niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 62.

- Co ty tu robisz? - Nathan przybrał surowy ton i odłożył Tomka do jego łóżeczka po czym zasłonił jego i mnie sobą.
- Przyszedłem porozmawiać z Nadią - starał się złapać ze mną kontakt wzrokowy, ale Sykes mu to skutecznie uniemozliwiał
- Myślę, że nie masz o czym z nią rozmawiać
- A ja myślę, że mam
- O czym?
- O moim dziecku - powiedział twardo
- Ono nie jest twoje
- A czyje?
- Moje - Nathan gromił go wzrokiem
- Jasne... - Marcin prychnął - Nadia, możemy porozmawiać? - wychylił się zza Nathana i spojrzał na mnie
- Nie mamy o czym... - powiedziałam cicho nie patrząc na niego - To nie jest twoje dziecko - dodałam prawie szeptem
- Jakoś ci nie wierzę - uniósł brew do góry i skrzyżował ręce na piersi
- Patrz - Nathan wyjął jakies papiery z szafki przy łóżku i podał mu je - W rubryce "ojciec" jest wpisane moje nazwisko, nie twoje. Wiec spieprzaj stąd i zostaw moją rodzinę w spokoju. - wyrwał mu kartkę z dłoni
- Nadia... - Marcin spojrzał na mnie. Miał takie... rozczarowane spojrzenie - To naprawdę nie jest moje dziecko? Powiedz mi prawdę, a nie będę was już więcej nachodził. Proszę cię... - mówił po polsku
- To nie jest twoje dziecko, Marcin - odpowiedziałam po angielsku żeby Nathan rozumiał i spuściłam wzrok
- Na pewno?
- Mamy ci to dać na piśmie? - warknął Nathan - Czy chcesz o tym porozmawiać na zewnątrz? - dodał agresywniejszym tonem
- Nathan!
- Nie, już sobie idę... - odpowiedział mój były i spojrzał ostatni raz na mnie, przelatując jeszcze tęsknie wzrokiem przez łóżeczko, w którym leżał nasz syn. Na koniec posłał wrogie spojrzenie Nathanowi i wyszedł z sali. Sykes zdążył do mnie podejść, a drzwi znów się otworzyły.
- Co on tu robił? - zapytała Izka po wejściu z Maxem, a ja odetchnęłam z ulgą, że to nie był znów Marcin, bo Nathan nie byłby już w stanie się powstrzymać, żeby się na niego nie rzucić z pięściami
- Przyszedł zapytać, czy to na pewno nie jego dziecko... - odpowiedziałam cicho i przywitałam się buziakiem z ciotką i Maxem - Tylko skąd on wiedział, że już urodziłam?
- Pewnie z gazet... - odpowiedziała ciotka, po wymianie spojrzeń z Georgem
- Jak to? - spojrzałam na nią
- Wszędzie trąbią, że Nathan Sykes jest ojcem i jego dziecko przyszło na świat w jednym z polskich szpitali. Wiesz ile przed szpitalem kręci się fotografów? - wykrzywiła się - Oczywiście i nas musieli wypstrykać... Cześć, maluszku - wyszczerzyła się do Tomka i pogłaskała go po brzuszku
- Żartujesz?! - wytrzeszczyłam na nią oczy
- Chciałabym... Ale on jest piękny - znów się uśmiechnęła patrząc na mojego synka
- Świetnie... - westchnęłam i schowałam twarz w dłoniach
- Zostawicie nas samych na chwilę? - zapytał Nathan
- Jasne. Pójdziemy zobaczyć, co u Kasi - odpowiedziała  i złapała Maxa za rękę, po czym opuścili salę.
- Nie jesteś zła, że kazałem siebie wpisać jako ojca w jego metrykę? - zapytał
- No coś ty... - uśmiechnęłam się blado
- Na pewno?
- Jasne. Cieszę się z tego
- Skarbie... - mój chłopak usiadł na łóżku obok mnie i złapał mnie za rękę - Wiem, że teraz nie będzie łatwo..
