wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 1.


Siedziałam w samochodzie w drodze na lotnisko, patrzyłam przez szybę i zastanawiałam się czy dobrze robię. Moja głowa była ciężka od miliona pytań, myśli, wspomnień. Tych złych i tych dobrych, ale przede wszystkim od wspomnień z ostatniego tygodnia. Od wydarzeń, przez które wylałam tyle łez, ile mogłabym wylać przez całe życie. Dlaczego zawsze, jak mi na czymś cholernie zależy musi się kiedyś spieprzyć? Dlaczego nigdy w moim życiu nie ma momentu, w którym mogłabym stanąć sama przed sobą i powiedzieć "Jestem szczęśliwa, w pełni szczęśliwa"?
  - Nadia, jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - z zamyślenia wyciągnęła mnie Kasia, moja przyjaciółka. Najlepsza jaką tylko można było sobie wymarzyć.
  - Wiesz, że nigdy niczego nie jestem pewna... Ale mam nadzieję, że w ten sposób będzie mi choć trochę łatwiej...
  - Może i tak... W sumie pojedziesz i sama się przekonasz. Zawsze możesz wrócić, jeżeli będzie Ci tam źle. Pamiętaj, że zawsze masz tu mnie i Daniela. Zawsze możesz na nas liczyć i pomożemy Ci, kiedy tylko będziesz tego potrzebowała
  - Wiem, Kochana... Dziękuje wam bardzo, że zawsze jesteście przy mnie, w ogóle za wszystko wam dziękuję, ale teraz to zajmijcie się przede wszystkim sobą, za pół roku wasz ślub, a później narodziny Maleństwa. O nim teraz myślcie, ja sobie poradzę jakoś - powiedziałam i uśmiechnęłam się widząc Kasię gładzącą się po jeszcze prawie niewidocznym brzuszku i patrzącą z miłością na Daniela, swojego przyszłego męża, który siedział z przodu i kierował samochodem. Ich spojrzenia spotkały się w przednim lusterku i oboje się do siebie uśmiechnęli.
  - Ale wam zazdroszczę... Lepiej mi na duchu jak na was patrzę, bo dzięki temu jest mi łatwiej wierzyć, że jednak prawdziwa miłość istnieje..
  - Istnieje, Kochanie. I się o tym przekonasz, zobaczysz. Nie zdziwię się jak pojawisz się ze swoją drugą połówką na naszym ślubie - powiedziała Kasia i ścisnęła mnie za rękę.
  - Wątpię... - powiedziałam i odwróciłam się ponownie do szyby. 

Wątpię, żebym kiedykolwiek potrafiła komuś znów zaufać. Zaufać na tyle, by powierzyć mu moje poszarpane do granic możliwości uczucia. Już tyle razy zostałam w życiu skrzywdzona, że powinnam do tego przywyknąć. Powinnam wiedzieć, że kiedyś i ten związek się skończy, dlatego plułam sobie w brodę, że byłam go aż tak pewna. Dlatego sama jestem sobie winna, że teraz cierpię. Kiedyś, gdy moja mama mówiła mi, że to tylko młodzieńcza miłość i że na pewno jeszcze nie jedna przede mną, to ją wyśmiewałam i mówiłam "Jeszcze się zdziwisz, jak będziesz się bawić na naszym weselu!". Teraz wiem, że miała rację. Zresztą ona zawsze ją miała... Tak bardzo za nią tęsknię... Gdyby żyła, pewnie nie uciekałabym teraz do innego kraju, żeby sobie jakoś pomóc. Gdyby żyła, wszystko wyglądałoby inaczej...
  - Koniec tego przytulania! Jeżeli jesteś pewna, to musisz już iść, bo Ci samolot odleci - powiedział Daniel
  - Wiem, wiem... Kasia, pamiętaj, że masz mnie na bieżąco informować o przebiegu ciąży i o sprawach ze ślubem. Przepraszam, że będę póki co świadkową na odległość... Ale jeżeli tylko będziesz mnie potrzebowała fizycznie, jeden Twój telefon i wracam. W każdym bądź razie psychicznie będę Cię wspierać cały czas. Kocham Cię, moja malutka! - powiedziałam i ścisnęłam ją mocniej całując w policzek
  - Ja Ciebie też Misia....  
  - Ej, ej, nie przesadzaj, już za 6 miesięcy będzie tylko moja! - zbulwersował się ze śmiechem Daniel
  - No dobra, ale póki co musisz się nią jeszcze ze mną dzielić - powiedziałam i uściskałam i jego, po czym oddałam w ręce Kasi
  - Pamiętaj, że zawsze jesteśmy, gdybyś tylko nas potrzebowała. Jedź i odpoczywaj psychicznie, Misia. Mam nadzieję, że to Ci pomoże i znajdziesz w końcu swoje szczęście. Daj znać jak tylko dojedziesz. Będziemy tęsknić...
  - Ja też będę... Na pewno dam, o mnie się nie martw. Trzymajcie się i kochajcie najmocniej jak się da, Daniel dbaj o nią... pa! - powiedziałam, uśmiechnęłam się smutno i odeszłam razem z walizką wzdychając ciężko. 

