piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 30.

Ktoś wyjął mi słuchawkę z ucha i zaczął śpiewać. Ten głos poznałabym wszędzie...
"Lights will guide you home
and ignite your bones
And I will try to fix you

High up above or down below
when you're too in love to let it go
But if you never try you'll never know
Just what you're worth"

Słuchałam jak śpiewa mi do ucha idealnie wpasowując się w muzykę mimo, że jej nie słyszał. Objął mnie ramionami, a ja się rozpływałam i miałam łzy w oczach, które po chwili spływały po moich policzkach. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Odwrócił mnie przodem do siebie tak, że ja siedziałam, a on stał i byliśmy na przeciwko swoimi twarzami. Cały czas patrząc mi prosto w oczy śpiewał:
"Tears stream down your face
I promise you I will learn from my mistakes"

Kiedy skończył śpiewać, otarł mi łzy z policzka i dalej patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Po chwili przytulił mnie mocno do siebie. Nie mówił nic, po prostu był przy mnie i to mi wystarczyło. Znów być w jego ramionach, czuć jego ciepło i jego zapach, od którego aż kręciło mi się w głowie... Gdybym teraz umarła, mimo wszystko umarłabym szczęśliwa. Trwaliśmy tak w tym przytuleniu dobre kilka minut aż w końcu wyszeptał mi do ucha
- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam... - pocałował mnie w czubek głowy - Tak mi głupio... Zachowałem się jak dupek. Pieprzony palant, który nie wiedział, co robi. - Odsunął się ode mnie, żeby spojrzeć mi prosto w oczy - Obiecałem sobie, że sprawię by te śliczne oczka biły blaskiem i były szczęśliwe, a sprawiłem, że ostatnio ciągle płaczą... - otarł mi łzę z policzka - To jest moja największa porażka w życiu, że przeze mnie kobieta, którą pokochałem musiała płakać... - spojrzałam na niego zszokowana. Czy on właśnie powiedział...
- Tak. Kocham cię, Nadia... Dlatego zachowywałem się jak dupek. Bo myślałem, że ty... Że ty i Max jesteście razem, a mną się po prostu zabawiłaś... Czułem się tak żałośnie, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Raz nawet chciałem z tobą o tym porozmawiać, powiedzieć co czuję. Pamiętasz? Po moich urodzinach. Jak płakałaś na tym tarasie? - pewnie, że pamiętałam... Przytulił mnie wtedy i pocieszył. I chciał pogadać, a ja kazałam mu wracać do rodziny... Pokiwałam tylko głową na tak. - Wszystko składało mi się na to, że z Max'em jesteście razem, tyle sytuacji... Byłem ślepy. Tym bardziej, że tyle razy starałaś się ze mną porozmawiać, tyle razy prosiłaś... A ja uciekałem. I do tego byłem nieprzyjemny... Przepraszam jeszcze raz - oparł głowę o moje czoło i głaskał po policzku - Pamiętasz jak byliśmy na London Eye? - uśmiechnął się - Pocałowałem cię, bo tak bardzo pragnąłem poczuć smak twoich ust i zacząłem coś mówić, ale nie dałaś mi skończyć, pamiętasz? 
- Tak... - wyszeptałam
- Chciałem powiedzieć, że może nie jestem kimś kogo kochasz, ale kimś, kto kocha ciebie... - spojrzał mi w oczy i głaskał po karku - Kiedy czytałem twój list i uświadomiłem sobie w jakim błędzie byłem i kiedy przeczytałem, że mnie kochasz, to aż mi serce podskoczyło do góry. Od razu rzuciłem się i pojechałem na lotnisko, żeby zdążyć cię zatrzymać. Jak zobaczyłem samolot do Polski, który odleciał, myślałem, że cię straciłem. Nawet nie potrafię opisać tego, jak się wtedy czułem... Moje serce odleciało razem z nim, ale wróciło jak tylko cię zobaczyłem. Do tej pory bije mi jak oszalałe - wziął moją rękę i położył sobie na klatce. Czułam szybkie bicie - Tylko jak jesteś obok, czuję że je mam. Kocham cię - skończył i mnie pocałował. Powoli, jakby się bał, że zaraz zniknę. Delektował się mną i próbował jakby to był pierwszy raz. To jak bardzo szczęśliwa się teraz czułam... Nie da się tego opisać. Czułam jakby po kilku rocznej nocy nagle wyszło słońce. Oplotłam go ramionami i nogami przyciągając bliżej do siebie i całowałam go z pasją, z miłością i oddaniem. Cieszyłam się tym, że mam go obok. Ten pocałunek była taki idealny... Zarazem delikatny, ale i z pożądaniem. Pragnęliśmy siebie nawzajem i było to widać. Poczułam kopnięcie pod sercem i przypomniałam sobie o najważniejszym. Przerwałam delikatnie pocałunek lekko przygryzając wargę Sykes'a.
- Nathan... - wychrypiałam. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jak zacząć... Głaskał mnie po policzku patrząc głęboko w oczy z uśmiechem na ustach. Znów miał je szczęśliwe. Znów patrzył na mnie tak, jak bardzo tego ostatnio pragnęłam. Uśmiechnęłam się delikatnie. Złapałam jego dłoń swoją przytulając się policzkiem mocniej do niej z zamkniętymi oczami. Westchnęłam zabrałam jego dłoń, uprzednio ją całując delikatnie od wewnętrznej strony. Splotłam nasze palce i oparłam rękę o swoje kolana. Bawiłam się palcami Nath'a i nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Nie wiem, co powiedzieć... Zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem... Było takie... szczere i piękne. Pragnęłam, żebyś chociaż minimalnie czuł do mnie to, co ja do ciebie... Ale zapomnieliśmy, ja przede wszystkim zapomniałam o jednej kwestii. Jestem w ciąży, Nath. - spojrzałam mu smutno w tęczówki
- Wiem, ale mi to nie przeszkadza - wziął mnie za podbródek i pocałował czule - będziemy szczęśliwi we trójkę, obiecuję ci - wyszeptał
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? - zapytałam cicho - Ja będę miała dziecko z kimś innym, ty jesteś jeszcze młody, masz swoje obowiązki, jesteś gwiazdą Nath... Ja nie mogę się zwalać z takimi obowiązkami na ciebie, to nie ma szans na przetrwanie - patrzyłam na niego zaszklonymi oczami.
- Skarbie - ujął moją twarz obiema dłońmi - Wiem, jakie obowiązki się z tym wiążą... Wiem, że nie będzie łatwo, ale proszę cię daj mi szansę udowodnić sobie, że będę dobrym ojcem. Decyduję się na to świadomie i z własnej woli. Będę szczęśliwy móc być przy twoim boku i patrząc jak maleństwo rośnie... Proszę... - zabrałam jego dłonie ze swojej twarzy, pokręciłam głową i zaczęłam płakać.
- Nie mogę, Nathan... Ja muszę myśleć przede wszystkim o moim dziecku, muszę o nie zadbać. A co jeśli się do ciebie przywiąże i jeśli...
- Nie zostawię cię nigdy, nie myśl tak nawet...- przerwał mi
- Ale ja nie wiem, co będzie w przyszłości. Musze brać każdą możliwość pod uwagę... Nie chcę, żeby przeze mnie kiedyś cierpiało, rozumiesz? - załkałam - Poza tym, media nie dadzą ci spokoju, że wychowujesz nie swoje dziecko, nie dadzą też spokoju mi i maleństwu... Nie chcę żeby ono było pożarciem dla tych hien...
- Możemy powiedzieć, że to moje... Nie muszą znać szczegółów przecież, proszę cię Nadia...- pocałował mnie. Trwało chwilę zanim w końcu oparłam się temu pocałunkowi
- Nathan, podjęłam decyzję, prosze uszanuj to... Może.. Może kiedyś ją zmienię, nie wiem. Teraz muszę się skupić na nim i o nim myśleć, mimo że chciałabym inaczej... - załkałam i spojrzałam na niego smutno. Blask w jego tęczówkach zgasł. Opuścił głowę i schował twarz w dłoniach. Po chwili ją podniósł i spojrzał na mnie. Pogłaskał mnie po policzku i zaczesał kosmyk włosów za ucho lustrując całą moją twarz. W końcu jego wzrok spoczął na moich oczach.
- Będę czekał. I każdego dnia udowadniał, że zasługuję chociaż na szansę. Kocham cię - pocałował mnie delikatnie, a wargi mu drżały. Po chwili znów na mnie spojrzał. Otarł łzy z policzków.
- I nie płacz już nigdy więcej, proszę. Bo nie mogę znieść widoku twoich zapłakanych oczu - pocałował każde i przytulił mnie mocno. Wtuliłam się w niego i napawałam jego zapachem. Kiedy już się uspokoiłam i przestałam płakać odsunął mnie od siebie delikatnie
- Już lepiej?
- Tak - westchnęłam
- To chodź do środka, musisz coś zjeć - podał mi rękę i się uśmiechnął. Odwzajemniłam gest i zeszłam z murku z jego pomocą.

Dwa tygodnie później siedzieliśmy wszyscy w salonie i zajadaliśmy spaghetti, które zrobiłam razem z Nathan'em. Mimo tego, co stało się wcześniej, to było tak... normalnie. I to mi odpowiadało. W końcu widziałam uśmiechniętego bruneta, na którego przyjemnie mi się patrzyło. Zresztą każdy był uśmiechnięty, chociaż wszyscy żałowali, że nie jesteśmy z Nathan'em razem, ale wyjaśniłam im moje obawy i zrozumieli. Najważniejsze, że on to zrozumiał i mimo wszystko nie odsunął się znów ode mnie, a nawet przeciwnie, cały czas był gdzieś blisko mnie. Pomagał mi, kiedy tego potrzebowałam, rozmawiał, śmiał się razem ze mną. Dzięki niemu czułam, że wszystko jest tak jak powinno, mimo że nie byliśmy razem. Kiedy po niedzielnym obiedzie włożyliśmy z Nath'em wszystkie naczynia do zmywarki powiedziałam, że idę do siebie, bo umówiłam się z Kasią na rozmowę na skypie, bo od jej powrotu do Polski nie miałyśmy czasu się zgadać.
- Mogę iść z tobą?
- Właściwie to tak - uśmiechnęłam się do niego - Ucieszy się jak zobaczy, że się pogodziliśmy
- A to jeszcze nie wie?
- Nie, bo nie miałam jej kiedy powiedzieć. Dawno nie rozmawiałyśmy
- No to będzie miała niespodziankę - wysłał mi uśmiech i poszliśmy na górę. Włączyłam laptopa i czekałam aż przyjaciółka się pojawi.
- Jeszcze jej nie ma - oznajmiłam i usiadłam półleżąc i opierając się o barierkę łóżka
- No to poczekamy - usiadł obok mnie i otoczył ramieniem - Jak się czujesz?
- Dobrze, tylko jestem troszeczkę śpiąca - przymknęłam oczy
- To może się prześpij?
- Po rozmowie z Kasią chyba się zdrzemnę - uśmiechnęłam się. - Oj... - złapałam się za brzuch
- Co się stało? - usiadł prosto i spojrzał na mnie z troską
- Dzieciątko kopnęło. I znowu - poczułam delikatne kopnięcie pod żebrami
- Boli?
- Minimalnie. Daj rękę - powiedziałam a on mi ją podał. Podniosłam bluzkę do góry, położyłam jego dłoń na swoim brzuchu i trzymałam swoją ręką - Czujesz?
- Nie...
- Poczekaj chwilę, może jeszcze kopnie
- Poczułem! - spojrzał na mnie ucieszony - I znowu! - dodał po chwili, a ja się uśmiechnęłam - Niesamowite... Takie maleństwo... - spojrzał na mnie rozczulony
- Oj tak... I mimo, że wiem, że nie będzie łatwo, to jestem szczęśliwa, że będę mamą
- Nie dziwię ci się - gładził mnie po brzuchu. Po chwili pocałował mnie w niego, zaciągnął mi bluzkę z powrotem i uśmiechnął się do mnie - Będzie dobrze, pomogę ci - odwzajemniłam jego uśmiech i złapałam do za rękę
- Dziękuję, że jesteś
- I zawsze będę - usiadł znów jak wcześniej, objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Wtuliłam się w niego i przymknęłam oczy. Było mi tak dobrze i wygodnie, że po chwili niechcący usnęłam...







