niedziela, 27 października 2013

Rozdział 38.

Spędziłyśmy świetny wieczór z Kelsey na rozmowach, dopóki obie nie padłyśmy na kanapie nie wiadomo kiedy. Nie namawiała mnie do tego, żebym dała szansę Nathan'owi, ale co jakiś czas jak nawinął się temat mówiła pozytywnie na jego temat i szczerzę mówiąc udawało się jej wzbudzać w moim sercu nadzieję na to, że może faktycznie mogę mu zaufać. Chłopaki codziennie do nas dzwonili i pytali co u nas słychać. Za każdym razem Nathan przypominał mi o podróży do Gloucester i zawsze odpowiadałam mu, że pamiętam, ale i tak wiedziałam, że tam nie pojadę. Postanowiłam spakować się dla picu, wyjść z Kels z domu i potem do niego wrócić. Może to było nie fair, ale naprawdę źle czułabym się z myślą, że zwalam się na głowę rodzinie bruneta i byłoby to dla mnie dość niezręczne. Kiedy nastał dzień mojego "wyjazdu", spakowałam byle co do walizki, ubrałam się i zeszłam na dół. Stargałam powoli swoją i tak lekką walizkę i postawiłam pod drzwiami. Zdążyłam sobie nalać soku i usłyszałam Kelsey schodzącą ze swoją walizką
- Pomóc ci? - wyjrzałam z kuchni
- Nie, zaraz zniosę twoją - odpowiedziała, a jak zeszła i zobaczyła, że moja już stoi spojrzała na mnie pobłażliwie - Odbiło ci?
- Też cię kocham - zaśmiałam się
- Spakowałaś wszystko? Wiesz, że prosto z Gloucester jedziesz do Polski?
- Mhm... - stwarzałam pozory
- Dobra, za - spojrzała na zegarek, który miała na ręku - jakieś 30 minut wychodzimy, więc jeszcze masz czas. Dawaj tą walizkę i idziemy cię porządnie spakować.
- Co? - spojrzałam na nią zdziwiona
- Błagam cię... - podeszła do mojej walizki i ją uniosła - Może mi powiesz, że wszystkie twoje rzeczy ważą jakieś 3 kg?
- Oj Kels...
- Żadne, Kels. Nie kombinuj, jedziesz do Gloucester i idziesz się grzecznie spakować
- Ale... - zaczęłam
- Mam sama cię spakować? - przerwała mi
- Ugh... nie lubię cię - zrobiłam "złą" minę
- Też cię kocham - wzięła moją walizkę i poprowadziła na górę, a ja człapałam za nią. Pod czujnym okiem blondynki zapakowałam wszystko, co trzeba było.
- I nie można tak było od razu? - uśmiechnęła się triumfalnie
- Ehe... - mruknęłam i pomogłam jej znieść walizkę z powrotem na dół. 
- Czyli gotowa? - zapytała mnie. Wzięłam torebkę i potwierdziłam - To teraz daj mi klucze od domu - nastawiła rękę
- Coo?!
- Klucze od domu
- Jezu, Kels, ty jesteś jakimś duchem świętym czy jak? - wyjęłam je niechętnie z torebki zła, że przejrzała mój plan
- Nie ja. Nathan mi to wszystko zalecił, bo przeczuwał, że będziesz chciała się wymigać od pojechania do Karen
- Jezu, nie mam do was sił...
- Wybacz, ale jakbyś przeze mnie została w domu, to by mi tego nie darował. Tom zresztą też... - wzięła ode mnie klucze, wyszliśmy z domu i zamknęłyśmy go. Wpakowałyśmy się do taksówki i ruszyłyśmy najpierw na dworzec. Kels pomogła mi wyjąć walizkę z taksówki i chciałam się z nią pożegnać, ale ta postanowiła pójść ze mną i dopilnować, że wejdę do pociągu i nie wymyślę sposobu, żeby wrócić do domu. 
- Jezu, Kelsey! Przecież i tak nie mam wyjścia, bo zabrałaś mi klucze. Pojadę do Gloucester, nie musisz mnie odprowadzać!
- Wybacz, ale to też nie był mój pomysł
- Widzę, że muszę sobie porozmawiać z Nathanem... - powiedziałam pod nosem. Weszłyśmy na peron po kupieniu biletu i po wpakowaniu walizki do pociągu pożegnałam się z blondynką
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za mocno, co? - zapytała tuląc mnie
- No coś ty - pocałowałam ją w policzek - No może trochę - zaśmiałam się
- Przejdzie ci - też zachichotała - Widzimy się za dwa tygodnie, trzymaj się tam i dbaj o siebie
- Ty też, Kochana. I powodzenia na zawodach! - uśmiechnęłam się do niej i weszłam do pociągu. Pomachałam jej i kiedy pojazd ruszył usiadłam na swoim miejscu i westchnęłam głośno. Wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer do Nathan'a. Odebrał po dwóch sygnałach
- Hej, już w pociągu? - zapytał radośnie
- A myślisz, że po twoich zapobiegawczych zaleceniach mogłoby mnie tu nie być? - burknęłam, na co on się zaśmiał
- Cieszę się, że Kels dotrzymała słowa
- A ja nie, Nath! Czuję się głupio...
- Już ci to tłumaczyłem. Zresztą sama zobaczysz jak się ucieszą, że przyjedziesz
- Mhm... No przecież wiadomo, że nie powiedzą mi wprost, że nie chcą mnie tam
- Nadia... - westchnął - Czemu ty jesteś taka uparta, co?
- Bo taka moja natura - zaśmiałam się
- W końcu!
- Co w końcu?
- Słyszę dzisiaj twój śmiech - powiedział miękko i czuć było w głosie, że się uśmiecha
- Jesteś niemożliwy - pokręciłam głową, ale też się uśmiechałam
- A ty cudowna
- Dobra, rozmowa schodzi na złe tory widzę, więc chyba tam jakieś obowiązki masz, co?
- A właśnie nie, bo mamy przerwę w próbie
- Cwaniak - zaśmiałam się
- Tęsknię za tobą - powiedział, a mi serce zabiło szybciej
- Ja za tobą też... - odpowiedziałam cicho
- Za dwa tygodnie się widzimy - powiedział weselej
- Tak, już coraz bliżej
- Muszę kończyć, bo na próbę nas wołają
- No to leć
- Pamiętaj, że czekam
- Wiem...
- Uważaj na siebie
- Ty też, pa. - rozłączyłam się. Wpatrzyłam się w widok za oknem. Tęskniłam za nim bardziej niż bym tego chciała. Codziennie patrzyłam na jego zdjęcia i chciałam już go zobaczyć, mimo że chciałam uciec od uczucia, którym go darze, to było ono silniejsze ode mnie i zamiast maleć cały czas wzrastało, a to nie ułatwiało niczego. Wyjęłam słuchawki z torebki i reszta podróży minęła mi w rytm muzyki lecącej z mojego telefonu. Po dotarciu do Gloucester i wyjściu z pociągu od razu zauważyłam Jess z Karen idące w moją stronę z uśmiechem.
- Heeej! - krzyknęła młodsza i uścisnęła mnie mocno uważając na mój brzuszek - Cieszę się, że do nas przyjechałaś - uśmiechnęła się - A raczej przyjechaliście - i dotknęła mojego brzuszka - Cześć maluszkuu - powiedziała do niego, a ja poczułam jak Ann mnie kopnęła
- Ciebie też miło widzieć, Jess. Ona też się cieszy - puściłam jej oczko - Witaj, Karen - uśmiechnęłam się do mamy blondynki i uścisnęłam z nią
- Witaj, prześlicznie wyglądasz - uśmiech nie schodził jej z twarzy
- Przepraszam, że tak zwalam sie wam na głowe... - zaczelam, ale nie dane mi bylo skonczyc
- Nadia, Kochanie, my naprawde cieszymy sie, ze przyjechalas. Nathan mowil mi, ze nie chcialas przyjechac i uwierz mi, ze jakbys tego nie zrobila, to sami bysmy po ciebie przyjechali. Nie powinnas siedziec sama w domu - usmiechnela sie
- No chyba, ze po prostu nas nie lubisz - wziela mnie pod wlos Jessica
- Przeciez wiesz, ze was uwielbiam - objelam ja ramieniem
- No to jak wszystko wyjasnione to idziemy do samochodu - wyszczerzyla sie i wziela moja walizke.

Dwie godziny pozniej po moim "zadomowieniu sie" Karen podala nam obiad i usiedlismy w kuchni tez i z tata Natha, ktory wrocil z pracy. Rozmawialismy ze soba jakbysmy sie znali od lat i odkad tu przyjechalam nie zalowalam ze to zrobilam. Pomoglam pozmywac po posilku i poszlam do mojego tymczasowego pokoju troche odpoczac, bo kregoslup dawal mi sie we znaki i czulam sie calkowicie wypruta. Gdy lezalam na lozku wpadla do mnie Jess.
- Jak sie czujesz? - zapytala i usiadla obok mnie
- Juz troche lepiej - usmiechnelam sie i podnioslam sie troche zeby tez usiasc
- A jak tam malenstwo?
- Szaleje - zasmialam sie - Pokazuje mi, ze jest
- Mocno kopie?
- No czasem niezle potrafi dac czadu. Chcesz dotknac? - zapytalam
- No pewnie! - ucieszyla sie z propozycji. Wzielam jej dlon i polozylam ja sobie na brzuchu. Po chwili mala kopnela
- Ojejku... Ale swietne uczucie - rozpromienila sie - Czesc, sloneczko - powiedziala do brzucha - Tu ciocia Jess. Masz cudowna mamusie, wiesz? - usmiechnela sie do mnie
- I boska ciocie - puscilam jej oczko
- Sluchaj, ide spotkac sie z przyjaciolka, nie chcialabys do nas dolaczyc? Poszlybysmy na jakas pizze czy cos - usmiechnela sie
- Z ogromna checia, ale nie dzisiaj, Kochana... Raczej bylabym kiepska towarzyszka, bo jestem padnieta...
- No tak...
- Ale pizzy i tak ci nie odpuszcze - poczochralam ja po wlosach
- No mam nadzieje - usmiechnela sie identycznie jak jej brat
- Ale jestescie do siebie podobni z Nathanem - powiedzialam
- Juz to mowilas
- No wieeeem - zasmialam sie - Zazdroszcze ci, zawsze marzylam zeby miec starszego brata
- To fakt, Nath jest cudownym bratem - usmiechnela sie - Zawsze moglam na niego liczyc. Tylko w sprawach chlopakow mu sie nie zwierzalam
- Jakbys kiedys miala potrzebe o nich pogadac, to jestem
- No nie wiem czy chcialoby ci sie mnie sluchac
- No pewnie! O mlodszej siostrze tez marzylam - usmiechnelam sie
- To musimy sobie kiedys zrobic nocne pogaduchy
- Obowiazkowo - puscilam jej oczko
- Super - ucieszyla sie - To odpoczywaj, a ja uciekam, bo zaraz sie spoznie - pocalowala mnie w policzek i wstala
- Baw sie dobrze!
- Dzieki - usmiechnela sie i wyszla z pokoju. Ledwo zdazyla to zrobic, a zadzwonil moj telefon. Odebralam zadowolona
- Dzien dobry, Panu
- Dzien dobry, Pani - zasmial sie - Jak tam moja rodzinka? Bardzo zle?
- A wrecz przeciwnie, bardzo dobrze
- No widzisz? A tak nie chcialas jechac
- Oj, bo dalej mi glupio... I chyba po prostu posiedze tu tydzien i wczesniej pojade do Polski i tam sie juz spotkamy
- Przeciez masz wizyte u lekarza trzy dni przed wyjazdem
- A no tak... no to nie mam wyjscia...
- A no nie masz - zasmial sie - A jak sie czujesz?
- Troche kiepsko...
- Co ci jest? - przejal sie
- Spokojnie, plecy mnie tylko bola i Ann mi szaleje. A tak to wszystko w porzadku. Jak tam koncerty? - zmienilam temat
- To odpoczywaj duzo. Koncerty swietnie, dajemy z siebie wszystko - czuc bylo w glosie, ze sie usmiecha
- To ciesze sie - sama sie usmiechnelam
- Musze konczyc, bo Scooter przyszedl cos poustalac jeszcze...
- No to smigaj
- Uwazaj na siebie i odpoczywaj duzo
- Wiem, ty tez tam uwazaj na siebie
- I czuj sie jak u siebie - dodal
- No w twoim pokoju jest mi idealnie - zasmialam sie
- No nie dziwie sie - uslyszalam jego smiech
- Nath?
- Tak?
- Tesknie za toba - powiedzialam cicho
- A ja za toba... Jak nie bedziesz spac, to jeszcze pozniej zadzwonie
- Dobrze, trzymaj sie, pa
- Pa... - skończyliśmy rozmowę. Niestety mimo tego, że próbował się do mnie później dodzwonić nie udało nam się porozmawiać, bo najzwyczajniej w świecie padłam.

