- Aj... Zazdroszczę - uśmiechnęła się Kels i oddała mi zdjęcia po obejrzeniu - Nathan chcesz zobaczyć Dzidziusia? - zamarłam i spojrzałam przerażona na Tom'a, a on na mnie. Kelsey nie wie o mnie i Nathan'ie...
- Może innym razem, spieszę się - powiedział i wsadził kanapki do tostera
- A gdzie się wybierasz?
- Umówiłem się z kimś 
- Oooo, a z kim? - Kels odwróciła się do niego na krzesełku
- A nie interesuj się - wystawił jej język. Wyjął tosty, wziął herbatę i wyszedł z kuchni
- A to gówniarz no - zaśmiała się blondynka
- Noo... - powiedział posępnie Tom dalej na mnie patrząc jak to znoszę. A znosiłam źle, ale nie dawałam po sobie poznać, musze być twarda dla dziecka. 
- Mam jeszcze nagranie bicia serduszka, chcecie posłuchac? - uśmiechnęłam się szeroko
- No pewnie! 
- No to zapraszam do mnie do pokoju - wstaliśmy i poszliśmy na górę. Odpaliłam laptopa i wsadziłam płytę. Po chwili słyszeliśmy szybkie uderzenia.
- Ojej, to musi być niesamowite mieć świadomość, że ma się nowe życie w sobie...
- Tak, Kochana. Niesamowite - uśmiechnęłam się do niej. Po chwili w drzwiach pojawiła się Iza.
- Mogę na chwilę? - zapytała
- Skarbie może dzisiaj my zrobimy jakiś obiad? - zapytał Tom i pociągnął swoją dziewczynę za sobą zamykając drzwi z drugiej strony. Iza usiadła na przeciwko mnie na łóżku, a po chwili się na mnie rzuciła zamknęła w stalowym uścisku i całowała wszędzie gdzie się dało
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam....
- Puść mnie, Wariatko! - śmiałam się
- Nie puszczę dopóki mi nie powiesz, że mi wybaczasz - oczywiście nie przestawała mnie całować
- Masz szczęście, że nie umiem się na Ciebie długo gniewać, puść mnie wreszcie! - przestała mnie cmokać
- Wybaczasz?
- Wybaczam, Głupku jeden!
- Wiedziałam, że mnie kochasz - obśliniła mi pół policzka i puściła
- Ho ho nie przesadzaj... - wytarłam się
- Naprawdę przepraszam... Głupio mi jak cholera, zachowałam się jak suka
- No nie powiem, że nie...
- Po prostu się gubię w tym wszystkim...
- Nie będę z Tobą schodzić na temat Steven'a, bo znowu mnie zjedziesz...
- Daj spokój... To była chwila mojej słabości... Przepraszam jeszcze raz...
- Chcesz o tym pogadać?
- Chcę, żebyś mi powiedziała, co o tym myślisz
- Szczerze?
- Szczerze.
- No dobra. Od razu mówię, że nie chcę żebyś zrozumiała mnie źle, czy coś w tym stylu.
- No dobrze, dobrze. Mów
- A więc... Uważam, że Steven do Ciebie nie pasuje kompletnie. Nie wiem, czy go kochasz tak naprawdę, czy jesteś z nim, bo nie chcesz być sama, czy się w nim zauroczyłaś. Nigdy nie rozmawiałyśmy tak naprawdę na ten temat... Ale jesteście oboje inni, nie mówię, że to źle, bo czasami dobrze jest się dopełniać w związku. Ale on stara się Cię zmienić, zmieniasz swoją osobowość przy nim totalnie. A mi się to nie podoba, bo jesteś cudowna taka, jaka jesteś. Zwariowana, szalona, robiąca wszystko na ostatnią chwilę, lubiąca się dobrze zabawić... A przy nim robisz się jak stara dewota... I wydaje mi się, że zgodziłaś się na jego oświadczyny, bo boisz się, że jak skończysz 30 lat to będziesz sama, a tak wcale nie jest... Naprawdę jesteś atrakcyjna i uwierz mi, że na pewno jest ktoś, kto do Ciebie wzdycha a Ty tego nie widzisz. A chwytać się kogoś, kto do końca Ci nie pasuje, tylko dlatego żeby się ustatkować nie ma sensu... Bo wyjdziesz za niego i co potem? Jak w końcu zaczniesz mieć go dość, to co? Albo będziesz się męczyć, albo weźmiesz rozwód i na co Ci to?
- Mówiłam Ci kiedyś, że Cię kocham?
- Nie raz - zaśmiałam się
- To powiem jeszcze raz, kocham Cię - wyszczerzyła się do mnie - Masz rację i przejrzałaś mnie na wylot. Ja się po prostu boję, że nigdy nie wystąpię w białej sukni...
- Kochanie, jesteś młoda, cały świat u Twych stóp - przytuliłam ją
- Z tą młodością nie do końca... Przemyślę to jeszcze, ale dziękuję, że powiedziałaś mi, co o tym myślisz - puściła mi oczko.
- Dobra, teraz ja Ci muszę coś powiedzieć
- No co tam?
- Byłam wczoraj u lekarza
- Ale jak to, byłaś umówiona na czwartek
- Tak, ale za bardzo się niecierpliwiłam... I na szczęście doktor zgodziła się mnie przyjąć
- I co?
- A jak myślisz? - spojrzałam na nią
- Myślę, że nie jesteś w ciąży.
- No cóż.... - dałam jej zdjęcia - To się rozczarujesz - uśmiechnęłam się szeroko
- Żartujesz?!
- Nie, jestem w ciąży
- O matko, matko, matko! - wypiszczała patrząc na zdjęcia. - Ale się cieszę! - przytuliła mnie
- Ja też...
- Jej... Aż nie mogę w to uwierzyć. Będę Ci pomagać, obiecuję
- Zobaczymy - puściłam jej oczko - Chodź, pomożemy Parkerom - zeszłyśmy na dół i pomogłyśmy Tom'owi i Kelsey. A właściwie Iza pomogła, bo mi nie pozwoli robić nic, oprócz obrania warzyw. Zjedliśmy posiłek i reszt dnia się leniliśmy. Podobnie minęły nam kolejne dwa dni. Nathan'a praktycznie nie było w ogóle w domu, a jak był, to mnie unikał. Zresztą wcale mu się nie dziwię...