- Już nie jest.. - przerwałam mu, a on westchnął
- Wiem. Ale przetrwamy to. Tylko teraz zależy od ciebie czy na pewno chcesz powiedzieć światu, że to moje dziecko... - powiedział ciszej nie patrząc na mnie i bawił się moimi palcami schowanymi w jego dłoni
- To zależy od ciebie
- To znaczy? - spojrzał na mnie
- Nathan. Marcin myśli, że nie jest ojcem Tomka, więc jeżeli ty chciałbyś naprawdę być ojcem dla niego i powiedzieć to światu, to proszę bardzo. Musisz być tylko tego pewien. Ja nie chcę cię do tego zmuszać i wywierać na ciebie wpływu, żebyś to zrobił. To musi być twoja decyzja. Ja tylko... - przerwałam
- Tylko co?
- Nie wiem, czy dobrze robię, że oszukuję Marcina... - spuściłam wzrok
- Kochanie, nie chcę żeby to zabrzmiało jakoś egoistycznie, czy żebym cię namawiał do tego... Ale czy jak byliście razem, to chciał tego dziecka?
- Nie...
- No właśnie. Zresztą sama wiesz jak cię potraktował. A teraz nagle zachciał być ojcem. Nie sądzisz, że to podejrzane?
- Sugerujesz, że chciał tym zyskać jakieś korzyści?
- Dokładnie tak myślę
- W sumie to byłoby do niego podobne... - powiedziałam smutno
- Dlatego uważam, że dobrze robisz
- No dobrze, a co z tobą? Jesteś tego pewien, ze chcesz się przyznać, że to twoje? Co z twoimi fankami?
- Te prawdziwe zrozumieją i będą się cieszyć, że jestem szczęśliwy.
- Ale wiesz, że większość z nich liczy, że to z nimi spędzisz reszte życia? - uśmiechnęłam się, a Nathan się zaśmiał
- To czas dorosnąć i zrozumieć, że to mrzonki. Ja znam tylko jedną kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia i jesteś to ty - uśmiechnął się
- Jesteś pewien? - zapytałam
- Na tysiąc procent.
- Kocham cię, Nathan
- A ja ciebie - odpowiedział i pocałował mnie czule - No to co? Ogłaszamy to światu? - zapytał wyszczerzony
- Ogłaszamy, ale w jaki sposób?
- Jak to jaki? Najprostszy - puścił mi oczko i wyjął telefon - Twitter - wyjaśnił, a ja się pacnęłam w czoło
- No tak - zaśmiałam się
- No to piszemy... - powiedział i wystukał coś - Poszło. - schował telefon
- Co napisałeś?
- Że jestem szczęśliwy mając obok siebie cudowną kobietę, która jest matką mojego dziecka - uśmiechnął się szeroko
- No to wyczuwam nadejście kłoptów - westchnęłam z uśmiechem
- Nie mów tak. Będzie dobrze - przytulił mnie i pocałował w czoło - Pamiętaj, że jesteśmy w tym razem
- Pamiętam - odpowiedziałam i w tym samym momencie Tomek zaczął płakać, więc musiałam go nakarmić. Potem Izka znów przyszła z Maxem zadowolona, że Nathan wziął mojego syna za swojego i ogłosił to wszystkim. Szczerze mówiąc, sama się ogromnie z tego cieszyłam, ale bałam się tego, co teraz będzie. Przede wszystkim nie chciałam, żeby Nathan miał z tego powodu jakieś problemy, ale byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam się tak bardzo na tym skupić, tym bardziej że teraz już oficjalny ojciec mojego dziecka skutecznie mi to uniemożliwiał. Udało mi się też zdrzemnąć na dwie godziny, kiedy mój syn się najadł. Gdy zgłodniał, obudził mnie jego płacz, więc rozciągając się ułożyłam się odpowiednio, a Nathan położył Tomka przy moim boku i przystawiłam go do piersi.
- Gdzie Iza z Maxem? - zapytałam
- Poszli coś zjeść i wrócą
- Dawno poszli?