Witam, moje Kochane ;**
I macie kolejny :) Jak Wam się podoba? ;) Zaskoczone, że jednak nie są razem? ^.^ Ale przynajmniej jest między nimi dobrze :)
Wracam właśnie do domu, ale muszę skorzystać jeszcze z pomocy przy tym rozdziale ^^ Następny dodam już sama, a na razie podziękujcie mojej wspaniałej Siostrze Alicee_ ;* :)
No nic, całuję Was mocno, pozdrawiam spod granicy czeskiej i do zobaczenia niedługo! ;**

Ściskam! ;**

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 29.

Kreciłem się samochodem właściwie w kółko nie wiedząc co ze sobą zrobić... Stanąłem przed barem chcąc się uchlać do nieprzytomności, ale stwierdziłem, że to żałosne, poza tym jestem samochodem. Trudno, jak wrócę później do domu to się zresetuje. Poszedłem do parku, w którym pierwszy raz ją spotkałem. Tu na mnie wpadła i nawrzeszczała, bo ją skomplementowałem. Uśmiechnąłem się na samą myśl siadając na tej samej ławce, na której ona wtedy siedziała. Była śliczna i taka zagubiona. I te jej smutne oczy, które mnie oczarowały... Jak ją zobaczyłem później w domu śpiącą na kanapie, miałem okazję jej się przypatrzeć. Każdemu centymetrowi jej pięknej twarzy. Nawet jak spała to niepokój kroił się na jej twarzy. Powiedziałem sobie wtedy, że zrobię wszystko, żeby ten niepokój zniknął i pojawił się uśmiech. Udało mi się na chwilę, widziałem ją potem szczęśliwą. I ostatnio znów była zmartwiona, kiedy zasnęła przed telewizorem, przykryłem jej kocem i żałowałem, że tak to się potoczyło. Wyszeptałem to nawet i pocałowałem ją w czoło, co ją obudziło. Musiałem uciec, żeby mnie nie zdemaskowała. Uciec jak pieprzony tchórz, który nie miał odwagi spojrzeć jej prosto w oczy i powiedzieć, co czuje... Dostałem sms-a. Spojrzałem na wyświetlacz, od Tom'a. Otworzyłem wiadomość: "Wracaj do domu. I nie spieprz tego tym razem."

PERSPEKTYWA NADII

- A właściwie to nie - Tom znów zgasił silnik - Dlaczego musisz wiecznie uciekać? Od problemów nie uciekniesz
- Tom, ja zawsze tak robiłam i zawsze mi to pomagało
- Ale problemu nie rozwiązało!
- Bo rozwiązał się sam. Czas go rozwiązał... 
- Tak nie może być, nie możesz tak po prostu wyjechać... - spojrzał na mnie smutno - Nie zostawiaj nas..
- Nie zostawiam, Tom - złapałam go za rekę - Po prostu wyjeżdżam, dalej będziemy przyjaciółmi
- To nie jest to samo... Przez telefon czy skype... Dla mnie to już jest koniec, Nadia... - zrobiło mi się przykro. Puściłam jego rękę i odwróciłam się w drugą stronę zamykając oczy, do których łzy znów się cisnęły
- Skoro tego chcesz... Jest mi przykro, ale nie mogę mieć wpływu na to, że nie będziesz chciał się ze mną przyjaźnić...
- Po prostu to wtedy nie ma dla mnie sensu
- Dobrze, szanuję twoją decyzję. 
- I tak po prostu chcesz to zostawić? Tyle cię obchodzi to, że w tym momencie kończysz przyjaźń ze mną?
- Tom, sam tego chciałeś...
- Nie ja tego chciałem! Tylko ty! i wiesz co ci powiem? Nie puszczę cię do Polski - zablokował zamki w drzwiach
- Tom! Ja zaraz muszę być na lotnisku, wiec uspokój się i odwieź mnie z łaski swojej!
- Nigdzie nie polecisz! Rozumiesz? - patrzył mi prosto w oczy z lekkim uśmieszkiem na ustach
- Jak chcesz, ja wychodzę - złapałam za klamkę - Otwórz mi drzwi 
- Nie ma mowy.
- Tom, do cholery! To nie jest zabawne!
- I nie ma być. Obiecałem ci coś i zamierzam słowa dotrzymać. Nie pozwolę ci znów zrezygnować z przyjaciół dla faceta, rozumiesz? - powiedział, a we mnie jakby cos strzeliło. Faktycznie znów to chciałam zrobić... Myślałam o sobie, a nie pomyślałam, że innych moja decyzja może dotknąć, tak jak właśnie Tom'a...
- Tom...-załkałam
- Nigdzie nie pojedziesz i zostaniesz tutaj. Zostaniesz w końcu sama jak będziesz tak ciągle wyjeżdżać, nikt się nie będzie chciał do ciebie przywiązywać, bo będzie wiedział, że zaraz może cię nie być
- Tom... - starałam się mu przerwać
- Poza tym, pomyśl o dziecku, naprawdę dasz radę sama się nim zająć? A co jeśli będziesz musiała chociażby wyjść do sklepu, a dziecko będzie chore? Zostawisz je samo? Tutaj zawsze ktoś będzie się mógł nim zająć...
- Tom...
- Jesteśmy rodziną i traktuj nas jak rodzinę, a nie jak wrogów, przed którymi trzeba uciekać... jakoś temu wszystkiemu zaradzimy, ogarniemy Nathan'a, zobaczysz, że wszystko się ułoży
- TOOOOM! - krzyknęłam śmiejąc się przez łzy
- CO?! - odkrzyknął
- Kocham cię
- Co?
- Kocham cię, Bracie - zaśmiałam się - chyba potrzebowałam takiego impulsu jaki mi dałeś
- O czym ty mówisz?
- O tym, że mnie przekonałeś - uśmiechnęłam się do niego - Masz rację, nie mogę rezygnować z rodziny, której od tak dawna pragnęłam
- Żartujesz? - zapytał zszokowany a ja zaczęłam się śmiać
- Nie, naprawdę mnie przekonałeś
- I jak otworzę drzwi, to nie uciekniesz z krzykiem i nie popędzisz na lotnisko?
- Nie - zaśmiałam się 
- Naprawdę? - rozpromienił się
- Naprawdę, Tom. Zostaję - uśmiechnęłam się szeroko - Tu jest moje miejsce
- AAAAAA - krzyknął i mnie przytulił - Ale jestem zajebisty
- Haha, ooj jesteś! - wtuliłam się w niego. Po chwili zapytałam - Wiesz dlaczego chciałam, żebyś to ty mnie odwiózł?
- Bo mnie najbardziej lubisz - wyszczerzył się
- Skromny jesteś - zasmiałam się - Dlatego, bo miałam cichą nadzieję w głębi duchu, że uda ci się znaleźć sposób żeby mnie zatrzymać - spojrzałam na niego z uśmiechem - I ci się udało
- Ale ty jesteś głupiutka... - przytulił mnie znów
- Nie wiedziałam, co robić. Ucieczka to najprostsze rozwiązanie i dlatego chciałam wyjechać. Ale teraz już wiem, że zanim coś zrobię muszę się radzić starszego brata - uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko
- No widzisz?! Mówiłem, że wczoraj mogłaś się odezwać, ale nie... Zawsze najmądrzejsza
- Dobra, już dobra - zaśmiałam się - Już koniec tego. Zostaję i to najważniejsze - powiedziałam i zaraz potem głośno westchnęłam
- Nie będzie łatwo, Tommy
- Wiem. Ale dasz radę, a my ci w tym pomożemy
- Dzięki - wysłałam mu uśmiech - To co? Standardowo jedziemy oblać to lodami?
- No pewnie! - włączył silnik i ruszył. Jadąc do naszej ulubionej lodziarni przejeżdzaliśmy koło lotniska. Patrzyłam się na nie i czułam ulgę, że nie muszę tam wchodzić. Wiem, że będzie trudno dogadać się z Nathan'em i załagodzić to wszystko. Ale będę miała przy sobie ludzi, którzy mi w tym pomogą. Swoją rodzinę. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl, że jednak nie będę musiała za nimi tęsknić, bo będę miała ich pod nosem. Jestem głupia, że chciałam wyjechać i ich zostawić. Jay miał rację - można to załatwić inaczej. Tylko ja się tego bałam i nie dopuszczałam do siebie innych rozwiązań. Teraz już musi być tylko lepiej. 