Kilka dni później, kiedy pogoda była przepiękna, przed południem usiadłam w ogródku razem z Karen skorzystać z czerwcowego słońca. Jess była w szkole na zakończeniu roku szkolnego, a James w pracy. Z wystawioną twarzą do promieni odpoczywałam i relaksowałam się gawędząc z Karen.
- A jak tam twoje samopoczucie z tym, że jesteś w ciąży? Oswoiłaś się już z tym? - zapytała w pewnym momencie
- Jak najbardziej, dużo mi w tym pomogłaś - uśmiechnęłam się do niej - Teraz czuję, że nic lepszego w życiu nie mogło mnie spotkać niż moja mała Ann. Nie mogę doczekać się kiedy ją zobaczę, tylko boję się porodu... - przyznałam się szczerze
- No lekko nie jest, aczkolwiek znam kobiety, które rodziły zaledwie 20 minut i nie zdążyły się zbytnio zmęczyć - zaśmiała się - Ale ten moment kiedy je widzisz... Pamiętam, kiedy dali mi małego Nathana na ręce po tych całych 18 godzinach ciężkiego porodu od razu wszystko przeszło, cały ból, zmęczenie... Liczyło się tylko to, że mam go już przy sobie - uśmiechnęła się - Dlatego nie myśl o tym, bo uwierz mi, że warto to wszystko przetrwać
- Domyślam się - też się uśmiechnęłam - Tylko brakuje mi tego, żeby mała miała tatę...
- Dalej się tym zamartwiasz?
- Mhm... - mruknęłam - Tylko trochę pod innym kontekstem. Karen... Ja się zakochałam
- No to bardzo dobrze, cieszę się, Słoneczko - uśmiechnęła się i złapała mnie za rękę
- Tylko, że boję się wejść w związek ze względu na moje dziecko...
- A czy ten chłopak powiedział ci, że odwzajemnia twoje uczucia?
- Nie raz - uśmiechnęłam się - Tylko, że ja nie chcę marnować mu najlepszych lat na niańczenie nie swojego dziecka... I też boję się... - szukałam odpowiednich słów - Boję się, że coś pójdzie nie tak i Ann na tym ucierpi... - spuściłam głowę
- A jak on się wypowiedział na ten temat?
- Powiedział, że się nami zajmie. Mną i Ann, godzi się na to
- No to w czym problem? Nadia, posłuchaj... To, że nie jesteś z ojcem swojego maleństwa nie oznacza, że całe życie masz być sama. Naprawdę możesz znaleźć kogoś, kto wychowa Ann na cudowną i mądrą dziewczynkę razem z tobą. A jeśli nie spróbujesz i nie dasz mu szansy, to się nie dowiesz czy na tę szansę zasługuje
- Myślę... Myślę, że zasługuje, ale czułabym się jak nie wiem jak to nazwać... hipokrytka? Że dla swojego własnego szczęścia chcę poświęcić jego młode lata, podczas których mógłby robić wiele innych rzeczy niż bycie już ojcem w tak młodym wieku...
- Kochanie nie byłabyś hipokrytką, bo on chce tego samego szczęścia i rozdzielibyście je na dwoje i uwierz mi, że dziecko w wielu rzeczach nie przeszkadza jak się wszystkim wydaje. Wszystko można ze sobą pogodzić, wystarczy włożyć w to trochę siebie, więc swoich lat nie traci, jak to ujęłaś
- Karen, tylko że...- przerwałam na chwilę - Tym chłopakiem jest twój syn
- Wiem o tym - uśmiechnęła się
- Jak to? - wytrzeszczyłam na nią oczy - Nath ci powiedział?
- Nie musiał - zaśmiała się - Jak przyjechaliśmy w kwietniu widziałam jak na siebie patrzycie. Nie chcę żebyś teraz pomyślała, że mówiłam to wszystko właśnie ze względu na mojego syna. Mówiłam, co myślę, Kochanie. I powiem ci coś - patrzyła mi prosto w oczy - Zawsze chciałam go wychować na odpowiedzialnego, myślącego racjonalnie mężczyznę, który wie, co robi i jeśli się na coś decyduje to całym sobą. I myślę, że mi się to udało. Nie raz mi dał ku temu dowody, więc nie bój się mu zaufać - uśmiechnęła się - Jestem pewna, że razem dalibyście radę przejść wszystkie trudności, oczywiście nie chcę cię do tego namawiać, bo to twoja decyzja i zrobisz jak będziesz uważała. Chcę ci pokazać, że masz możliwość być szczęśliwa i spełnić swoje pragnienie, żeby twoja córeczka miała tatę, który zrobi dla niej wszystko. Nie wiem, czy Nathan ci wspominał kiedyś, że James nie jest jego biologicznym ojcem? - zapytała
- Nie... - odpowiedziałam zdziwiona
- Kiedyś miałam te same dylematy, co ty dlatego doskonale cię rozumiem - ścisnęła mnie znów za dłoń - James pojawił się w naszym życiu, kiedy Nath miał 2 latka. Bałam się mu zaufać, bałam się być szczęśliwa kosztem jego i tego, że kiedyś może go zabraknąć nagle w życiu Nathana, a ja potem nie będę wiedziała jak mu to wytłumaczyć. Ale zaryzykowałam, stwierdziłam, że małemu dziecku potrzebni są oboje rodzice i spróbowałam. I to była najlepsza decyzja w moim życiu - uśmiechnęła się - Dzięki tej decyzji mam cudowną córkę, a moje dzieci mają pełną rodzinę. Kiedy Nathan dorastał, to właśnie do James'a kierował pytania na temat kobiet, byli najlepszymi przyjaciółmi i są do tej pory, a mój mąż był zawsze dla mnie wsparciem. Dlatego myślę, że to kolejna rzecz, która może dać ci pewność do tego, że Nath wie, co robi, bo sam wie jak to jest nie mieć biologicznego taty.
- Jej, Karen... - odezwałam się po chwili - Aż nie wiem, co powiedzieć... Jesteś niesamowita - przytuliłam ją - Czuję się jakbyś tą całą opowieścią i swoimi radami zdmuchnęła wszystkie chmury przykrywające moją nadzieję i odwagę żeby zaryzykować... Tyle ludzi próbowało mi wytłumaczyć to samo, co ty... Ale dopiero tobie udało się mnie przekonać...
- Oj, Kochanie... - zaśmiała się lekko i przytuliła mocniej - Ja uważam, że w końcu sama byś do tego doszła, w końcu mądra z ciebie młoda kobieta - uśmiechnęła się
- Nie tak jak ty - też wysłałam jej szczery uśmiech
- Ja mam po prostu większy bagaż życiowy za sobą
- Dziękuję za tę rozmowę, jesteś niesamowita i strasznie przypominasz mi moją mamę...
- Nie zastąpię ci jej, wiem, ale zawsze możesz na mnie liczyć i kto wie, może niedługo będziesz mogła tak do mnie mówić - puściła mi oczko, na co ja się zaśmiałam
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się - Teraz muszę porozmawiać z Nathan'em... Powiedzieć mu, że dam mu szansę
- Cieszę się, zobaczysz, że nie będziesz żałować
- Mam nadzieję - westchnęłam - W podziękowaniu robię dzisiaj obiad - powiedziałam, wstałam i ucałowałam ją w policzek
- Pomogę ci - wstała również. Chciałam już zaprotestować, ale mnie ubiegła i dodała - Też nie potrafię bezczynnie siedzieć jak ty - zaśmiała się i objęła ramieniem.






Hej, Misiaki :) :*
Jak Wam się podoba rozdział? :) Ta Karen, to mądra kobieta, nie? :D
Dziękuję za gratulacje dostania pracy <3 Co prawda nie jest to nic specjalnego, ale dochód daje, także San - będę męczącą konsultantką jednej z sieci telefonicznych ;) Ktoś zainteresowany internetem? :D
Hah, dokładnie kololowa, liczy się wyobraźnia! :) Chociaż sama osobiście znam 19stolatka, który związał się z dziewczyną, która była w 3 miesiącu ciąży z innym chłopakiem. Teraz są po ślubie i wychowują malutkiego chłopczyka :)
Nie możecie się doczekać aż Nadia będzie z Nathanem, co? :D Sama się nie mogę doczekać, ale jeszcze trochę poczekamy :) Został nam następny rozdział i po nim jedziem do POLSKI! :)
Dlatego nie przedłużam i do napisania! ;***

ŚCISKAM! :**
 

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 37.


- Slonce... - obudzilo mnie lekkie szturchanie
- Hmm...? - mruknelam nie otwierajac nawet oczu
- Wstaniesz nas pozegnac, spiochu? - zasmial sie Tom
- O matko, jasne! - otrzezwialam i zerwalam sie
- Spokojnie, mamy jeszcze pol godziny - smial sie patrzac na moje tempo
- Jezu Tooooom - zalozylam szlafrok i przytulilam chlopaka - Jak ja bede tesknic za tym smiechem...
- Ja tez bede tesknil za toba... - powiedzial i tez mnie przytulil - Ale szybko minie, zobaczysz. Nim sie obejrzymy a bedziemy juz w samolocie do Polski
- Oby tak bylo, Tomuś...
- Owww jak ja uwielbiam jak tak mowisz
- Wiem, chce ci sprawic troche przyjemnosci na koniec - zasmialam sie - Zebys mial za czym tesknic 
- Glupek - przewrocil oczami - Dobra, chodz na dol - usmiechnal sie. Opatulilam sie szczelniej szlafrokiem i zeszlismy do kuchni, gdzie chlopcy jedli sniadanie
- Heeeeeej - przeciagnelam smutno
- Czeeeeeesc! - krzykneli chorkiem
- Czemu mnie nie obudziliscie wczesniej? Zrobilabym wam jakies nalesniki a nie same kanapki jecie... - mruknelam i usiadlam na wolnym krzesle
- Bo wolelismy zebys sobie pospala - usmiechnal sie Max
- Ale ja chcialam wam zrobic cos dobreeego 
- Kochaaaana - usmiechnela sie Iza
- I jeszcze ciebie mi zabieraja no... - jeknelam - Dobrze, ze chociaz bede miala Kels - usmiechnelam sie do dziewczyny
- Chociaz... No dzieki - zasmiala sie
- Oj wiesz co mialam na mysli - tez zachichotalam
- Pamietaj, zeby telefon nosic przy sobie - odezwal sie Nath
- Wieeeem - usmiechnelam sie do niego - Dorobic wam jeszcze? - zapytalam widzac ostatnia kanapke na srodku stolu
- Ja juz dziekuje - odetchnal Max
- Ja tez sie najadlem - Jay
- Ja tez - odezwala sie reszta
- To moze herbaty jeszcze komus?
- ...
- Soku?
- ...
- Cokolwiek?
- Nadia, daj spokoj - zasmiala sie Iza
- No co... Nie lubie tak bezczynnie siedziec...
- Kels, wspolczuje ci - zasmial sie Jay
- Ej, az taka straszna jestem?
- Wrecz przeciwnie - Max bronil Loczka - Chodzilo mu o to, ze bedziesz chciala non stop gotowac dla Kels - usmiechnal sie
- No to chyba dobrze, ze bedzie miala co jesc, tak?
- No pewnie, ze tak, Kochana - Blondynka mnie przytulila
- Chociaż ty jedna mnie doceniasz...
- Ej, my też cię doceniamy! - powiedział Tom
- Dobra chłopaki - odezwał się Siva i spojrzał na zegarek - Czas się zbierać - wstał od stołu, a reszta razem z nim. Poszliśmy do przedpokoju, gdzie stały walizki. Kels przytuliła się do Tom'a, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić...
- Słoneczko moje - Iza się rozczuliła i przytuliła mnie jako pierwsza - Będziemy tęsknić - ucałowała mnie
- Ja też... - wykrzywiłam usta w podkówkę. Przytuliłam się też z resztą cały czas powtarzając tą samą kwestię "będę tęsknić". Ostatni Nath przytulił mnie najmocniej.
- Pamiętaj, żeby mieć telefon przy sobie
- Wiem
- I uważaj na siebie
- Wiem
- Jak coś się będzie działo, dzwoń
- Wiem
- Jess z mamą będą na ciebie czekać - odsunął mnie od siebie i spojrzał w oczy - więc nie próbuj żadnych sztuczek
- Wieeeeem - westchnęłam. On musnął krótko moje usta i uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Chłopcy zaczęli wychodzić z domu, a my z Kels przytuliłyśmy się do siebie i patrzyliśmy jak pakują się do busa. Machałyśmy im dopóki nie zjechali z podjazdu i nie zniknęli za bramą. Obie równocześnie westchnęłyśmy ciężko, po czym spojrzałyśmy na siebie i się uśmiechnęłyśmy do siebie.
- To zostałyśmy same... - powiedziałam i zamknęłam drzwi
- Czyli co? Rozkręcamy imprezę, nie?
- No pewnie - uśmiechnęłam się, poszłyśmy do kuchni. Położyłam sobie płatki i mleko na stole i sięgnęłam miseczkę z szafki.
- Jadłaś śniadanie z nimi?
- Nie
- Czyli zjesz ze mną - powiedziałam i wzięłam też drugą miseczkę stawiając ją przed blondynką. Nasypalam platkow i zalalam mlekiem. Obie mialysmy lyzki w rekach, ale zamiast jeść to w ciszy bawilysmy sie plywajacymi na mleku platkami.
- Nadia, czemu nie jesz? - odezwala sie pierwsza jakby "wyszla" na chwile ze swoich mysli
- Chyba dlatego co ty... - skrzywilam sie, a ona westchnela
- Nie mozemy tak sie zalamywac przeciez... - powiedziala jakby do siebie - Dawaj, jemy i lecimy na jakies zakupy czy cos, co?
- Mysle, ze to dobry pomysl - usmiechnelam sie - A na pewno lepszy od siedzenia