Po wstaniu w czwartek i zjedzeniu śniadania, wróciłam na górę, żeby się ogarnąć. W końcu dzisiaj jadę po Kasię i Daniela! Zalokowałam włosy, umalowałam się jak zwykle i ubrałam. Zapukałam do Parkerów. Cisza. Zapukałam drugi raz i po chwili wychylił się zaspany Tom w samych bokserkach.
- No co tam? - zapytał i ucałował mnie w policzek
- Tommy! Dopiero wstaliście?!
- Ja wstałem, Kelsey jeszcze śpi - powiedział szeptem i spojrzał na łózko, w którym w najlepsze spała sobie blondynka
- Tom, jest 11! Ruchy. Weź prysznic, ja Ci zrobię śniadanie i czekam na dole. Mieliśmy jechać po moich przyjaciół...
- Fuck... Zapomniałem, już się zbieram
- To idę robić śniadanie
- Słońce?
- No?
- A mogę prosić o naleśniki?
- No nie wiem, czy się za bardzo nie zmęczę... - droczyłam się z nim i pogłaskałam po brzuchu
- Racja! Wybacz, nic nie rób, sam sobie zrobię! Zaraz jestem na dole - powiedział i zamknął drzwi. Zaśmiałam się i zeszłam na dół. Oczywiście zrobię mu te naleśniki, bez przesady, ciąża to nie choroba przecież. Włączyłam sobie radio i wzięłam się za robienie ciasta. W między czasie wstawiłam jeszcze wodę na herbatę. Usmażyłam naleśniki i przyszykowałam Parkerowi śniadanie. Jak kładałam właśnie obok napój, to do kuchni wszedł wyżej wspomniany osobnik.
- Nadia! - krzyknął - Mówiłem Ci, żebyś nic nie robiła! - spojrzał groźnym spojrzeniem, ale po chwili się rozpromienił i dodał - Ale dziękuję - i ucałował w czoło.
- No! Już myślałam, że nie podziękujesz. I proszę Cię, daruj sobie te nazbyteczne troszczenie się, bo zrobienie śniadania czy innych różnych lekkich czynności nie jest dla mnie zakazane. To tylko ciąża, Tom, nie choroba
- No ale ja się martwię po prostu.
- To się ie martw, będziesz się martwił jak się urodzi i trzeba będzie koło niego skakać - uśmiechnęłam się i dosiadłam do niego z kubkiem herbaty
- Dobrze, dobrze - puścił mi oczko - Ile mamy czasu?
- Spokojnie, powoli możesz jeść. Wystarczy jak wyjedziemy o 12.30, więc mamy godzinę.
- O no to super, bo nie mam serca jeść tych pysznośći nie delektując się ich smakiem, mmmm.... - wymlaskał, a ja się zaśmiałam
- Cieszę się, że Ci smakuje
- a Ty czemu nie jesz?
- Bo już jadłam.
- mhm, chyba że tak. No ale zawsze możesz zjeść jeszcze, tak?
- Tom... - pokreciłam głową - Ja naprawdę nie jestem workiem bez dna.
- Ale musisz jeść za dwoje!
- Bez przesady, jak będę głoda, to zjem.
- nie jak będę głodna, tylko już, mam Ci sam nałożyć? - spojrzał na mnie piorunującym wzrokiem
- A chcesz się pokłócić z samego rana?
- Nie, chcę tylko żebyś zjadła...
- Jadłam śniadanie, TOM! Daj spokój, bo zaraz pojadę sama taksówką, a po drodze będę miała wypadek, zaatakują mnie kosmici, napadną, zgwałcą i inne rzeczy i nie będzie nikogo, kto będzie mógł mnie uratować
- Dobra, przekonałaś mnie...
- Głupek - zaśmiałam się i wzięłąm łyka herbaty.
- Ale kochany - wyszczerzył się i dalej pałaszował śniadanie. Jak Tom skończył jeść, posprzątał po sobie i pojechaliśmy na lotnisko, oczekiwać moich przyjaciół. Jak tylko zobaczyłam Kasię podbiegłam do niej i mocno się przytuliłyśmy
- Ale sie stęskniłam! - wypiszczałam jej do ucha i ucałowałam
- Ja też Misia!
- A ja to nie?! - Daniel
- Szwagier! - krzyknęłam i teraz do niego się przytuliłam
- Miło Cię widzieć, ślicznie wyglądasz - uśmeichnął się
- Dziękuję, Wy też - odwzajemniłam gest - Kasieńko moja, jaki już masz brzuszek - pogładziłam ją po wypukleniu
- No, Malutka rośnie
- Chodźcie, bo mój driver czeka - puściłam im oczko i podeszliśmy do Tom'a
- Tom, to są moi przyjaciele, Kasia i Daniel, a to jest Tom mój nowy starszy brat - przedstawiłam ich sobie po angielsku, a oni podali sobie dłonie i wygłosili swoje 'miło mi poznać'.  Poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.
- To chodźcie, najpierw pokaże Wam wasz pokój, ogarniecie się ze wszystkim i potem posiedzimy, pogadamy, zrobimy coś dobrego na obiad - uśmiechnęłam się do nich
- No dobra - powiedzieli zgodnie i poszliśmy na górę. Zostawiłam ich samych i zeszłam na dół pomyśleć, co by tu zrobić na obiad
- Tomsey, macie jakies propozycje, co do obiadu? - zapytałam siedzących w kuchni  Parkerów
- Ja to bym zjadł coś dobrego
- No brawo, Geniuszu, a co konkretnie?
- Słońce, a jak byśmy zrobili coś polskiego?
- Nie głupia myśl... Nie robiłam Wam jeszcze naszych specjalnych przysmaków - zaśmiałam się - To poczekamy na moich Polaczków i coś wykombinujemy, co?
- No dobra. - odpowiedział Tom. Po jakiś 15 minutach Kasia z Danielem byli na dole i poznali się z Kelsey. Jako, że miałam ochotę na typowego schabowego z młodymi ziemniakami i młodą kapustą zaproponowałam zrobić to na obiad. Wszystkich składników oczywiście w domu nie było, więc był jeszcze szybki wypad do sklepu i po 30 minutach obierałam zmieniaki, Kasia szatkowała kapustę a Daniel przygotowywał schab. Widziałam jak Tom się wyrywał, żebym nic nie robiła, ale całe szczęście wiedział, że moi przyjaciele z Polski jeszcze nie wiedzą o ciąży i że to ode mnie mają się dowiedzieć, więc milczał jak zaklęty. Jakiś czas później do domu przybył Jay i Siva z Nareesha, więc zasiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy jeść. Nagle w drzwiach pojawił się Nathan i powiedział...







Hej Miśki <3
Nie spisałyście się aż tak dobrze jak poprzednio, ale i tak jestem z Was dumna :)
Macie kolejny rozdział i następny jakoś w tygodniu, może środa/czwartek? ;)
Ogólnie ten mi się nie podoba, bo taki nijaki i o niczym, ale muszą być takie, żeby potem mogło się coś dziać ;) 
No nic, całuje Was mocno i oczywiście KOMENTUJCIE :)

Ściskam! ;***

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 21.