Siedzieliśmy w cukierni chyba dobre 2 godziny jedząc lody i pijąc mrożoną kawę. Tom był przeszczęśliwy, że nie wyjechałam i nie omieszkał non stop tego powtarzać. W końcu postanowilismy wrócić do domu. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu po alkohol, żeby jakoś umilić sobie dzisiejszy dzień. Dla siebie wzięłam dwa kartony soku bananowego. Parker wjechał do garażu i wszedł drzwiami garażowymi do domu, a ja stałam za nimi i czekałam na znak.
- Jesteeeem! - krzyknął
- Poleciała? - usłyszałam Max'a
- Niestety... - Tom udawał smutnego
- Szkoda... Pusto bez niej... - Iza - A tak się cieszyłam jak przyleciała w lutym... Przyzwyczaiłam się, że ją mam obok...
- My też się do niej przywiązaliśmy... - Kelsey
- Ciężko będzie się przyzwyczaić, że rano wstaniemy i nikt nie będzie się krzątał po kuchni robiąc nam śniadanie - Jay
- I nie będzie pysznych obiadków... - Siva
- A ja nie będę miał o kogo się martwić... - dodał Tom. Stwarzał pozory skubany
- Biedna... Pewnie musi być załamana, skoro uciekła... - Nareesha
- Dziwisz się? Ja na jej miejscu pewnie zrobiłabym tak samo... - Kelsey
- A ja nie. Zawsze jest jakieś rozwiązanie... Eh, szkoda mi jej... Tęsknie już za nią... - Iza
- No cóż... Może jakoś wam poprawię humor. Ktoś chce piwa?
- Nasze zapasy się wykończyły, Tom
- Kupiłem po drodze - krzyknął i wyszedł z salonu. Otworzył drzwi garażowe i uśmiechnął się do mnie szeroko. Weszłam do środka z torebką z kilkoma piwami, a Tom z drugą.
- No to kto chce tego piwa? - stanęłam w drzwiach od salonu z uśmiechem na ustach
- NADIA! - krzyknęli i sie na mnie rzucili
- Nie poleciałaś! - ucieszyła się Iza i mnie całowała
- Ale fajnie! Już wystarczająco się natęskniliśmy - Max objął mnie w pasie i zakręcił dookoła.
- Max, puść mnie, jestem w ciąży - smiałam się
- Przepraszam - wyszczerzył się - Ale po prostu strasznie się cieszę
- Wiem, ja też - uśmiechnęłam się i wyściskałam z każdym po kolei
- Dlaczego jednak zostałaś? - zapytała Kelsey z uśmiechem
- Bo masz cudownego chłopaka, który uświadomił mi jak wielką egoistką byłam - uśmiechnęłam się do niego
- Nooo stary - Max poklepał go po plecach - Masz u nas dług - zaśmiał się
- No nie wiem, czy mi się jakoś za to odpłacicie - wypiął pierś do przodu
- Nie wiem, jak ja ci się za to odpłacę - poczochrałam go po włosach - Idę po walizkę, muszę się rozpakować - uśmiechnęłam się do nich
- Poczekaj, to ci pomogę - Max się zaoferował i objął ramieniem
- No dobra
- Fajnie, że jesteś - ucałował mnie w głowę
- Też się cieszę, Max - wtulłam się w niego mocniej na chwilę - Tu jest moje miejsce, teraz to wiem. Tu mam Was - spojrzałam na niego, a on pogłaskał mnie palcami po uchu
- Dobrze, że w porę to zrozumiałaś. Naprawdę nie wiedziałbym, co ze sobą zrobić, jakbyś nam się tu nie krzątała pod nogami - zaśmiał się
- Masz tu drugą, co ma tą samą krew, co ja. Dałbyś radę - poklepałam go po ramieniu i otworzyłam bagażnik samochodu, a Max wyjął walizkę.
- Ale jej nie mógłbym się radzić, co mam robić, żeby ją rozkochać w sobie - zaśmiał się
- I tak wiem, że sam byś sobie świetnie poradził. W końcu masz ten swój urok osobisty - pomachałam brwiami
- Uuu... no to mnie skomplementowałaś!
- Sama prawda - puściłam mu oczko.
- Nadia...
- Hm?
- Dałem mu kopertę. - spojrzałam na niego - Ale najpierw zrobiłem mu awanturę i nie uwierzysz...
- Max... - przerwałam mu - Daj mi odetchnąc, dobrze? Dopiero co zmieniłam decyzję o wyjechaniu przez niego, muszę to sobie poukładać w głowie. Przemyśleć jak mam tu mieszkać z nim pod jednym dachem, żeby mu nie wadzić, a przede wszystkim
- Ale Nadia..
- A przede wszystkim - nie dałam mu skończyć - nie chcę żebyście wy się od niego odsunęli. To jest sprawa między nami, która was nie dotyczy i chcę żebyście podchodzili do tego neutralnie
- Ale..
- Koniec dyskusji! Proszę.... - wysłałam mu spojrzenie nie znoszące sprzeciwu. Westchnął tylko
- Okeeej... Ale później i tak z tobą sobie porozmawiam na ten temat...
- Ale to później. Albo jutro
- Poźniej!
- Zobaczymy - zaśmiałam się - Dobra, dzięki. Myślę, że już sobie poradzę sama, żeby się rozpakować - powiedziałam jak weszliśmy już do mojego 'starego-nowego' pokoju.
- No dobra, to jak się ogarniesz, zejdź do nas. Stęsknilismy się - uśmiech
- Przez jakieś 4 godziny?
- No pewnie, myśleliśmy, że jesteś w innym kraju, to nam się nie dziw
- Wariat - zaśmiałam się i ucałowałam go w policzek - Niedługo jestem - Zamknęłam drzwi za sobą i usiadłam ciężko na łóżku. Będzie ciężko. Mam nadzieję, że to się po prostu jakoś uspokoi. Przynajmniej Nathan wie już co do niego czuję. Może to zrozumie i będzie chociaż trochę milszy? Westchnęłam i wzięłam się za rozpakowanie moich rzeczy, które wczoraj w nocy tak dokładnie pakowałam. Godzinę później zeszłam już na dół z telefonem i słuchawkami.
- Rozpakowana? - zapytał Tom
- Tak - uśmiechnęłam się - Idę posiedzieć na tarasie i pomyśleć - powiedziałam i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na murku i włożyłam słuchawki do ucha. Patrzyłam jak słońce świeciło nade mną i rozświetla wszystko wokół. Tak samo Nathan rozświetlał mi drogę powrotu do normalności żeby na jej końcu stanąć na nogi. Udało się, ale zaraz potem upadłam. Tyle było upadków w moim życiu, lecz za każdym razem jakoś udawało mi się powstać, chociaż na moment, ale zawsze. Teraz też się uda, ale na długo? Chciałabym móc się cieszyć z każdego dnia, nie martwić się, że stanie się coś, co znów mnie przewali na kolana. Właściwie, mam w sobie nowe życie. Moje dziecko, córkę bądź synka. Ono będzie mi dawało codziennie mnóstwo powodów do tego by stać stabilnie na nogach i to jemu pomagać się podnosić. Będą dobrą mamą. Postaram się nią być i wierzę, że mi się uda. Musi się udać. Byłoby łatwiej jakbym miała kogoś obok. Kogoś kto mnie pokocha tak mocno jak ja jego... Nathan... Gdyby to się skończyło tak cudownie jak się zaczęło... Gdyby po drodze coś się nie zepsuło, może byłabym teraz z nim szczęśliwa? Siedziałby obok mnie tak po prostu i przytulał. To by mi wystarczyło. Czuć jego bliskość i to, że znaczę dla niego tyle samo, co on dla mnie... W słuchawkach rozbrzmiała mi moja ulubiona piosenka zespołu Coldplay. Wsłuchiwałam się po prostu w słowa.
"When you lose something you can't replace
When you love someone but it goes to waste
Could it be worse?"
Nuciłam cicho razem z piosenką. Ktoś wyjął mi słuchawkę z ucha...






Cześć, Miśki ;* Jak się trzymacie? Ja pewnie siędzę na polu z krowami albo jeżdżę traktorem wujka na wsi :D Ale na pewno jest fajnie ^^
Zaskoczone rozdziałem? ;> A może zawiedzione? :) Jakkolwiek by było, czekam na opinię w komentarzach :)
Ściskam Was mocno, całuję i tęęęęsknię :< 
Oczekujcie kolejnego rozdziału w piątek :)
Baj! :**

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 28.

Tom wsadził walizkę do bagażnika i sam wszedł za kierownicę. Ja usiadłam obok dalej łkając. Parker ruszył niemalże z piskiem opon. Widziałam, że był wściekły... I wiedziałam, że na mnie...  Jechaliśmy dobre 10 minut a ja się zastanawiałam jak zacząć rozmowę. W końcu zaczęłam.
- Tom...
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - przerwał mi zdenerwowanym głosem
- Nie miałam kiedy...
- O no pewnie, bo daleko do mnie do cholery miałaś nie? Drzwi obok, tak trudno było zapukać? Albo napisać głupiego smsa chociaż, żebym przyszedł, żeby nie budzić Kels! 
- Tom...- głos mi się załamywał - Po prostu...
- Po prostu już teraz wiem, że masz w dupie moje zdanie! - przerwał mi i krzyczał - Tyle dla ciebie znaczyła przyjaźń ze mną. Gówno znaczyła. A ja cię do cholery pokochałem jak własną siostrę - walnął w kierownicę. Moje słowa były zbędne, poza tym nawet nie wiedziałam, co bym mogła powiedzieć. Wybuchnęłam płaczem. Przerosło to moje siły, myślałam, że pójdzie łatwiej. Tom zatrzymał samochód i stanął na poboczu. 
- Przepraszam... - przytulił mnie - Wybacz... Nie powinienem się na ciebie tak wydzierać... Już i tak masz dość zmartwień, a ja zachowuje się jak idiota...
- Nie, Tom... Należy mi się. Wiem, że cię zawiodłam, wiem że nie popisałam się, że tak po prostu wyjeżdżam, ale nie potrafię inaczej...
- Fakt... nie będę ukrywał, że się zawiodłem... -spuścił wzrok - Bo myślałem, że jesteśmy kompanami, że mówimy sobie wszystko... Przywiązałem się do ciebie, a teraz muszę cię pożegnać... - wytarł łzę, która poleciała mu po policzku - Nie podoba mi się to ani trochę, że tak nas zostawiasz. Bo to wygląda jakbyśmy nic dla ciebie nie znaczyli. Jakby się liczył tylko i wyłącznie Nath, a my byśmy byli jakimś marnym dodatkiem do niego...
- Nie jest tak wcale.. Jesteście wszyscy dla mnie ważni, bez wyjątku, Tom... Ja po prostu nie będę potrafiła tu być. Tak się nauczyłam, że w razie problemów muszę wyjechać, to najlepszy rodzaj terapii dla mnie...
- Ehe... - mruknął tylko i odpalił silnik