Godzine pozniej siedzialysmy w samochodzie Parkera, ktory Kels pozwolila sobie pozyczyc. Zmierzalysmy do centrum handlowego i kiedy tam dojechalysmy blondynka elagancko zaparkowala na parkingu i weszlysmy do srodka
- To od jakiego sklepu zaczynamy? - zapytala
- A mozemy od dzieciecego? - usmiechnelam sie
- Pewnie! Kupimy malutkiej jakies slodkie ubranka - nachylila sie do mojego brzucha i glaszczac go mowila do niego, na co ja sie zasmialam. Weszlysmy do sklepu i skierowalysmy do dzialu z malutkimi ciuszkami. Rozczulalysmy sie nad parami malutenkich skarpeteczek, bucikow, bluzeczek czy slodkich malych eleganckich koszul. Spedzilysmy tam okolo dwoch godzin i udalo nam sie przejrzec chyba wszystkie mozliwe ubranka jakie oferowal sklep. Z kilkoma sztukami malutkiej odziezy zwrocilysmy sie do kasy.
- Ale ci zazdroszcze, ze mozesz sobie wybierac ubranka dla swojego dzieciatka - usmiechnela sie Kels po wyjsiu
- Ty tez kiedys bedziesz
- No wieem - powiedziala - Obkupilysmy mala, to teraz czas na nas! - pociagnela mnie w strone jednego ze sklepow. Kilka godzin pozniej, obladowane od stop do glow, ale i zadowolone stwierdzilysmy, ze mamy dosc i idziemy cos zjesc. Szlysmy alejkami do samochodu, kiedy nagle sie zatrzymalam, bo wpadlo mi cos do glowy.
- Kels, wejdziemy tu na chwile? - pokazalam na sklep
- Jasne, a co chesz sobie kupic jakas bizuterie? - zapytala
- No moze jakies kolczyki... - weszlam i sie rozejrzalam przegladajac asortyment - co o tych myslisz? - zapytalam pokazujac na jedne male i skromne srebrne kolczyki
- Ladne, ale zobacz na te - pokazala mi inne. Rozgladalysmy sie dalej az doszlysmy do gablotki z pierscionkami
- Zobacz jaki sliczny - Kels pokazala mi jeden, czekalam na ten moment
- Ale piekny! - zachwycilam sie - Moglybysmy przymierzyc? - usmiechnelam sie do ekspedientki
- Oczywiscie - odwzajemnila gest i wyjela pierscionek podajac go blondynce. Ta zalozyla go na   palec. Rozmiar byl idealny. Ogladalysmy go z podziwem.
- Zaloz ty - podala mi go
- Na mnie troche za maly, bo juz mi palce zaczely puchnac - zasmialam sie - Mozemy zobaczyc wiekszy rozmiar? - zapytalam
- Tak - ekspedientka wziela ode mnie pierscionek - To jest 8, wiec mysle, ze 9 dla pani bedzie idealna - podala mi drugi. Zalozylam go i odsuwajac od siebie rękę patrzylam jak wyglada na dloni. Prezentowal sie naprawde niezle. Zdjelam i oddalam.
- Dziekujemy bardzo. Z pierscionka chyba zrezygnujemy - popatrzylam na Kels, ktora potwierdzila - Ale chcialam jeszcze zobaczyc te kolczyki... - powiedzialam i udalam sie w tamtym kierunku. 10 minut pozniej wyszlysmy ze sklepu z zakupionymi przeze mnie malymi srebrnymi kuleczkami wysadzonymi malymi cyrkoniami.
- No to zakupy uwazam za udane - usmiechnela sie Kelsey - A ty?
- Jak najbardziej. Strasznie jestem zadowolona z tej turkusowej sukienki
- A ja z tej kobaltowej. Jak myslisz, moge ja zalozyc na wesele?
- No jasne! Wygladasz w niej oblednie - powiedzialam i schowalam torebki do bagaznika samochodu, przy ktorym juz bylysmy
- Dziekuje - wyszczerzyla sie - A ty co zakladasz?
- No jeszcze nie wiem, bo nie moge narazie kupic sukienki. Brzuch mi jeszcze urosnie do tego czasu, wiec zakup musze zostawic na ostatnia chwile
- No w sumie racja... - powiedziala i wsiadlysmy do samochodu - To co, dzisiaj robimy ci wolne i na obiad, a wlasciwie kolacje - zasmiala sie - pojedziemy do jakiejs restauracji, hm?
- Jestem za, bo umieram z glodu - powiedzialam zapinajac pasy
- No to swietnie - usmiechnela sie i ruszyla. Pojechalysmy do restauracji, w ktorej jeszcze nie bylam. Przywital nas kelner i zaprowadzil do wolnego stolika. Podal karty dan i pozwolil zastanowic sie nad wyborem. Ja zamowilam salatke makaronowa z krewetkami i pestkami dyniowymi, a Kelsey postawila na zapiekanke makaronowo miesna. Posilki przyszly bardzo szybko i byly przepyszne. Zjadlysmy wszystko, zaplacilysmy i pojechalysmy do domu.
- Kels co powiesz na szybka kapiel i male pizama party? - zaproponowalam
- Jak ty wiesz czego mi trzeba! - zasmiala sie - Umawiamy sie za pol godziny na dole?
- A moze jednak troche dluzsza kapiel i za godzine? I tak jeszcze wczesnie, a marze o wymoczeniu moich spuchnietych nog...
- Jasne - usmiechnela sie. Poszlysmy do swoich pokoi i korzystajac z okazji zadzwonilam szybko do Tom'a
- No co tam? Tylko szybko, bo zaraz mamy koncert - powiedzial po odebraniu
- Chcialam ci tylko powiedziec, ze misja wykonana i rozmiar pierscionka Kels to 8
- No co ty gadasz? Tak szybko to zalatwilas? - ucieszyl sie
- Jasne. Przeciez wiesz, ze jestem boska - zasmialam sie
- I to jak! Dzieki wielkie. Musze konczyc, bo mnie wolaja.
- No lec, pozdrow chlopakow. I Nathana...
- Oww... specjalne wzgledy ma, że oddzielnie go wymieniasz? - zachichotal
- Oj, spadaj Parker - tez sie zasmialam - Pa! - rozlaczylam sie i usmiechnelam do telefonu. Poszlam nalac sobie wody do wanny i wrocilam do pokoju po pizame. Zapikal mi telefon dajac znac, ze dostalam smsa. Byl od Nathana. Otworzylam wiadomosc i przeczytalam: "Dziękuję! Cały czas myślę o Tobie... Caluje! x". Usmiechnelam sie i po trzykrotnym przeczytaniu wiadomosci odlozylam telefon i poszlam sie zrelaksowac.

- Keeeels! Ja juz schodze na dol! - zapukalam do jej drzwi
- Zaraz dojde - odkrzyknela. Poszlam do kuchni i postanowilam zrobic nam herbaty. Chwile pozniej szlam do salonu z dwoma kubkami. Postawilam je na stoliku i wrocilam sie do kuchni po paczke zelek, ciastek, czekolady i krakersow. Nie wiem na co Kels bedzie miala ochote, wiec wolalam sie jakos zabezpieczyc. Ulozylam sie wygodnie na sofie przykrywajac sie kocem kiedy doszla do mnie Kelsey.
- Juz jestem - powiedziala i tez wlazla pod koc - Widze, ze czeka nas dluga noc - zasmiala sie patrzac na zapasy, ktore przynioslam
- Czy dluga to nie wiem, ale na pewno obfita
- No widze - puscila mi oczko i wziela kubek z herbata
- Kelsey?
- No co tam?
- Myślisz... - zaczęłam, ale nie wiedziałam jak ubrać w słowa moje pytanie
- Myślę co? - starała się mi pomóc
- Tak się zastanawiam... Uważasz, że Nath byłby dobrym tatą? - zapytałam cicho patrząc się w kubek z herbatą
- No wiesz... Nie chcę, żebyś pomyślała, że to, co powiem mówię specjalnie, żeby cię namówić do tego, żebyś z nim była..
- Dlatego chcę, żebyś mi powiedziała szczerze, co myślisz - spojrzałam na nią
- Hmm... - zastanowiła się - To może powiem tak, każdy w takiej sytuacji musiałby mieć czas na "oswojenie się" - zaznaczyła cudzysłów w powietrzu - z sytuacją w końcu nie był przygotowany na to, że będzie ojcem. Ale na tyle, co go znam, to myślę, że zrobiłby wszystko żebyś i ty i wasze maleństwo było szczęśliwe - uśmiechnęła się
- Wasze... - powtórzyłam i uśmiechnęłam się lekko - Powiem ci, że strasznie bym chciała mówić o niej jako naszej córce - pogłaskałam się po brzuchu - a nie tylko mojej...
- To w czym problem? Nathan skakałby z radości i rozpieszczał cię jak tylko się da
- W tym, że się zwyczajnie w świecie boje, Kels... Ja już raz zaufałam, też czułam się kochana, rozpieszczana i co? I to były zwykłe pozory, jakaś głupia gra, w którym byłam pionkiem...
- No tak, ale ja znam Sykes'a i wiem, że taki nie jest, naprawdę możesz mu zaufać... - złapała mnie za rękę i wysłała uśmiech
- Może kiedyś zaufam w pełni - spojrzałam na nią i też się uśmiechnęłam - Dobra, może czekoladki? - wyszczerzyłam się
- Jasne - zaśmiała się i sięgnęła po nią...






Siemaneczko! ;*
Jestem! Wybaczcie za taki przestój, ale po prostu nie miałam weny na napisanie tego rozdziału i zabierałam się do niego chyba z 10 razy pisząc po kawałku... A potem jak już jako tako mnie naszło na pisanie, to nie miałam czasu za bardzo, bo byłam na dwóch rozmowach o pracę i dzisiaj już miałam szkolenie, a od poniedziałku zaczynam! :) 
Swoją drogą pierwszy raz miałam rozmowę, na której nie musiałam przekonywać pracodawcy do siebie, bo "ja już wszystko o Pani wiem, bo czytałam Pani CV, kiedy może Pani zacząć szkolenie?" :)

Mam nadzieję, że rozdział jako tako da się przeczytać, a ja korzystam z tego, że mam wenę i piszę kolejny! :)
Komentujcie, Miśki ;*

Kocham i oczywiście jak zawsze mocno ŚCISKAM! ;***

środa, 16 października 2013

Rozdział 36.