- Jakieś 20 minut temu - uśmiechnął się
- Nie byli źli, że usnęłam? Jakoś tak mi się sen urwał i nawet nie wiem kiedy..
- No coś ty. To normalne, że jesteś zmęczona, rozumieją to
- A mi głupio...
- Daj spokój - uśmiechnął się znów i złapał mnie za dłoń, do której przyłożył swoje usta, a ja odwzajemniłam uśmiech i przyglądałam się swojemu synkowi, który z zamkniętymi oczkami jadł
- Już się najadłem? - zapytałam, kiedy oderwał się od piersi i otworzył oczka, rozglądając się dookoła.
- Nie mogę się na niego napatrzeć - Nathan nie odrywał od niego wzroku i przybliżył się bardziej, żeby lepiej go widzieć - Jest prześliczny
- Prawda? Taki słodziutki i malutki...
- No cześć rodzinko! - do sali wszedł uśmiechnięty Tom, a za nim
- KELS! - pisnęłam ucieszona, że widzę blondynkę
- Cześć, Kochana - uśmiechnięta szeroko podeszła do nas i uścisnęła mnie, po czym od razu skierowała wzrok na malucha
- Jezu, jaki śliczny! - pisnęła - A jaki podobny do ciebie!
- Mój chrześniak, to nie byle jaki - puścił mi oczko Tom i pocałował w policzek - Jak się czujesz?
- Dobrze - uśmiech nie schodził mi z twarzy
- Mogę go potrzymać? - blondynka spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem
- Jasne - odpowiedziałam
- Tylko ostrożnie - odezwał się Nathan i patrzył na ruchy Kelsey
- Tatuśku, mam młodsze rodzeństwo, więc wiem jak obchodzi się z takimi maluchami - przewróciła oczami - No cześć, maluszku - uśmiechnęła się szeroko do Tomka i pocałowała go w czółko jak miała go już na rękach
- Trzymaj pod główką
- Jezu, on tak cały czas? - jęknęła blondynka i spojrzała na mnie
- Szczerze? Jesteś pierwsza oprócz niego, która trzyma go na rękach, więc obawiam się, że to dopiero początek - zaśmiałam się
- Po prostu się martwię! - bronił się - Może usiądziesz z nim? Będzie bezpieczniej... - nie odrywał wzroku od blondynki, a raczej od naszego syna leżącego na jej rękach
- Nath... Może sprawdzisz czy nie ma cię gdzieś na korytarzu i poszukasz tam siebie przez najbliższe 5 minut? Będę mogła spokojnie potrzymać i nacieszyć się tym słodziakiem - znów wróciła wzrokiem do Tomka
- Kels... - zaczął, ale mu przerwałam
- Pomożesz mi pójść do łazienki? - zapytałam, a on spojrzał na mnie skonsternowany - Kochanie, zaufaj jej. Nie zrobi mu krzywdy. No dalej - wystawiłam do niego dłoń, a on po ostatnim spojrzeniu na Kelsey chwycił ją i pomógł mi wstać i pójść do łazienki, w której specjalnie ociągając się załatwiłam swoją potrzebę, żeby dać dziewczynie się nacieszyć dzieckiem bez zbędnych komentarzy nadopiekuńczego Nathana. Wróciliśmy z powrotem i kiedy Sykes pomógł mi się wygodnie znów usadowić na łóżku, Kelsey sama oddała mu malucha w ręce, żeby już go zbytnio nie stresować. Kiedy to robiła, w oczy rzuciła mi się ciekawa rzecz i aż wyszczerzyłam się szeroko i pisnęłam głośniej niż chciałam
- KELSEY !
- Co? - spojrzała zdezorientowana
- Czemu nic mi nie powiedziałeś?! - spojrzałam z wyrzutem na Toma
- Ale co? - miał to samo spojrzenie, co Kels
- Że przyjęła oświadczyny! - ucieszyłam się
- Aaaaa o to chodzi - uśmiechnął się szeroko i objął swoją już narzeczoną, a ta skromnie wzruszyła ramionami
- Jeeeeeej, ale się cieszę! - wystawiłam ręce żeby się nachylili do mnie i mnie przytulili - Gratuluję!