W TYM SAMYM CZASIE PERSPEKTYWA NATHANA

Siedziałem wkurzony na łóżku i słuchałem muzyki, kiedy Max wparował mi do pokoju. Cholera, zapomniałem zamknąć drzwi.
- Nie wiesz, że się puka?
- Gówno mnie to obchodzi, możesz mi powiedzieć, co ci wczoraj odwaliło?
- A co, żal ci, że się wyprowadziła? To co tu jeszcze robisz, leć za nią. 
- Co się z tobą stało, Nathan? Nigdy nie byłeś taki opryskliwy, dało się z tobą pogadać o wszystkim.. A teraz wściekasz się i nawet nikt nie wie o co!
- A co się z wami stało? Byliśmy wszyscy kumplami, zawsze szliśmy za sobą. A teraz każdy się ode mnie odwrócił i pobiegł za nią, mnie mając w dupie. Moje zdanie się już nie liczy, nie? Ciebie jeszcze byłbym w stanie zrozumieć, ale Tom? Siva? Nawet Jay jest po jej stronie...
- A nie pomyślałeś, że może jesteśmy po jej stronie, bo to ty zachowałeś się jak ostatni cham? Mieliśmy pobiec za tobą i powiedzieć, brawo Nathanku, jesteś zajebisty, bo własnie nawrzucałeś dziewczynie w ciąży, juhu! I przybić na koniec z tobą piątkę?!
- Dobra, daj spokój, nie będę z tobą dyskutować - wkurzył mnie jeszcze bardziej
- Bo wiesz, że mam rację, że zachowałeś się jak ostatni palant? Miałeś dzisiaj okazję i mogłeś ją przeprosić, a Ty po raz kolejny zachowałeś się jak dupek!
- Max, idź zajmij się swoją dziewczyną, pomóż jej w przeprowadzce, a nie siedzisz mi na głowie i trujesz na jej temat. Gówno mnie to obchodzi - usiadłem na łóżku i włożyłem jedną słuchawkę do ucha
- Jakiej mojej dziewczynie? Tobie się naprawdę w głowie poprzewracało! Jakbyś zapomniał, to ja nie mam dziewczyny.
- Mówię o Nadii, nie udawaj, bo i tak dobrze wiem, że macie się ku sobie. W końcu ktoś jej dziecko musiał zrobić.
- Czekaj, czy ty myślisz, że ja jestem z Nadią i że to ze mną ma dziecko?!
- Ja nie myślę, a to wiem, daj mi już spokój
- Ale z ciebie kretyn Sykes! Nadia jest w 5 miesiącu ciąży!
- I? Jeszcze masz 4 miesiące na uszykowanie pokoiku dla dziecka
- Czy ty masz jeszcze mózg? Jest w 5 miesiącu ciąży, a z nami mieszka od 4! Więc powiedz mi, jak mógłbym być ojcem jej dziecka? - spojrzałem na niego. Był wkurzony niemalże tak samo jak ja. Przeanalizowałem to, co powiedział. Czyli ona ma dziecko z tym dupkiem z Polski... 
- No to cóż, szkoda. Ale wychowasz jak swoje
- Cholera, Nathan! Ja z nią nie jestem, czy to dociera do ciebie?! Kocham kogoś zupełnie innego, poza tym nawet gdybym chciał to nie miałbym szans, bo ona poza tobą świata nie widziała, idioto! 
- Dobra, proszę cię. Widziałem was jak spaliście ze sobą, jak się całowaliście, kiedy wróciłem z Karaibów, a potem wyznawaliście sobie miłość. Wiec nie rób ze mnie idioty, bo może i jestem najmłodszy, ale wcale nie glupi - Max zamilkł na chwilę i mi się przyglądał. Rozgryzłem go i nie ma jak się teraz obronić. Wygrałem. Z drugiej strony nie rozumiem, po co to ukrywali... Ja gdybym był na jego miejscu... Zresztą to i tak nie ma sensu
- Naprawdę jesteś głupi, skoro wyciągnąłeś takie wnioski... Spaliśmy razem po twoich urodzinach, imbecylu, bo wróciliśmy wcześniej i się upiliśmy. Po prostu padliśmy nie wiadomo kiedy. A ubiegając twoje pytanie, nie, nie uciekliśmy dlatego żeby się przespać ze sobą, tylko dlatego, że o mały włos jakiś typek jej nie zgwałcił za klubem. Kolejna rzecz, nie całowałem się z nią, tylko ucieszyłem, bo powiedziała mi... powiedziała, że dziewczyna, w której się zakochałem rzuciła chłopaka. To był głupi odruch radości! A miłości sobie nie wyznawaliśmy, tylko ona właśnie wtedy mi powiedziała, że cię kocha! A ty zacząłeś zachowywać się jak palant i ją olewać nie wiadomo czemu! Mało tego, pojechałeś sobie z Dionne na małe wakacje, a ona musiała na to patrzeć w telewizji. Dobiłeś ją, Nathan...- patrzyłem na niego zszokowany i nie wiedziałem, co powiedzieć... Starałem się wyczytać z jego miny, czy mówi prawdę, czy mydli mi tylko oczy. Był wkurzony, to na pewno. Ale chyba i szczery... Bo w sumie po co miałby kłamać...
- Naprawdę powiedziała ci, że mnie kocha?
- Naprawdę...
- Ale ze mnie idiota...
- Mało powiedziane... Kazała ci to dać - podał mi kopertę - Chciała, żebyś przeczytał - Wziąłem ją do ręki i od razu otworzyłem. Wyjąłem zapisaną kartkę i zacząłem czytać...
"Nathan... Nie wiem od czego zacząć, zresztą początki często bywają trudne. Chociaż w naszym przypadku to koniec był ciężki, mimo że zapowiadało się cudownie. Już zawsze będę pamiętała naszą pierwszą kawę w kawiarence, do której chodzili jeszcze twoi dziadkowie, spacer przy Tamizie i kiedy po raz pierwszy mnie pocałowałeś. Co prawda nie odwzajemniłam tego pocałunku, ale już wtedy miałam w głowie zarys Twojej osoby jako kogoś, kto powoli zawraca mi w głowie. Każdy Twój uśmiech w moją stronę, zwykłe spojrzenie, a nawet po prostu Twoje pojawienie się w zasięgu mojego wzroku sprawiało, że wnętrzności mi się przewracały, a serce rwało do Ciebie mało nie wylatując mi z klatki piersiowej. Pozwoliłeś mi zapomnieć o przeszłości i pomogłeś się otworzyć. Przy Tobie płakałam po raz pierwszy i nie zapomnę tego uczucia do końca życia. A szczególnie dlatego, że to Ty a nie ktoś inny był tego świadkiem. I Twój śpiew, który rozlał cudowne ciepło w moim ciele. London Eye... moje marzenie, które spełniłam z Tobą. Wszystkie 3 z nim związane. Zobaczenie, wejście i pocałunek na szczycie z kimś kogo kocham. Tak, Nathan. Kochałam Cię już wtedy. Dlatego z taką pasją Cię całowałam i pozwoliłam Ci na to. Twoje urodziny, na których ostatni raz widziałam Cię uśmiechniętego z roztańczonymi tęczówkami. Tęczówkami, w których się zakochałam i które do tej pory widzę w głowie. I takiego chcę Cię zapamiętać. Zadowolonego i szczęśliwego. Wtedy Twoje oczy dopełniają piękno Twojej twarzy. Idealnej zresztą. Mimo tego, co się stało wczoraj, nie chcę myśleć o Tobie źle. Nie chcę tego rozpamiętywać i żegnać się jak z wrogiem. Dlatego z mojej strony sytuacja jest czysta. Nie wiem, co się stało, co się zmieniło, że tak się zachowałeś i wyrobiłeś sobie zdanie o mnie, ale w każdym bądź razie przepraszam za wszystko, czym mogłam Cię kiedyś urazić. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy i będziemy mogli ze sobą normalnie porozmawiać bez żadnych złośliwości, a z uśmiechem na twarzy. Życzę Ci wszystkiego, co najlepsze. Samych pięknych chwil z osobami, które są Ci bliskie. Powodzenia w życiu i dalszego rozwoju kariery. Kocham Cię. Nadia."
- Jaki ze mnie kretyn! Ona cały czas mnie kochała... Czuła do mnie to samo, co ja do niej, a ja głupi myślałem... Myślałem, że się mną zabawiła i że jest z tobą... - usiadłem ciężko na łóżku. Czułem się jak kretyn, ale z drugiej strony cieszyłem się, bo wiedziałem, że jednak nie jestem jej obojętny. Wstałem z łóżka jak oparzony
- Daj mi jej adres
- Nie mam
- A ktoś wie, gdzie ona się przeprowadziła, muszę do niej pojechać!
- Nathan... Ona wróciła do Polski. Jej samolot odlatuje za 20 minut. - spojrzałem na niego przeratżony. Zerwałem się stamtąd łapiąc tylko kluczyki z szafki. Pobiegłem do garażu i odjechałem z piskiem opon. Modliłem się, żeby nie było korków i żebym zdążył... Wymijałem każdy samochód na drodzę, kiedy tylko miałem taką możliwość. Jeszcze kilka samochodów stało w łańcuszku w połowie drogi. 
- Jazda barany! -spojrzałem na zegarek. 13 minut. Cholera... 3 minuty później znów gnałem na łeb na szyje. Zaparkowałem w miejscu niedozwolonym i pognałem na terminal. Nie wiem skąd odlatuje samolot, podbiegłem do informacji
- Przepraszam z którego terminala odlatuje samolot do Polski?
- Z 3 - znowu bieg. Podchodzę do bramek
- Samolot już kołuje, przykro mi. Może Pan zwrócić jeszcze bilety w kasie - odpowiedział mi facet w garniturze.
-Cholera! - odwróciłem się i podszedłem do szyby, z której było widać płytę lotniska. Patrzyłem jak odlatuje i nie mogłem nic zrobić. Straciłem ją. Przez własną głupotę ją straciłem... Byłem na siebie wściekły. Tyle razy próbowała ze mną pogadać, starała się, a ja co? A ja zachowywałem się jak obrażony nastolatek, który nie potrafi zachować się jak prawdziwy facet... I jeszcze wykorzystalem Dionne. Wstyd mi za samego siebie...Kopnąłem ławkę stojącą obok i wyszedłem z lotniska. Wsiadłem do samochodu i zauważyłem kartkę za wycieraczką. Wziąłem ją do ręki
- Świetnie... Jeszcze mandat za złe parkowanie... - wrzuciłem go do schowka i pojechałem w bliżej nieokreślonym kierunku.






Jak tam, Laski? ;* Wakacje pełną parą? :D Jeszcze miesiąc niecały został (studentkom trochę więcej ;), jak się z tym czujecie? Ja źle, tym bardziej, że cały lipiec praktycznie pracowałam całe dnie :< Dobra, nudziłam się w pracy, ale to też męczy xP 
Co do rozdziału, jak Wam się podobają nowe fakty dotyczące Nathana? ;) ^^
Jak już wspominałam wcześniej, wyjeżdżam na dwa tygodnie, ale nie martwcie się. Ustawię czasowo, żeby rozdziały dodawały się same w każdy piątek :) Mam je już napisane, także czytajcie, komentujcie albo klikajcie "Przeczytane" żebym wiedziała, że chociaż to czytacie :)
I po raz kolejny zapraszam na drugie opowiadanie http://twinspowerwanted.blogspot.com/ :) Wczoraj został dodany kolejny rozdział :) No to co, całuję Was mocno i przepraszam, że nie będe przez dwa tygodnie komentować, ale nie będę miała jak :( Ale obiecuję, że nadrobię zaraz po powrocie :) Będę tęsknić! :*

ŚCISKAM ! ;*

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 27.