Co jakiś czas rzucałam jakieś "Maaaaaax!" żeby wiedział, że dalej tam siedzę, ale po 15 minutach dalej był twardy i nie dawał oznak życia. 
- Nadia! Wstań spod tych drzwi! Idź już spać - powiedziała Iza, która właśnie mnie mijała
- Nie pójdę dopóki nie porozmawiam z Max'em
- Uparta jesteś
- Owszem - powiedziałam, na co ona się zaśmiała i ruszyła w stronę swojego pokoju - Iza! - krzyknęłam za nią. Max nie chciał po dobroci, to wezmę go sposobem.
- No?
- Chciałam ci powiedzieć, że jest ktoś, kto cie kocha i ci tego nie powiedział - wyszczerzyłam się do niej 
- Ooo... a to nowina, a kto? - uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie. Już chciałam coś powiedzieć, ale drzwi, o które byłam oparta się otworzyły i wpadłam prosto pod nogi Pana obrażalskiego
- Nadia! Nic ci nie jest? - uklęknął przy mnie
- Jest! Mam złamane serce przez ciebie! - powiedziałam z wyrzutem na co on przewrócił oczami, wstał i wyciągnął do mnie dłoń. Wstałam bez jego pomocy
- Pogadamy później - puściłam oczko Izie i zamknęłam drzwi od pokoju Maxa. Usiadłam na jego fotelu stojącym w kącie
- Co ty zamierzałaś jej powiedzieć? - warknął
- Nic, musiałam znaleźć jakiś sposób, żebyś mi otworzył drzwi
- Jesteś wredną, podstępną małpą
- Wiem
- I do tego bezczelną
- Wiem
- Upartą i durną
- Wiem - westchnęłam 
- I przestałem cię lubić
- Maaaaaaaaaax - przeciągnęłam i wstałam z fotela. Podeszłam do niego i uścisnęłam mocno - Przepraszaaaaaam. Jestem głupią, ślepą suką - wykrzywiłam usta w podkówkę. - Wybaaaaacz mi - powiedziałam płaczliwym głosem
- Jesteś głupia - zaśmiał się
- Ale za to mnie tak chociaż odrobinkę lubisz, prawdaaaa?
- Nieprawda! 
- Oj Maaaaaax - zrobiłam smutną minkę na co chłopak wybuchnął śmiechem
- Jesteś niemożliwa! Powinnaś błagać mnie na kolanach o wybaczenie, a ja powinienem być twardy i się nie dawać. 
- Oj tam. My jesteśmy oryginalni - wyszczerzyłam się - Poza tym, chyba za to siedzenie pod drzwiami jak wierna suka - kolejny wybuch śmiechu - należy mi się wybaczenie, tak? Przez to nawet nie wiesz jak plecy mnie bolą...
- Należało ci się, głupku - przytulił mnie
- A tak serio, naprawdę cię przepraszam, Max... Wyżyłam się na tobie, a nie powinnam. Cała moja złość przelała się na ciebie, chociaż to nie była twoja wina. Wybacz... 
- Już dawno ci wybaczyłem, Sierotko
- Jak to?
- Chciałem ci dać nauczkę - zaśmiał się - Nawet kilka razy musiałem wybuchnąć śmiechem w poduszkę, żebyś mnie nie usłyszała jak tak siedziałaś pod drzwiami i podśpiewywałaś 
- Ale z ciebie głupek! - walnęłam go w ramię ze śmiechem
- Zasłużyłaś sobie!
- Ehe... Lepiej mi powiedz jak tam było z Iząąą...- puściłam mu oczko
- A fajnie - powiedział i się wyszczerzył
- A coś więcej?
- A coś więcej to jest zarezerwowane dla kogoś, kto docenia moją dobroć, o!
- Ej, ja doceniam - podniósł jedną brew do góry i założył ręce na klatce piersiowej
- Oj no doooobra, chwilowo zgłupiałam, ale doceniam, że się starasz, że o mnie dbasz, że się martwisz - wyliczałam - i za to cię ubóstwiam - uścisnęłam go mocno
- Mówisz tak teraz tylko dlatego, bo chcesz coś ode mnie wyciągnąć, cwaniaku - zaśmiał się - Nic ci nie powiem
- Ale Maaaaax
- Żaden, Max. Lepiej idź spać, bo już późno
- Ale ja chcę wiedzieć jak było - posmutniałam
- To się nie dowiesz - wystawił mi język - No już, spadaj
- Proooszę
- Nie ma mowy, spadaj - zaśmiał się i pociągnął za rękę, żebym wstała i pokierował w stronę drzwi
- Moment! - powiedziałam stanowczo i odwróciłam się przodem do niego - Ale między nami jest okej?
- Taaa
- Max, serio teraz pytam. Wybaczysz mi?
- No przecież mówiłem, że już wybaczyłem - powiedział miękko
- Jesteś świetnym przyjacielem, wiesz?
- Wiem. Ty mimo wszystko też - uśmiechnął się 
- Dziękuję, że jesteś i że dbasz o mnie. Naprawdę to doceniam
- Cieszę się, no leć - otworzył drzwi
- Kocham cię, Maaax! Dziękuję - ucałowałam go w policzek
- Wariatka - zaśmiał się - Ja ciebie też, małolacie - puścił mi oczko i zniknął za drzwiami, a ja z ulgą w sercu ruszyłam w stronę swojego pokoju
- Mi nie mówisz, że mnie kochasz! 
- Jezu, Nathan! Wystraszyłeś mnie! - odskoczyłam na bok, nie zauważając, że drzwi od jego pokoju są otwarte i chłopak w nich stoi
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie!
- Nie zadałeś go. Użyłeś stwierdzenia, a nie pytania - zaśmiałam się i ruszyłam do przedostatnich drzwi na korytarzu
- Co nie zmienia faktu, że możesz odpowiedzieć - szedł za mną
- Ale jak można odpowiedzieć na coś, co nie jest pytaniem? - weszłam do siebie i na środku pokoju obróciłam się w jego stronę z uśmiechem
- Odwracasz kota ogonem
- Nie, patrzę na niego z innej perspektywy
- Nabijasz się ze mnie
- Nie, z sytuacji w jakiej się znalazłeś
- Oj przestań - zaśmiał się
- Ale ja nawet nie zaczęłam!
- Okeeej - wziął głęboki oddech i zbliżył się - Więc użyję pytania, dlaczego Max'owi mówisz, że go kochasz a mi nie? 
- Em... Nath, kocham go jako przyjaciela. Nie ciągnijmy tego tematu po prostu, ok?
- Ale dlaczego?
- Wiesz dlaczego - usiadłam na łóżku opierając się o ramę łóżka
- Bo mnie kochasz?
- Yhym...- westchnęłam
- To czemu mi tego nie powiesz?
- Nathan, obiecałeś
- Co?
- Że nie będziesz prowokował i stwarzał niepotrzebnych sytuacji
- Ale ta sytuacja jest mi potrzebna, nie rozumiesz? - usiadł blisko mnie i spojrzał w oczy - Ty mi jesteś potrzebna - powiedział a ja zamknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. Postanowiłam to po prostu przemilczeć. 
- Powiedz coś - szepnął prosto do mojego ucha. Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego twarz znajdującą się kilka centymetrów od mojej
- Ale ja już wszystko ci powiedziałam... Podczas naszej ostatniej rozmowy
- Kiedy zrozumiesz, że ja nie potrafię bez ciebie żyć? Kiedy zrozumiesz, że ja chcę być z tobą... - nie spuszczał ze mnie wzroku 
- Wiesz... Może ten miesiąc jak nie będziemy się widzieć dobrze nam zrobi...
- Co masz na myśli?
- To, że może jak nie będziesz mnie widział, to może zapomnisz o tym, co czujesz...
- Chciałabyś tego? - odsunął się ode mnie. Spuściłam z niego wzrok i nie odpowiedziałam. Przygryzłam wargę i przymknęłam znów oczy. Gdy je otworzyłam chłopak był już przy drzwiach
- Dobranoc - powiedział i zniknął za drzwiami. Nie ruszałam się z miejsca wpatrując się w jeden punkt. W końcu wstałam i wyszłam na balkon. Poszłam w stronę drzwi balkonowych Nathana. Zajrzałam przez okno i ujrzałam go siedzącego na łóżku, patrzącego w ścianę. Był zamyślony i nieco smutny. Zapukałam w szybę. Spojrzał na mnie zdziwiony i od razu ruszył, żeby wpuścić mnie do środka. 
- Nie wiem, co pomyślałeś, ale wydaje się, że nie to, co myślałam - powiedziałam od razu 
- To znaczy? - zapytał
- Może to egoistyczne, ale nie chciałabym, żebyś zapomniał... - spojrzałam na niego - Czułabym wtedy pustkę w środku, Nath. Ja już sama nie wiem, co mam robić ze sobą, z tobą, z życiem... Gubię się w tym wszystkim. Wiem, co czuję, ale nie potrafię sobie z tym poradzić, rozwiązać tego wszystkiego. Potrzebuję czasu. Muszę to wszystko przeanalizować, rozumiesz?
- Wszystko rozumiem, ale ja jestem taki niecierpliwy... - zbliżył się do mnie i położył swoje czoło na moim kładąc jednocześnie dłonie na moich policzkach - Nawet nie wiesz jak codziennie jest mi ciężko walczyć ze sobą, żeby cię chociaż delikatnie nie pocałować. - dotknął kciukiem moich warg - Kiedy widzę, jak tulisz się do Max'a, Tom'a czy kogokolwiek to marzę, żeby być na ich miejscu. Marzę, żeby mieć cię non stop przy sobie i móc dotknąć kiedy tylko chcę bez strachu, że przez to odsuniesz się ode mnie bardziej... - słuchałam go ze łzami w oczach. 
- Czuję to samo, co ty, Nathan. - wyszeptałam - Ale daj mi jeszcze trochę czasu, proszę 
- Dam ci go tyle, ile będziesz potrzebowała, ale obiecaj mi, że mam na co czekać
- Nie wiem, czy mogę ci to obiecać... 
- Kocham cię, Nadia. I będę czekać. Czuję, że warto 
- Też cię kocham, Nathan... 
- Mogę cię pocałować? Proszę...
- Nath... - zaczęłam
- Tylko chwilę... raz... - prosił, a ja nie potrafiłam mu odmówić. Spojrzałam mu w oczy i przymknęłam powieki czekając aż jego usta dotkną moich. Długo nie musiałam czekać, bo szybko zrozumiał mój gest. Pocałował mnie delikatnie, jakby się bał, że zaraz zniknę i delektował się każdą chwilą. Ja smakowałam znów jego ust i czułam ciepło rozlewające się z mojego serca na całe ciało. Ten pocałunek był tak subtelny, słodki i delikatny, że rozpłynęłam się w ramionach Nathan'a.
- Uciekam spać.. - powiedziałam cicho po skończonym pocałunku jeszcze z zamkniętymi oczami
- Nie chcesz zostać? - uśmiechnął się i pogłaskał po policzku. Też się uśmiechnęłam i pokręciłam głową
- Idę do siebie. Dziękuję za wszystko - złapałam go za rękę 
- To ja dziękuję. Teraz wiem, że mam na co czekać - powiedział, a ja pocałowałam go w policzek i z uśmiechem odsunęłam od niego patrząc na nasze splecione dłonie. Z każdym moim krokiem coraz bardziej się rozdzielały aż w końcu nasze palce musnęły się ostatni raz i Nathan stał na środku pokoju, a ja byłam przy balkonie.
- Śpij dobrze - spojrzałam na niego
- Ty też - odpowiedział z uśmiechem. Pomachałam mu i poszłam w stronę swojego pokoju. Zanim weszłam do środka oparłam się o ścianę na balkonie i przymknęłam oczy dotykając palcami moich ust wspominając pocałunek. Kiedy się całowaliśmy, za każdym razem zapominałam o wszystkim, co dzieje się dookoła. 
- Ekhm - usłyszałam chrząknięcie. Spojrzałam w tamtym kierunku i ujrzałam bruneta uśmiechającego się do mnie - Zmarzniesz
- Już idę... - zaśmiałam się, pomachałam mu znów i zniknęłam w swoim pokoju. Poszłam wziąć gorącą kąpiel, a po niej położyłam się na łóżku. Zajrzałam do telefonu, na którym świeciła się lampeczka informująca o wiadomości. Odczytałam ją:
"Dziękuję za nadzieję, którą mi dałaś. Słodkich snów. x".
"Niech przyśni ci się coś miłego :)" - odpisałam i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Zasnęłam z uśmiechem na ustach.

Trzy dni później wszyscy byli w kiepskich humorach, bo dzisiaj chłopcy jechali w trasę, a to oznaczało miesięczną rozłąkę... Ruszali następnego dnia z samego rana, pierwszy koncert mieli w Reading, a jeszcze wcześniej mieli wywiad i musieli zrobić próbę. Nareesha wyjeżdżała już dzisiaj. Zrobiłam 'odświętny' obiad, czyli lasagne, którą wszyscy uwielbiali. Spędziliśmy leniwy dzień na siedzeniu i rozmawianiu ze sobą, żeby jak najdłużej i najowocniej się sobą nawzajem nacieszyć. Pożegnaliśmy Naree i wieczorem siedzieliśmy w salonie. Wszyscy popijali piwo, a ja zadawalałam się sokiem bananowym, na który ostatnio miałam non stop ochotę. Było już późno, oczy mi się przymykały ze zmęczenia, ale walczyłam ze sobą jak mogłam, żeby nie przysnąć. Normalnie doładowałabym się kawą, ale w ciąży nie bardzo mi wolno...
- Nadia, idź się połóż, a nie dzięcioła nam tu odwalasz - odezwał się Tom ze śmiechem
- Oj spadaj... - pomrugałam oczami i rozciągnęłam się ziewając - Chcę się wami nacieszyć..
- Łatwo nie będzie, co? - Kelsey wysłała mi blady uśmiech
- No nie będzie... - rozejrzałam się po wszystkich skupiając na końcu mój wzrok na Nathanie
- Damy radę - odezwał się Max - tylko miesiąc, a później odpoczywamy w Polsce - wyszczerzył się
- Dla ciebie to może tylko, ale dla mnie to aż miesiąc - wykrzywiłam się - Przyzwyczaiłam się do tych waszych pyszczków. Będę tęsknić - posmutniałam
- Ja też... - powiedziała Kels i wtuliła się bardziej w Tom'a
- My też będziemy tęsknić - odezwał się Nath patrząc na mnie smutnym wzrokiem
- Póki co jeszcze nie płaczmy - powiedział Jay - Nacieszmy się sobą.
- No właśnie - poparł go Max - Lepiej pomyślmy jak to będzie na weselu. A właśnie musimy wymyślić jakiś prezent ślubny, Nadia masz jakiś pomysł?
- Ja wiem, co dostaną ode mnie - uśmiechnęłam się - A wy jesteście kreatywni, więc wierzę, że wymyślicie coś świetnego
- A co im dajesz? - zapytał Tom
- No cóż... Nie starczyło im funduszy na zorganizowanie sobie podróży poślubnej, więęęc, dostaną ode mnie bilety w jakieś fajne miejsce. Tylko jeszcze muszę pomyśleć jakie
- Jaaak słooodko - uśmiechnęła się Kels
- Przyda im się trochę odpoczynku sam na sam
- Tylko nie postarają się już o dziecko, bo jedno będzie im przeszkadzać - zaśmiał się Tom
- Co prawda, to prawda - zachichotałam - Chyba moja córka zgłodniała. Idę coś zjeść - powiedziałam po chwili i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i zastanawiałam się na co mam ochotę, ale nic nie przykuło mojej uwagi, więc zamknęłam ją z powrotem
- Nie wiesz, co zjeść? - Tom się zaśmiał wchodząc do pomieszczenia
- Nie mogę się zdecydować - otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej płatki czekoladowe i chrupałam na sucho. Chłopak wziął puszkę coli z lodówki i oparł się o blat
- Dzwoń do nas jakby coś się działo, co?
- Nic się nie będzie działo - uspokoiłam go - Ale dzwonić będę na pewno - uśmiechnęłam się do niego
- Będę tęsknić, Małolacie - poczochrał mnie po włosach ze śmiechem
- Ja też, staruchu - wytknęłam mu język
- Chodź, posiedzimy jeszcze trochę - otoczył mnie ramieniem i poszliśmy do pozostałych. Spędziliśmy czas na rozmowie i żartach jak to bywa z całym The Wanted. Koło 2 w nocy postanowiliśmy pójść spać, bo chłopaki koło 7 muszą już wyjechać. Pożegnaliśmy się i poszłam wziąć kąpiel. Jak wyszłam opatuliłam się szlafrokiem i włączyłam cichutko muzykę. Tak jak kilka godzin temu prawie usypiałam, teraz nie byłam ani trochę senna. Zastanawiałam się jak wytrzymam miesiąc bez nich. I bez Nathana... Westchnęłam głęboko i wyjrzałam przez okno na księżyc, który był dzisiaj w pełni. Oparłam się o ścianę i wpatrywałam w niebo z nostalgicznym humorem, dopóki przed oczami, po drugiej stronie szyby nie stanął mi wyszczerzony Sykes. Przesunęłam drzwi balkonowe i wpuściłam gościa do środka.
- A ty spać nie możesz? - zapytałam ze śmiechem, a chłopak mnie przytulił, wtulając twarz w moje włosy
- Chciałem się pożegnać, bo jutro nie będzie okazji zrobić tego sam na sam - położyłam dłonie na jego plecach i wciągałam jego zapach, by jak najdłużej się nim nacieszyć
- Będę dzwonił codziennie, więc zawsze miej telefon przy sobie. Siedemnastego pojedziesz pociągiem do Gloucester, a mama z Jess odbiorą cię z lotniska. Spakuj się już dokładnie, bo prosto stamtąd będziemy ruszać na lotnisko i lecimy do Polski.
- Nath... Ja naprawdę mogę zostać w domu, nie chcę się zwalać twojej mamie i siostrze na głowę - jęknęłam
- Już z nimi rozmawiałem i nie mogą się ciebie doczekać - spojrzał mi w oczy
- Ale Nath...
- Bez żadnych ale.
- Mam wizytę u lekarza jeszcze po drodze, więc tak czy siak, będę musiała wrócić tu wcześniej...
- To przyjedziesz pociągiem i wrócisz. W jedną stronę to niecałe 2 godziny jazdy, więc przeżyjesz
- Wszystko zaplanowałeś, co ? - zaśmiałam się
- Co do joty - uśmiechnął się - A teraz leć już spać, żebyś miała siłę wstać i nas pożegnać - powiedział miękko i znów przytulił mnie mocno do siebie.
- Nie lubię pożegnań... - zasmuciłam się
- Ale to tylko na chwilę, niedługo znów się widzimy, tak? - odsunął się lekko ode mnie i przyglądał mi się, a ja patrzyłam w dół i lekko kiwnęłam głową. Chwycił mnie za podbródek
- Spójrz na mnie - powiedział cicho. Jak to zrobiłam, uśmiechnął się - Zabieram cię ze sobą w sercu, więc będziesz mnie czuć blisko siebie. I pamiętaj, że wciąż czekam na ciebie
- Pamiętam - powiedziałam cicho, a on musnął moje usta delikatnie napawając się ich smakiem
- Leć spać, bo już późno - przytulił mnie jeszcze szybko i wyszedł z pokoju na balkon - Dobranoc - uśmiechnął się
- Dobranoc - odpowiedziałam cicho i patrzyłam jak zamyka drzwi balkonowe. Pomachał mi i poszedł w kierunku swojego pokoju. Westchnęłam głośno i usiadłam na łóżku. Nie wiem jak zniosę ten miesiąc, ale muszę dać radę. Zdjęłam szlafrok i położyłam się z nim do łóżka, nie wyłączając muzyki, która cicho leciała w tle. Wciągając zapach Nathana pozostawiony na szlafroku przymknęłam oczy i chwilę później usnęłam.