- Dziękujemy - wycałowaliśmy się
- Ej, ale jak to, że przyjęła? To ty wiedziałaś o wszystkim? - Kels spojrzała na mnie wielki oczami, ale z uśmiechem
- Ups... - zaśmiałam się
- No ktoś musiał mi doradzić w pewnych sprawach - Tom się usprawiedliwił i puścił mi oczko
- Romantycznie było przynajmniej? - spojrzałam na blondynkę, a ta się rozmarzyła
- Bosko! - pisnęła - Postarał się i to porządnie aż się wzruszyłam - spojrzała na swojego narzeczonego i uśmiechnęła się do niego szeroko - A tak stresował... - zaśmiała się - Mało pierścionka z nerwów nie upuścił!
- No a dziwisz się? Co ja bym zrobił jakbyś się nie zgodziła?
- Załamałbyś się na pewno - zaśmiałam się
- No jakbym się mogła nie zgodzić - przewróciła oczami - Przecież cię kocham, Głupku - pocałowała go
- Słodziaki - zachwyciłam się i uśmiechnęłam z tego, że są ze sobą szczęśliwi. Tak samo jak ja z Nathanem.








Heeej, moje Misiaczki! :*
Tak, wiem miałam dodawać częściej a wyszło... jak wyszło. Wybaczcie <3
Ale jak to mówią, jak nie urok to sraczka i jak zasiadałam, żeby coś napisać, to albo nie miałam weny, albo nagle ktoś mnie odciągał, albo po prostu byłam tak padnięta w tym okresie świątecznym, że głowa mała. Kiedy już odespałam święta, to od środy do wczoraj nocował u mnie mój chłopak i było ciężko :P Co prawda raz zasiadłam przed komputerem i pisałam przy nim, ale później skutecznie zajął mnie czymś innym ;P
Także tego, teraz już naprawdę biorę się za siebie i piszę, piszę i jeszcze raz piszę, więc Anonimku mój kochany, Anusiak się znalazł ! :D I już się nie zgubi, obiecuję <3
Drugi Anonimku, sprzed dosłownie godziny! :D
Cieszę się, że jesteś, nadrobiłaś całe opowiadanie i CHOLERNIE dziękuję Ci, że mówisz mi, że czegoś Ci tu brakuje :) W końcu piszę to dla Was i dobrze jest wiedzieć nie tylko, co robię/piszę dobrze, ale też i źle ;) Wątków miłosnych między Nadią a Nathanem było mało, bo nic nie dzieję się od razu choć czasem bardzo by się chciało ;) Ale teraz będą długo bądź nie ( ]:-> ) szczęśliwą rodziną i tych wątków będzie więcej, obiecuję! W Polsce na pewno jakiś czas zostaną, bo z tego co się dowiedziałam, noworodek może podróżować samolotem najwcześniej po 6 tygodniu życia, więc trochę czasu jest, ale jak to się rozłoży na rozdziały - nie mam jeszcze pojęcia :) Z jednej strony nie chcę tego na szybko przyspieszać, a z drugiej czekam na wątek, który pojawi się jak będą już w Londynie :P Dobra, bo zaraz jeszcze wypaplam coś o moim niecnym planie ^^
Blogów do nadrobienia została mi już malutka garsteczka, a przede wszystkim przepraszam kololową, bo u Ciebie Słonko mam najwięcej rozdziałów, ale jutro robię u Ciebie wjazd i komentuję każdy jeden, który ominęłam. OBIECUJĘ! :*
Jak zwykle się rozpisałam, więc już nie przedłużam i widzimy się niedługo! <3
Kocham Was <3
ŚCISKAM! :**

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 61.