Ubraliśmy się i poszliśmy z Nathan'em na pyszny obiad. On zamówił spaghetti, a ja sałatkę makaronową z krewetkami. 
- Pyszne - powiedział zostawiając pusty talerz - Ale Twoje lepsze - puścił mi oczko
- Nie wątpię - zaśmiałam się
- Masz prawo jazdy?
- Mam, a skąd to pytanie?
- Bo napiłbym się piwa, ale wtedy nie będę mógł prowadzić...
- Wybacz, ale ja nie wsiadam za kierownicę...
- Dlaczego?
- Od wypadku mamy nie potrafię się przełamać... - spuściłam wzrok
- Przepraszam... Ale przecież to nie z jej winy był wypadek
- Wiem, ale jak tylko siadałam za kierownicą chcąc gdzieś pojechać miałam przed oczami widok Jej rozbitego samochodu...
- Musisz się kiedyś przełamać... To Ci pomoże stawić temu czoło - złapał mnie za rękę
- Może kiedyś będę w stanie, nie teraz, napijesz się w domu, dobrze? - uśmiechnęłam się blado
- Dobrze - odwzajemnił uśmiech - To co, jedziemy?
- Pewnie - powiedziałam. Zapłaciliśmy i udaliśmy się do domu. Był pusty, nikt jeszcze nie wrócił. Włączyliśmy telewizor i postanowiliśmy polenić się przed TV, skoro pogoda była deszczowa. 
- Idę po piwo, napijesz się ze mną?
- Nie mogę - po chwili zorientowałam się, co powiedziałam i wiedziałam, że zaraz padnie pytanie...
- Dlaczego? - no to teraz mam szanse się wykazać. Wzięłam wdech, powiedz to, powiedz... Mówiłam sobie w duchu...
- Po prostu nie mam ochoty... - jestem żałosna
- Ok, to zaraz wracam, chyba że chcesz coś innego?
- Nie, dzięki... - powiedziałam cicho i wpatrzyłam się w telewizor. Po chwili wrócił Nath i marnowaliśmy czas na leżeniu i nic nie robieniu, oglądając jakieś durne programy na MTV (Alicee, mówi Ci to coś? ^^). Spojrzałam na Nathan'a pijącego piwo i po chwili zdałam sobie z czegoś sprawę. Jeżeli jestem w ciąży i to tak długo jak myślę... To ja piłam i paliłam mając w sobie dziecko! Usiadłam z pozycji leżącej. Przeraziłam się... 
- Co się stało?
- Coś sobie przypomniałam - spojrzałam na zegarek. Lekko po godzinie 17.. - możesz mi zamówić taksówkę?
- Zawiozę Cię, gdzie chcesz jechać?
- Piłeś, poza tym muszę to załatwić sama. Zamówisz?
- Ok, jak chcesz, zamówię - powiedział i sięgnął po telefon, a ja poleciałam do siebie żeby wziąć torebkę i sprawdzić adres. Zbiegłam na dół.
- Zamówiłeś?
- Tak, za chwilę będzie. Gdzie jedziesz?
- Powiem Ci jak wrócę, ok?
- A czemu nie teraz?
- Tak wolę, przepraszam... O taksówka jest, niedługo wracam - ucałowałam go w policzek i odwróciłam żeby pójść do drzwi. Nathan złapał mnie za rękę
- Wracaj szybko - i pocałował w usta. Uśmiechnęłam się i poszłam do taksówki. Podałam adres i zdenerwowana siedziałam, oczekując na dojazd na miejsce. Modliłam się, żeby dr Blackburn przyjęła mnie jednak dzisiaj, a nie dopiero w czwartek... Po 15 minutach byłam na miejscu. Poprosiłam taksówkarza, żeby na mnie zaczekał i weszłam do budynku. Poszłam do rejestracji i zapytałam czy przyjmuje dzisiaj dr. 
- Niestety, właśnie skończyła... Może mogę Panią umówić na inny termin?
- Nie.. Ja jestem umówiona na czwartek, ale potrzebuję porady już teraz. To naprawdę nagła sprawa...
- Rozumiem, ale nie wiem czy będę w stanie Pani pomóc... Proszę chwilkę poczekać, pójdę zapytać Pani dr czy by Pani jeszcze nie przyjęła, ale nie obiecuję zbyt wiele.
- Dziękuję bardzo... - odetchnęłam i chodziłam w kółko czekając aż wróci recepcjonistka. Cała się trzęsłam.  Co jeśli przez moją głupotę i nieogarnięcie zrobiłam krzywdę mojemu dziecku? O ile w ogóle jestem w ciąży... Zauważyłam wracającą brunetkę. 
- Dr Blackburn Panią przyjmie. Tylko szybko założymy Pani kartę - uśmiechnęła się do mnie, a ja odetchnęłam z ulgą. Podałam jej dane i poszłam do gabinetu. Po zapukaniu i usłyszeniu "proszę" weszłam do środka. 
- Dzień dobry - uśmiechnęła się do mnie kobieta w wieku około 40 paru lat. Sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej i znającej się na swojej profesji.
- Dzień dobry, dziękuję że zgodziła się Pani mnie jeszcze przyjąć..
- Nie ma za co, proszę usiąść - pokazała mi krzesełko i wzięła ode mnie kartę pacjenta
- A więc Pani... ?
- Adamczyk - uśmiechnęłam się
- Adamczyk... - powtórzyła z uśmiechem - Co Panią do mnie sprowadza?
- Mam podejrzenia, że mogę być w ciąży... Nie robiłam testu... Po prostu 12 grudnia miałam ostatni raz okres. Ale nie miewałam żadnych wymiotów i innych objawów. Nie zauważyłam, żebym też przytyła, no może trochę... Nie zarejestrowałam tego, że tak długo spóźnia mi się miesiączka i w tym czasie zdarzyło mi się spożywać alkohol i palić papierosy. To mnie martwi najbardziej...
- Rozumiem. Zaraz sprawdzimy, czy faktycznie jest to ciąża. Niektóre kobiety nie miewają w ogóle żadnych objawów, a także zdarzyło mi się, że pacjentka była w 7 miesiącu ciąży i w ogóle nie było po niej widać. Ale równie dobrze mogą to być inne czynniki, np stres, zmiana klimatu lub inne wewnętrzne problemy. No to cóż, może zaczniemy od usg. Zapraszam Panią na łóżeczko - wstała i stanęła przy łóżku czekając aż się położę. 
- Proszę podnieść bluzkę do góry i spokojnie sobie poleżeć - uśmiechnęła się. Włączyła sprzęt do usg, przykryła mi legginsy kawałkiem papieru, żeby ich nie ubrudzić, wylała specjalny żel i przyłożyła urządzenie do mojego brzucha. Poprzesuwała nim kilka razy i patrzyła w monitor.
- Pani Adamczyk, gratuluję. Jest Pani w ciąży - uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam gest, ale ze łzami w oczach. A więc naprawdę mam w sobie dzidziusia. Poczułam się dumna jak nikt inny na świecie. 
- Proszę spojrzeć - przekręciła monitor w moją stronę - Tu jak widać jest główka, tu serduszko, nóżki, oo właśnie bawi się pępowiną. Wygląda na całkowicie zdrowe, rozwija się prawidłowo - uśmiechnęła się. - Ma około 12 cm. Już drukuję zdjęcia. Życzy Pani sobie również na płycie?
- Tak poproszę.. - powiedziałam wzruszonym głosem cały czas patrząc się w monitor. 
- Posłuchamy jeszcze bicia serca - przyłożyła mi urządzenie do brzucha - Nagrywamy? - zapytała, a ja z uśmiechem pokiwałam tylko głową. Po kilku chwilach słyszałam bicie serduszka mojego Maleństwa. Biło szybciutko i miarowo. Znów łzy leciały mi z wzruszenia. 
- Dobrze, wszystko mamy, więc proszę się wytrzeć - podała mi papier. - Pani Adamczyk, ze względu na to, że dopiero pierwszy raz jest Pani na badaniu, a to już 17 tydzień, prosiłabym o zrobienie kilku badań kontrolnych i przybycie na wizytę za dwa tygodnie. Przepiszę Pani jakie witaminy powinna Pani teraz zażywać i dam Pani poradnik, co należy jeść, a czego nie w ciąży. Najważniejsze jest żelazo, którego może teraz w Pani organizmie brakować, a dziecko go bardzo potrzebuje. No i cóż, na następnej wizycie może poznamy już płeć dziecka, o ile oczywiście będzie chciała Pani wiedzieć - uśmiechnęła się
- Myślę, że będę chciała - odwzajemniłam gest
- No dobrze, w takim razie proszę na siebie uważać, dostosowywać do wskazówek i widzimy się za dwa tygodnie - podała mi recepty, zdjęcia usg i poradnik, a po chwili również dłoń. Uścisnęłam ją.
- Dziękuję bardzo, że znalazła Pani dla mnie chwilę. Proszę mi tylko jeszcze powiedzieć... Czy to możliwe, żebym mogła już czuć jak dziecko się rusza?
- To trochę za wczesne stadium, ale zdarzało się, że pacjentki miały wrażenie, że dziecko się poruszyło. A Pani tak miała?
- Dzisiaj lekko zakuł mnie brzuch... 
- Możliwe, że dzieciątko chciało dać znać, że istnieje - uśmiechnęła się
- Dziękuję jeszcze raz, do zobaczenia - odwzajemniłam gest
- Do zobaczenia. - powiedziała, a ja wyszłam z gabinetu, podziękowałam jeszcze recepcjonistce i udałam się do taksówki. Przeprosiłam za długie oczekiwanie i wróciłam do domu. 