Heeej, kochane Robaczki ;**
Napisałam dla Was ten o to rozdział i jestem ciekawa, co o nim myślicie? :)
Chłopcy wyjeżdżają i za jakieś hmm... dwa rozdziały? ;) ruszamy w Polskę! W końcu trzeba co nieco poogarniać na weselicho! ;) Nie mogę się doczekć ^^ a Wy? :D

Standardowe pytanie ostatnio - jak Wam się podoba video do Show Me Love? :) 
Ja osobiście jestem zachwycona pomysłowością naszych chłopców na ten teledysk :) Jak tu ich nie kochać? ^^

Miśki moje, Kochane. Jeśli czytacie, a widząc po wejściach na bloga i wejściu w każdy post wchodzi Was tu cała masa, zostawcie jakiś ślad po sobie, nawet interakcja daje mi wiele, bo wiem wtedy ile naprawdę Was przeczytało to, co natworzyłam :) A patrząc na to, że wchodzi Was tu kilkaset dziennie... ;) To nie wiem, co myśleć ;D

No nic, dziękuję, że jesteście ze mną już prawie 7 miesięcy! (równe minie 17 października)
Nie sądziłam, że aż tak długo tu będę, a podejrzewam, że do końca jeszcze dłuuuuuugo :) 
Kocham Was i jak zwykle ściskam mocno! ;**

piątek, 11 października 2013

Rozdział 35.


Usiadlam na lawce i wpatrywalam sie w jeden punkt. Nie wiedzialam, co myslec. Zadawalam sobie w glowie ciagle jedno pytanie "Dlaczego ciagle cos mi sie przytrafia?" i nie potrafilam znalezc na nie zadnej odpowiedzi. W oczach ciagle mialam lzy i co jakis czas jedna splywala po moim policzku. Gdy tylko ujrzalam biegnacego chlopaka w fullcapie wstalam z lawki i doslownie rzucilam sie w jego ramiona. Nathan otoczyl mnie mocno ramionami i dawal mi cieplo, ktorego teraz potrzebowalam najbardziej. Uspokajalam sie powoli, a Sykes glaskal mnie po plecach. Kiedy juz przestalam plakac odsunelam sie delikatnie od niego i usiadlam na lawce wyciagajac chusteczki z torebki. Chlopak usiadl blisko mnie i otoczyl ramieniem.
- Powiesz mi co sie stalo? 
- Mhm... - mruknelam i wytarlam nos i policzki. Nathan caly czas nie spuszczal oczu z mojej twarzy. Ja patrzylam na chodnik i bawilam sie chusteczka
- Lekarz powiedzial mi, ze  moje dziecko moze urodzic sie chore... - powiedzialam cicho
- Boze... - powiedzial pod nosem i przyciagnal mnie do siebie - Ale moze, czyli to nie jest pewne, nie wiadomo jak bedzie, tak? - chcial sobie sam to wmowic
- Jest tylko 40% szans, ze bedzie zdrowe
- Nie mozesz tak myslec, slyszysz? To ma byc AŻ 40 % ! - powiedzial stanowczo
- Nie wiem, co bedzie...
- Ale masz sie nastawic na dobra opcje, slyszysz? - odsunal mnie od siebie i ujal dlonmi moja twarz patrzac prosto w oczy z powazna mina - Twoje dziecko bedzie zdrowe, ja w to wierze i ty tez musisz. Musisz dac mu sile do tego by z 40% zrobilo sie 100%. Bez wiary nic nie zdzialasz - sluchalam go wpatrujac sie w jego teczowki, ktore w tym swietle mialy odcien wzburzonego oceanu. Byl stanowczy do tego stopnia, ze jego slowa rozchodzily sie po calym moim ciele sprawiajac, ze zaczelam myslec jak on
- I nie mozesz juz plakac. Zacznij sie cieszyc z tego, co masz - powiedzial widzac lzy w moich oczach. Jego oczy wpatrywaly sie w moje, na chwile zbaczajac na moje usta. Widac bylo, ze walczy ze soba zeby mnie nie pocalowac, ale w koncu to zrobil jednak kierujac swoje wargi na moje czolo. Przymknelam na chwile oczy i gdy je otworzylam usmiechnelam sie do Nathana. 
- Mam corke - powiedzialam zmieniajac temat na lzejszy. Postanowilam, ze nie bede o tym myslec. Co ma byc, to bedzie.
- Serio? - ucieszyl sie - Czyli jednak mam slaba intuicje - zasmial sie - Bedzie tak sliczna jak mamusia
- Piekniejsza!
- Nie da sie - usmiechnal sie
- Zapomnialam zapisac sie na nastepna wizyte - zmienilam temat i wstalam - Pojdziemy do przychodni i mozemy wracac do domu, ok?
- Jasne - tez wstal z lawki. Poszlismy do przychodni i zapisalam sie na pierwszy wolny termin, ale juz do doktor Blackburn. Na poczatku lipca, czyli jeszcze przed wyjazdem do Polski. Wrocilismy do domu i od razu wszyscy na mnie naskoczyli, co sie stalo. Spojrzalam na Nathana
- No jak zadzwonilas to wyskoczylem z domu i powiedzialem, ze cos sie stali bo dzwonilas zaplakana... - wyjasnil. Westchnelam
- Zrobcie mi herbaty i pogadamy, co? - powiedzialam i odlozylam torebke. Chwile pozniej juz siedzielismy w kuchni i mialam przed soba kubek z goracym napojem.
- Powiedz co sie stalo, bo my tu od zmyslow odchodzilismy - odezwal sie Tom
- Bylam u lekarza i powiedzial mi, ze dziecko moze urodzic sie chore...
- W jakim sensie chore? - zapytal Jay
- W takim, ze moze byc niepelnosprawne umyslowo i zatrzymac sie na poziomie rocznego dziecka... - Kelsey zlapala mnie za dlon dodajach otuchy. Usmiechnelam sie do niej blado - Ale jest aż - powiedzialam i przy ostatnim slowku spojrzalam sie na Nathana, ktory wyslal mi usmiech - 40% szansy, ze urodzi sie zdrowe. I nastawiam sie na te opcje. Dlatego prosze was, zebysmy o tym po prostu nie rozmawiali. Nie chce myslec o tych 60% i zapomniec o tej dzisiejszej wizycie. Bedzie mi wtedy latwiej w to wierzyc
- Urodzisz cudownego, zdrowego bobaska - Nareesha sie do mnie usmiechnela
- Coreczke - wyszczerzylam sie - Urodze coreczke
- Lekarz potwierdzil? - zapytala ucieszona Kels
- Tak
- Gratuluje, kochanie - przytulila mnie
- Wujek Jay nauczy ja grac na perksuji - powiedzial Loczek
- A wujek Tom z wujkiem Siva na gitarze - wyszczerzyl sie Parker
- A ja na pianinie
- No to widze, ze bede miala bardzo muzykalna corke - zasmialam sie
- No nie ma innej opcji. Od malego bedzie walic w bebny
- Zobaczymy, Jay kiedy bedziesz mial jej dosc
- Nigdy. Zobaczysz, to bedzie pierwsza kobieta, ktora skradnie moje serce
- No w to nie watpie. I podejrzewam, ze pierwsza ci je zlamie - zasmialam sie - Bo i tak najwazniejsza dla niej bedzie mamusia
- I wujek Tom!
- No na pewno! Ja bede wazniejszy od ciebie!
- Mozesz pomarzyc! I tak bedzie wolala mnie
- Boze... Ona jeszcze sie nie urodzila, a juz faceci sie o nia bija... Naprawde bedzie lamaczka meskich serc - zasmiala sie Kels i my razem z nia
- Dobra, ja lece sie polozyc przed tv, bo plecy mi chyba pekna...
- Ciezko, co?
- No troche... Jeszcze troche i zaczna mi puchnac nogi - przewrocilam oczami - Zrobicie dzisiaj jakis obiad? - zapytalam nim wyszlam z kuchni
- A moze zamowimy pizze...?
- Jay, zeby moja corka miala sile walic w twoje bebny musze sie zdrowo odzywiac - spojrzalam na niego z uniesiona brwia
- No dobra, przekonalas mnie... Na co masz ochote?
- Zdaje sie na was, tylko nie zrobcie balaganu! - powiedzialam na odchodne i z dziewczynami poszlam do salonu
- Ale mamy kury domowe - zasmiala sie Nareesha
- A niech sie ucza
- Dzieki tobie, Nadia bedziemy mialy z nimi raj! - powiedziala Kels
- Bo facetow trzeba sobie po prostu wychowac
- Jakos Tom nie chce sie wychowac, a staram sie juz tyle czasu - zazartowala
- Uwierz mi, ze iuz go wychowalas - usmiechnelam sie pod nosem
- No nie bylabym taka pewna
- Tak? - spojrzalam na nia z usmiechem - Zawolaj go i popros, zeby ci przyniosl cos z pokoju.
- Pewnie powie, ze jest zajety gotowaniem albo zebym sama sobie przyniosla
-Zakladamy sie, ze przyniesie? - spojrzalam na nia ucieszona
- Zakladamy - powiedziala - Toooom? - krzyknela
- Noooo? - odkrzyknal i wychylil sie z kuchni
- Przynioslbys mi laptopa z gory?
- Jasne - powiedzial i skoczyl po schodach do ich pokoju
- A nie mowilam? - zasmialam sie
- O kurcze, mialas racje - zachihotala
- Prosze - powiedzial Parker po zejsciu i dal swojej dziewczynie komputer
- Dziekuje - usmiechnela sie do niego slodko za co dostala dlugiego i soczystego buziaka.
- Slodziaki - powiedzialam cieszac sie z takiego widoku
- Wiesz, ze gdybys chciala... - zaczal Tom szczerzac sie, ale zaraz mu przerwalam
- Slonce, chyba kuchnia cie potrzebuje
- Eh..  - westchnal tylko i poszedl. Dziewczyny wyslaly sobie spojrzenie i chwile milczaly, az w koncu odezwala sie Kels
- Nadia, wlasciwie to Tom ma racje...
- Przeciez mozecie sprobowac... - poparla ja Naree
- Dziewczyny - westchnelam po raz kolejny - Nie moge tego zrobic i zabrac Nathanowi tego luzu, ktory ma, a poza tym, a raczej przede wszystkim chce skupic sie tylko na mojej corce. I blagam was, nie namawiajcie mnie na zmiane decyzji, bo mnie to juz meczy. To ciagle tlumaczenie i mowienie tego samego... - skonczylam swoj monolog
- Ale wiesz, ze wtedy byloby ci latwiej z tym wszystkim gdybys dala Nathanowi szanse - powiedziala Kels
- Moze i wiem, ale ja juz postanowilam i zdania nie zmienie. Takze koniec rozmowy na ten temat, ok? - usmiechnelam sie
- Jak chcesz...
- Po prostu chcemy dla Ciebie dobrze
- Wiem, Nareesha - przytulilam ja - I bardzo wam za to dziekuje - przytulilam tez blondynke - Ale chce sama decydowac o swoim zyciu.
- Zrobisz jak uwazasz, Kochana - usmiechnely sie obie. Skonczylysmy na tym rozmowe i po prostu siedzialysmy przez telewizorem. Po jakiejs godzinie chlopcy zawolali nas do kuchni, wiec wstalysmy i poszlysmy do nich.
- No nie wierze - usmiechnelam sie szeroko. Kuchnia cala i czysta, stol nakryty a na jego srodku lezal pieknie pachnacy posilek.
- Staralismy sie - usmiechnal sie Nath i odsunal mi krzeselko zebym usiadla. Tom zrobil tak samo Kelsey a Siva Nareeshy.
- Coz za gentlemani - zachwycila sie blondynka i puscila mi oczko majac na mysli nasza rozmowe o "wychowaniu" chlopakow.
- A co dobrego zrobiliscie? - zapytalam
- Zapiekanka z makaronem i szpinakiem - powiedzial Jay i nakladal wszystkim po kolei
- Szpinak ma duzo zelaza, a ty go potrzebujesz - usmiechnal sie Tom
- No, no. Jestem z was dumna!
- My oczywiscie tez! - poparla mnie Nareesha
- Az nie moge sie doczekac jak sprobuje, bo pachnie bosko! - zachwycala sie Kels.
- No to smacznego! - powiedzial Loczek jak wszystkim nalozyl i zaczelismy jesc. Naprawde bylo pyszne, dlatego szybko zniknelo i nikt nie mial sily sie ruszyc. Siedzielismy pelni pijac herbate az do kuchni doslownie wpadla Iza z Maxem.
- A wy juz? - zdziwilam sie - Myslalam, ze wam zejdzie caly dzien
- Bo udalo mi sie znalezc sukienke - wyszczerzyla sie moja ciotka
- No nie wierze - zasmialam sie - za pierwszym razem?
- Sama sie dziwie, ale tak - usiadla przy stole z chlopakiem - Jestem mega glodna - nalozyla sobie jeszcze cieplej zapiekanki - Max, nalozyc ci? - usmiechnela sie do niego slodko
- Jasne - odwzajemnil gest i podlozyl jej talerz
- Widze, ze calkiem niezle zniosles zakupy z nasza kochana Iza - zasmial sie Tom i poklepal go po ramieniu
- No jasne, nawet fajnie bylo - powiedzial i nachylajac sie do niego glosnym szeptem dodal - Podgladalem ja w przymierzalni
- Ej! - zasmiala sie Iza i klepnela go w ramie, na co wszyscy zaczelismy sie smiac.
- Ale dobre - powiedziala chwile pozniej jak zaczela jesc - uwielbiam twoja kuchnie - spojrzala na mnie
- Wiem, skarbie - usmiechnelam sie do niej - Ale to nie ja dzisiaj gotowalam
- A kto?
- Chlopcy - powiedzialam z uznaniem, a Iza otworzyla szeroko oczy i spojrzala na kazdego dumnego z siebie
- Zartujesz?
- Ani troche - zasmialam sie
- No to moje uznanie, moi drodzy - powiedziala i jadla dalej
- Dziekujemy - wyszczerzyl sie Tom