Koło godziny 15 przyjechali chłopcy. A ja dalej siedziałam na kanapie patrząc tępo przed siebie. 
- Heeej - przywitali się
- Cześć Wam - wstałam i przywitałam się z nimi standardowym buziakiem w policzek.
- Hej piękna - odpowiedział Max. Nathan tylko na mnie spojrzał chłodno i zniknął w kuchni...
- Mam nadzieję, że się dostosowałaś do mojej porannej prośby? - zapytał Tom
- Tak. Obiadu dzisiaj nie robiłam. Leżałam cały dzień na kanapie i nic nie robiłam.
- Oglądałas nas w TV? - zapytał George
- Em... przegapiłam... - głupio było mi się przyznać, że obejrzałam jedną i to niecałą piosenkę, więc wolałam powiedzieć, że nie widziałam nic
- Sierooota - zaśmiał się Tom
- Możliwe.
- Co jest?
- Nic, a co ma być?
- Jesteś jakaś nieswoja...
- Zdaje ci się, po prostu się nie wyspałam. To co robicie mi dzisiaj na obiad? - Tom przyglądał mi się badawczo i dopiero po chwili odpowiedział
- A co byś chciała zjeść?
- Nie wiem, zdaję się na wasze cudowne pomysły.
- Okej, w takim razie, chłopaki! Do kuchni! - zwołał wszystkich i znów zostałam sama ze swoimi myślami w salonie. Nie trwało to długo, bo dosiadł się do mnie Nathan, nie odzywając się słowem wziął pilota do ręki i włączył tv rozwalając się na kanapie. Nadarzyła sie okazja, więc pomyślałam, że spróbuję
- Możemy chwilę pogadać? - zapytałam cicho. Zero odpowiedzi. Powtórzyłam pytanie, trochę głośniej. Znów cisza.
- Nathan?! - krzyknęłam
- Co? - spojrzał na mnie marszcząc brwi
- Pytałam, czy możemy chwilę pogadać - nie spuszczałam z niego wzroku
- A nie widzisz, że jestem zajęty?
- Szczerze mówiąc to nie widzę
- To może czas się przejść do okulisty
- A możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? - zapytałam starając się, żeby głos mi się nie załamał
- O nic mi nie chodzi. Chciałem sobie odpocząć po dniu w pracy - wyłączył telewizor - ale jak widzę tu się nie da - wstał i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Stałam wryta i nie wiedziałam, co zrobić. Pobiec za nim, zapaść się pod ziemię, rozwalić stolik stojący przede mną czy wydrzeć się z całych sił okazując moją bezradność. W końcu opadłam tylko na kanapę i schowałam twarz w dłoniach.
- Co za pieprzony gówniarz - powiedziałam sama do siebie. Wkurzył mnie i to porządnie. A najbardziej tym, że jest na mnie cięty, ja nie mam pojęcia dlaczego a jeszcze nie ma odwagi mi tego powiedzieć. Woli się na mnie odgrywać. Rozumiem, żebym mu naprawdę zrobiła jakąś krzywdę, obraziła go... COKOLWIEK! A nie zrobiłam nic. Analizowałąm wszystko po kolei i nie widziałam niczego, co by mogło go tak ode mnie odwrócić... Wstałam z westchnięciem i poszłam zobaczyć jak idzie chłopakom obiad. W kuchni było pełno dymu, śmierdziało, był syf i istny armagedon.
- Co tu się dzieje? - podeszłam do kuchenki - Czy wy wiecie, że makaron to się czasami miesza? I zalewa cały garnek wody, a nie jedną szklankę na całe opakowanie?! - wyłączyłam palnik. - To się do niczego nie nadaje, mogliście tylko spalić dom! A warzywa to rozumiem z podłogi mamy jeść, tak? - rozglądałam się po podłodze gdzie było pełno pokrojonej cebuli, papryki, pomidora i ogórka. Nie pomijając oczywiście obierek.
- Oj tam, trochę nam spadło przy krojeniu... - bronił sie Jay
- TROCHĘ?! Tu jest conajmniej 2 kg warzyw...
- Ale drugie tyle jest w misce! - udzielił się i Max, a mi ręce opadły
- Wiecie co? Zamówimy dzisiaj pizze... A teraz wynocha mi stąd! - krzyknęłam poirytowana.
- To już nawet pogotować sobie nie można... - spuścił głowę Loczek idąc w stronę salonu
- To nie było gotowanie, a zabawa 4 dorosłych facetów!
- Nie przesadzaj, Słońce... - odezwał się Tom, kiedy reszta już wyszła
- Jakie nie przesadzaj? Czy ty widzisz, co tu sie dzieje? Zrobiliście tylko syf
- Staraliśmy się...
- No własnie widzę... Idź do chłopaków, bo muszę tu posprzątać po was - wzięłam garnek do rąk, żeby pozbyć się z niego spalonej zawartości
- O nie, nie, nie. Ty sobie pójdziesz, a ja posprzątam.
- No na pewno! Mam rączki i nóżki i sama posprzątam.
- Nie ty nabałaganiłaś - starał się mnie podejść
- Ale ja mam ochotę posprzątać, jakiś problem?
- Tak, problem - wkurzył się - Jesteś w ciąży i masz się oszczędzać
- Tom, do cholery, daj mi w końcu święty spokój i daj mi żyć po swojemu, dobra? Powiedziałam ci, że ciąża to nie choroba i wiem co mi wolno. I to jest MOJA ciąża i MOJA sprawa, a tobie gówno do tego. Więc odpieprz się z łaski swojej i wypieprzaj do pokoju - krzyczałam. Parker patrzył mi cały czas prosto w oczy. Dopiero jak skończyłam swój chory monolog i ochłonęłam przez sekundę, zobaczyłam że zrobiło mu się przykro. Nie powiedział nawet słowa, tylko odwrócił się i szedł w kierunku drzwi
- Tom, zaczekaj! - złapałam go za rękę - Przepraszam... Nie wiem, co mi odwaliło...
- Spoko, powiedziałaś co myślisz. Już rozumiem. Nie będę ci się wpieprzał butami w twoje życie. I wybacz, że się zwyczajnie o ciebie martwię. - nawet na mnie nie spojrzał, tylko stał i patrzył przez okno, a mi łzy zebrały się w oczach. Z własnej głupoty i beznadziejności.
- Tom, to nie tak... Przepraszam... Naprawdę doceniam, że się o mnie martwisz i cholernie ci za to dziękuję... Nie wiem, co mi odwaliło - głos mi się załamywał - Po prostu czasami jestem bezsilna, a jeszcze Nathan mnie podbuzował... - podniosłam głowę do góry patrząc w sufit, żeby ochłonąć i się uspokoić.
- Nie płacz... - podszedł i mnie przytulił a ja się w niego wtuliłam i mimo że tego nie chciałam, to łzy zaczęły powoli lecieć mi po policzkach.
- Przepraszam cię, Tom... Nie powinnam się wyżywać na tobie, ale to jakoś samo wyszło... I strasznie mi głupio z tego powodu. Wybacz
- Daj spokój, Małolacie. Rozumiem - poczochrał mnie po włosach i uśmiechnął się czule
- Jesteś dla mnie zdecydowanie za dobry - odwzajemniłam gest i wytarłam łzy z policzka
- Nie mam innego wyjścia, bo jesteś w ciąży. Inaczej bym cię mocno opieprzył - zaśmiał się
- Czyli punkt dla mnie?
- Zdecydowanie. W ogóle to czym Nathan cię podbuzował?
- A daj spokój... nie wiem co go ugryzło, ale zrobił się dla mnie złośliwy...
- To znaczy? - westchnęłam i opowiedziałam mu całą sytuację
- Co za gówniarz...
- To samo pomyślałam jak wyszedł.
- Pogadam z nim
- Daj spokój, Tommy. Nie chcę tego. Nie chcę żadnych ingerencji, wiesz o tym... - znów wzięłam się za ogarnianie syfu w kuchni.
- Ale ja bym z nim tak inteligentnie pogadał, że nie wiedziałby, że chodzi mi o ciebie
- Eee... ty i inteligentnie? - spojrzałam na niego pobłażliwie - błagam, to nie wypali - zaśmiałam się - A tak serio, proszę cię, żadnych rozmów z nim na ten temat, jasne?
- Obraziłaś moje ego, nie wiem czy się ciebie teraz posłucham - udał obrażonego
- Oj Toooomuś żartowaaaaałam
- No dobra, niech ci będzie - zaśmiał się i pomógł mi sprzątnąć kuchnie. Po pół godzinie było już czysto i siedzieliśmy wszyscy w salonie zajadając się pizzą. Nawet Nathan się zjawił ponownie. Po zjedzeniu i podczas wieczornego byczenia się w salonie odezwała się Iza
- Tak w ogóle to chciałam wam coś powiedzieć
- Co znów za rewelacja? - Jay
- Rozstałam się ze Steven'em. - spojrzałam na Max'a, który uśmiechnął się pod nosem
- Jak to? Przecież się zaręczyliście...-Kelsey
- Tak. To znaczy nie do końca. Przyjęłam pierścionek pod wpływem impulsu. Tak naprawdę to chyba nigdy go nie kochałam i byłam z nim tylko dlatego, że bałam się być sama... Na szczęście ktoś mi to w porę uświadomił - uśmiechnęła się do mnie a ja odwzajemniłam gest
- Ciesz się, że mnie masz
- Wszyscy się cieszymy, że cię mamy - Max się do mnie wyszczerzył
- Mów za siebie - odezwał się Nathan, a wszyscy na niego spojrzeli. Ja tylko pokręciłam głową z niedowierzaniem
- O co ci chodzi? - zapytał Siva
- O nic, po prostu nie lubię jak ktoś mówi w moim imieniu
- Od kiedy? - Tom
- Od zawsze.
- W każdym bądź razie - Max starał się rozładować napięcie - Ja się cieszę, że jesteś - uśmiechnął się do mnie
- I ja! - Tom
- I ja - Kelsey
- Ja też - Nareesha
- No i ja - Siva
- I ja - Iza
- A nawet ja - powiedział na końcu Jay i wszyscy się zaśmialiśmy.
- To jak mamy chwilę szczerości to i ja mam coś do zakomunikowania - odezwał się Max i rozejrzał się po wszystkich z uśmiechem - Zakochałem się - dodał po chwili, a ja wybałuszyłam na niego oczy i zakrztusiłam się pizzą.
- Ooo stary! - Jay klepnął go po ramieniu - W kim?
- A tego nie powiem - spojrzał na mnie zadowolony - Ale uwierzcie mi, jest prześliczna i cudowna
- Dobra, ja idę do siebie - Nathan
- A nie możesz zachowywać się w końcu normalnie? - odezwałam się
- I kto to mówi?
- Ja, a masz z tym jakiś problem?
- A żebyś wiedziała - odwrócił się na pięcie i szedł na górę
- To może byś mnie oświecił w końcu do cholery, a nie zachowywał się jak gówniarz i bawił ze mną w podchody, co? - odwrócił się, spojrzał na mnie tak piorunującym wzrokiem, że aż przeszły mnie dreszcze. Tyle złości w jego oczach jeszcze nie widziałam. Mimo tego twardo patrzyłam mu się prosto w oczy.
- Ja gówniarz, tak? I mówi to dziewczyna - szedł w moim kierunku - która jest tak żałosna, że aż żal na nią patrzeć. Która puszcza się z kim popadnie i zachodzi w ciąże z kimś z kim nawet nie jest. I wiesz co ci jeszcze powiem? - stał twarzą w twarz ze mną - Nie dziwię się, że tamten dupek cię zostawił. Widocznie nadajesz się tylko do jednego. - uśmiechnął się triumfalnie i patrzył mi prosto w oczy z jedną uniesioną brwią. Zabrakło mi słów. Uderzyłam go z liścia w twarz jak najmocniej potrafiłam. Odrzucił głowę i po chwili znów oblał mnie swoim piorunującym spojrzeniem. Odwrócił się i wchodził po schodach na górę
- I żałuj, bo nigdy się o tym nie przekonasz, dupku! - krzyknęłam patrząc się na jego plecy. Nawet się nie odwrócił. Gdy zniknął mi z oczu opadłam na kanapę będąc dalej w ciężkim szoku. Szczypała mnie dłoń. Ale to dawało mi satysfakcję, bo wiedziałam, że jego gęba boli go jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, co powiedzieć. I nie tylko ja, wszyscy patrzyli na siebie nie wiedząc jak się odezwać i co zrobić. Byli chyba w jeszcze większym szoku niż ja. Oddychałam szybko a do oczu zaczęły mi się zbierać łzy. Po chwili płynęły już po moich policzkach a ja nie byłam nawet w stanie ich zatrzymać.
- Kochanie... - Iza usiadła obok mnie i przytuliła. - Nie wiem, co mu odwaliło...
- Co za dupek pieprzony... - odezwała się Kelsey - O co mu chodziło?
- Zaraz się dowiem - Tom wstał wkurzony i pobiegł na górę
- Nadia, słońce, już nie płacz... - Max głaskał mnie po głowie
- Nie warto... Coś mu odbiło i na pewno wcale tak nie myśli... - Nareesha próbowała mnie pocieszyć
- Myślał. Doskonale wiem, że myślał... - odezwałam się w końcu - Jakie to jest popieprzone wszystko... Czemu ja się zawsze muszę zakochać w jakimś dupku - załkałam
- Zakochać? - Iza wybałuszyła na mnie oczy, a ja pokiwałam głową
- Dlaczego nam nie powiedziałaś... Jakoś byśmy to załatwili...
- No i właśnie dlatego nie mówiłam...
- I co? - zapytała Kelsey Tom'a, który zszedł na dół
- Nic, zamknął się w pokoju - uklęknął przede mną - Jak się czujesz? - zapytał i spojrzał z troską
- A jak mam się czuć - wzruszyłam ramionami - Świetnie, rewelacyjnie. Wręcz bosko - załkałam - Dobra, nie ma co się nade mną użalać - wstałam - Idę do siebie
- Poczekaj pójdę z tobą - Tom
- Chcę zostać sama - odwróciłam się i pocałowałam go w policzek - Nie martw się - załkałam znów i zniknęłam na schodach. Weszłam do pokoju i zakluczyłam drzwi za sobą. Rzuciłam się na łóżko i wybuchnęłam płaczem wtulając twarz w poduszkę, żeby nie było mnie słychać. Było mi cholernie źle. Wiedziałam, że powiedział to, co myślał, a nie tak jak mówiła Nare, że "coś mu odbiło". W końcu odważył się powiedzieć mi prosto w oczy swoje zdanie na mój temat. Mimo, że powiedział to twardo i dosadnie, w dalszym ciągu nie do końca wiedziałam o co mu chodzi. Na pewno o ciążę. Czyli tak jak myślałam. Ale na pewno jest coś jeszcze. Nie jestem pewna czy chciałabym wiedzieć, co... Chyba nie... Usiadłam na łóżku jak już się trochę uspokoiłam. Wstałam i wyszłam na balkon odetchnąć świeżym powietrzem. Stanęłam jak zwykle przy barierce i wpatrywałam się w niebo. Było czyste i widać było gwiazdy. Gdybym mogła, to bym teraz zapaliła. Usłyszałam, że otworzyły się drzwi balkonowe, ale nawet nie spojrzałam czyje. Dalej wpatrywałam się w gwiazdy. Dopiero odgłos zapalanej zapalniczki zmusił mnie mimowolnie odwrócić się w tamtą stronę. Na drugim końcu stał brunet palący papierosa. Brunet, który tak łatwo jak mi zawrócił w głowie, równie łatwo mnie zranił. Stał i patrzył się w moją stronę twarzą bez wyrazu. Znów w oczach zaczęły zbierać mi się łzy. Odwróciłam głowę w drugą stronę, odetchnęłam kilka razy głęboko i wróciłam do pokoju zostawiając Nathana samego na balkonie. I tak moje towarzystwo mu nie sprzyjało... I tu tkwił problem. Wiedziałam jedno, nie dam rady udawać, że nic się nie stało i patrzeć na niego codziennie. Poszłam wziąć kąpiel i po wyjściu byłam pewna swojej decyzji.