Mimo, że pokomplikuje mi to pewnie kilka spraw w życiu, to cieszyłam się, że będę miała dziecko. W końcu zawsze o nim marzyłam. Wiem, jakie zadanie na mnie teraz ciąży i czułam wielką odpowiedzialność, żeby zapewnić mojemu Maleństwu wszystko, czego tylko będzie potrzebowało. Zanim weszłam do środka, wzięłam głęboki oddech, bo czeka mnie teraz rozmowa z Nathan'em. Bałam się jej jak cholera, bo nie wiedziałam jakiej reakcji mam się spodziewać. Weszłam do środka i udałam się prosto do salonu. Brunet leżał na kanapie i spał przy włączonym telewizorze. Zgasiłam go i przykryłam Sykes'a kocem, patrząc chwilę z uśmiechem jak słodko śpi. Poszłam po cichu do kuchni zrobić sobie herbaty. 
- O, już wróciłaś? - zapytałam Izy siedzącej przy stole z kubkiem w ręku
- Tak - odpowiedziała krótko nawet na mnie nie patrząc
- Co jest? - zapytałam siadając obok niej
- Steven mi się oświadczył.
- Wow... - wciągnęłam powietrze 
- No... 
- I co powiedziałaś? - nie odpowiedziała, tylko pokazała mi rękę z pierścionkiem
- Zgodziłaś się?
- A nie widać?
- Widać, tylko jestem trochę zszokowana...
- Dlaczego zszokowana? To co według Ciebie powinnam zrobić? Rzucić go, bo go nie lubicie? Ja już nie zasługuję na to, żeby wziąć kiedyś w końcu ślub? - wybuchła i podniosła głos
- Po pierwsze, to nie krzycz na mnie, bo nie widzę podstaw dlaczego masz to robić, a po drugie nie mówię, że nie zasługujesz. A to, że go rzekomo nie lubimy. Wcale tak nie jest, po prostu...
- Po prostu co? - przerwała mi dalej krzycząc - Po prostu macie w dupie, to co ja myślę i czuję. Najważniejsze jest wasze zdanie, a moje się nie liczy bo i po co, nie?
- Iza, czy Ty słyszysz, co Ty mówisz? Weź się ogarnij i po prostu przemyśl to dokładnie, a nie wyrzucasz mi jakieś chore rzeczy... Bo póki, co to zachowujesz się jak niedojrzały gówniarz.
- Ja niedojrzały gówniarz? Lepiej spójrz na siebie. To nie ja jestem w ciąży z kimś, z kim nawet nie jestem w prawdziwym związku. - zamarłam. Pierwszy raz usłyszałam od niej tak mocne słowa w moim kierunku. Nie powiedziałam nic, wstałam wzięłam torebkę i odwróciłam się, żeby wyjść z pomieszczenia, w którym znajdowała się moja ciotka. W wejściu do kuchni stał Nathan z miną bez wyrazu. Słyszał. Słyszał, że jestem w ciąży i nie dowiedział się tego ode mnie. Do oczu napłynęły mi łzy i wybiegłam stamtąd mijając bruneta. Pobiegłam na górę, zamknęłam drzwi na klucz, włączyłam muzykę na full, żeby zagłuszyć wszystkie możliwe dźwięki. Walnęłam się na łóżko i płakałam. Nie wiem, jak długo to trwało, ale dalej nie mogłam się uspokoić. Poczułam wibracje telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, dzwoni Tom. Odrzuciłam połączenie. Po chwili dostałam sms-a: "Słońce otwórz mi drzwi, nie uciekaj znów. Proszę.". Przyciszyłam muzykę, podeszłam do drzwi i otworzyłam. Wszedł Tom i od razu mnie przytulił zamykając za sobą jedną ręką drzwi. Wtuliłam się w niego i znowu wybuchnęłam płaczem. 
- No już, nie płacz...- gładził mnie po włosach. - Chodź usiądziemy i mi wszystko opowiesz - podeszliśmy do łóżka i dalej przytulona do niego łkałam starając się uspokoić. Tom mi pomagał głaskając po plecach. 
- Powiesz mi, co się stało?
- Pokłóciłam się z Izą. Wykrzyczała, że jestem w ciąży, a Nathan to słyszał i się dowiedział. Nie ode mnie, a to ja powinnam mu o tym powiedzieć. Żebyś widział jego minę... - załkałam znów. - Nic z tego nie będzie, Tom... Nie ma najmniejszych szans, żebym mogła z nim kiedykolwiek być... - usiadłam i wysmarkałam nos
- Szkoda, że nie dowiedział się od Ciebie. Poza tym, przecież jeszcze nie wiesz, czy jesteś w ciąży. Może nie jesteś i wszystko będzie w porządku, nie załamuj się tak szybko... - wzięłam torebkę do ręki. Wyjęłam z niej badania i podałam Tom'owi. 
- Co to jest? - zapytał otwierając
- Jesteś wujkiem, Tom - uśmiechnęłam się lekko
- Byłaś u lekarza? - otworzył  - Matko... tu jest dziecko!... - wyszczerzył się, a ja wybuchnęłam delikatnym, zapłakanym śmiechem
- Tak, Tom. Tu jest dziecko. Główka, serduszko, nóżki, rączki - pokazywałam po kolei. 
- A więc jednak?
- A więc jednak
- Gratuluję, przyszła Mamo - przytulił mnie mocno - Ale się cieszę - uśmiechnął się i dalej patrzył na zdjęcia
- Ja, mimo wszystko też. 
- Będzie dobrze, Słońce. Zobaczysz, daj tylko trochę czasu na uspokojenie się tego wszystkiego i przegryzienie tej sprawy. Wszyscy musimy się z nią oswoić.
- Musi być dobrze. Ale wiem, że z Nathan'em to skreślona sprawa. 
- Nie chcę Ci dawać złudnych nadziei... Ale nie nastawiaj się od razu negatywnie.
- Podchodzę do tego realnie, Tom. Żaden dwudziestolatek nie wiąże się z dziewczyną w ciąży. Koniec dyskusji na ten temat. Jak było u rodziców Kelsey? 
- Jak chcesz - westchnął - W porządku, bardzo sympatycznie, zresztą jak zawsze 
- A gdzie ona jest?
- Poszła się kąpać, zmęczona jest
- Mhm...
- Nadia, jak Iza będzie chciała z Tobą pogadać, to daj Jej szansę... Ona naprawdę żałuje tego, co powiedziała.
- Wiem, Tom. Znam ją nie od dziś i wiem, że najpierw coś chlapnie, a potem pomyśli, ale na pewno nie dzisiaj. Nie czuję się na siłach znosić Jej widoku. Jestem już tym wszystkim zmęczona
- To leć spać, musisz teraz na siebie...na Was - poprawił się z uśmiechem - uważać i dbać. Do jutra, Siostra - ucałował mnie w czoło i wstał.
- Tom?
- No co tam jeszcze?
- Naprawdę jesteś dla mnie jak starszy brat - uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił gest
- Zawsze marzyłem o młodszej siostrze - puścił mi oczko - Dobranoc - wyszedł z pokoju nim zdążyłam mu odpowiedzieć. Westchnęłam, zamknęłam drzwi w razie czego, wzięłam gorącą kąpiel i położyłam się do łóżka. Po chwili zasnęłam.







No i co? Da się? :D Jestem z Was dumna! W nagrodę macie rozdział szybciej niż miał być :D 
no i oczywiście mam nadzieję, że to nie była jednorazowa akcja, tylko pod tym rozdziałem równie szybko uwiniecie się z komentarzami :)
WITAM ANONIMKI! Ujawniłyście się Piękne moje w końcu :)) 
I jak Wam się podoba wizyta u lekarza? ;) 
Do następnego, Słoneczka moje <3

Ściskam! :**

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 20.