Wieczorem zapukalam do Izy, bo korcilo mnie zeby zobaczyc sukienke, ktora sobie kupila.
- Co tam, Piekna? - usmiechnelam sie do niej po wejsciu i usiadlam obok niej patrzac na laptopa, ktorego miala na kolanach.
- A przegladam maile i robie plan, co musze zrobic na trase chlopakow
- Zmeczona?
- Wlasciwie troche tak, sporo sie nalatalismy jednak dzisiaj
- I tak szybko sie uwineliscie
- No az dziwne, nie? - spojrzala na mnie z usmiechem - Ej, jak u lekarza? - przypomniala sobie, a ja zastanawialam sie czy jej powiedziec o tym czego sie dowiedzialam. Stwierdzilam jednak, ze jest mi zbyt bliska zeby jej o tym nie poinformowac i opowiedzialam o mozliwosci
- Skarbie - zdjela laptopa z kolan i mnie przytulila - Na pewno bedzie zdrowe, zobaczysz
- Staram sie w to wierzyc - blady usmiech wkradl sie na moje usta - Dlatego uznajmy to za temat tabu i po prostu omijajmy ten temat. Bedzie mi prosciej...
- Jasne. Mysle, ze to swietne rozwiazanie - pocalowala mnie w czolo dodajac mi otuchy
- Ale mam tez dobra wiadomosc
- Jaka? - usmiechnela sie szeroko
- Bedziesz miala sliczna siostrzenice
- Aaaaaaa - pisnela i mnie przytulila - Mialam racje! Ale swietnie! - cieszyla sie a ja sie zasmialam
- Wiedzialam, ze sie ucieszysz z tego najbardziej ze wszystkich
- No ba! Ale bedzie sliczniutka
- No pewnie, po takiej cioci jakby nie mogla?
- No przeciez! - zasmiala sie
- Dobra bo my tu gadu gadu, a ja przyszlam zobaczyc sukienke - wyszczerzylam sie
- To wez tam looknij. W torebce przy lozku za toba - powiedziala a ja nachylilam sie w tamtym kierunku i wzielam torebke na kolana zagladajac do niej. Na wierzchu lezala gazeta, ktora chwycilam w dlonie zeby ja wyjac i odlozyc na bok, ale moja uwage przykulo zdjecie, na ktorym byl chlopak, ktorego tak dobrze znalam. Stal tam w czapce  i okularach trzymajac przed soba wozek... A obok zdjęcie, na którym jesteśmy razem. Wpatrywałam się w okładkę i nie mogłam wyjść z podziwu jakim cudem te cholerne hieny zrobiły nam zdjęcia. Bałam się zajrzeć do artykułu i przeczytać, co napisali...
- Czemu nic mi nie powiedziałaś? - odezwałam się głosem pełnym wyrzutu i spojrzałam na Izę, która spuściła głowę - Może inaczej, planowałaś mi w ogóle powiedzieć?
- Nadia... Ja.. nie chciałam ci dokładać z Max'em kolejnych stresów... A dobrze wiesz, że oni napiszą wszystko, żeby tylko zrobić sensację...
- Super. Dziękuję, że tak mnie wspieracie, ale już wam kiedyś mówiłam do cholery, że wolałabym sama decydować, co chcę a czego nie chcę wiedzieć! - wstałam z gazetą i poszłam do pokoju Max'a. Nie było go tam, więc zeszłam na dół. Leżał w salonie przed tv. Stanęłam przed nim wystawiając gazetę w jego stronę.
- Zamierzałeś mi o tym powiedzieć? - zapytałam oczekując na odpowiedź. Chłopak od razu się podniósł, a reszta przyglądała mi się uważnie
- Nadia... - zaczął
- Dziękuję - przerwałam mu - Wy też o tym wiedzieliście? - pokazałam na zdjęcie znajdujące się na tytułowej stronie pisma
- A co to ? - Jay się nachylił przyglądając się zdjęciu. Otworzyłam gazetę i zaczęłam czytać na głos

"Młody wokalista rozwijającego się zespołu The Wanted, Nathan Sykes (20) został ostatnio przyłapany na zakupach w jednym z londyńskich centrów handlowych. Zastanawiające jest nie tyle to, że starał się ukryć pod czapką i dużymi ciemnymi okularami, a to, że można go było tam zastać z młodą blondynką, której ciążowy brzuszek daje nam wiele do  myślenia. Obydwoje spacerowali po sklepach i widać było, że coś do siebie czują. Weszli do sklepu z artykułami dziecięcymi i szukali wózka dla dziecka! Czyżby młody wokalista mial zostać ojcem? Po zakupie przeprowadziliśmy krótki wywiad z ekspedientką, która ich obslugiwala. Powiedziala nam, ze Nathan nie zaprzeczyl zeby nie byl ojcem, kiedy tak go nazwala. Nie wiemy jeszcze kim jest przyszla mama dziecka naszej gwiazdy, ale wkrotce sie dowiemy, dlatego sledzcie uwaznie kolejne wydania naszego tygodnika! Z naszej strony gratulujemy przyszlemu tatusiowi i czekamy na potwierdzenie tej informacji!"
- A na deser cala strona naszych zdjec... Po prostu rewelacja! - opadlam na sofe zalamana - Dzieki Max za lojalnosc. Myslalam, ze chociaz na ciebie moge liczyc i chociaz ty jeden bedziesz zawsze ze mna szczery...
- Nadia - przyblizyl sie do mnie i probowal przytulic - Chcialem ci powiedziec, ale jak Tom powiedzial mi o twojej dzisiejszej wizycie u lekarza, to nie chcialem ci dokladac zmartwien...
- Tak, jasne. A poten jakie mialbys wymowki? Nie bylo okazji, wstalas lewa noga, narzekalas na bol plecow czy moze sikalas za czesto do cholery?
- To nie tak...
- Nie chce mi sie sluchac twoich wyjasnien, Max. Zawiodlam sie na tobie
- Nie sprawiedliwie go oceniasz... - bronil go Siva
- Kazdy chce dla ciebie jak najlepiej - poparl ich Tom
- Wyszlo nieciekawie, dobra... Ale odkrecimy to, nie martw sie - Jay staral sie mnie pocieszyc
- Ale co z tego, ze to odkrecicie? Teraz caly czas bede pod fleszem tych burakow. Z domu sie nie rusze, bo beda sie rozgladac i patrzec mi na rece szukajac dowodu, ze Nathan jest ojcem mojegodziecka!
- Zawsze mozemy powiedziec, ze tak jest - usmiechnal sie sam zainteresowany
- Jeszcze jakies genialne pomysly? - wkurzylam sie, a chlopakowi od razu zszedl usmiech z twarzy
- Napiszemy do pisma i pogrozimy im procesem to napisza sprostowanie, czym tu sie przejmowac?
- Nie no niczym, Tom. Jestem na tytulowej stronie jakiegos scierwa i obcy ludzie wypowiadaja sie na temat mojej ciazy... Potem napisza sprostowanie a i tak ci idioci beda weszyc czy nie jestem z Nathanem...
- Po prostu sie nie przejmuj tym, ze o tobie pisza
- Wiesz, Jay. Nie jestem swiatowa gwiazda i jakos nie przywyklam ze pisza w gazetach o moim zyciu prywatnym!
- Ale czemu wlasciwie drzesz sie tu na nas jakby to byla nasza wina? - odezwal sie Max
- Twoja akurat jest w tym, ze mi o tym nie powiedziales
- Bo sie martwilem! - krzyknal juz wkurzony
- Ja juz mam dosc waszego martwienia sie!
- Nie, to wedlug ciebie lepiej jakbysmy mieli cie totalnie w dupie i zamiast ci pomagac to dokladali co dodatkowych zmartwien?! Wyluzuj, bo nie rozumiem o co ci ostatnio chodzi!
- O to, ze obchodzicie sie ze mna jak z jajkiem, a ja tego nie potrzebuje!
- Dobra, to od tej chwili bede mial gdzies twoje uczucia, twoje dziecko i w ogole wszystko, co z toba zwiazane, pasuje ci? - wydarl sie i wyszedl z salonu. Siedzialam nieruchomo z zacieta mina patrzac sie w jeden punkt. Nikt sie nie odzywal. Oddychalam gleboko i powoli moje emocje sie uspokajaly. Doszlo do mnie, ze bylam za ostra. Oni naprawde wszyscy sie o mnie martwia, a ja zachowuje sie jak buntownicza nastolatka. Po jakis pieciu minutach ciszy w koncu cicho sie odezwalam
- Przesadzilam, prawda? - nikt mi nie odpowiedzial, westchnelam gleboko opanowujac emocje i lzy, ktore zaszklily moje oczy - Przepraszam was... cholernie mocno was przepraszam...Nie wiem, co jeszcze moge powiedziec. Moje hormony robia mi chyba niezla sieczke z mozgu...
- I to ostro... - odezwal sie Tom, a ja spojrzalam w jego kierunku i zauwazylam lekki usmieszek na jego ustach, chociaz nawet nie patrzyl w moja strone
- Po raz kolejny nie potrafie docenic waszego wsparcia i jest mi z tym cholernie zle, bo zamiast sie wam jakos za to odwdzieczyc, to sie na was wsciekam i wyzywam... Wybaczcie mi... - spuscilam glowe i staralam sie nie rozplakac. Kelsey wstala, usiadla obok i mnie przytulila.
- Nie gniewamy, sie Kochanie... Jest nam troche przykro jak mowisz, ze masz dosc naszego martwienia sie, bo to tak jakbys miala dosc nas - spojrzalam na nia - Widzisz, jak kogos sie kocha, to sie o niego dba. Jakby komus z nas dziala sie krzywda, to nie martwilabys sie i nie starala pomoc? - tlumaczyla mi jak malemu dziecku. Moze i to byl na mnie sposob, zeby cos wbic mi do glowy?
- Oczywiscie, ze bym sie martwila... - spuscilam glowe i wtulilam sie mocniej w blondynke
- Dlatego tak staramy sie zebys miala jak najmniej zmartwien
- Dziekuje wam - wyswobodzilam sie z uscisku i spojrzalam na kazdego po kolei zatrzymujac wzrok na Nathanie. Siedzial jakby przybity i patrzyl zamyslony  w podloge. - Obiecuje, ze juz wiecej sie tak nie zachowam. A jesli znow mi cos odbije, to po prostu wystawcie moje walizki na dwor
- Zrobie to osobiscie! - powiedzial Tom, a ja sie na to usmiechnelam - Chodz tu, gluptasie - dodal i wystawil szeroko ramiona. Podeszlam do niego i go przytulilam. - I zeby mi to bylo ostatni raz!
- Obiecuje - zasmialam sie po czym przytulilam kazdego po kolei. Pominelam Nathana tylko z tego wzgledu, ze wzielam go za reke i pociagnelam za soba do kuchni zeby z nim pogadac. Na szczescie sie nie opieral tylko grzecznie podreptal za mna. Jak juz znalezlismy sie poza wzrokiem pozostalych wtulilam sie mocno w bruneta. Poczatkowo stal zdezorientowany, ale po chwili jego ramiona mocno mnie objely.
- Ciebie szczegolnie przepraszam - powiedzialam - Zachowalam sie jak egoistka, a ten artykul dotyczy tez i ciebie. I przede wszystkim to ty sie bedziesz z niego tlumaczyl, a nie ja. - odsunelam sie od niego i spojrzalam prosto w oczy - Wybacz mi
- Nie mam czego - usmiechnal sie delikatnie - W koncu to ja nie zaprzeczylem wtedy w sklepie, ze nie jestem ojcem, wiec to ja powinienem przeprosic ciebie
- Juz nie badz takim bohaterem i nie bierz winy na siebie - zasmialam sie - To ja sie awanturowalam jak nienormalna
- Ale...
- Koniec - przerwalam mu
- Nie koniec, tylko
- Cicho! - zasmialam sie znow nie dajac mu dokonczyc
- Nie uciszaj mn... - zaczal, a ja nie moglam sie oprzec i delikatnie pocalowalam go w usta przez doslownie dwie sekundy po czym przygryzlam dolna warge i przeprosilam za to, a chlopak sie usmiechnal
- Mozesz tak czesciej mnie uciszac
- To niechcacy - powiedzialam i wyszlam z jego objec z lekkim usmiechem - Musimy pomyslec jak to odkrecic wszystko
- Pocalunek?
- Artykul!
- Aaa.. no tak - potrzasnal glowa - Jutro pomyslimy wszyscy razem, a teraz chyba powinnas z kims porozmawiac, co?
- Max...
- A no Max...
- To ide
- To idz
- To ide - przekomarzalam sie z nim ze smiechem
- To idz
- To ide
- Kocham cie
- To id..  - dopiero po chwili ogarnelam co powiedzial i w koncu wstalam machajac glowa, na co chlopak sie zasmial - Co ja sie z toba mam
- Same nieszczescia, co?
- A zebys wiedzial - powiedzialam na odchodne i z usmiechem wyszlam z kuchni kierujac sie na gore. Jak on to robi, ze w kazdej sytuacji potrafi wywolac usmiech na mojej twarzy? Jedno musialam mu przyznac, byl jedyny w swoim rodzaju. Doszlam pod drzwi Max'a i zapukalam, zero odzewu wiec pociagnelam za klamke. Zamknal sie na klucz.
- Max? - zapukalam znow - Max, otworz prosze...- po chwili otworzyl i wychylil sie zza drzwi z zacieta mina. Nie bedzie latwo...
- Co chcesz?
- Porozmawiac...
- Mam to gdzies - powiedzial i zatrzasnal drzwi znow je zamykajac.
- Maax! Prosze cie, porozmawiajmy...
- ...
- Slyszysz?
- ...
- Przepraszam...
- ...
- Max, cholera! - walnelam mocniej w drzwi
- ...
- Dobra, jak chcesz. Bede tu siedziala, dopoki mi nie otworzysz! - krzyknelam i usiadlam pod drzwiami, majac nadzieje ze jednak ze mna porozmawia...