- Ale... że co? - Parker spojrzał na mnie nie rozumiejąc
- Ale to, że mój syn dostanie imię po swoim chrzestnym tylko w polskiej wersji - uśmiechnęłam się - Mały Tomuś
- Tomuś - powtórzył wyszczerzony i spojrzał na niego - zaraz... - wrócił wzrokiem do mnie - Powiedziałaś... chrzestnym?!
- No nie wyobrażam sobie żeby mógł nim być ktoś inny
- Ale ja.. nie wiem czy zasługuję, czy dam radę... Czy go nie zawiodę...
- Tom, Ty? - złapałam go za rękę i się uśmiechnęłam - No błagam Cię, każdy, ale nie Ty
- Naprawdę tak myślisz?
- No pewnie. Pokocha cię jak własnego ojca
- Jesteś cudowna - uśmiechnął się szeroko i nachylił się żeby mnie pocałować w policzek i przytulić. - Rośnj brachu i będziemy razem śmigać na podrywy - szepnął do małego
- Ja ci dam podrywy - walnęłam go w ramię - Masz Kelsey!
- No przecież żartuję - zaśmiał się
- No ja myślę - też zachichotałam i już chciałam zapytać o blondynkę kiedy drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich głowa Nathana
- Mogę? - uśmiechnął się
- Chodź do swojej małej rodzinki - zachęcił go Tom z uśmiechem
- Wszystko w porządku? - zapytał i pocałował mnie po czym spojrzał uradowany na małego
- Jak najbardziej. Iza z Maxem już pojechali?
- Tak, Iza już zasypiała na ławce, a nie chcieli wam przeszkadzać, więc pojechali bez pożegnania, ale kazali mi cię pilnować - zaśmiał się - Jutro przyjdą w odwiedziny. Ty też chyba jesteś padnięty, co? - spojrzał na Toma, który głęboko ziewnął
- Nie, nie jeszcze nie.
- Tom - spojrzałam na niego - Ledwo zipiesz... Jest 3 nad ranem, a ty jesteś po podróży. Jedź do domu, prześpij się i wróć jutro. Ja też zaraz pewnie padnę, bo jestem wyczerpana
- No dobra... Ledwo żywy nie mam co tu siedzieć, ale z rana jestem z powrotem - wstał i pocałował mnie w policzek - Trzymaj się, siostra. - uśmiechnął się
- Uważaj na siebie, brat - odwzajemniłam gest
- Pilnuj ich - zwrócił się do Nathana i pożegnał się uściskiem dłoni
- Akurat co do tego nie musisz mnie upominać
- Nie zaszkodzi - Tom puścił mu oczko - Na razie - powiedział i wyszedł na korytarz zamykając za sobą drzwi
- Aż się dziwię, że mi nie kazałaś jechać do domu - uśmiechnął się Nathan i usiadł obok
- Bo ktoś będzie musiał mi pomóc z Tomkiem, sama nie dam rady z dziurą w brzuchu go kłaść do łóżeczka
- Z kim?
- Tomkiem - uśmiechnęłam się - Nazwałam go Tomek, od Toma. Podoba ci się?
- No pewnie - też się uśmiechnął - A jak rozmowa z Parkerem?
- Dobrze, pogodziliśmy się, wyjaśniliśmy wszystko. Jest super
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa - powiedział, a ja się uśmiechnęłam
- Kocham cię, Nathan
- Ja ciebie też - nachylił się i chciał mnie pocałować, ale mój syn właśnie się obudził i zaczął płakać.
- Ale masz wyczucie - zaśmiał się Nathan - Chyba jest głodny
- Pewnie tak. Podasz mi go wyżej? - zapytałam, a sama odchyliłam koszulkę po czym przystawiłam malucha do piersi i ku memu ucieszeniu jego zmysł ssania już się wytworzył i jadł z zamkniętymi oczkami machając co jakiś czas swoją malutką rączką.
- Je - uśmiechnął się Nathan - Czyli wszystko w porządku, ale się cieszę!