Następnego dnia wstałam i powoli ubrałam się. Zeszłam na dół myśląc, co zrobić na śniadanie a tam zastałam Izę z Max'em robiących naleśniki świetnie się przy tym bawiąc. A więc dzisiaj mam wolne.
- Haha weź, bo Cię zaraz obleję tym ciastem - śmiała się moja ciotka
- A tylko spróbuj, odwdzięcze się! A uwierz mi, że Ty bardziej na tym ucierpisz starając się zmyć to z włosów!
- No tak, Ty ze swoją łysiną nie miałbyś tego problemu...
- A widzisz! Dobrze jest być łysym.
- No to może i ja się na łyso obetnę, co? Piękna wtedy będę...
- Zawsze jesteś piękna - puścił jej oko Max, a moja ciotka się zaczerwieniła! Jezu, pierwszy raz widzę ją zawstydzoną... 
- Hej Wam! - krzyknęłam i weszłam do kuchni tym samym przestając ich podsłuchiwać. 
- Cześć, Malutka - ucałowałam Max'a
- A Ty co taka czerwona? - zapytałam z uśmiechem Izę po czym ucałowałam ją w policzek
- Gorąco mi - powiedziała i zaczęła się wachlować ścierką
- Mhm.... - zaśmiałam się i puściłam oczko Max'owi - Co tam dobrego robicie?
- Naleśniki z bananem i nutellą - zacieszyła Izka
- Ooo... Widzę, że chcecie się wkupić w moje łaski 
- Skądże. Po prostu Ty nam serwujesz ciągle jakieś pyszności to teraz czas na nas - uśmiechnął się Max
- O jak miło, dziękuję - uśmiech nr 5 - To ja Was zostawiam, bo nieźle sobie beze mnie radzicie, a ja idę posiedzieć na słoneczku, nie będę marnować ładnej pogody - powiedziałam i wyszłam do ogrodu. Usiadłam na ławce i wystwiłam twarz do słońca. Widać, że pogoda cały dzień się nie utrzyma, bo z oddali nadchodzą ciemne chmury, ale póki co się tym nie przejmowałam. Cieszyłam się promieniami, które padały mi na twarz. Położyłam ręce na brzuchu i może faktycznie troszkę mi go przybyło? Albo sobie wmawiam... Szczerze mówiąc miałam mieszane uczucia. Z jednej strony byłam pewna, że jestem w ciąży, a z drugiej... Żadnych objawów nie miałam. Co by nie było, będzie dobrze. Musi być dobrze. Mam dookoła siebie ludzi, którzy mi w tym pomogą. Tylko jak mam powiedzieć o tym Nathan'owi... I ważaniejsze pytanie, jak On na to zareaguje. Pewnie ta wiadomość skreśli wszystkie szanse na to, żebym mogła z nim kiedykolwiek być. W ogóle wszystko zmieni... Ale czasu nie cofnę i nie chcę myśleć o moim dziecku jako powód zepsucia moich relacji z kimś. Ono teraz jest dla mnie najważniejsze. 
- Nadia, chodź na śniadanie! - usłyszałam krzyk Izy z kuchni. 
- Przynieście mi tu! - odkrzyknęłam. Nie chciało mi się ruszać z miejsca. Zamknęłam oczy i ponownie wystawiłam do słońca. Po chwili poczułam zapach naleśników. 
- Mmm... Ale pachnie - powiedziałam i otworzyłam oczy, żeby ujrzeć przed sobą talerz z naleśnikami trzymany przez... spojrzałam na górę. Przez Nathan'a.
- Hej - uśmiechnęłam się i wzięłam od niego talerz - Dziękuję
- Hej - pocałował mnie w policzek - Nie ma za co - powiedział i dosiadł się do mnie ze swoją porcją śniadania
- Ale pyszne - zachwycałam się po wzięciu pierwszego kęsa. 
- No postarali sie, nie powiem - uśmiechnął się mój towarzysz - Ale cieplutko, co?
- No cieplutko, ale nie na długo chyba - pokazałam mu ciemne chmury za nami
- Znowu będzie padać. Ale przynajmniej śniadanie zdążymy zjeść na słońcu.
- Racja - uśmiechnęłam się i zajadałam śniadaniem.  Jedliśmy w ciszy rozkoszując się spokojem i smakiem śniadania.
- Ale się najadłam... - odstawiłam na bok talerz i złapałam się za brzuch z ciężkim westchnięciem.
- Ja też... - Nathan uczynił to samo. - Jakie plany na dziś?
- Chyba słodkie lenistwo, bo co innego robić?
- No coś by zawsze można było wymyślić.
- W sumie... Mam ochotę popływać
- Można iść na basen - uśmiechnął się
- Ooo... Jestem za!
- To co, pytamy resztę?
- No pewnie - powiedziałam i wstałam biorąc talerze do ręki
- Ja wezmę - Nathan je ode mnie wziął. Weszliśmy do kuchni i wstawiliśmy je do zmywarki. Nikogo na dole nie było więc udaliśmy się na górę
- To co, ja pytam Izy, Tom'a i Max'a, a Ty Jay'a i Sivy? - zapytałam
- Może być - powiedział i wparował do pokoju Jay'a, a ja poszlam najpierw do mojej ciotki
-No heeeeeej - weszłam i zastałam ją malującą się
- Nie wiesz, że się puka?
- Wiem, ale przecież jestem u siebie, nie? - zaśmiałam się i usiadłam na łóżku
- Z tego, co wiem, to Twój pokój jest na przeciwko
- Doprawdy? Ojej... Musiałam się pomylić
- No, musiałaś. Gadaj, co tam chcesz
- Mamy plan pójścia na basen, piszesz się?
- Nie bardzo, bo jestem umówiona ze Steven'em
- Ooo no to może razem pójdziecie?
- Nie, mamy inne plany. Steven zaprosił mnie do swojej rodziny, więc wiesz nie mogę odmówić - uśmiechnęła się do mnie
- No dobra, okej, z teściami nie wygram, idę pytać dalej - zaśmiałam się i udałam w kierunku pokoju Parkerów. Tym razem zapukałam, po usłyszeniu 'proszę' weszłam.
- Hej, Miśki. Piszecie się na wypad na basen?
- Właściwie to wybieramy się do rodziców Kelsey... - powiedział Tom
- Jezu, to jakiś dzień teściów czy jak? Bawcie się dobrze - zaśmiałam się i wyszłam z pokoju. No to jeszcze Max. Weszłam do pokoju i od razu zapytałam
- Heeej, idziesz z nami na baa... matko święta - zmieszłam się i odwróciłam w drugą stronę. Max wyszedł z łazienki tak jak go bóg stworzył
- Gołego faceta nie widziałaś? - zacieszył - Poza tym PUKA SIĘ - puknął mnie w głowę dalej nie ubrany
- Max, jesteś jakimś ekshibicjonistą? Weź się ubierz i nie zbliżaj do mnie dopóki tego nie zrobisz - zakryłam oczy rękami. Swoją drogą ciałko ma niezłe :P
- A dlaczeeegooo? - zapytał - Czyżbyś miała na mnie ochotę?
- Max, daruj sobie - zaśmiałam się z wciąż zakrytymi oczami
- Czyli masz - dał w ryk
- Chciałbyś!
- A żebyś wiedziała - dalej się śmiał - Już możesz zabrać te ręce, ubrałem się
- Na pewno? - upewniałam się.
- Na pewno. - powiedział i zabrał mi ręce z twarzy. Otworzyłam oczy i ujrzałam twarz Max'a przed moją - ZBOCZEŃCU - krzyknął i zaczął się śmiać ze swojego jakże zabawnego dowcipu
- Jesteś głupi, tyle Ci powiem - zaśmiałam się
- No to, co tam chciałaś? Chyba, że chodziło Ci tylko o zobaczenie mojej nienagannej sylwetki, to już możesz iść - znowu zaczął się śmiać
- Max, jesteś zbyt pewny siebie - pokręciłam głową - I do tego masz głupie poczucie humoru. Chciałam zapytać, czy idziesz z nami na basen
- Ooo znowu chcesz patrzeć na moje ciało - śmiech.
- Dobra, idę sobie. Narazie - szłam w kierunku drzwi
- No już, haha, przestaję hahaha.
- No właśnie widzę... - spojrzałam na niego pobłażliwie.