Heeeej, Skarbeńki moje :)
Już praktycznie wyzdrowiałam, więc dziekuję za Wasze wsparcie w mojej chorobie ♡
Tak jak obiecałam rozdziały są częściej, ale widzę, że Was mi tu ubyło, a już szczególnie moich starych stałych czytelniczek :( Albo po prostu jesteście tak ambitne, że nie wychodzicie z książek, to podziwiam ;)) Za to cieszę się ogromnie z nowych moich Perełek i mam nadzieję, że zagościcie na dłużej :)

Jak Wam mija szary i chłodny październik? :) Ja mam ciągle pełno ludzi umówionych, z którymi sie nie widziałam szmat czasu i zastanawiam się, kiedy w końcu się obrobię ze wszystkimi spotkaniami :P A do tego dalej cierpię na bezsenność i dodaję rozdziały po nocy (3:06) :p Także tego... ;)

W ogóle to dzisiaj znów pół dnia słuchałam i oglądałam filmik z naszymi chłopakami, po którym weszłam do TWfanmily i aż tak mi się ciepło w serduchu zrobiło, że to już prawie rok odkąd ich ubóstwiam :))) Filmik, o którym mówię :

Zapewne jest on Wam wszystkim dobrze znany, ale mimo wszystko Wam o nim przypomne :)
Uwielbiam ich tu za ich luz i to jak bawią się śpiewając. Jeszcze ta koncowka jak Jay nabija sie z Maxem i to "Where is my weeeed" :D No genialni są po prostu :) No i Max wygląda tu bardzo mrymraśnie ^^ Według mnie of course :D 

Dobra, nie przedłużam, kocham Was bardzo, komentujcie, bądź klikajcie w interakcje ! ;))
Następnego spodziewajcie się jakoś po poniedziałku, bo w weekend mam zajęcia na uczelni i nie będę miała kiedy pisać :(

ŚCISKAM! ;*** 

sobota, 5 października 2013

Rozdział 34.


Weszłam do kuchni, w której zastałam Nathana siedzącego i pijącego herbatę. 
- Co tam, podglądaczu? - poczochrałam go po włosach i się zaśmiałam
- Czemu podglądaczu? Po prostu wróciłem po szklankę...
- Którą specjalnie zostawiłeś - spojrzałam na niego z jedną uniesioną brwią
- Wcale nie!
- Ehe... - zaśmiałam się i nalałam sobie soku
- Naprawdę...
- Dobra, niech ci będzie - usiadłam obok niego i się uśmiechnęłam - reszta jeszcze śpi, czy co?
- Nie, każdy się pochował po prostu
- Zbierają siły przed spotkaniem ze Scooter'em?
- Można tak powiedzieć - uśmiechnął się - Jak się czujesz?
- Dobrze, nawet bardzo. 
- Właśnie widzę, że jakiś dobry humor masz od rana - spojrzał na mnie wyszczerzony wzrokiem, od którego aż przestałam oddychać
- Jakieś sugestie? - odezwałam się po chwili i napiłam soku
- Nie skądże... - uśmiechnął się pod nosem
- To dobrze - pokazałam mu język
- Heeeej - przywitała się Iza ziewając
- Cześć śpiochu - uśmiechnęłam się do niej
- A daj spokój, nie mogłam wczoraj zasnąć, a z kolei jak się już obudziłam rano, to wiesz, że już z powrotem nie usnę... Spałam może z 4 godziny...
- To nie wesoło. Następnym razem nie pij 3 kaw wieczorem, to może uśniesz normalnie
- Oj tam, to nie od tego
- To od czego?
- Za dużo myślałam i mózg mi się przegrzał - zaśmiała się
- A o czym to myślała moja blondyneczka? - spojrzałam na nią ciekawskim wzrokiem
- A nie za dużo chcesz wiedzieć? Blondyneczko? - uśmiechnęła się i usiadła obok
- Po prostu ciekawi mnie, co tak męczy moją ukochaną cioteczkę, że nie może spać po nocach
- I za tą cioteczkę się nie dowiesz - zaśmiała się - zjadłabym coś...
- To sobie zrób
- Ale mi się nie chceeeee 
- Jak poprosisz Nathana, to może zrobi ci pyszne naleśniki jakie mi rano zrobił - uśmiechnęłam się do chłopaka
- O nie, nie, nie... Ja sobie odpoczywam i piję herbatkę
- Oj Natty... Proooszę - jęknęła Iza - Nadii zrobiłeś
- Ale ona ma u mnie specjalne względy
- No to jej rodzina też powinna mieć - wyszczerzyła się
- Ale jej rodzina nie jest w ciąży - spojrzał na nią i uniósł jedną brew
- A skąd wiesz?
- A wiatropylna jesteś?
- Ale z ciebie głupek. Nie to nie, sama sobie zrobie - wstała i podeszła do lodówki, a ja z chłopakiem się zaśmialiśmy
- Śmiejcie się, śmiejcie... - burknęła
- Iza?
- Co?
- A co byś powiedziała na pierogi ruskie na obiad? - zapytałam i puściłam oczko Nathanowi
- O jezuśku, kocham cię! - odwróciła się i przybiegła mnie przytulić
- Wiedziałam, że się ucieszysz - zaśmiałam się
- Za dobrze mnie znasz - zadowolona wróciła do lodówki i wyjęła składniki potrzebne jej do naleśników

Punkt 13 wszyscy zeszli na dół i usiedli przy stole w kuchni czekając na Scooter'a. Kilka minut później pojawił się i on. Przywitał się ze wszystkimi i usiadł przy stole
- Napijesz się czegoś? - zapytałam
- Kawy, dzięki
- Ja zrobię - Tom wstał
- Ty siedzisz, ja robię - wysłałam mu spojrzenie nie znoszące sprzeciwu, więc chłopak zrezygnował i usiadł
- No, no. Od razu widać, kto tu rządzi - zaśmiał się Scooter - Dobra, do rzeczy. Mam listę miejsc, w których będziecie grać i musimy ustalić daty koncertów. Od razu mówię, że będzie ich sporo i między niektórymi zrobimy kilka dni przerwy, żebyście mogli odpocząć. - rozdał każdemu z chłopaków listę miejsc, w których będą grać.
- 18... - nie ma tragedii odezwał się Max
- Miało być więcej, ale ponegocjowałem trochę, bo chcieliście wyjechać do Polski na to wesele, o którym wspominaliście. Dlatego myślę, że tyle dacie radę zagrać w miesiąc
- W miesiąc?! - Jay
- No mówiliście, że wesele jest w lipcu tak, czyli za miesiąc? - zdziwił się Scooter, a ja postawiłam przed nim kawę - Dzięki - uśmiechnął się
- No tak... Ale 18 to cholernie dużo. Tym bardziej, że ciągle praktycznie będziemy w trasie między jednym miastem, a drugim...
- Ale specjalnie są ułożone tak, żeby były dość blisko siebie. No i tak jak mówiłem, między niektórymi zrobimy wam ze 2-3 dni wolnego
- Dobra, damy radę. Bywało, że i codziennie koncertowaliśmy i dobrze było - odezwał się Nathan 
- No tak, tylko że przez miesiąc nas nie będzie w domu... - odezwał się Tom
- No i ? - Max
- No i to, że Iza jedzie z nami, a Kels za dwa tygodnie jedzie z dzieciakami i zespołem na warsztaty taneczne. Więc Nadia zostanie sama z Naree....
- Właściwie, to ja chciałam skorzystać z okazji i odwiedzić rodzinę... - odezwała się mulatka
- No to jeszcze lepiej... Nadia będzie przez jakieś dwa tygodnie sama...
- Tom - odezwałam się - Prosiłam cię kiedyś, żebyś nie traktował mnie jak niepełnosprawnej...
- Ale on ma rację, Nadia - odezwał się Nathan
- Jak coś się stanie, to nie będzie miał kto ci pomóc...- Max
- Och dajcie spokój! - zirytowałam się - Co ma się stać? Rozumiem, gdybym była w 9 miesiącu albo chociaż 8... Bo mogłabym w każdej chwili urodzić, ale nie w 5! Opanujcie się...
- Nie ma mowy, nie zostaniesz tu sama. Pojedziesz z nami - odezwał się Loczek
- Jay, martwicie się, co może być jak zostanę sama w domu SIEDZĄC lub LEŻĄC - zaakcentowałam ostatnie słowa - Więc myślisz, że ciągła podróż, ciągła zmiana miejsca i ciągłe zmęczenie będzie lepsze?
- Dobra, głupi pomysł...
- Beznadziejny... - burknęłam
- Pojedziesz do Gloucester - powiedział Nathan
- Co?
- Pojedziesz do mojego domu
- Chyba sobie żartujesz
- Nie. Jess się ucieszy, moi rodzice zresztą też. Polubili cię, a ktoś będzie miał na ciebie oko
- Nie ma mowy. Nie będę się zwalała ludziom na głowę, bo wy macie jakiś chory nawyk nadopiekuńczości
- Po prostu, zwyczajnie w świecie się o ciebie martwimy, kiedy to do ciebie dotrze w końcu?! - krzyknął Parker
- Tom, po pierwsze to się nie drzyj z łaski swojej, a po drugie ja to wiem. Tylko uważam, że przesadzacie. 
- Ale co tu będziesz robiła przez dwa tygodnie sama? - odezwała się Iza - Zanudzisz się... 
- Nie wiem, zawsze znajdzie się coś do roboty... Może coś posprzątam na przykład...
- O nieeee - jęknęli wszyscy
- No co?!
- Jesteś w ciąży! - powiedzieli chórem
- Wam chyba nigdy to nie przejdzie... - burknęłam znowu
- A do ciebie nie dotrze, że nie możesz się przemęczać - Tom
- Jezu, dobra! - zrezygnowałam
- Co dobra? - zapytał Nathan
- Pojadę do Gloucester - powiedziałam cicho
- Mądra dziewczynka - uśmiechnął się - Później do nich zadzwonię i im powiem, a teraz przejdźmy do konkretów i ustalmy te daty - powiedział i zajęli się swoją robotą, a ja poszłam do swojego pokoju. Nie czułam się dobrze z tym, że mam się zwalić rodzinie Nathan'a na głowę. Było mi z tym głupio. Ale z drugiej strony miło byłoby znów zobaczyć Jess i Karen... No ale nie wpychając im się do domu buciorami... A może powiem im, że pojadę, a nie pojadę? Przecież nie wrócą z koncertów i siłą mnie nie zaciągną... Aż uśmiechnęłam się pod nosem z wizji tworzącej się w mojej głowie. Tak będzie najlepiej. Oni pojadą myśląc, że wszystko w porządku i grzecznie pojadę do Gloucester, a ja będę miała spokojną głowę. Zadowolona ze swojego planu włączyłam cicho muzykę i postanowiłam ogarnąć trochę w pokoju. 