Rano wstałam wcześnie tak jak zaplanowałam. Poszłam do łazienki, wykonałam poranną toaletę i podmalowałam się, żeby zamaskować podpuchnięte oczy. Założyłam naszykowany wczorajszej nocy zestaw. Zeszłam na dół i przyszykowałam śniadanie. Zrobiłam biszkoptowe naleśniki przekładane owocami i nutellą. Poczekałam aż ktoś zejdzie na dół. Pierwszy pojawił się Max.
- Jak się czujesz, Mała - pocałował mnie w czubek głowy.
- Dobrze - uśmiechnęłam się blado - Max, mogę mieć do ciebie prośbę?
- Pewnie, co tylko chcesz
- Jak zjesz śniadanie, mógłbyś zwołać wszystkich do salonu? Tylko wszystkich... - spojrzałam na niego porozumiewawczo
- Postaram się, a coś się stało?
- Chciałam wam coś powiedzieć. Nie martw się, wszystko w porządku. Po prostu bardzo mi zależy, żebyście byli wszyscy...
- No dobra, to za godzinę? - spojrzałam na zegarek
- Ok, to jak już będziecie gotowi zapukaj po mnie na górze, ok?
- Dobra
- Tu masz śniadanie. Smacznego - podałam mu talerz - Czekam u siebie - poszłam na górę i czekałam jak na szpilkach. Bałam się tego, co chciałam im powiedzieć. Cholernie się bałam, że sobie nie poradzę, ale wiedziałam, że muszę dać radę. Pogłaskałam się po brzuchu. Tylko moje dziecko podtrzymywało mnie teraz na duchu. I dzięki niemu miałam nadzieję, że sobie ze wszystkim poradzę. Przechadzając się po pokoju i denerwowaniu się usłyszałam pukanie.
- Zaraz zejdę! - krzyknęłam.
- Ok! Czekamy - George mi odkrzyknął i usłyszałam jego kroki zmierzające ku dołowi. Odetchnęłam kilka razy i też udałam się w tamtym kierunku. Zobaczyłam wszystkich na sofie i uśmiechnęłam się do nich
- Cześć... - przywitałam się
- Hej...- odpowiedzieli chórkiem. Prócz jednego osobnika, który siedział odizolowany od reszty na fotelu
- Dzięki, że się zebraliście...
- Co się stało? - przerwała mi Iza
- Chciałam wam coś powiedzieć..
- No to mów
- Jak będziesz mi przerywać, to nie powiem - uśmiechnęłam się do niej
- No dobra, dobra, już milczę, tylko mów, bo się martwię
- Spokojnie. Wszyscy byliście świadkami wczorajszej... wymian zdań, więc nie muszę tłumaczyć dlaczego... Chciałam wam powiedzieć, że się wyprowadzam...
- No i świetnie, w końcu będzie święty spokój, mogę już iść? - Nathan wstał
- Weź się ogarnij, idioto! - Parker się wkurzył
- Tom, proszę... - uspokoiłam go - Nikt cię tu na siłę nie trzyma - powiedziałam do Sykes'a
- Super - rzekł i poszedł na górę
- Nadia, proszę cię... Nie przejmuj się tym kretynem... Sam dojdzie w końcu do wniosku jak się zachował i jeszcze cię przeprosi... - Max
- Ale to już nie chodzi tylko o mnie, Słońce - wysłałam mu słaby uśmiech - Chodzi o was wszystkich, o mnie, o moje dziecko... Coś poszło nie tak, nad czymś straciliśmy kontrolę... Jesteście zespołem. Gracie razem, jesteście przyjaciółmi, a ja nie chcę tego psuć i na to wpływać. A zobaczcie jak to wygląda teraz. Przeze mnie się od niego odsunęliście i co będzie dalej jeśli on nie zmieni swojego zdania? Po czyjej staniecie stronie? Nie chcę was stawiać w takiej sytuacji. Dlatego się wycofuję...
- Wiesz, że można to załatwić inaczej... - odezwał się Jay
- Nie można.. To jedyny sposób
- Skoro już zdecydowałaś... To kiedy się wyprowadzasz? - zapytała smutno Kelsey
- Za 3 godziny mam samolot.
- Jak to samolot? - Iza spojrzała na mnie przerażona, a ja przygryzłam wargę
- Wracam do Polski...- oczy zaczęły robić mi się szkliste
- Nie, proszę cię... Nadia... - Max spojrzał na mnie
- Tak, Max... Muszę odpocząć od... wszystkiego.
- Nie sprawdziliśmy się...
- O czym ty mówisz, Siva?
- Nie sprawdziliśmy się jako przyjaciele...
- Słuchajcie...- głos mi zaczął drżeć, a łzy spływać po policzkach - Nie bierzcie tego do siebie proszę... Będąc tu zaczęłam mieć rodzinę, której mi od tak dawna brakowało. Udało wam się mnie zmienić, otworzyć... Dzięki wam poczułam, że żyję. Zaczęłam znów się śmiać, cieszyć z życia... Dzięki wam, zapomniałam o wszystkich złych chwilach, które mnie spotkały... Dzięki wam potrafię płakać... Tak jak teraz, stoję i płaczę przed tyloma osobami, gdzie kiedyś było to dla mnie coś nieprawdopodobnego... Tak wiele wam zawdzięczam, że nie wiem, czy będę kiedykolwiek w stanie wam się odwdzięczyć...
- To zostań... - Max
- Nie mogę... Proszę was tylko o to żebyście uszanowali moją decyzję. Jeszcze nie raz się spotkamy, na pewno was odwiedzę, a też i wy u mnie jesteście mile widziani. Zawsze to powód by w końcu wpaść do Polski - uśmiechnęłam się blado - Będę za wami cholernie tęsknić. Nawet za tobą, Jay - załkałam ze śmiechem
- A ja za tobą, wiewióro! - wstał i się na mnie rzucił zamykając w uścisku, a zaraz za nim reszta.
- No to co, zbieramy się i odwieziemy cię na lotnisko? - Iza
- Nie... nie chcę tam się żegnać... Pożegnamy się tu, a Tom... odwieziesz mnie na lotnisko?
- Tak. Pójdę po twoją walizkę. - pognał na górę z miną bez wyrazu
- Naprawdę musisz wracać? - Iza się do mnie przytuliła
- Tak... Ale jeszcze wrócę. Nie płacz, Wariatko - wytarłam jej łzę z policzka i ucałowałam - Kocham cię, boska cioteczko
- Eh, ty mój mały gnomie. Ja ciebie też - wyściskała mnie jeszcze szybko i oddała w ręce Nareeshy i Sivy
- Trzymajcie się kochani - uściskałam najpierw mulatkę - I kochajcie dalej tak mocno jak teraz, a nawet mocniej - uśmiechnęłam się do nich i przytuliłam Sivę - No i czekam w końcu na zaproszenie ślubne
- Ty też się trzymaj, Malutka. Będzie dobrze, pamiętaj. I dbaj o maleństwo - Nare mnie ucałowała
- Będę was zasypywać zdjęciami usg, więc przygotujcie skrzynki mailowe - zaśmiałam się przez łzy
- Kels... - przytuliłam ją - Moja ty bliźniaczko mojej ciotki... Będę tęsknić, po prostu. Ty wiesz, czego ja ci życzę. Przede wszystkim ustawienia Tom'a w końcu do pionu
- O tak... Mam nadzieję, że mi się uda - zaśmiała się - Szkoda, że nie będzie tu biegał nam twój maluszek - zasmuciła się
- Odwiedzimy was na pewno, więc jeszcze będziesz miała okazję mieć go dość - wyściskałam ją znów i ucałowałam
- Trzymam cię za słowo - uśmiechnęła się blado, a mnie przytulił Max. Jak tylko się w niego wtuliłam to łzy się wzmogły.
- I kto mnie będzie teraz pocieszał? - wyszeptał mi do ucha
- Teraz już nie trzeba. Musisz działać - wyłkałam - Będzie dobrze, Przystojniaku mój.
- Jak ja będę za tobą tęsknić...- głos mu zadrżał. Odepchnęłam go lekko od siebie i spojrzałam w jego załzawione oczy.
- A ja za tobą... Nie płacz, bo i ja będę płakać, a tego byś nie chciał - powiedziałam z uśmiechem i otarłam mu łzę z policzka
- To był mój tekst - zaśmiał się i przytulił znów - Trzymaj się i dbaj o siebie. I odwiedź nas jak najszybciej. I dzwoń do mnie często! - pogroził mi palcem
- Będę na pewno - zaśmiałam się - Max... Mam jeszcze jedną prośbę... Jak już pojadę z Tom'em, mógłbyś dać to Nathan'owi? - dałam mu kopertę z listem - Napisałam mu wszystko.
- Wszystko?
- Tak... Łącznie z tym, co do niego czuję. Chciałabym żeby po prostu wiedział, że nie mam do niego żalu. Po prostu mu daj...
- Ok... Pamiętaj, że zawsze jesteśmy
- I że cię kochamy - dodała Kelsey z uśmiechem
- Ja też was kocham... - wyściskałam ich jeszcze raz po kolei - Musze lecieć... Zadzwonię jeszcze dzisiaj. Trzymajcie się... - uśmiechnęłam się przez łzy ostatni raz i poszłam za Tom'em do samochodu.