- Ja też, Nathan, ja też... - uśmiech nie schodził mi z twarzy i podziwiałam tą małą istotkę, które leżała przy mojej piersi. W tym samym momencie do sali wszedł lekarz sprawdzić jak się czujemy i po 5 minutowych oględzinach, kiedy stwierdził, że wszystko w porządku wyszedł i znów zostaliśmy sami. Jak Tomek się już najadł Nathan wziął go na ręce i siedząc obok mnie głaskał go po rączce, którą mój syn zacisnął mu na palcu. Widok był przeuroczy i chłonęłam go jak najdłużej dałam radę, dopóki w końcu nie wiadomo kiedy nie urwał mi się sen. Spałam tak twardo, że nawet 3 godziny później nie obudził mnie płacz głodnego znów synka. Dopiero kiedy Nathan zaczął delikatnie mnie szturchać w rękę otworzyłam szeroko oczy i od razu ułożyłam się odpowiednio, żeby nakarmić malucha. Ten sam proces powtarzał się w równych odstępach czasowych do samego rana, kiedy pielęgniarka przyszła zobaczyć i zbadać Tomka oraz zobaczyć jak goi się moja rana po cesarskim cięciu. Dostałam też śniadanie, na które ani trochę nie miałam ochoty, ale wiedziałam, że muszę je zjeść, żeby mieć pokarm dla dziecka.
- Chyba nie za bardzo się wyspałeś na tej kanapie, co? - zapytałam Nathana, kiedy znów byliśmy sami w sali.
- O mnie się nie martw. Jak się czujesz? - pocałował mnie w czubek głowy
- Bywało lepiej. Muszę iśc do toalety, a nie wiem czy dam radę w ogóle wstać...
- To ci pomogę
- Poczekaj chwilę, muszę się zebrać psychicznie i przygotować na ból
- Rana?
- Ehe... - mruknęłam i aż się wzdrygnęłam na samą myśl - Dobra - powiedziałam po chwili i starałam się usiąść, ale ból był cholerny. Mimo wszystko ze łzami w oczach udało mi się wstać i wsparta na Nathanie udałam się do łazienki, gdzie załatwiłam swoją potrzebę i cały czas zgięta, żeby nie naciągać rany, wróciłam do łózka.
- Może poproszę pielęgniarkę, żeby dała CI jakieś leki przeciwbólowe, co? - zapytał zaniepokojony Sykes
- Nie chcę. Karmię piersią, więc pewnie nawet nie mogę żadnych brać.
- Na pewno są jakieś, które możesz...
- Ale nie chcę - przerwałam mu - Wytrzymam.
- Uparta...
- Cicho tam - wytknęłam mu język
- O no proszę kto nam się obudził - uśmiechnął się szeroko i wziął Tomka na ręce po czym przekazał go mi, a ja w końcu mogłam się nacieszyć tym, że mogę go trzymać na sobie.
- Cześć, piękny - uśmiechnęłam się, a synek spojrzał na mnie swoimi oczkami - Może trzeba go przewinąć, co? - zapytałam bardziej siebie niż Nathana
- Już go przewinąłem jak spałaś
- Słucham? - wytrzeszczyłam na niego oczy - Poradziłeś sobie?
- Pielęgniarka mi trochę pomogła, a bardziej pokazała jak to zrobić. Proste - uśmiechnął się szeroko
- Jestem z ciebie dumna! - nachyliłam się trochę bardziej, żeby dostać całusa od Nathana.
- Nie zginiemy, synu. Prawda? - pogłaskał małego po brzuszku, a ja się rozczuliłam i patrzyłam na bruneta - Coś nie tak? - zapytał kiedy się nie odzywałam dłuższą chwilę
- Po prostu cieszę się, że z nami jesteś - uśmiechnęłam się - Nie wiem jak ja bym sobie bez ciebie poradziła...
- Na pewno dałabyś radę, ale też się cieszę, że nie musiałaś być w tym sama.