- Mogę? - pół godziny później Tom zapukał do drzwi
- Wchodź - powiedziałam i schowałam bluzkę do szafy
- Nie wściekaj się na nas...
- Przecież się nie wściekam - uśmiechnęłam się
- Ja wiem, że może czasem i przesadzamy...
- Czasem? - przerwałam mu
- Oj szczegóły... Ale czujemy się za ciebie odpowiedzialni
- Wiem, Tom - usiadłam obok niego - I cholernie wam za to dziękuję, że tak o mnie dbacie, tylko ja po prostu odzwyczaiłam się od tego, że ktoś się o mnie martwi i mówi mi, co mam robić... Odkąd nie ma mojej mamy byłam zdana praktycznie tylko na siebie i sama wytyczałam sobie granice. Nawet jak byłam z Marcinem, to nie czułam z jego strony uczucia opiekowania się mną... Jedynie Kasia była taką osobą, która o mnie dbała, ale nie 24h na dobe - uśmiechnęłam sie lekko
- A twoja kuzynka, z którą mieszkałaś? - zapytał Tom i tym samym mi o niej przypomniał. Nie odzywałam się do niej dawno... A jak już to były to zdawkowe smsy typu "co tam? Dobrze a u ciebie? Tez..." i tyle...
- właściwie to mieszkałyśmy razem, ale żyłyśmy osobno... Ona była zbyt zajęta swoim chłopakiem, a ja swoim. Przed samym wyjazdem właściwie nawet się posprzeczałyśmy...
- O coś poważnego?
- O to, że po moim rozstaniu z Marcinem jak byłam załamana i nie ruszałam sie ze swojego pokoju, to któregoś dnia przyszła i mnie lekko mówiąc opieprzyła, żebym się ogarnęła, że ona od początku wiedziala, że to sie tak skończy i tak dalej.... Kazałam jej się nie wpieprzać w moje życie i żeby uważała żeby z nią nie było tak samo, bo jej chłopak nie jest wcale lepszy. Potem sie spakowałam i po prostu wyszłam z domu... No i dwa dni później przyleciałam tutaj...
- A ona wie, że jesteś w ciąży? - zapytał a ja tylko pokręciłam głową
- Może do niej zadzwoń i sie pogódźcie? To w końcu twoja rodzina...
- Chyba tak zrobię, Tom - uśmiechnęłam się do niego - Dobra, lepiej mi powiedz jak z tobą i Kels. Dawno nie gadaliśmy...
- To fakt... nie było kiedy, ciągle Nathan cię gdzieś porywa - pomachał brwiami
- Oj daj spokój - zaśmiałam się
- Ooo czyżbyś się zaczerwieniła? - wyszczerzył się
- Spadaj, ja się nie czerwienię - powiedzialam, ale mimo tego złapałam się za policzki, co wywołało śmiech u Parkera - Oj wal się, Tom! - założyłam ręce na piersi i zrobiłam minę naburmuszonego dzieciaczka.
- No juuuź, uśmiechnij się - złapał mnie za policzki - wujek Tom nie będzie się juź się śmiaaaał
- Głupek - odepchnęłam jego ręce od mojej twarzy ze śmiechem
- A tak serio jak między wami? - spoważniał trochę
- Dobrze - uśmiechnęłam się - Jesteśmy świeynymi przyjaciółmi
- Przyjaciółmi?
- Tak, Tom. I tak już zostanie
- Nie zmienisz swojej decyzji?
- Raczej nie
- Ale Nadia, przecież go kochasz... On kocha ciebie... Daj wam szansę
- Tom... Ale ja ją nam dam i co jeśli nawalimy? Ja nie moge myśleć tylko o sobie, bo jeszcze między nami jest moje dziecko, rozumiesz?
- Ale przecież Nathan powiedział, że zadba o nie jak o swoje...
- Tom... załóżmy, że zakochujesz się w Kelsey i coś się między wami tworzy, a ona nagle odkrywa, że jest w ciąży ze swoim byłym... I co robisz? Łatwo by ci było żyć ze świadomością, że biorąc ją, bierzesz dodaktowt bagaż i w tak młodym wieku wychowujesz nie swoje dziecko?
- Myślę, że jak się kocha kobiete, to kocha się i to co z niej powstało. A dziecko to najpięknieszy dar od kobiety. I traktowałbym je jak swoje, bo to ja bym je wychowywał, a to że inny facet się do tego przyczynił nie ma znaczenia
- Nie jesteś obiektywny... - powiedziałam - Chcesz mnie po prostu przekonać, żebym zmieniła decyzję, ale ja tego nie zrobię...
- Mówię, to co uważam, Słońce
- Ehe... Dobra, bo zmieniłeś temat i mi nie odpowiedziałeś! Jak między tobą a Kels? - uśmiechnęłam się
- Świetnie - też pokazał swoje ząbki - Właściwie, to świetny czas jest teraz między nami. Jest lepiej niż kiedykolwiek. Tyle uczucia, co jest teraz między nami... Aż brak mi słów
- Cieszę się strasznie - złapałam go za rękę z uśmiechem - Uwielbiam was jako parę, pasujecie do siebie jak mało kto
- Też tak myślę. Dlatego mam zamiar się jej oświadczyć - spojrzałam na niego z wyszczerzonymi oczami
- Aaaaa - pisnęłam - Serio?
- Serio - wyszczerzył się - Tylko sie boję...
- Czego?
- Że się nie zgodzi...
- Tom, błagam cię. Przecież tobie żadna by nie odmówiła - zaśmiałam się
- Mówisz? - napiął się i po chwili tez się zaśmiał - Nie wiem sam jak zareaguje
- Uwierz mi, że na pewno się zgodzi. Przecież widać jak cię kocha
- Może... Poza tym, co mi szkodzi spróbować? Kocham ją i chcę żeby była moją żoną, wiec chyba warto zaryzykować
- Otóż to
- Tylko muszę kupić pierścionek a nie znam rozmiaru i w ogóle...
- Da się załatwić - uśmiechnęłam się
- Pomożesz mi?
- No ba! Bratu bym nie pomogła? - zaśmiałam się
- Jesteś boska - przytulił mnie i ucałował w głowę
- Może trochę
- Nawet bardzo! Dobra, lecę do mej lubej nacieszyć się przed trasą.
- A kiedy jedziecie?
- Za 4 dni
- A no to zdążycie się pożądnie sobą nacieszyć - zaśmiałam się
- No mamy mało czasu, żeby na cały miesiąc się doładować - pomachał brwiami stojąc już przy drzwiach
- Tylko cioci ze mnie nie zróbcie - pogroziłam mu palcem
- O to to się nie martw - puścił mi oczko i zniknął za drzwiami

Następnego dnia wstałam i odsłoniłam zasłony. Dzień był nieciekawy, ale całe szczęście nie padało. Przyszykowałam sobie zestaw do ubrania i poszłam wziąć szybki orzeźwiający prysznic.Lekko się umalowałam, ubrałam i zeszłam na dół zjeść śniadanie. Dobrze się złożyło, bo nie chciało mi się go przygotowywać, a Max z Izą wstali wcześniej ode mnie i załapałam się na jajecznicę.
- A ty co tak wcześnie dzisiaj wstałaś? - zapytala ucieszona cioteczka
- Ja zawsze tak wstaję, Kochanie, więc to ja powinmam zadać to pytanie. Co was zmusiło do tak wczesnego wstania?
- Shopping
- Oww razem? - zapytałam i wysłałam Maxowi porozumiewawcze spojrzenie na co on pomachał brwiami ucieszony
- Max obiecał mi doradzić w kupnie sukienki na wesele
- To już kupujesz?
- Raczej już się rozglądam, wiesz że zanim ją kupię, to odwiedzę milion sklepów...
- Aż się boję... - powiedział pod nosem Max
- Oj już nie przesadzaj - Iza się zaśmiała
- Współczuję ci... - powiedziałam głośnym szeptem do Łysego
- Nie gadaj tak, bo jeszcze zrezygnuje!
- No Jurek już się nie wycofa, uwierz mi - wyszczerzyłam się - Dobra, my tu gadu gadu, a ja muszę spadać - spojrzałam na zegarek
- A gdzie lecisz?
- Do lekarza
- To może cię podwieziemy? Albo weź mój samochód, bo i tak jedziemy Maxa
- Wiesz, że nie wsiadam za kierownicę...
- Dałabyś wreszcie spokój... To że Ania miała wypadek nie oznacza, że i tobie to grozi
- Nie będę dyskutować na ten temat, bo nie chcę się kłócić - wstałam - Zrobię sobie spacer. Dzięki za śniadanie. Pa! - wyszłam z kuchni a następnie z domu. Drażniło mnie to, że Iza nie rozumiała mojej w pewnym sensie traumy związanej z wypadkiem mamy. Nie chodziło o to, że bałam sie wypadku, tylko siedząc za kierownicą miałam przed oczami rozwalony całkowicie samochód i mnie to paraliżowało do tego stopnia, że nie byłam w stanie nawet wrzucić biegu... Próbowałam nie raz i zawsze kończyło się tak samo, więc po prostu dałam sobie spokój. Poszłam do metra i 15 minut później byłam pod gabinetem. Weszłam do środka i podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry, moje nazwisko to Adamczyk. Byłam umówiona dzisiaj na wizytę
- Dzień dobry, już sprawdzam - uśmiechnęła się i szukała mnie w systemie - Zgadza się, tylko Pani doktor musiała pójść na zwolnienie od dzisiaj i wszystkie pacjentki są kierowane do doktoraTowna.
- Oo... a na długo to zwolnienie? Bo szczerze mówiąc wolałabym mieć wizytę u doktor Bluckburn...
- Rozumiem, tylko że Pani doktor jest na miesięcznym zwolnieniu, a Pan Town też jest naprawde dobrym lekarzem - uśmiechnęła się
- Miesiąc to strasznie długo... No dobrze, w takim razie pójdę do doktora Town'a
- To w tym samym gabinecie, co zawsze. Proszę usiąść i poczekać, bo akurat ma pacjentkę - dała mi moją kartę z uśmiechem. Podziękowałam i poszłam usiąść pod gabinetem. Po jakiś 10 minutach z pokoju wyszła kobieta, więc wstałam i po zapukaniu weszłam do środka.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do mężczyzny na oko około 50 letniego z małą bródką.
- Witam i zapraszam - odwzajemnił gest. Usiadłam na przeciwko niego i podałam mu kartę.
- Czyli mamy przyszła mamusię w początku 22 tygodnia, zgadza się?
- Dokładnie
- No dobrze, to zobaczymy poprzednie wyniki... - przeglądał kartę - Jeszcze nie poznała pani płci dziecka?
- No jeszcze się nie udało
- Dobrze... - przeglądał dalej - Hmmm... coś mi się tu nie zgadza... Nie ma tego w karcie, ale nie wiem czy doktor Bluckburn poinformowała panią o ryzyku?
- Słucham? Jakim ryzyku? - przestraszyłam się
- Czyli nie powiedziała... Dobrze to najpierw obejrzymy dziecko, proszę się położyć i przygotować do badania
- Ale proszę mi powiedzieć o co chodzi...
- Za chwilkę, dobrze? Najpierw obejrzymy dziecko - powiedzial, a ja położyłam się na łóżku u podniosłam bluzkę wyżej. Byłam cała roztrzęsiona nie wiedząc o co chodzi. Lekarz posmarował mi brzuch żelem i zaczął badanie.
- Chce pani poznać płeć? - zapytał
- Chyba tak...
- Dobrze, to spójrzmy... Z tego, co widzę ma pani córkę - uśmiechnął się. - Ma 21 cm, rośnie narazie prawidłowo. Proszę się wyyrzeć - podał mi chusteczkę. Po wytarciu i ogarnięciu znów siedziałam na przrciwko lekarza
- Panie doktorze... O jakim ryzyku pan mówił?
- O ryzyku, że dziecko może urodzić się chore...
- Jezu, jak to chore?
- Nie ma stu procentowej pewności, więc też proszę się przedwcześnie nie denerwować
- Proszę przejść do rzeczy - przerwałam mu
- Mniej więcej 60% pewności jest, że pani dziecko może się urodzić niepełnosprawne, nie ma to żadnego wpływu genetycznego ani nic w tym stylu, po prostu zdarzają się takie przypadki raz na milion ciąż i niestety nie da się temu zapobiec...
- W jakim... jakim sensie niepełnosprawne?
- Umysłowym. Zatrzyma się w pewnym wieku, mniej więcej około roku i mimo że fizycznie będzie się rozwijało, to umysłowo zostanie na tym samym etapie
- Matko... - głos mi się zatrzymał - Czyli jest 40% szans, że urodzi się zdrowe?
- Tylko 40%..  Pod koniec 6 miesiąca możemy zrobić badanie, które powie, czy dziecko będzie zdrowe. Ale do tego czasu możemy tylko gdybać... - mówił coś dalej, ale już go nie słuchałam. Wiedziałam jedno - nie chcę upewniania się. Co ma być to będzie. Pokocham to dziecko jakie by nie było, ale jednocześnie byłam załamana. Patrzyłam w jeden punkt i czekałam aż lekarz skończy swój monolog, da mi zdjęcia USG i będę mogła stamtąd wyjść. Chwilę później już wychodziłam z przychodni nie mówiąc nawet "do widzenia" recepcjonistce. Miałam zamazany obraz przez łzy znajdujące się w moich oczach. Wykręciłam numer do Nathana, który odebrał telefon po dwóch sygnałach
- No co tam? - zapytał ucieszony
- Przyjedziesz po mnie? - zapytałam łkając
- Co się stało? - jego ton od razu zmienił się z radosnego na przejęty
- Nie pytaj tylko po prostu przyjedź... Będę w parku przy przychodni - powiedziałam i się rozłączyłam kierując się we wspomnianym kierunku...






Tak wiem, rozdzialy miały być częściej, możecie mnie ochrzanić :p
Ale naprawdę nie miałam jak dodać, mimo że się starałam. Po prostu nie polecam nikomu internetu w neostradzie -.- Człowiek płaci za rachunki, a ci idioci wmawiają, że dwa miesiące są nie zapłacone i wyłączają mi internet... Szału można dostać... Ale w końcu PO PRAWIE MIESIĄCU! jednak doszli do wniosku, że te dwa miesiące są zapłacone i mam neta! Sukces :p
Do rzeczy - rozdział jest i teraz już na serio postaram się częściej dodawać. Oczywiście jak to mówią "jak nie urok to sraczka" i mam neta, ale zepsuł mi się komputer ;D Na szczęście mam telefon i jakoś będę działać ;D
Jak Wam mija październik? Bo mi zaczął się przeziębieniem i dzisiaj (a raczej wczoraj, bo już 3:36 :p) cały praktycznie dzień spędziłam w łóżku, kaszląc,  ciągając nosem i zużywając 4 paczki chusteczek :p
Spadam nadrabiać zaległości w komentowaniu Waszych rozdziałów, bo bezsenność i tak nie pozwoli mi jeszcze usnąć ;) 

ŚCISKAM! ;***