- No juuuuż. Dzisiaj lecę do Manchasteru na kilka dni. Czas odwiedzić rodzinkę
- To naprawdę jakiś dzień rodzinny... No nic, idę zobaczyć, co z resztą. A Ty baw się dobrze i wracaj szybko - uśmiechnęłam się i go przytuliłam
- Będziesz tęsknić? - zaśmiał mi się do ucha
- No pewnie, cholernie
- No to na pewno szybko wrócę, Skarbie - zaśmiał się i ucałował mocno w policzek. Uśmiechnęłam się jeszcze do niego i wyszłam na korytarz. Udałam się do pokoju Sykes'a. Tak jak myślałam siedział na łóżku i czekał na moje relacje.
- I co? - zapytał od razu
- U mnie lipa, a u Ciebie?
- Też... Jay umówił się z jakąś dziewczyną, a Siva i Nareesha lecą na jakiś pokaz mody...
- No to nici z basenu... - usiadłam obok niego
- Dlaczego? Możemy iść sami - uśmiechnął się
- No w sumie racja... To co, za 10 minut na dole?
- Jasne
- To do zobaczenia - wysłałam mu uśmiech i udałam się do pokoju spakować rzeczy. Wyszłam z pokoju i natknęłam się na Nathan'a, który też wychodził od siebie z pokoju.
- Ale się zgraliśmy - uśmiechnęłam się. On odwzajemnił gest i udaliśmy się do samochodu. Po około 30 minutach już byliśmy na basenie.
- To co, najpierw pływamy, później relaks? - zapytał
- Mi pasuje - odpowiedziałam i wskoczyłam do basenu. Pływaliśmy na dwóch torach obok siebie właściwie równo. Po jakiś 50 basenach trochę się zmachałam i postanowiłam odsapnąć. Nie ta sama kondycja, co była wcześniej. Kiedyś potrafiłam przepłynąć co najmniej dwa razy więcej za jednym razem. No cóż, dawno nie pływałam, jakieś 5 lat? Szmat czasu. Dopłynął do mnie Sykes
- To co teraz Pani preferuje? Jacuzzi? Sauna?
- A może drugi basen? Ten z cieplejszą i płytszą wodą? - uśmiechnęłam się
- Jak Panienka woli - odwzajemnił gest i puścił mnie przodem. Szliśmy do drugiego basenu, poczekałam aż się ze mną zrówna i jak byliśmy obok, to wepchnęłam go do wody. Patrzyłam jak chlupnął i od razu wskoczyłam za nim i odpłynęłam żeby mnie nie widział, bo pewnie chciałby się zemścić ;) Schowałam się na drugim końcu basenu i patrzyłam jak się wynurzył i szuka mnie wzrokiem. Jak odwracał się w moją stronę, to nurkowałam. Po kilku zanurzeniach ja straciłam go z oczu. Rozglądałam się, gdzie on się podział? Podpłynęłam na środek basenu i dalej go nigdzie nie widziałam. Nagle ktoś złapał mnie za nogi i zanurzył do wody. Oczywiście nie kto inny jak sam Nathan Sykes, który śmiał się perliście ze swojej zemsty.
- Ależ zabawne - udałam obrażoną i odpłynęłam od niego lekko się krztusząc, bo woda wleciała mi do gardła. Stanęłam przy końcu basenu i wykaszliwałam ciecz.
- W porządku? - zapytał po dopłynięciu do mnie
- Tak
- Przepraszam...
- No daj spokój - uśmiechnęłam się i przestałam kasłać.
- Na pewno wszystko ok?
- Na pewno
- Ale należało Ci się - zaśmiał się. A ja razem z nim. Nie wiem, co się stało, ale znów było tak jak wcześniej. Był rozpromieniony, ciepły... Patrzył na mnie wzrokiem, który w nim kochałam... Tak kochałam. Aż sama się zdziwiłam, że tak pomyślałam. Patrzyłam na niego, na jego oczy, nos, usta, w ogóle całą twarz. Naprawdę była idealna, wszystko się zgadzało, było na swoim miejscu. Nawet najmniejszej wady, nic. Uśmiechnęłam się.
- O czym myślisz? - zapytał
- O Tobie - powiedziałam znów po polsku wspominając chwile spędzone przy London Eye
- Znowu mówisz coś, czego nie rozumiem... Co to znaczy?
- Kiedyś Ci powiem
- A czemu nie teraz?
- Bo nie zasłużyłeś - zaśmiałam się
- A jak mogę zasłużyć? - uniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się
- Nie mam pojęcia
- Mam pewien pomysł...- powiedział i spojrzał na mnie tajemniczo. Zbliżył się do mnie
- Jaki pom...- nie dokończyłam, bo poczułam jego usta na swoich. Aż nogi mi się ugięły... Nathan jedną ręką mnie do siebie przybliżył cały czas trzymając ją na moich plecach, a drugą złapał za kark i całował mnie bardzo zachłannie. Zarzuciłam mu ręce na szyje i równie mocno jak on oddawałam mu pocałunki. Pragnęłam go jak nikogo wcześniej. Czułam jego rękę błądzącą po moich plecach i schodzącą coraz niżej. Drugą przeniósł w to samo miejsce i złapał mnie za pośladki unosząc lekko do góry. Zarzuciłam mu nogi na biodra i oplotłam mocniej ramionami wokół szyi nie przestając całować. Stawało się to coraz bardziej namiętne i odważne.
- Nathan... - przerwałam, a on dalej całował mnie po szyi i dekolcie - Jesteśmy na basenie... - zeszłam z niego i stanełam na nogach odpychając lekko
- To co z tego - dalej nie przestawał całować mojej szyi. Zaśmiałam się
- To, że ludzie na nas patrzą - rozejrzał się
- Ja nie widzę, żeby ktoś się na nas patrzył - znów przyssał się do mnie
- Nathan! - zachichotałam
- No dooobra - zrezygnowany dał mi buziaka w usta i zanurzył się w wodzie, żeby po chwili wypłynąć
- Ochłonąłem - uśmiechnął się, a ja się zaśmiałam
- To dobrze, co powiesz na jacuzzi?
- Z chęcią - złapał mnie za rękę i poszliśmy do małego basenu z masą bąbelków i gorącą wodą. Weszliśmy do środka i usiedliśmy obok siebie cały czas trzymając się za ręce.
- Ale przyjemnie... - wymruczałam, odchyliłam głowe do tyłu i rozkoszowałam się chwilą
- Może być jeszcze przyjemniej - powiedział Nathan i nim się zrorientowałam podnisół moją głowę i znów mnie całował. Śmiejąc się oddawałam mu pocałunki i położyłam nogi na jego kolanach, a ręką błądziłam po jego twarzy, szyi i torsie. Czułam się... Aż nie wiem jak to wyrazić, było mi po prostu cudownie w jego objęciach i bosko mi się z nim całowało. Wszystko dookoła przestawało istnieć, byliśmy tylko my i nasze złączone ze sobą usta. Tym razem całowaliśmy się po woli badając dokładnie każdy kawałek naszych języków. Przejechałam językiem po jego ustach rozkoszując się ich smakiem i zakończyłam pocałunek.
- Mógłbym Cię całować w nieskończoność. Robisz to niesamowicie dobrze - uśmiechnął się patrząc mi prosto w oczy, gładząc mnie po policzku
- Wrodzony talent - odwzajemniłam gest. Lustrowałam jego tęczówki starając się dokładnie zapmiętać ich kolory i kształt, gdy po chwili lekko zabolał mnie brzuch.
- Ał... - usiadłam prosto i dotknęłam się w miejscu, które mnie zabolało
- Co się stało?
- Zabolał mnie brzuch...
- Oj...
- Nathan? - muszę mu powiedzieć o moich podejrzeniach. Musi wiedzieć, szczególnie On...
- Tak?
- Muszę Ci coś powiedzieć...
- Wiedziałem, że jesteś głodna, chodź idziemy na jakiś dobry obiad - zaśmiał się i wstał wystawiając mi dłoń. Złapałam za nią i westchnęłam. Nie potrafię mu tego powiedzieć...