Cieszyłam się, że udało mi się siedzieć przy oknie. Pierwszy raz leciałam samolotem. Jedno z marzeń spełnione, w końcu! Cały lot spędziłam patrząc przez okno i podziwiając świat z góry. Miałam taką frajdę, że w końcu lecę, że prawie zapomniałam o nim. Prawie... Bo to właśnie było wspólne nasze marzenie. Lot samolotem. Mieliśmy lecieć na wakacje za granicę i cieszyć się sobą przez okrągłe dwa tygodnie... Gdy tylko o tym pomyślałam, moja chwilowa radość uciekła i znów zatraciłam się we wspomnieniach. Wspominałam całe 3 ostatnie lata. 3 lata spędzone z kimś, za kogo potrafiłabym oddać życie. Kogo kochałam ponad wszystko i wszystkich. Był najważniejszy... Myślałam, że to wygląda tak samo i z jego strony. Wszyscy myśleli. Nie znałam osoby, która by nam kiedyś nie powiedziała "Jak wy pięknie razem wyglądacie" albo "Dzięki wam wierzę w miłość". Nie raz słyszałam, że on jest we mnie wpatrzony jak w obrazek. Koleżanki zazdrościły mi, że on za mną tak szaleje i widać, że kocha mnie na zabój. Teraz wiem, że był po prostu dobrym aktorem. Cholernie dobrym. Po raz kolejny ktoś przerwał mi moje przemyślenia. Tym razem była to stewardessa oznajmująca, żebym zapięła pasy, bo zaraz będziemy lądować. Zdziwiłam się, że tak szybko mi zleciał ten czas lotu. Poczułam nutkę fascynacji, ale i zdenerwowania, bo nie wiedziałam, co mnie tutaj czeka. Czułam też radość, że w końcu zobaczę Izę, siostrę mojej mamy. Była starsza ode mnie tylko o 8 lat, więc zawsze była dla mnie jak starsza siostra a nie ciocia. Nie widziałam jej od dwóch lat odkąd wyjechała do Londynu. Ciekawe czy się zmieniła..

Stałam na lotnisku i rozglądałam się dookoła jak nienormalna. Byłam wściekła. Izy nie było! Próbowałam do niej zadzwonić, ale jej telefon nie odpowiadał. I co ja mam teraz zrobić? Przecież ja nawet nie wiem, gdzie ona mieszka, pracuje... Usiadłam na ławce i czekałam, bo co innego mi pozostaje? Musi się tu niedługo pojawić... Musi! 
Czekałam 2 godziny. W końcu wstałam i wyszłam z lotniska. Tak jak myślałam stały tam taksówki. Weszłam do jednej i powiedziałam, że chcę jechać do jakiegoś hotelu w centrum Londynu, zatrzymam się tam i będę dalej próbowała co jakiś czas dodzwonić się do mojej kochanej cioci, która jak zwykle ma głowę nie wiadomo gdzie i zapomniała, że ma mnie odebrać z lotniska...
Wysiadłam z taksówki, weszłam do hotelu i zarezerwowałam pokój. Recepcjonistka dała mi klucz, powiedziała, które piętro i życzyła miłego pobytu. Podziękowałam i udałam się na przedostatnie piętro. Znalazłam odpowiednie drzwi i weszłam do mojego dzisiejszego miejsca zamieszkania. Postawiłam walizkę koło łóżka i podeszłam do okna wybierając jednocześnie numer do Izy. Dalej miała wyłączony telefon. Patrzyłam na miasto i stwierdziłam, że nie będę bezczynnie siedziała i czekała na jakikolwiek znak od niej. Tak jak stałam wyszłam z hotelu i poszłam przed siebie, zapamiętując tylko ulice i numer hotelu, żebym w razie czego mogła wpisać go w nawigację w telefonie i wrócić. Szłam i szłam nie myśląc o niczym. Dosłownie o niczym, wyłączyłam swój umysł i skupiłam się tylko na tym, żeby iść przed siebie. Co jakiś czas wyciągałam telefon i próbowałam się dodzwonić, do ciotki. Bezskutecznie. Zmęczyłam się w końcu, więc postanowiłam usiąść na ławce w parku, przez który właśnie przechodziłam. Jak ja się w nim w ogóle znalazłam? Ostatni raz wybrałam numer, który ciągle był poza zasięgiem. Wściekłam się. Co ona sobie w ogóle wyobraża? Przyjeżdżam do niej, do nieznanego mi całkowicie miasta, ona zapomina mnie odebrać z lotniska i jeszcze ma wyłączony cały dzień telefon. Już od 6 godzin nie mogę się z nią skontaktować! A jeśli coś jej się stało? Boże, proszę tylko nie to, ja już mam dość zmartwień.... Postanowiłam wrócić do hotelu, zasnąć, a bynajmniej chociaż spróbować i jutro już na pewno powinna się w końcu odezwać. Włączyłam nawigację i wpisałam adres hotelu. Zaznaczyłam, żeby mi pokazało drogę, a tu nic. Jeszcze raz i ponownie bez żadnej reakcji telefonu. Próbowałam jeszcze kilka razy, a moja wściekłość rosła wprost proporcjonalnie  do prób zobaczenia drogi powrotu do hotelu! 
  - Cholera, co za pieprzony telefon! - krzyknęłam trochę za głośno niż bym chciała
  - Mogę jakoś pomóc? - zapytał chłopak, który akurat przechodził obok, a ja go nawet wcześniej nie zauważyłam.
  - Nie dzięki, jakoś sobie poradzę... - powiedziałam zawstydzona swoją nieporadnością
  - Może jednak? Mam taki sam model, więc co nieco wiem - ponowił ofertę pomocy uśmiechając się promiennie
  - No dobra... Nie wiem jak trafić z powrotem do hotelu i prędzej rozwalę ten telefon o ziemię niż w końcu ogarnę tą nawigację...
  - To bardzo proste, zaraz Ci pokażę i nie denerwuj się tak, bo złość piękności szkodzi. A już szczególnie takim ładnym blondynkom jak Ty - powiedział i puścił mi oczko. Oniemiałam. To samo powiedział mi ON, ponad 3 lata temu jak wściekła wydzierałam się na niego, bo wpadł na mnie i wywalił na lodowisku. Tak się poznaliśmy. Poderwał mnie właśnie na ten sam tekst! Poczułam wściekłość. Wyrwałam chłopakowi telefon.
  - Pieprz się tani podrywaczu, sama dam sobie radę - powiedziałam i szybko odeszłam. Z każdym kolejnym krokiem moja złość opadała, a rosły wyrzuty sumienia, że tak potraktowałam tego chłopaka. Może po prostu chciał być miły. Nie mogę teraz patrzeć na każdego faceta przez JEGO pryzmat... Stanęłam i się odwróciłam, ale chłopaka już nie było, żebym mogła go przeprosić i poprosić o pomoc... Wyszłam z parku, rozejrzałam się i byłam w szoku. Po chwili zaczęłam się śmiać w duchu sama z siebie. Jakieś 30 metrów ode mnie był hotel, w którym się zatrzymałam. Musiałam cały czas chodzić w kółko nim znalazłam się w parku. Poszłam w stronę hotelu, chowając ten nieszczęsny telefon do kieszeni. Chciałam już następny dzień i w końcu zobaczyć Izę...