No i doczekałam sie momentu, na który tak czekałam ^^ Nie wiem jak Wam, ale ja jestem zadowolona :P
W ogóle to miało to się dziać później, aleeee nie chciało mi się czekać ^^ A jeszcze tyle ma się dziać, więc w sumie nie ma co przeciągać :D
Postaram się jeszcze dodać w weekend, bo w poniedziałek wyjeżdżam na dwa tygodnie, więc mnie nie będzie :( A że mogę tam mieć słaby zasięg to i z internetem może być kiepsko, dlatego z góry przepraszam, za moją nieobcność, ale jak tylko wrócę to nadrobię :) Postaram się napisać jeszcze w tym tygodniu chociaż dwa rozdziały i ustawić, żeby się same dodały, to będziecie mogły sobie poczytać i liczę na Waszą dużo frekwencję :)
Rozdział dla mojej Siostry, która też się nie mogła doczekać tego momentu równie mocno, co ja ^^ Alice ;**
Nie przedłużam, przypominam o NOWYM OPOWIADANIU :) Już sa dwa rozdziały i serdecznie zapraszaam! :)

Ściskam mocno, Miśki! ;**

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział 26.

Po powrocie chłopaków i zjedzeniu szybkiej kolacji wszyscy z wielkim żalem pożegnali Kasię i Daniela, a ja razem z Tom'em odwieźlismy ich na lotnisko. Ciężko mi było ich znów żegnać, kiedy nawet nie zdążyłam się nimi pożądnie nacieszyć...
- Znów będę tęsknić, Kochanie... - powiedziałam cicho i przytuliłam mocno swoją przyjaciółkę - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Trzymam kciuki, że babci się polepszy i pozdrów ją ode mnie z życzeniami powrotu do zdrowia... I dbaj o siebie, pamiętaj - pogładziłam ja po brzuszku z rozczuleniem
- Dziękuję, Misia... Ty też dbaj o dzieciątko - uśmiechnęła się - Też będę tęsknić... i pamiętaj, że wszystko dobrze się ułoży - spojrzała na mnie wzrokiem dając do zrozumienia, że ma na myśli Nathan'a
- Mam nadzieję... - przytuliłam ja jeszcze raz i po chwili przeszłam do Daniela - A Ty jej pilnuj, bo jak coś jej się stanie, to wiesz że z tobą będzie krucho? - zaśmiałam się i go utuliłam
- Tak, tak... - powiedział znudzonym tonem - Też będę tęsknić - dodał po chwili ze śmiechem. Pożegnali się też z Tom'em i poszli w stronę odprawy
- Dajcie znać jak dolecicie! - krzyknęłam jeszcze i im pomachałam. Odpowiedzieli, że dadzą i też machali nam na odchodne.
- To co? Wracamy? - zapytał Parker, a ja westchnęłam
- Wracamy... - odwróciłam się w stronę wyjścia
- Niedługo znów się z nimi zobaczysz - starał się mnie pocieszyć
- Wiem, Tom... Ale martwi mnie to, że tak dużo problemów teraz spada na Kasię...
- Może możemy im jakoś pomóc?
- No właśnie w większości to są takie rzeczy, w których wsparcie jest jedynym wyjściem... Ale wiem na pewno, że jak tylko wrócę do domu, to robię im anonimowy przelew pieniężny. Chociaż tak im mogę pomóc, a wiem, że ode mnie nie wezmą. Dlatego jak dostaną przelew od anonima z tytułem "prezent ślubny", to nie udowodnią mi, że to ja.
- Masz tę łepetynkę - zaśmiał się i poczochrał mnie po włosach
- A żebyś wiedział - też zachichotałam i weszlam do BMW chłopaka.
Jak wróciliśmy to było już późno, dlatego wzięłam tylko szybki prysznic, zrobiłam przelew i położyłam się spać. 

Całe The Wanted łącznie z moją ciotką miało teraz masę wywiadów, nagrań, spotkań, że praktycznie całymi dniami siedziałam sama w domu i nudziłam się niemiłosiernie. Nawet Nareesha i Kelsey oddawały się swoim obowiązkom i spędzały czas poza domem. Jedynym zajęciem, którym mogłam się zająć i robiłam to z przyjemnością, to gotowanie obiadów dla wszystkich i wyszukiwanie coraz to nowych przepisów ciast, ciasteczek, babeczek i innych słodkości. Oczywiście było to ogromnym problemem dla Tom'a, który codziennie prawił mi kazania. Ale nauczyłam się już wpuszczać to jego gadanie jednych uchem a drugim wypuszczać w międzyczasie dodając od siebie jakieś "Mhm", "taa", "Tak, masz rację" itd. Nathan cały czas mnie unikał i odzywał się tylko wtedy, kiedy było to konieczne. Kilka razy udało mi się nawet zebrać na odwagę i poprosić go o rozmowę, ale wiecznie było jakieś ale... Przeważnie mówił, że nie ma czasu albo jest zmęczony. Wiedziałam doskonale, że tak naprawdę nie miał po prostu ochoty...