Heeeejoo ;**
Jest rozdział na specjalne życzenie mojej Paprotki, bo mnie męczyła i męczyła, więc nie miałam wyjścia :P <33
W ogóle okrąglutki 20 rozdział! :DD A będzie co najmniej drugie tyle ^^
W następnym rozdziale dowiecie się czy Nadia jest w ciąży ;) Wiem, nie możecie się doczekać..:P
Może w weekend dodam kolejny, to będziecie mogły spać spokojnie :P
I proszę, aby KAŻDY kto przeczyta DODAŁ KOMENTARZ, bo dalej lekko dziwny jest dla mnie fakt, że wchodzicie i nie dajecie nawet najmniejszego znaku, że przeczytałyście, tym bardziej, że obserwujących przybywa, a nawet nie dadzą znaku, że są... A komentarze, jak wiecie naprawdę są motywujące i zachęcają do dalszego pisania, staje się to wtedy jeszcze bardziej przyjemne :) Nawet jeżeli nie macie konta na bloggerze, możecie dodawać, także zachęcam, moje drogie i do następnego! :))

Ściskam! :**

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 19.

  
- Jaki film?! Dziewczyno, ja się teraz nie skupię na niczym! Booooże, ale fajnie. Będziemy mieli bobaska! -zajarała się moja ciotka
- Przecież Ty nie lubisz dzieci, instykt macierzyński Ci się odezwał, czy jak? - zasmiałam się
- Obcych nie lubię! Ale Twoje na pewno będzie słodziutkie, po cioci oczywiście - wyszczerzyła się
- Aha, na pewno. Mam nadzieję, że Twoje geny go nie tkną nawet
- Słuchaj! Moje geny to żywe złoto, więc nie pyskuj
- Ehe, ehe, przemilczę - dalam w śmiech
- Ale z Ciebie gnom! - powiedziała - Ale i tak Cię kocham! - i przytuliła mnie mocno
- Ja Cię też, Wariatko - uśmiechnęlam się i też ją przytuliłam
- Nadia, powiesz ojcu dziecka o nim? - zapytała Nareesha. Wszyscy spojrzeli na mnie i w skupieniu oczekiwali na odpowiedź.
- A kto właściwie nim jest? - zapytał nieogarnięty Max
- Max, głąbie jeden. To oczywiste, że ten dupek... - Kelsey
- Tak, Marcin jest ojcem... Jeszcze nie wiem. Wolałabym nie mówić, bo wiem, że i tak niczego to nie zmieni, że się dowie... I tak nie będzie chciał mieć z nim nic do czynienia...
- A skąd masz tą pewność? W końcu to ojciec, powinien wiedzieć... Oczywiście nie chcę Ci nic narzucać,
Kochana...
- Wiem - uśmiechnęłam sie do niej - I masz rację, powinien wiedzieć, ale jeżeli go to w ogóle w jakikolwiek
sposób by przejęło. A jego by to nie ruszyło, miałby to gdzieś. Myślę nawet, że by powiedział, że to mój
problem, albo że pewnie przespałam się z kimś, nie wiem kto jest ojcem i wrabiam jego... On nie raz dał mi do zrozumienia, jak jeszcze byliśmy razem, że jak bym zaszła w ciążę, to on by umył ręce.... Nie wiem jeszcze, co zrobię. Narazie skupiam się tylko i wyłącznie na dziecku.
- I ja myślę, że to jest najlepsze rozwiązanie, żebyś teraz skupiła się tylko na nim - uśmiechnęła się ciepło Kelsey
- I o nic się nie martw, my Ci pomożemy we wszystkim
- Szczerze mówiąc, to liczę trochę na waszą pomoc - zaśmiałam się lekko - Bo wiem o dzieciach tyle samo, co wy
- Jakoś damy radę, ja będę usypiał maleństwo - powiedział Max
- A ja tulił jak się obudzi w nocy - Tom
- A ja będę się z nim bawić - Jay
- Ja mogę przewijać - Kelsey
- Ja mam młodsze rodzeństwo, więc mam wprawę i mogę kąpać - Nareesha
- A ja będę kochać! - powiedziała dumna z siebie Iza
- Ehe... - rozejrzałam się po wszystkich - To co zostaje dla mnie?
- KARMIENIE! - powiedzieli wszyscy naraz i zaczęli się śmiać ze swojej synchronizacji.
- Jesteście nienormalni - zaczęłam smiać się razem z nimi - No ale dobra, narazie proszę Was o ciszę na ten
temat, dopóki na sto procent nie potwierdzę tej ciąży...
- Jak to dopóki nie potwierdzisz? - Tom
- Muszę iść do lekarza i potwierdzić to na sto procent
- A test nie jest wystarczającym potwierdzeniem?
- Ja go nie robiłam jeszcze...
- Jak to? - zapytała Iza - To skąd wzięłaś to, że jesteś w ciązy?
- Odkąd tu przyjechałam nie miałam okresu. A prawie 4 miesiące to bardzo długo, nie sądzisz? Wniosek
wysuwa się sam
- Ale Ty jesteś oszołom! - krzyknęła - Przecież na samym okresie nie mozesz stwierdzać, że jestes w ciązy!
Rózne czynniki mają na to wpływ...
- Wiem, Kochana cioteczko. Ale na tą chwilę, dla mnie to jedyne wytłumaczenie. Pójdę do lekarza i zobaczymy, dlatego nie zapeszamy i nie rozmawiajmy o tym narazie, dobrze? - rozejrzałam się po wszystkich dookoła.
Każdy lekko pokiwał głową. - No to cieszę się, że się rozumiemy, macie jakiś numer do dobrego ginekologa? - zwróciłam się do dziewczyn
- Już ci daję, kobieta nazywa się dr Blackburn i jest bardzo sympatyczna i delikatna - powiedziała Nareesha i wyciągnęła telefon, żeby po chwili podyktować mi numer. Wyszłam do kuchni i zadzwoniłam. Umówiłam się na czwartek, bo wcześniej nie było wolnych terminów.
- Za 4 dni się wszystko okaże - powiedziałam wchodząc do salonu - Skusi się ktoś na dobre ciasto?
- ooooo no pewnie - powiedział Tom oblizując się
- To idę do sklepu i coś upichcę - powiedziałam i się odwróciłam do wyjścia
- Poczekaj, to pojedziemy samochodem - powiedział mój brat z wyboru
- Tom, sklep jest 10 minut drogi PIECHOTĄ stąd...
- Nie marudź, nie wiadomo czy nie jesteś w ciązy, więc nie możesz dźwigać - przewróciłam oczami
- Niech Ci będzie....- zeszliśmy do garażu i wsiedlismy do auta. Tom ruszył i od razu zapytał
- Nadia, co z Nathanem?
- Mogłabym Cię zapytać o to samo i podejrzewam, że byś mógł powiedzieć więcej na ten temat niż ja... Bo nie mam pojęcia, Tom...
- Ale się pokomplikowało... A cos było między Wami?
- Całowaliśmy się kilka razy... Miałam wrażenie, że coś się rodzi między nami, czułam to... Ja dalej mam
wrażenie, że coś do niego czuję, coś dużego i silnego... Nie wiem kiedy i jak to się stało, ale chyba się w nim zakochałam... Tylko, że on od jego imprezy się zmienił... jest inny, zimny... Jego oczy nie biją takim ciepłem do mnie jak wczesniej. Tak jakby wyczuł to, co ja dopiero odkryłam... Nie wiem, co robić z tym, Tom...
- Faktycznie jest dziwny od tamtej pory... Też to zauważyłem na imprezie już, jak Ty nagle zniknęłaś. Myślałem, że się pokłóciliście
- No coś Ty... Ja... musiałam wrócić do domu, bo źle się czułam po prostu - skłamałam. Nie chciałam go
martwić bez sensu, że mało nie zostałam zgwałcona, gdyby nie Max...
- No to nie wiem o co chodzi... Może dobija go to, że jest tak daleko od rodziny? Może teraz już będzie lepiej... Postaram sie z nim pogadać
- Moze Tobie cos powie... Tom, minąłeś sklep - powiedziałam patrząc na sklepik, do którego zawsze chodzę, bo jest najbliżej
- Wiem, pojedziemy do większego supermarketu. Skoro już jesteśmy samochodem to zrobimy większe zakupy - uśmiechnął się do mnie
- No dobra - odwzajemniłam uśmiech. Kupiliśmy chyba wszystko, co się dało. Zaczynając od zwykłego chleba, przez krewetki kończąc na całej masie słodyczy. Wrócilismy do domu i po rozpakowaniu wszystkiego, wzięłam się za ciasto. Nie mogłam się zdecydować na jedno, więc zrobiłam brownie i sernik na zimno. Po jakiś dwóch godzinach skończyłam i poszłam na górę do siebie zadzwonić do Kasi, krzycząc do wszystkich, że jak wrócę to pokroję nam pyszności, które zrobiłam. Całe szczęście, moja przyjaciółka była dostępna na skypie, więc od razu kliknęłam zieloną słuchawkę i po chwili widziałam ją na ekranie mojego laptopa.