No i jest :) Kurcze, trochę długi wyszedł :D Postanowiłam, że nie będę opisywała bohaterów, tylko będziecie dowiadywać się o nich w każdym z rozdziałów. Mam nadzieję, że Wam to pasuje i podobał się pierwszy rozdział :) 
Patrycja - mam nadzieję, że o to Ci chodziło, co pojawiło się po prawej stronie. Trochę się namęczyłam, bo jeszcze nie do końca wiem, co i jak na bloggerze działa :)
Kasia - Czy ta jest dla Ciebie znośna? :P Cieszę się, że chcesz czytać :)
Ronnie - Dziękuję za wiarę we mnie i pewność, mam nadzieję, że Ci się rozdział podobał :)
Zapraszam do komentowania czy Wam się podoba, bądź co Wam się nie podoba. Chcę żeby dobrze się to czytało, dlatego jestem otwarta na każde sugestie :)

Ściskam!

4 komentarze:

  1. Na początek należy Ci się ochrzan, że mnie nie powiadomiłaś o tym blogu..
    Ale znalazłam go przypadkiem i dzięki temu rozdziałowi wybaczam Ci ;)
    Bo strasznie mi się podoba! :)
    Ale żeby tak krzyczeć na jakiegoś przystojniaka ;D
    Już się nie mogę doczekać jak się rozwinie akcja i co z tą Izą ;p
    Czekam na nexta ;) ;*
    PS. Nie jesteś za stara, spójrz na mnie xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się naprawdę ciekawie
    Tym chłopakiem był zapewne któryś członek zespołu hehe
    Ciekawe co z tą Izą
    No ja to kompletnie nie wiedziałabym co mam robić, gdyby ciotka nie przyjechała po mnie na lotnisko heh
    Weny ci życzę przede wszystkim
    I czekam na kolejny rozdział =D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki, że poinformowałaś mnie o swoim blogu, bo mam przeczucie, że będzie dobry :D i oczywiście czekam na dalszy ciąg wydarzeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest po protu boskie !
    Rozdział podoba mi się bardzo :)
    Albo mi się wydaję albo to opowiadanie będzie jednym z najlepszych jakie czytam :)
    Masz talent, Aniu i to ogromny ;*
    Czekam z niecierpliwością na następny ;p

    Zapraszam również do mnie:
    http://thewanted-and-rosalie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję! :)