- Jesteśmy teraz w tym we trójkę
- Dokładnie - kiwnął głową i puścił mi oczko
- Weźmiesz go? - zapytałam - Trochę mi rana się ciągnie jak go trzymam i boli...
- Jasne - przejął go na swoje ręce
- Nie mogę się doczekać jak mi się to wszystko zagoi i spokojnie będę mogła go wziąć na ręce - westchnęłam
- Na pewno nadejdzie to szybciej niż myślisz - zdążył powiedzieć a drzwi od sali się otworzyły i staneła w nich moja przyjaciółka
- Kasia! - ucieszyłam się. Tym bardziej, że na rękach trzymała moją małą imienniczkę a za nimi wszedł Daniel
- Cześć kochani - uśmiechnęła się - Przyszliśmy się poznać
- Dzień dobry. O jejku, jaka śliczna! - zachwyciłam się jak tylko Kasia stanęła obok mnie - Nosek to ma bezapelacyjnie po Danielu - zaśmiałam się - Nie wyprzesz się swojej córy
- Nawet nie mam zamiaru - powiedział dumny z siebie
- A kogo my tutaj mamy - uśmiechnęła się Kasia i nachyliła się nad moim synem, który dalej był na rękach Nathana
- Małego Tomaszka
- Śliczne imię wybrałaś - przyjaciółka z nieschodzącym uśmiechem z twarzy spojrzała na mnie
- Po wujku
- Rozmawiałaś z Tomem?
- Tak, pogodziliśmy się, wszystko w porządku. Był tu wczoraj zaraz po porodzie
- Cieszę się
- Ja też. Jak poród? - zapytałam
- Nie pytaj - pokręciła głową - Teraz już wiem, że bajka o tym, że ten ból się od razu zapomina to mit
- Ale warto, co? - uśmiechnęłam się szeroko
- No pewnie, ze warto - spojrzała na swoją córkę - A Ty jak? Słyszałam, że miałaś cesarkę
- Tak, Tomek się zaczepił rączką o pępowinę i nie było wyjścia, ale te skurcze... - aż się wzdrygnęłam na samo przypomnienie
- Ale już mamy to za sobą. Jak się czujesz?
- Dobrze, tylko rana ciągnie strasznie. A Ty?
- Mnie ciągnie co innego. Uwierz mi, ciesz się, że możesz się normalnie wysiusiać - przekręciła oczami
- Współczuję
- Śliczny jest ten twój maluch. A podobny do ciebie jak kropla wody - uśmiechnęła się
- Za to Twoja córa, to cały tata - zaśmiałam się
- I widzisz jaki jest ten los? Ja znosiłam cały ten ból tylko po to, żeby urodzić córeczkę tatusia - pokręciła tym razem głową z uśmiechem, a my się zaśmialiśmy
- Zawsze możemy się postarać o synka mamusi - Daniel się wyszczerzył
- Łatwo ci mówić! Ja jeszcze po tym porodzie do siebie nie doszłam! Daj mi odetchnąć
- No przecież nie mówię, że od razu, Kochanie. Ale za jakiś rok...
- To porozmawiamy o tym za rok - uśmiechnęła się - A Ty jak się czujesz w roli taty? - zapytała Nathana
- Cudownie - wyszczerzył się - Jestem dumny jak cholera i nie mogę się napatrzeć na tego mini człowieczka
- Mini człowieczka haha, świetne określenie - zaczęłam się śmiać
- No co. To taka miniaturka
- Cudownie razem wyglądacie we trójkę - Kasia patrzyła na nas ucieszona, a ja się uśmiechnęła
- Wy też. I teraz zobacz. Ty masz córkę, ja syna... Kto wie, może za jakieś dwadzieścia pare lat staniemy się rodziną - puściłam jej oczko
- No mam taką nadzieję!
- Tylko pamiętaj, że twój syn najpierw będzie musiał zostać zaakceptowany przeze mnie! Więc go przeszkól lepiej - odezwał się Daniel
- No dziękuję ci bardzo! Mój syn będzie dla niej najlepszą partią! Lepszej nie znajdzie
- Popieram - Nathan pokiwał głową - W końcu to ja go wychowam - szepnął do Daniela
- Ej! Razem go wychowamy, masz coś do mnie?