- No heeeeej, i jak decyzja? - zapytałam
- Hej, Ciotka. Niestety nie mam dobrej wiadomości... - posmutniała, a ja razem z nią
- No nie...
- No niestety... Będziesz nas miała na głowie przez dwa tygodnie - uśmiechnęła się szeroko
- Aaaaa! - wydarłam się - Wyściskam Cię za karę jak przyjedziecie! Jej, ale super, nie mogę się doczekać, kiedy będziecie? - wyszczerzyłam się
- Daniel przed chwilą kupił bilety na czwartek
- Hej, Nadia! - usłyszałam krzyk Daniela w oddali
- Cześć, Szwagier! Czwartek o której będziecie na lotnisku, to Was odbiorę?
- O 13.20 - powiedział chłopak siadający obok mojej przyjaciółki i machający do kamerki. Odwzajemniłam gest z szerokim uśmiechem
- Ale fajnie Was razem widzieć! No to świetnie, wyrobie się. I może będę miała dla Was małą nowinę
- Jaką nowinę?
- W czwartek pogadamy, Słoneczko moje
- Weź Ty nie denerwuj kobiety w ciąży, cooo? - wyszczerzyła się Kasia. Taaaa, to działa w obie strony, Skarbie! Tylko jeszcze o tym nie wiesz, śmiałam się w duchu.
- Dobra, dobra. Miśki ja muszę lecieć, bo zrobiłam ciasto i boję się, że jak mi się do niego dorwą, to nic z niego nie zostanie. W czwartek się widzimy, będę na lotnisku. Kocham Was i pilnujcie się, Robaczki - pomachałam im i wysłałam buziaki
- Ooo, na czwartek jakieś zrób - wyszczerzył się mój, Szwagierek.
- Dla Ciebie zawsze
- Trzymaj się, Słoneczko, my też Cię kochamy i ściskamy mocno. Do czwartku - uśmiechnęła się moja
przyjaciółka i też mi pomachali. Zamknęłam laptopa i szczęśliwa poleciałam na dół podzielić się nowiną z
resztą.
- Mam do Was pytanie, a właściwie to tylko informacje - zaśmiałam się i dosiadłam do nich w salonie.
Zauważyłam, że wrócił Nathan i siedział na fotelu.
- Co znów za rewelacja? - zapytał Max
- W czwartek na dwa tygodnie przylatują moi przyjaciele z Polski, mam nadzieję, że nie będą Wam
przeszkadzać?
- No co Ty, Kochana. Nas nigdy za wiele - puściła mi oczko Kels
- Kasia i Daniel? - zapytała Iza
- Tak - uśmiechnęłam się do niej szeroko
- Ooo ale fajnie, jak dawno ich nie widziałam
- Ja tak samo, stęskniłam się za nimi jak cholera, więc strasznie się cieszę, że przylecą. Dobra, wiadomość
ogłoszona, to kto chce ciasta? - zapytałam i pofrunęłam do kuchni. Nikt nie odpowiedział, więc uznałam, że
każdy ma ochotę. Weszłam do kuchni i jak ujrzałam brytfanki praktycznie PUSTE, z jednym kawałkiem z
każdego, to zaczęłam się śmiać. Ale z nich głodomory! Zrobiłam sobie herbatki, nałożyłam pozostałości na
talerzyk i udałam się do salonu.
- Jesteście niemożliwi - usiadłam na przeciwko nich i zaczęłam ostentacyjnie jeść ciasto. - Nie żal wam na mnie teraz patrzeć, Głodomory jedne? - zaśmiałam się
- I to jak... To brownie było genialne... - powiedział Siva - W życiu lepszego nie jadłem
- A sernik... Nie wyszłaś z wprawy! Daj trochę - Iza przykucnęła obok mnie i nastawiła swój pyszczek nad
moim talerzykiem
- Miałaś swoją część! Podejrzewam, że podwójną, więc teraz spadaj! - zaśmialam się i zabrałam talerzyk dalej od niej
- Wredna... - powiedziała i zrezygnowała wróciła na kanapę
- Ale kochana - wystawiłam jej język
Reszta dnia upłynęła bardzo spokojnie na oglądaniu telewizji. Koło 21 stwierdziłam, że idę do siebie szykować się spać, bo byłam już lekko śpiąca. Pożegnałam się ze wszystkimi i poszłam na górę. Naszykowałam sobie piżamę i nalałam gorącej wody do wanny. Zasłaniałam właśnie zasłony, gdy zauważyłam, że dzisiaj jest pełnia. Od mojego pierwszego pocałunku kilka lat temu nie potrafię przejść obojętnie i nie postać chwili patrząc na nią. Wyszłam na balkon, oparłam się o barierkę i wpatrywałam się w księżyc oddychając powoli i ciesząc się chwilą. Wróciły wspomnienia i uśmiechnęłam się delikatnie.
- O czym myślisz? – usłyszałam głos po drugiej stronie balkonu. Spojrzałam na bruneta z uśmiechem i znów wróciłam wzrokiem do pełni.
- Wspominam
- Co takiego? – stanął obok mnie i również oparł się o barierkę.
- Mój pierwszy prawdziwy pocałunek
- Podzielisz się tym wspomnieniem ze mną? – uśmiechnęłam się szerzej
- To było jakoś jak miałam 14 lat. Pierwsza randka z chłopakiem, wyciągnął mnie na nią podstępem, bo powiedział, że ma dla mnie coś pięknego. Poszliśmy na długi spacer, odprowadził mnie pod dom i zanim się pożegnaliśmy zapytał, czy pamiętam, że coś mi obiecał. Potwierdziłam, a on odwrócił mnie delikatnie i pokazał pełnię księżyca, pocałował w policzek i powiedział, że dzisiejszej nocy świeci tylko dla mnie. Na specjalne zamówienie – uśmiechnęłam się – Ja się odwróciłam i spojrzałam na niego. Powiedział, że jestem
wyjątkowa i mnie pocałował. Było to dla mnie tak cudowne uczucie i tak niespodziewane, że myślałam, że zemdlałam na chwilę. Dosłownie, bo nie pamiętam początku pocałunku. Ocknęłam się w trakcie – zaśmiałam się
- Idealny pierwszy pocałunek – uśmiechnął się Nath
- Oj tak. Lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. Tylko szkoda, że chłopak okazał się dupkiem - również uśmiech zagościł na mojej twarzy
- Nie ma ludzi idealnych, niestety.
- A no nie ma…
- Jak się czujesz? – zapytał, a ja spojrzałam na niego.
- A o co pytasz?
- No, ostatnie prawie dwa dni przeleżałaś w łóżku, źle się czułaś
- Aaa… Już lepiej – powiedziałam i odwróciłam wzrok. Powinnam mu powiedzieć to, co reszcie. Zwłaszcza on powinien to wiedzieć.
- Nathan…
- Nadia… – powiedzieliśmy równocześnie i uśmiechnęliśmy do siebie delikatnie
- Ty pierwsza – powiedzi
- A może Ty?
- Nie, nic ważnego, więc mów
- Ja w sumie też… Chciałam powiedzieć, że jestem już zmęczona i chciałam się położyć… - stchórzyłam.
- Chciałem powiedzieć to samo – uśmiechnął się lekko – To do jutra. Śpij dobrze – powiedział i pocałował mnie w policzek blisko kącika ust przytrzymując swoje usta w tym miejscu dłużej niż zwykle. Zaciągnęłam się jego zapachem i przymknęłam oczy. Po chwili Nathan znów był naprzeciwko mnie. Uśmiechnęłam się blado i patrzyłam jak idzie do swojego pokoju. Nie pragnęłam teraz niczego bardziej niż móc się do niego przytulić. Ze zgaszonym uśmiechem weszłam do środka, wzięłam kąpiel i położyłam się na łóżku żeby po chwili zasnąć.








Witam, Was Kochane w wakacje! :DD
W końcu! Po egzaminach z wolną głową ;P Chociaz jeszcze jeden egzamin w piątek, ale to już w gruncie rzeczy formalność :P Także zaczęłam WAKACJE <3 I w końcu mogę wrócić do częstszego pisania, a już mam kilka planów w głowce ;D Niektóre podsunęłam mi moja Alicee <33 Także należą jej się uznania :P 


Mam nadzieję, że jeszcze w tygodniu dodam kolejny, więc jak myslicie, okaże się że Nadia będzie w ciązy, czy nie? ;)))


Ściskam! :**