- Cześć, Kochana - przywitała się ze mną Kelsey po wejściu do kuchni, kiedy kończyłam robić mizerię do obiadu
- Cześć, Słońce - uśmiechnęłam się do niej - Zmęczona?
- I to jak... Do tego niewyspana... Dzisiaj nie dam się znów namówić Tom'owi na nocne oglądanie filmów - usiadła przy stole i oparła głowę na rękach
- Zaraz dam ci obiad, zjesz i leć spać.
- I chyba tak zrobię, bo inaczej jutro w ogóle nie będę w stanie wstać... A jak tam twój dzień?
- Ooo peeełen wrażeń. Jak zwykle - zaśmiałam się i połózyłam przed nią talerz siadając obok
- Biedna ty moja... - wysłała mi współczujące spojrzenie - A jak nasz maluszek?
- Dobrze, rośnie chyba - pogłaskałam się po widocznym brzuszku
- Co do tego nie ma wątpliwości, nie wmówisz już nikomu, że to zwykłe wzdęcia - zaśmiała się, a ja do niej dołączyłam
- Co prawda to prawda - po chwili usłyszałyśmy odgłos otwieranych drzwi - Oho, brygada głodomorów przyszła - wstałam od stołu i wyjęłam talerze.
- Cześć chłopcy! - powiedziałam, gdy tylko po kolei zaczęli wsypywać się do kuchni. Dostałam buziaka w policzek od każdego prócz Nath'a, który siedział już przy stole
- A gdzie Iza? - zapytałam
- Mówiła, że jeszcze musi coś załatwić i będzie później - odpowiedział mi Max
- Aha, a Nareesha kiedy będzie, Siva?
- Właściwie juz powinna być - spojrzał na zegarek
- Jestem! - krzyk z salonu
- No właśnie - uśmiechnął się i poszedł przywitać się ze swoją dziewczyną
- Wiewióreczko, pomóc ci? - zapytał Jay
- Wstałbyś i pomógł, a nie się głupio pytasz - zbulwersował się Tom
- Nie, pudelku, dziękuję - uśmiechnęłam się do Jay'a, a Parkerowi posłałam mordercze spojrzenie - Poradzę sobię sama
- No na pewno - wstał od stołu i zaczął nakładać obiad na talerze
- Zaczyna się - powiedziała cicho i  zachichotała Nareesha witając się ze mną, a ja przewróciłam tylko oczami z uśmiechem
- Obiecałaś mi wczoraj, że będziesz siedziała grzecznie na tyłku
- Mhm...
- Zaczęłabyś wreszcie o siebie dbać, bo ja potem nie będę cię wozić po szpitalach...
- Noo...
- Dobrze wiesz, że nie wolno ci się przemęczać i dźwigać!
- Tak, bo talerze są taaakie cięęężkie - zaśmiałam się i postawiłam jeden przed Naree
- Zobaczysz, że w końcu zacznę cię przywiązywać do łóżka albo zamykał w pokoju na cały dzień!
- Zawsze mogę zeskoczyć z balkonu - kolejna porcja posiłku powędrowała do Max'a i Siv'y 
- Ale ty masz pomysły! Jesteś w ciąży, kobieto! Dociera to do ciebie? - podał obiad Nathan'owi i Jay'owi
- No co Ty nie powiesz? Nie zauważyłam... - położyłam ostatni talerz dla Parkera
- Wiesz co? Wkurzasz mnie...
- Też Cię kocham, Tommy - uśmiechnęłam się i ucałowałam go w policzek - Siadaj i jedz, bo ci ostygnie
- Nie mam już do ciebie sił... - usiadł zrezygnowany przy stole
- Smacznego wszystkim! - powiedziałam i sama wzięłam się za jedzenie
- Wzajemnie! 

- Co dzisiaj na deser? - wyszczerzył się Max po obiedzie 
- Czekoladowe muffinki - wstałam i wzięłam się za sprzątanie talerzy
- Ja to zrobię - powiedział Nathan i wziął ode mnie mój, który trzymałam już w ręcę. Zaszczycił mnie jeszcze swoim obojętnym i zimnym spojrzeniem po którym dostałam aż dreszczy...
- Ok... - odpowiedziałam i usiadłam ponownie na krzesełku. Kiedy tylko wszystkie telerze wylądowały w zmywarce, to wstałam i podałam każdemu muffinkę z pierwszą literką swojego imienia. 
- Oho, widzę że ktoś się wycwanił, żeby przypadkiem ktos nie zjadł wszystkich - zaśmiał się Jay
- A żebyś wiedział - odpowiedziałam ze zgaszonym uśmiechem. Gdy po babeczkach nie było śladu, wszyscy zmyli się z kuchni, a Max został pomóc mi ogarnąć to, co zostało do posprzątania. 
- Jak dzisiaj było? - zapytałam
- Dobrze, mielismy spotkanie z fanami, było mnóstwo zdjęć, aż mnie policzki do tej pory bolą od tego wiecznego uśmiechu - zaśmiał się
- Nie dziwię się. Ale lubicie chyba te spotkania, nie?
- No pewnie. Nawet nie wiesz jakie to uczucie widzieć, że ktoś przyjechał czasami i z daleka, żeby tylko się z tobą zobaczyć, bo jesteś jego idolem. To daje takiego kopa do dalszego działania i wiary w to, że jesteś w czymś dobra - usmiechnął się - Nie umiałbym z tego zrezygnować teraz
- Chyba nikt by nie umiał. 
- Coś chyba dzisiaj humoru nie masz co? - spojrzał na mnie
- Nie, dlaczego? - odwróciłam wzrok
- Bo odpowiadasz krotkimi zdaniami, w ogóle się nie uśmiechasz... Jeszcze przy obiedzie miałaś dobry humor, co się stało?
- Oj Max... - podeszłam do stołu, żeby go wytrzeć
- Nie oj Max, tylko mów. Co się stało?
- Nic, naprawdę...
- Chyba chcesz, żebym się na ciebie obraził, co?
- Słońce...
- Mów!
- Eh... Po prostu zastanawiam się dlaczego Nathan cały czas mnie unika
- Jak to unika?
- Nie zauważyłeś? - skończyłam wycierać stół
- Nie...
- Unika mnie cały czas... Odzywa się tylko jeśli to konieczne. A jak chce z nim pogadać, to mówi, że nie ma czasu albo jest zmęczony... - posmutniałam i spuściłam wzrok
- Ty coś do niego czujesz - powiedział a ja na niego spojrzałam
- No co ty, Max...
- Czujesz, wiem to, Nadia. I nic mi nie powiedziałaś... - dalej patrzył mi prosto w oczy. Widziałam, że się zawiódł, że on powiedział mi o Izie, a ja nie byłam szczera wobec niego...
- Max... ja... Nie chciałam, żeby ktokolwiek się dowiedział...
- Dlaczego?
- Bo nie chciałam żadnych swat. Poza tym teraz to i tak pozamiatane...
- Czemu tak myślisz?
- Bo jestem w ciąży?
- I co to zmienia?
- Jak to co? Nathan nie będzie z dziewczyną, która będzie miała dziecko. Myśl realnie...
- A skąd wiesz, rozmawiałaś z nim o tym? Powiedziałaś, co czujesz?
- Nie...
- No właśnie, może jakby wiedział, to...
- Ale się nie dowie - przerwałam mu i oparłam się o framugę przy wejściu do kuchni bawiąc się ścierką.
- Nadia, powiedz mi, kochasz go? - nic nie powiedziałam tylko spuściłam wzrok
- Kochasz? - podszedł do mnie bliżej i podniósł mi głowę trzymając na podbródek, żebym na niego spojrzała
- Kocham...
- Przepraszam, chciałbym przejść - powiedział Nathan. Odsunęliśmy się od siebie z Max'em i wpuściliśmy bruneta do kuchni. Ten wziął butelkę wody i wyszedł nawet na nas nie patrząc.
- Widzisz? To nie ma sensu, Max... - usiadłam przy stole i do oczu napłynęły mi łzy
- Daj spokój... Musi być dobrze, słyszysz?
- Nie mam już do tego siły... Siedzę całymi dniami i myślę jak go podejść, co powiedzieć, żeby chociaż zechciał ze mną porozmawiać, żeby chociaż był normalny w stosunku do mnie... Ja nawet nie wiem, co się stało, że zrobił się taki chłodny... Rozumiem, jestem w ciąży, ale jakoś wasze podejście do mnie się nie zmieniło tak drastycznie jak jego... Nie wiem, co mam robić, Max - przytulił mnie
- Nie płacz... Proszę cię nie płacz, bo zaraz sam zacznę płakać, a tego byś nie chciała... - wybuchnęłam śmiechem a on się do mnie uśmiechnął - Po prostu daj mu czas, niech się oswoi... I cały czas go męcz o rozmowę, w końcu musi zmięknąć. Musisz się postawić, powiedzieć, chcę pogadać i koniec. Postaw go pod ścianą i powiedz wszystko, co chcesz powiedzieć. Niech da mu to do myślenia..
- Oswaja się już miesiąc i końca nie widać... Postaram sie, Max. Dzięki - uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam
- Nie ma sprawy
- Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej... 
- Daj spokój 
- Idę się położyć, bo już mnie głowa boli...
- Leć, Malutka. I nie martw się, będzie dobrze - ucałował mnie w czoło - A! Jutro o 12 możesz nas ogladać w tv - uśmiechnął się
- Ooo... No proszę, na pewno obejrzę - odwzajemniłam uśmiech i poszłam do siebie wziąć ciepłą kąpiel z masą olejków zapachowych. Na zrelaksowanie i odstresowanie.

Rano wstałam i poszłam do łazienki. Zrobiłam poranną toaletę, ubrałam się i zeszłam na dół. Jak zwykle nikogo już nie było. W lodówce miałam gotowe kanapki z karteczką od Tom'a "Smacznego. Proszę daruj sobie dzisiaj robienie obiadu. Wracamy wcześniej, to coś zrobimy. Miłego dnia x"
- On naprawdę ma chorą głowę... - powiedziałam do siebie i wyjęłam śniadanie z lodówki. Wstawiłam wodę, żeby zrobić sobie herbaty. W międzyczaie napisałam sms-a do Tom'a z podziękowaniem za kanapki. Później usiadłam przed tv i czekałam do 13 żeby obejrzeć chłopaków. Kiedy zaczął się program to podgłosiłam, żeby lepiej słyszeć jak śpiewają. Zaczęli od Lightning. Od razu rzucił mi się w oczy Nathan, który był nieobecny. Jakby był tam tylko ciałem, a jego myśli błądziły całkiem gdzie indziej. Kiedy było zbliżenie na jego twarz i zobaczyłam jego wzrok... Aż przestałam na chwilę oddychać. Wydawał się być takim smutnym, że jedyną rzeczą o jakiej teraz marzyłam to mocno go przytulić, żeby chociaż przez chwilę znów ujrzeć jego roześmiane tęcczówki... Zrobiło mi się źle i wyłączyłam telewizor. Nie byłam w stanie patrzeć na nieobecnego Nathan'a. Cały czas miałam jego oczy w głowie i dobijały mnie cały czas. Nie wiem czemu, ale czułam, że to z mojej winy. Ale z drugiej strony, co ja takiego zrobiłam? Nie mogę pojąć w dalszym ciągu, co się stało, że on w ogóle nie chce ze mną rozmawiać. Wydaje mi się, że to jest jeszcze coś innego niż tylko moja ciąża. Tylko co? Rozmyślałam nad tym i nic nie wpadło mi do głowy. 








Cześć Miśki ;**
Macie kolejny :) Korzystam z chwili, którą mam na dodanie ;)
Niedługo dojdę do momentu, którego sama się nie mogę doczekać ^^ 
Dlatego wiecie, co robić :) 
I przypominam o drugim opowiadaniu, którego możecie znaleźć po prawej stronie w zakładce "MOJE BLOGI" :)

Ściskaaaam! ;*