- Skądże Skarbie - wysłał mi buziaka - Ale wiesz, nie możesz go za bardzo rozpieszczać
- A to o to ci chodzi tak? I co? Ja będę dobrą mamusią, a ty tatą tytanem? - uniosłam brew do góry
- Skądże znowu. Będzie na odwrót - zaśmiał się
- Chyba śnisz - wytknęłam mu język
- Dobra, my będziemy spadać, bo pielęgniarka ma do nas przyjść - Kasia się uśmiechnęła - Ale jeszcze wpadniemy później
- Obowiązkowo!
- Trzymajcie się - powiedział Daniel i razem z Kasią zmierzali w stronę wyjścia
- Wy też - uśmiechnęłam się
- Paaa - Kasia pomachała jak już stali w drzwiach - Pożegnaj się z ciocią Nadią - pomachała jej malutką łapką
- Pa,Kochanie - zaśmiałam się po czym Kasia wysyłając buziaka zamknęła drzwi i znów zostaliśmy z Nathanem sami. Alenie trwało to długo, bo drzwi dosłownie po kilku sekundach znów się otworzyły i stanęła w nich osoba, której najmniej się tu spodziewałam.
- Marcin?!





Cześć, moje Robaczki! :*
Wiem, oskalpujcie mnie, zjedzcie, wyplujcie i zakopcie :P Nie było mnie dłuuuugo. ZA DŁUGO! I zdaję sobie z tego sprawę, aleee mam na to małe usprawiedliwienie, a mianowicie we wtorek moja ukochana ciotencja Iza wzięła ślub i było z tym trochę zachodu. A że ona tak samo ogarnięta jak ta Iza stąd, to oczywiście musiała się zwracać z pomocą do swojej ukochanej siostrzenicy ;D 
Ale wszystko się udało, było baaaardzo śmiesznie i cudownie :) Pan Młody się wzruszył podczas przysięgi a Panna Młoda zapatrzyła się w bukiet kwiatów ze zdenerwowania i zapomniała, że powinna wtedy patrzeć w oczy swojego już męża :D Ale wyglądała prześlicznie, więc można jej to wybaczyć ;) A kolejną nowiną jest to, że spodziewa się małego mulatka :) I nie mogę się doczekać, jak za jakieś 7 miesięcy już go zobaczę :D 

Co do kolejnych nowości - dokładnie tydzień temu spotkałam się z Kami i Alice, bo od tej pierwszej odbierałam moje myszoskoczki ;D Spotkanie było bardzo zabawne i ciekawe, szczególnie panowie policjanci, c'nie girls? ;D 

Obiecuję już więcej nigdy nie robić tak długich przerw i dziękuję Wam przeogromnie za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3 Jak je czytałam, to zrobiło mi się tak miło, że doceniacie to, ile pracy w to włożyłam i że mimo wszystko nie zawiodłam Was :) Jesteście cudowne <3 
Wiem, że poród nie był podkoloryzowany, ale nie chciałam żeby taki był, bo byłaby to po prostu nieprawda :P Może i to strasznie brzmi i na pewno nie należy to do zbyt miłych aspektów życiowych, ale chyba każda kobieta zdaje sobie sprawę z tego, że to niestety boli :P Taka kolej rzeczy, że my musimy cierpieć, a faceci mają raj :P A to wszystko dlatego, że oni to słaba płeć ;D

Mam u Was zaległości, wiem i przepraszam! Ale od jutra poświęcam się tylko Waszym rozdziałom i nadrabiam wszystko, więc don't worry! <3 Tęskniłam za Wami strasznie!

Sytuacji z The Wanted nawet nie będę komentować, bo... boli mnie to chyba zbyt mocno. Ale oni wrócą! Czuję to:)

Trzymajcie się ciepło i widzimy się niedługo! 

Ściskam! :*